Rozdział bez bety, bo chciałam koniecznie coś dziś dodać. W wolnej chwili sprawdzę i dodam sprawdzoną wersję z mniejszą ilością błędów :)
Mam nadzieje, że sprostałam oczekiwaniom. A tak w ogóle to zapraszam na zwiastun wykonany przez Brizzę, znajduje się w zakładce Zwiastuny i Zapowiedzi i na stronie Spis Treści.
Mam nadzieje, że sprostałam oczekiwaniom. A tak w ogóle to zapraszam na zwiastun wykonany przez Brizzę, znajduje się w zakładce Zwiastuny i Zapowiedzi i na stronie Spis Treści.
Piosenka do rozdziału - Beauty and the beast
(wersja poprawiona)
Rozdział XIII
Hermiona wzdrygnęła się, gdy wyszli z zamku i zetknęli się z zimnym, jesiennym, nocnym powietrzem. Na Blaisie i na Malfoyu chyba nagła różnica temperatur nie zrobiła większego wrażenia, bowiem, mimo że tylko w bluzkach, szli luźnym krokiem przed siebie.
-- Więc idziemy na boisko Quiddytha? – zapytała, rozcierając dłonie, tonące w materiale o wiele za dużej na nią bluzy Draco.
Ku jej zdziwieniu Blaise pokręcił głową, a Draco prychnął
-- Coś ty, Granger. Boisko jest usytuowane naprzeciwko pokoi większości nauczycieli, mógłby ktoś nas zobaczyć. My nie będziemy grać, Granger. My chcemy tylko poćwiczyć i wypróbować miotły. – wyjaśnił
-- Ale gdzie chcecie iść? – zapytała z przekąsem. Na dworze było bardzo zimno, w końcu było już po 10, a był środek września.
-- Na polanę blisko Zakazanego Lasu – odparli chórem Ślizgoni. Hermionę dosłownie wmurowało w ziemię. Nie bała się zbytnio Zakazanego Lasu, nawet bywała tam kilka razy. Ale wizyta tam po zmroku, z dwójką ŚLIZGONÓW to zupełnie co innego. Mimowolnie zadrżała. Nie tylko z lekkiego strachu, ale i z zimna. W końcu miała na sobie tylko nie za długie spodenki od piżamy, koszulkę i bluzę Malfoya.
-- Wam coś padło na mózg! – syknęła, patrząc z niedowierzaniem na chłopaków. – Byliście kiedyś w Zakazanym Lesie po zmroku?! Ja tylko raz i do tej pory to pamiętam! Nie bez powodu chyba ten las nazywa się Zakazanym! – warknęła machając w agonii rękami.
-- Nie spinaj, Herm – poprosił Zabini z rozbrajającym uśmieszkiem, patrząc na nią wyczekująco tymi zielonymi oczami. – Tylko na pół godzinki – dodał szybko.
-- Ehh… - westchnęła Hermiona. Już wiedziała, że ustąpi... – Sama nie wiem dlaczego się na to godzę…
-- Może dlatego, że wprost nie można się nam oprzeć? – zasugerował kpiarsko blond włosy Ślizgon. Hermiona wywróciła oczami i prychnęła
-- Nie wiem, czy pamiętasz Draco, ale jako jedna z nielicznych dziewczyn nie jestem twoją psychofanką i możesz być pewny, że w normalnych okolicznościach i tak bym ci odmówiła. – powiedziała, cedząc powoli każde słowo.
-- Ale wiesz, Granger – Malfoy nie wydawał się być zbity z tropu - Z tamtymi dziewczynami przynajmniej trochę flirtowałem. Gdybym z tobą spróbował, też byś dla mnie zrobiła wszystko – oznajmił z flirciarskim uśmiechem blondyn. Blaise zakaszlał gwałtownie, nie próbując nawet ukryć rozbawienia pewnymi słowami swojego przyjaciela.
-- Nie jesteś zbyt pewny siebie? – zakpiła Gryfonka opierając ręce na biodrach – Jeśli nie zauważyłeś, ja nie należę do tych dziewczyn, które zwracają uwagę wyłącznie na wygląd. Dla mnie liczy się charakter i wartości. A pod tym względem zbyt wiele do zaoferowania nie masz… - oznajmiła. Draco spoważniał i przyjrzał się jej poważnie, lustrując ją wzrokiem
-- Ty również mnie nie znasz, Granger – powiedział w końcu, wciąż nie spuszczając wzroku z Hermiony. – więc nie wiesz, jaki jestem naprawdę. – oznajmił
-- Jak niby mam cię znać od innej strony, skoro przez te siedem lat naszej znajomości nie doczekałam się z twojej strony niczego innego, jak tylko obelg, wyzwisk i bezpodstawnych uprzedzeń, co?! – odparowała ostro. Blaise uniósł ręce w obronnym geście.
-- Nie żebym się wtrącał, ale skoro mamy się wyrobić w tą godzinę, to lepiej, żebyśmy… – zaczął niepewnie, ale i tak zaraz został uciszony przez Draco i Hermionę
-- Nie wtrącaj się! –krzyknęli równocześnie, w tym samym czasie odwracając się do bruneta. Blaise ostatecznie skapitulował
-- Jestem Ślizognem, Granger! Czarodziejem czystej krwi, a ty jesteś szlamą! SZLAMĄ – syknął – To już samo w sobie nie jest obiektem dumy
-- Wiesz, ja tam się cieszę, że urodziłam się w normalnej rodzinie! I mimo, że moi rodzice są mugolami to kocham ich i nie zamieniłabym ich na nikogo innego! Nie jestem materialistką, Malfoy! To nie moja wina, że nie urodziłam się w rodzinie magicznej. Nie ma nic złego w tym, że jestem pierwszą czarodziejką w mojej rodzinie, a dla mnie jest to wręcz powód do dumy! – warknęła – A ty, gdybyś nie był takim aroganckim dupkiem to wiedziałbyś, że wszyscy, bez względu na pochodzenie jesteśmy czarodziejami, a nasza wartość zależy od nas samych!
-- Fajnie Granger, że dzielisz się ze mną swoimi przemyśleniami… - zakpił, a Blaise spoglądał na nich niespokojnie. Jeśli tak dalej będą się wydzierać, to na bank ich złapią i wlepią ostry szlaban, a dodatkowo polecą punkty.
-- Widzisz!? – Hermiona załamała ręce – Nawet w takich poważnych rozmowach jesteś cyniczny i niewiele obchodzi cię stanowisko innych, bo ty jesteś najważniejszy!
-- Dobra, Granger, a niby ty jesteś taka idealna? – zaatakował Malfoy w odwecie – Może i jesteś zbawczynią świata czarodziejów, członkinią świętej trójcy i mimo, że wszyscy cię mają za taką świętą, idealną dziewczynę to ty też masz wady! Już nawet nie chodzi o twoją krew, ale o przemądrzałość. Uważasz, że zjadłaś wszystkie rozumy i bez przerwy się wywyższasz.
-- A ty niby nie? – odparowała
-- Może i tak – zgodził się ugodowo Draco, patrząc na nią ze złością w stalowo błękitnych oczach – Ale ty po prostu wkurzasz! Zawsze prowadzasz się z idiotami! Potter może jeszcze by uszedł, ale Weasley? Chociaż on i tak jest lepszy od tego Piromana – burknął z odrazą Draco. Hermiona zmarszczyła brwi zdezorientowana
-- Mogę wiedzieć o kim ty mówisz, Malfoy? – zapytała zdziwiona. Blondyn tylko wywrócił pogardliwie oczami|
-- No jak to, o kim? – sarknął – O tym Piromanie- Finniganie! On zawsze miał jakieś problemy z ogniem…
-- To, że Seamusowi zawsze wszystko wybucha, to jeszcze nie znaczy, że jest piromanem – zaoponowała Hermiona, stając w obronie kolegi.
-- Jasne… - prychnął pod nosem Zabini, obserwując z rozbawieniem sprzeczkę Hermiony i Dracona. – Ale nie możecie tego dokończyć jutro? Bo jak tak dalej pójdzie to skończymy nad ranem… - zakpił, a jego słowa przywróciły Hermionę do pionu.
Dopiero teraz zaczęła odczuwać przeszywający chłód, na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Dziwne, jeszcze nigdy nie była aż tak pochłonięta jakąś tam sprzeczką. Westchnęła, a kątem oka dostrzegła, że Malfoy, mimo agresywnej i pewnej siebie postawy również wydaje się zmieszany.
-- Ruszcie się – powiedziała w końcu – im szybciej tam dojdziemy, tym szybciej wrócimy… - westchnęła i cicho ruszyli w stronę Zakazanego Lasu
*
-- Malfoy, to ty? – szepnęła spanikowana Gryfonka o czekoladowych oczach. W lesie było ciemno i ponuro, cały czas dało się słyszeć jakieś trzaski, wycia zwierząt, stukoty kopyt, pohukiwania sów itp. A przez gęste korony i rozgałęzienia drzew nie docierało światło księżyca. Malfoy prychnął
-- Oczywiście, że ja Granger! Niby kto inny? – zaraz potem uśmiechnął się kpiąco – A co, cykasz się? – zasugerował.
-- Chciałbyś, Malfoy! – burknęła prostując się dumnie – trzeba czegoś więcej niż jakiś tam las żeby mnie wystraszyć! – Zabini uśmiechnął się lekko do Malfoya, ale nie skomentował tego. Natomiast Draco spojrzał z góry na drobną dziewczynę i prychnął
-- Taa, a kto się bał sam zejść z drabiny, kujonko? – zakpił z szerokim, Malfoyowskim uśmiechem na wargach – Trzeba było ci tą drabinę trzymać, żebyś stamtąd zeszła – wypomniał jej
-- Hmm, ale wiesz Smoku, nikt nie kazał ci tego robić... – dorzucił swoje trzy grosze Blaise, stając w obronie dziewczyny.
-- No właśnie! – podjęła Gryfonka – Wcale cię nie prosiłam o pomoc! Właściwie to nawet wolałam, żecy to Blaise przytrzymał tą głupią drabinę! Ale nie, oczywiście – burknęła – jak ja NIE CHCĘ , żebyś czegoś robił, to tobie się nagle to CHCE robić! I nic cię od tego nie odwiedzie! – wytknęła obrażona.
-- No właśnie Granger, więc było nie gadać, że robię to źle - oświecił ją łaskawie
-- Ale właśnie ty robiłeś to źle! – nie ustępowała Hermiona – Przez ciebie i twoją głupotę prawie spadłam z te durnej drabiny! – wybuchła dziewczyna i oskarżycielsko spojrzała spod przymrużonych powiek na Malfoya.
-- Ale to było zabawne! – bronił się arystokrata
-- Chyba tylko dla ciebie! – warknęła urażona dziewczyna. Blaise parsknął śmiechem
-- Całkiem przyjemnie słuchać tych waszych przepychanek, moje gołąbeczki, ale jak tak dalej się będziecie wydzierać to albo nas złapie stary dziadyga woźny lub stara jędza McGonagall – stwierdził z rozbawieniem – A ta lepsza wersja, mówi, że wasze głosy przyciągną wilkołaki, lisołaki lub chimery i zginiemy wszyscy w tym lesie, a naszych zwłok nikt nigdy nie odnajdzie – powiedział złowieszczym tonem brunet. Hermiona zmarszczyła brwi i lekko trąciła łokciem Dracona w żebra
-- On tak zawsze? – spytała szeptem patrząc z niepokojem na Blaisa, który wciąż stał nieruchomo i uśmiechał się do nich szeroko
-- Niestety przez większość czasu - westchnął blondyn, spoglądając na swojego przyjaciela, który przyglądał się im z miną niewinnego aniołeczka. Zarówno Draco, jak i Hermiona byli tak zdziwienia nagłymi i nieco dziwnymi słowami Blaisa, że nawet zapomnieli oburzyć się, gdy ciemnowłosy Ślizgon nazwał ich „gołąbeczki” .
-- To idziemy, czy mamy tu tak stać? – zapytał Diabeł beztrosko. Hermionaę wmurowało w ziemię. Jeśli Malfoy był doskonałym aktorem i zmieniał nastroje jak rękawiczki, to Blaise był jeszcze bardziej nieprzewidywalny, choć u niego dominował raczej dobry humor, co było wielkim plusem
-- Dobra, chodźmy… – ustąpiła Hermiona – Jak już mówiłam, im szybciej pójdziemy, tym szybciej wrócimy. Przyspieszyli kroku, teraz praktycznie już truchtali, z tym, że Draco i Blasie robili to z naturalną gracją i bezszelestnie, a pod stopami Hermiony, mimo że starała się biec cicho, co jakiś czas trzaskały gałęzie i zasuszone liście. Wreszcie znaleźli się na przestronnej polanie, otoczonej wielkimi, wiekowymi modrzewiami i sosnami. Zza drzew wystawały niektóre wieże Hogwartu, więc Hermiona oceniła, że wcale nie są aż tak daleko od zamku, jak jej się początkowo wydawało.
Tymczasem Draco i Blaise złapali miotły i jednym, zwinnym ruchem wsiedli na miotły i wznieśli się kilka metrów w górę.
-- Mionka! – zawołał Blaise do stojącej na dole brązowowłosej Gryfonki – Usiądź sobie na jakimś pniu, nam to zajmie tylko kilkanaście minut! – obiecał po czym prawie wystrzelił gwałtownie w górę
-- Tyko nie zemdlej z zachwytu, Granger – rzucił na odchodnym Malfoy z tym swoim firmowym uśmiechem, po czym poleciał w górę za przyjacielem
Hermiona obserwowała lot Ślizgonów. Latanie na miotle jakoś specjalnie jej nie podniecało. W końcu to tylko latanie. Niechętnie obserwowała kiedyś popisy na miotłach Harry’ego i Rona, bo najzwyczajniej w świecie ją to nudziło. A oni doskonale to wiedzieli i później jej już nie namawiali.
Ale gra Malfoya i Blaisa była trochę inna. Obaj latali z taką prędkością, że Hermionie zakręciło się w głowie od samego patrzenia. A gdy Blaise zaczął lecieć prosto na drzewo, po czym gwałtownie skręcił, trzymając w jednej dłoni, drobną, uschniętą gałąź z drzewa, dziewczyna myślała już, że chłopak po prostu rozbije się na drzewie. Ale Diabeł był przecież Ścigającym. Uniki i nagłe zwroty to była jego specjalność. Natomiast Malfoy rozpędził się do granic możliwości i z taką oto prędkością zaczął gwałtownie lecieć w dół. Hermiona z rozszerzonymi oczami obserwowała poczynania blondyna. Mimo, że wiedziała , że to tylko popisy, to jednak wyglądało to bardzo niebezpiecznie, bo gdyby tylko Malfoy o sekundę za późno poderwał się do góry jego miotła rozbiłaby się na drzazgi w kontakcie z ziemią, przy tak dużej prędkości, a on sam praktycznie nie miałby szans na przeżycie po takim upadku.
Mimowolnie z podziwem przyglądała się ich poczynaniom. Nawet nie zwracała uwagi na zimno, docierające do niej przez materiał ciemnej bluzy Malfoya.
Po kilku lub też kilkunastu minutach Draco Malfoy, znienawidzony przez Hermionę Ślizgon zaprzestał szaleńczego latania wraz z Blaisem i zatrzymał się zaledwie niecałe dwa metry nad siedzącą na starym pniu szatynką. Jednym sprawnym obrócił miotłę i tak wisząc w powietrzu głową do dołu wyszczerzył się do zdziwionej Hermiony
-- I co, Granger. Musisz przyznać, że te twoje żałosne Gryfki nawet nam do pięt nie dorastają – zapytał z kpiną
-- Wcale nie! – zaperzyła się z mocą dziewczyna uderzając lekko otwartą dłonią w czoło Malfoya. Na ten gest chłopak lekko się obruszył
-- Ej! – zawołał – zniszczysz mi fryzurę! – upomniał ją, na co Hemriona tylko pokręciła oczami nad głupotą i poziomem samouwielbienia tlenionego arystokraty. Dziwne, ale jak na razie Malfoy zachowywał się tyci, tyciuteńko lepiej niż zwykle. Pewnie Blaise musiał go czymś upić… - Granger – zagaił w końcu z wrednym błyskiem w oku – Co tak się gapisz, jakbyś człowieka na miotle nie widziała? Cykasz się przed lataniem? – zakpił
-- Chyba ty, Malfoy! – zaprzeczyła agresywnym sykiem – Zresztą, ja nie widzę człowieka na miotle, ja widzę tylko jakąś wredną fretkę na miotle! – powiedziała mściwie, wiedząc, że za użycie tego wyrażenia wobec arystokraty może nawet przypłacić życiem
-- Spadaj! – obruszył się słysząc słowo „fretka”
-- Malfoy – uśmiechnęła się słodko Hermiona – Nie wiś tak głową w dół, bo ci krew do mózgu spłynie, chociaż może w ten sposób dowiemy się czy go masz, czy może jednak nie. Ja osobiście skłaniałabym się do tej drugiej hipotezy! – zaśmiała się.
-- Jakaś ty zabawna Szlamciu! Normalnie boki zrywać! Hahahaha – zaśmiał się sztucznie Malfoy, wciąż nie zmieniając położenia, choć od tego wiszenia głową w dół robiło mu się powoli nie dobrze – Ale chyba mi nie powiesz, że ja przebiegły Ślizgon – powiedział teatralnie – jestem w jakiejś dyscyplinie odważniejszy od ciebie, chlubnej uczennicy sławetnego i odważnego Gryfolandu! – zaśmiewał się kręcąc spiralne kółka przed Hermioną. Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i wydęła lekko usta
-- Wcale się nie boje pacanie! – warknęła. Draco prychnął, a Blaise, lecący tuż za ich plecami roześmiał się cicho słysząc ich słowną przepychankę…
-- Udowodnij! – zażądał Draco, patrząc jak Hermiona wytrzeszcza na niego swoje wielkie, brązowe oczy – Wsiądź ze mną na miotłę! – Gryfonka o mało nie spadła z pniaka, gdy usłyszała słowa blondyna
-- Chyba żeś rozum postradał! – wyjąkała Hermiona. Czy on kompletnie zwariował? Może znowu Blaise mu coś do soku nasypał? – Ja i ty razem na miotle, Malfoy!? To by zburzyło porządek wszechświata! Poza tym, Malfoy, ja chcę dożyć końca szkoły! A nie uśmiecha mi się śmierć z tobą na miotle! – wygarnęła mu
-- Aha – odparł ze spokojem jasnowłosy Ślizgon – Czyli się boisz – powiedział lekkim tonem. Hermiona ze świstem wciągnęła powietrze i wstała gwałtownie , dumnie się prostując
-- Właśnie, ze nie ty tleniony idioto! Po prostu nie jestem samobójcą! - oświadczyła, patrząc krytycznie na Błyskawicę chłopaka
-- Po prostu się cykasz! – zaśpiewał melodyjnie chłopak, mimo że wciąż wisiał głową w dół – Szlamcie jednak tchórzą! – na te słowa Hermiona prychnęła oburzona. Żaden przebrzydły Ślizgon nie będzie jej wypominał tchórzostwa. Przeleci się na tej durnej miotle, choćby była to ostatnia rzecz jaką zrobi w życiu!
-- Zamknij się Malfoy! – zawołała opierając ręce na biodrach i wstając szybko z pnia, mimo odrętwiałych nóg – Ja nigdy nie tchórzę, nie to co takie tchórzofretki jak ty! Ląduj natychmiast i się posuń! – rozkazała. Malfoy uniósł kpiąco brwi, ale odwrócił się razem z miotłą i lekko wylądował na ziemi tuż przed wzburzoną Gryfonką. Przesunął się do tyłu, tak by brązowooka bez problemu mogła wsiąść na „pojazd”
-- To jak, wsiadasz? – zapytał z szyderczym uśmiechem. Dziewczyna jednak tym razem to zignorowała i zacisnęła wargi. Powoli i z wahaniem usiadła na miotle i kurczowo złapała się jej rączki, jak ostatniej deski ratunku. Poczuła, jak Malfoy, siedzący tuż za nią momentalnie zesztywniał. Hermiona wykrzywiła wargi w lekkim grymasie i szybko wywróciła oczami; pewnie od dotyku „szlamy” – pomyślała z niechęcią. Ale szybko pokręciła głową odganiając od siebie tę myśl. Malfoy ją sprowokował- więc teraz niech cierpi…
-- Dobra, Granger, złap się mocno rączki i jej nie puszczaj – poinstruował ją jak dziecko. Hermiona prychnęła; wiedziała, że Malfoy ma ją za głupią, ale bez przesady, nawet Astoria nie byłaby tak głupia, by puścić rączkę miotły, gdy na niej leciała.
Chwyciła trzon miotły jeszcze mocniej, a ku jej zdziwieniu Draco, ponieważ był od niej sporo wyższy, z łatwością sięgnął do rączki miotły tuż przed jej własnymi dłońmi. Więc chcąc nie chcąc, panna Granger stykała się z ramionami Ślizgona i była przez nie praktycznie objęta… - Gotowa, Granger? – zapytał, tak dla zasady, bo nie czekając na jej odpowiedź mocno odbił się stopami od ziemi i szybko wzleciał w powietrze.
Hermiona pisnęła cicho. Była kompletnie zaskoczona, a szybkość z jaką oderwali się od ziemi sprawiła, ze poczuła tzw. motylki w brzuchu.
Draco, słysząc reakcje dziewczyny roześmiał się, a Hermiona nie mogła stwierdzić, czy był to ten zwykły, szyderczy i kpiący śmiech Dracona Malfoya, czy może też… ten prawdziwy?
Nie zastanawiała się nad tym, bo była zbyt zajęta podziwianiem obezwładniającego widoku; wznieśli się tak wysoko, że mogli zobaczyć Hogwardzkie jezioro i srebrny księżyc odbijający się w jego gładkiej tafli oraz drzewa, wspaniałe, wysokie drzewa przygotowujące się do zbliżającej się zimy. A niebo było ciemne, nie przysłonięte ani jedną chmurką, co pozwalało podziwiać im nie tylko wielki księżyc, ale i miliony srebrnych, błyskających co jakiś czas gwiazd.
Hermiona lekko uśmiechnęła się podziwiając te wspaniałe cuda, o których wiedziała, ale równocześnie nie znała tak jak poznała w tej chwili. W tej chwili była wdzięczna Malfoyowi, że wyciągnął ją na ten lot miotłą, choć nie przyznałaby tego na głos.
Ta sceneria, czyli ; ona i Malfoy na miotle coś jej przypominała. Tylko co?
Przez chwilę głowiła się nad tym, ale w końcu coś jej zaświtało. Jej sen przed tegorocznym pójściem to Hogwartu! Tak, to było to! Wtedy śniło jej się, że leciała na miotle z Malfoyem, ona spadła, a on ją złapał …
-- To dziwne… -wymamrotała pod nosem, ale i tak nie uszło to uwadze blondyna
-- Co jest dziwne? – zapytał po raz pierwszy odkąd razem wzbili się w powietrze. Hermiona spanikowała lekko. Nie miała zamiaru przyznawać się Malfoyowi, że śnił jej się. Jeszcze ten nadęty buc pomyślałby sobie, że o nim myślała. A tak nie było…
-- To, że lecisz ze szlamą i ją dotykasz, Malfoy – wymyśliła na poczekaniu. Draco zawahał się chwilę ale odpowiedział
-- Odkażę się Granger, już ty się o mnie nie martw… - odparł cynicznie, ale Hermiona nagle krzyknęła
-- Widzisz, Malfoy? – zawołała z entuzjazmem wskazując na niebo. Początkowo nie wiedział o co jej chodzi, ale po ułamku sekundy wreszcie zrozumiał, co przykuło uwagę Hermiony; była to spadająca gwiazda – Dawaj, Malfoy, myśl życzenie – dźgnęła go w żebra i ponagliła. Sama swoje już przed kilkoma sekundami pomyślała…
-- Nie wierzę w takie brednie – odburknął chłopak, ale jednak szybko pomyślał swoje najskrytsze życzenie…
-- A ty w cokolwiek wierzysz? – spytała sceptycznie Gryfonka, kręcąc lekko głową
-- Oczywiście, że w coś wierzę – obruszył się Ślizgon – W magię i w siebie…
-- Czyli jesteś realistą – uznała Hermiona, Draco lekko wzruszył ramionami
-- Na to wychodzi… - powiedział lakonicznie. Na chwilę zapanowała między nimi lekko krępujące milczenie. Draco wykonywał różne zwroty i łatwe, bezpieczne zakręty, a Hermiona podziwiała otaczający się przed nimi krajobraz. Dawno nie czuła się tak odprężona…
-- Malfoy? – spytała w końcu, przerywając ciszę – Pamiętasz, tą naszą sprzeczkę na początku drogi? – miała na myśli tą kłótnie, podczas której wypominali sobie, wiele rzeczy, jednak argumentem każdego było to, że drugie się myli i ż e kompletnie nie zna…
-- No pamiętam, a do czego dążysz, Granger? – zapytał bez ogródek Draco. Nigdy nie lubił zbędnych słów i nigdy niczego nie owijał w bawełnę. Wolał od razu przejść do sedna sprawy.
-- Wiesz… - wyjąkała Hermiona, nie bardzo wiedząc jak poprowadzić dalej tę rozmowę – Otóż, trochę racji miałeś w tym, że nie mam prawa oceniać niektórych aspektów bo cię nie znam. To samo tyczy się ciebie. Nie znasz mnie, a wyzywasz i kpisz. I uważam, że każdemu z nas zrobi dobrze jeśli będziemy mieć rozejm. – powiedziała, ale zaraz szybko dodała – Tylko chwilowy ma się rozumieć…
-- No nie wiem… - zawahał się chłopak – Wyzywanie cię i doprowadzanie do wściekłości stało się moim hobby. Ale dobra, niech ci będzie, Granger. Ale może zrobimy z tego mały zakładzik, co Granger? – zapytał z oczekiwaniem, Hermiona pokręciła głową, nigdy nie lubiła hazardu…
-- Dobra, Malfoy, zgoda. – zgodziła się – Więc przez jakiś czas mamy mieć rozejm i nie obrzucać się obelgami – powiedziała i dopiero wtedy zrozumiała jakie to będzie trudne… Ale teraz nie było już odwrotu
-- Czyli jak na nas to będzie cud – mruknął tylko chłopak powoli kierując trzon miotły w stronę ziemi. Czas na lądowanie…
-- A żebyś wiedział, Malfoy – szepnęła bezgłośnie Hermiona, gdy już dotknęła stopami ziemi. Lot był cudowny, mimo że leciała ze swym wrogiem, to dostarczył jej wiele radości i entuzjazmu. To była jedna z nielicznych chwil gdy Malfoy zachowywał się jak normalny człowiek. Ale mimo że w powietrzu czuła się świetnie, to jednak miło było mieć świadomość, że znów stąpa po twardej i stałej ziemi…
-- Blaise! – krzyknął głośno Draco, sprowadzając tym na ziemię swojego przyjaciela, który jak do tej pory wesoło śmigał między drzewami – Jesteś nam potrzebny – oznajmił. Brunet lekko i z wrodzoną gracją wylądował na ziemi, po czym luźnym krokiem podszedł do Hermiony i Draco z wiecznym uśmiechem.
-- Zawsze chętnie służę pomocą! – zawołał wesoło Diabeł stając obok nich – A do czegóż jestem wam potrzebny, wy moje…- zawahał się – ulubione ludziki… - Draco wywrócił oczami
-- Założyłem się z Granger, więc ty będziesz świadkiem naszego zakładu – odparł. Blaise zaklaskał w ręce. Po czym zza tylnej kieszeni wyjął różdżkę i szybko, tak by Hermiona i Draco niczego nie zauważyli wyczarował dwie małe bransoletki; jedną srebrną, drugą złotą.
-- Spoko, Smoku! – powiedział wesoło zamachał im przed nosem swoją świerkową różdżką – Złapcie się z ręce – zakomenderował. Hermiona z ociąganiem podała rękę blondynowi; nie miała najmniejszej ochoty słuchać jego uwag dotyczących dotyku szlamu. Ale ku jej zdziwieniu Malfoy niczego nie skomentował; jedynie wzdrygnął się pod wpływem jej dotyku, jednak nie powiedział ani słowa.
Draco szybko powiedział Zabiniemu treść ich zakładu i warunki, a Hermiona je powtórzyła. Z każdym ich słowem czerwono- zielone promienie owijały się wokół ich splecionych dłoni pieczętując ich zakład. Gdy skończyli Diabeł podał im wyczarowane wcześniej bransoletki; złotą dał Draconowi, a srebrną Hermionie
-- Będziecie je nosić do czasu trwania zakładu – oznajmił, gdy już je założyli. Ledwie udało mu się powstrzymać diabelski uśmiech, który błąkał mu się po twarzy – To jak, wracamy już do zamku? – zaproponował dziwnie wesołym tonem….
*
-- No to dobranoc, Miona – szepnął wesoło Blaise machając na pożegnanie Hermionie. Byli w zamku, w tej części korytarzy, gdzie musieli się rozdzielić, by dojść do swoich pokoi.
Hermiona ziewnęła. Dopiero teraz dotarło do niej jak bardzo jest zmęczona. Było już dwadzieścia minut po północy
-- Dobranoc, Blaise – opowiedziała brunetowi – Słodkich koszmarów, Malfoy – powiedziała z cynicznym uśmiechem do blondyna
-- Słodkich koszmarów, Granger – odparł w odwecie chłopak, pokazując Gryfonce język
-- I tak cię nienawidzę, Malfoy – szepnęła do niego na odchodnym
-- Ja ciebie też… - odszepnął Ślizgon, a Hermiona mogłaby przysiąc, że kącik jego warg drgnął w cieniu uśmiechu….
***
-- Witaj, Rolando – powtórzył Trevor siadając na ciemnej kanapie w pokoju pani Hooch. Rolanda przygryzła lekko wargę. Nie widziała La Ruse’a od dobrych czterdziestu lat i mimo, że kiedyś byli całkiem dobrymi kolegami czuła się lekko niezręcznie w jego towarzystwie
-- Witaj, Trevorze – powiedziała sztywno, siadając w fotelu, naprzeciwko niego – Co cię do mnie sprowadza? – zapytała nerwowo – Myślałam, że raczej zależy ci na rozmowie z Minerwą – szepnęła. Mężczyzna roześmiał się
-- Zależy mi, a jakże. – odparł – Ale znasz Minerwę, nie chce mnie widzieć, a tym bardziej słuchać. A próbuję to wszystko naprawić od jakiś czterdziestu lat, moja droga. Ale jeszcze nic straconego – powiedział smutno – Wciąż wierzę, że pewnego dnia mi się uda. Ale dość o mnie, chciałbym usłyszeć, co u ciebie i Mike’a – powiedział z uśmiechem. Mike Hooch był jego najlepszym przyjacielem…
-- Dobrze, Mike prowadzi sklep w Hogsmead, mieszkamy tam wtedy, gdy mam wakacje od nauczania lub mogę sobie pozwolić na kilka dni bez obowiązków – uśmiechnęła się kobieta. Mike Hooch był jej mężem…
-- Cieszę się, że choć wam się poszczęściło, nawet jeśli ja i… Nawet jeśli ja i Ona nie mieliśmy tyle szczęścia – odchrząknął. – Słyszałem, że macie córkę – zmienił temat
--- Tak. Ma na imię Marie. Jest łamaczem klątw u Gringotta – powiedziała z uśmiechem. Marie była jej ukochanym i jedynym dzieckiem.
-- A więc odziedziczyła skłonność do przygód po rodzicach… - stwierdził Trevor.
-- Można tak powiedzieć, Trevorze – uśmiechnęła się – A ty? Jak ci się powodziło we Francji? Ożeniłeś się…? – spytała z wahaniem
-- Powodziło mi się całkiem nieźle, ale nie… Nie ożeniłem się w ogóle. Kochałem tylko Ją – powiedział poważnie – Ale Ona po naszym rozstaniu, wyszła za mąż... – stwierdził z goryczą, a Rolandzie zrobiło się go żal
-- Tak – przyznała – poślubiła Elphinstone Urquarta*. Ale ich małżeństwo trwało tylko trzy lata – dodała szybko
-- Jak dla mnie to o trzy lata za dużo – burknął Trevor, a zegar na ścianie wybił północ. La Ruse wstał i skierował się do drzwi – Musze już lecieć, Rolando. Pozdrów ode mnie Mike’a – powiedział – Dobranoc
-- Zaczekaj – zawołała szybko i podbiegłszy do komody wyciągnęła z jednej z szuflad stary album. Prędko go przekartkowała i wyjęła jedno zdjęcie – Proszę Trevorze. To dla ciebie. Żeby udało ci się to wszystko odkręcić – szepnęła. Trevor wyszedł z pokoju Rolandy i szybko skierował się do własnego pokoju co jakiś czas zerkając na podarowane zdjęcie jego ukochanej...
* Elphinstone Urquart - postać kanoniczna, wymyślona przez Rowling. prawdziwy mąż McGonagall
A teraz zagadka :DD
Kto odgadnie jakie postacie z tego opowiadania są na tym zdjęciu? :D