.

poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział XV



Wracam po niemal trzech miesiącach przerwy. Wena była, ale czasu już nie. Za to macie 8-stronicowy rozdział. Nie wiem, kiedy kolejny. Mam teraz masę nauki i trudny konkurs, czy raczej turniej. Postaram się jednak dodać coś w miarę szybko.


Rozdział XV

Gabinet McGonagall był uosobieniem skromności i szyku. Choć niewiele zmieniła dawny gabinet  Dumbledore’a to jednak w całym pomieszczeniu dawało się wyczuć kobiecą rękę.
Najbardziej rzucającą się w oczy zmianą był jednak olbrzymi portret wiszący z prawej strony biurka dyrektorki.
Oprawione w złote ramy płótno przedstawiało wysokiego, szczupłego, starszego mężczyzny z długą białą brodą i błyszczącymi spod okularów niebieskimi oczyma. Każdy czarodziej znał tę postać. Był to portret Albusa Dumbledore’a…

Hermiona szła ze spuszczoną głową, nerwowo przygryzając wargi. Jeszcze nigdy nie czuła takiego wstydu. Dosłownie czuła, jak płoną jej policzki, a ona sama czerwieniej aż po cebulki kasztanowych włosów.
Od samego myślenia, co powie im McGonagall dostawała niemiłych skurczów w żołądku.
Zerknęła ukradkiem, na idącego prawie równo z nią Malfoya. On wydawał się jedynie zmieszany. Fakt faktem, że on nie miał nic do stracenia. A ona?
Najlepsza uczennica w szkole, prefekt naczelna? Najbardziej bała się wyrazu zawodu w oczach McGonagall… Tego mogłaby nie znieść. I jak miałaby potem spojrzeć jej w oczy…
Wreszcie doszli do posągu chimery, który strzegł wejścia do gabinetu dyrektora.
-- Podaj hasło… - zaskrzeczał marmurowy posąg
-- Cytrynowy drops. – odparła dziewczyna. Jako prefekt naczelna znała hasło do gabinetu McGonagall, w razie nagłej potrzeby konsultacji z profesorką.
Gdy chimera udostępniła im przejście słabym krokiem weszła do czarodziejskiej windy, prowadzącej do gabinetu. Malfoy nonszalanckim krokiem wszedł tuż za nią…

-- Proszę – zawołała ostrym głosem dyrektorka. Hermiona przełknęła nerwowo ślinę, co poskutkowało cichą uwagą Dracona
-- Nie cykaj się, Granger. Będzie dobrze już ja się o to postaram… - powiedział szeptem, ale to i tak nie uspokoiło dziewczyny. Drżącą ręką sięgnęła do drzwi i szybko je otworzyła, chcąc już mieć to za sobą.
Razem z Draco weszli do gabinetu… Gabinet był bardzo ładny i prawie nie zmienił się nic od czasów Albusa Dumbledore’a. W pokoju wisiał nawet jego portret, a przechodząc obok niego, Hermiona niemal poczuła, jak spojrzenie bystrych oczu dyrektora przygląda się jej i Malfoyowi. Portret Dumbledore’a, był jedynym obrazem w gabinecie, prócz oprawionego zdjęcia rudowłosej kobiety z białym kwiatem we włosach, stojącego na biurku dyrektorki. Na środku pokoju, przy olbrzymim biurku siedziała wyprostowana kobieta z kasztanowymi włosami, poprzeplatanymi siwizną i spiętymi w eleganckiego koka…
-- Ee… Dzień dobry… - powiedzieli równocześnie. Dyrektorka obrzuciła ich ostrym spojrzeniem, ale odpowiedziała na powitanie.
-- Dzień dobry. – odparła, mrużąc swoje kocie oczy – Chyba wiecie, po co was tu wezwałam, prawda? – spytała gniewnie. Hermiona i Draco spojrzeli  po sobie i powolnie kiwnęli głowami, z tym że Draco uczynił to nieco buntowniczo, a Hermiona z jawnym wstydem. – Czy wy naprawdę myśleliście, że uda wam się wyjść ze szkoły w środku nocy? I to do Zakazanego Lasu? – wybuchnęła, stukając bladymi palcami o blat biurka. Ani Draco, ani Hermiona nie odezwali się ani słowem… - Oczywiście będziecie ukarani. I doskonale wiem, że również pan Zabini był wówczas z wami, ale jemu już wyznaczyłam karę. Ponieważ Ginevra Weasley została wyznaczona przez profesor Sprout do wyjazdu na południe Szkocji, w celu pozyskania nowych gatunków roślin do szkolnej szklarni, Blaise Zabini pojedzie wraz z nią do pomocy. Neville Longbottom również został wyznaczony na ten wyjazd, ale on pojedzie wraz z Luną Lovegood jako pomocnicą do Tajlandii. Wasza kara natomiast, będzie nieco bardziej… przyziemna. Skoro tak bardzo ciągnęło was do Zakazanego Lasu, to będziecie mieć doskonałą okazję, aby tam pobyć i to w nocy! – oznajmiła sucho kobieta. Hermiona poczuła jak mimowolnie otwiera usta ze zdziwienia i trwogi
-- Że w nocy? I w Zakazanym Lesie? – wyjąkała Gryfonka, sypiąc się ukradkiem w rękę, by upewnić się, że to wszystko; bransoletki, szlaban to nie jest tylko zły sen. Niestety wszystko wskazywało na to, że to brutalna rzeczywistość…
-- Tak, panno Granger. Skoro razem – podkreśliła kobieta, a Hermiona mimowolnie zaczerwieniła się jeszcze bardziej – aż tak ciągnęło was na nocne wycieczki to umożliwię wam pójście tam w dzień równonocy smoczej. I zerwanie roślin i elementów potrzebnych do eliksirów rosnących tylko podczas równonocy smoczej– oznajmiła chłodno nauczycielka. Draco zmarszczył jasne, równe brwi
-- A co to ta równonoc smocza? I kiedy ona wypada? – zapytał, niezadowolony ze swojej niewiedzy.
-- Naprawdę nie wiesz, Malfoy? – spytała Hermiona ze zdziwieniem
-- Nie, Granger, nie wiem. Nie jestem chodzącą encyklopedią, jak ty! – wywrócił oczami Ślizgon…
-- No cóż, w każdym bądź razie powinieneś to wiedzieć, bo to ma związek z twoim imieniem. Na pewno wiesz, że Draco oznacza z łaciny smoka. A równonoc smocza jest wtedy, gdy gwiazdozbiór smoka i słońce znajdują się maksymalnie blisko siebie w nocy. To niezwykła noc. Zdarza się naprawdę bardzo rzadko! Sama kompletnie zapomniałam, że wypada już w tym roku! Ostatnia równonoc smocza była naprawdę dawno! – zawołała z entuzjazmem Hermiona, zapominając nawet o wstydzie związanym z drugim w jej życiu szlabanem – Nawet nie wiem dokładnie ile lat temu, Malfoy, ale uwierz mi; następna równonoc smocza nie będzie prędko… Ta ostatnia równonoc smocza była chyba… - zaczęła podekscytowana Gryfonka, ale dokończyła za nią profesor McGonagall słabym głosem i z nieobecnym spojrzeniem
-- Czterdzieści pięć lat temu. Dokładnie wtedy wypadała ostatnia równonoc smocza… - powiedziała, a jej wzrok się lekko zamglił. Mimo, że świadomie wybrała akurat równonoc smoczą, to jednak ta data przywoływała niekoniecznie radosne wspomnienia. Jak to możliwe, że historia aż tak zatacza koło…?
-- Ale to nie zmienia faktu, że my mamy cięższy szlaban! – zawołał  oburzeniem blondyn, ignorując pełne dezaprobaty spojrzenia dyrektorki i Hermiony – W porównaniu z naszą karą, to ta którą dostał Blaise można spokojnie nazwać wakacjami! Niech go tylko zaraz dorwę … - mamrotał wściekły Draco, ale przerwał mu rozbawiony głos McGonagall
-- Nie sądzę, by go pan, jak pan określił „dorwał” bo po ostatniej lekcji, Blaise Zabini i Ginevra Weasley niezwłocznie udają się na pięć dni do Szkocji.
-- Ale… my mamy gorzej! – wykrztusił oburzony chłopak, choć i tak wiedział doskonale, że z McGonagall nie wygra
-- Już postanowione! – oznajmiła zimno kobieta – Ale skoro tak bardzo czujesz się pokrzywdzony, Draco to jeszcze dodatkowo posprzątacie starą szopę przy Zakazanym Lesie i zagrabicie przy niej liście – powiedziała, ledwie powstrzymując uśmiech, który niestrudzenie próbował wpłynąć na jej wargi. Jednocześnie czuła nieprzyjemny skurcz w żołądku. Bo niewątpliwie, ona i… również odbywali tak swój pierwszy wspólny szlaban. Jednak nie mogła na chwilę obecną stwierdzić, czy wspomnienie to było radosne, czy raczej napawające smutkiem. 
Gdy Hermiona i Draco usłyszeli ostatnią nowinę zamilkli, patrząc z niemym wyrzutem na dyrektorkę. Draco usiłował zaprotestować, ale Hermiona złapała go ostrzegawczo za ramię. Średnio uśmiechało jej się bezpośrednie dotykanie Malfoya, ale musiała go jakoś powstrzymać, nim narobiłby im jeszcze większej biedy. A to wydawało jej się najlepszym wyjściem…
-- Dość już namieszałeś! – stwierdziła ze złością – Zamknij się, zanim wyjdzie jeszcze gorzej! – syknęła, patrząc mu ostrzegawczo w oczy.
-- No dobra… - jęknął chłopak – Nie będę już wypominał KTO dostał lepszy i łatwiejszy szlaban, albowiem nie chcę ABYŚMY dostali jeszcze gorszy i nie wypada MI się kłócić o takie gó.. nic jak szlaban! – powiedział przesadnym tonem chłopak. A Hermiona zakasłała, chcąc ukryć śmiech.
-- Proszę się, uspokoić panie Malfoy. – upomniała go profesorka – Mam jednak nadzieje, że wasz wspólny szlaban nauczy was większego poszanowania zasad! Po panie Zabinim i panie Malfoy’u jeszcze mogłabym się tego spodziewać, ale po tobie, panno Granger? – powiedziała z wyczuwalnym w głosie  zawodem. Hermiona skuliła się i spuściła zawstydzona wzrok.
-- Ja wiem, że źle zrobiłam, pani profesor. Nie powinnam… - powiedziała smutno. Widząc to Draco wywrócił bladoniebieskimi oczami. Mimo, że był zimnym, bezlitosnym Ślizgonem, nie mógł patrzeć jak przez Blaisa i przez niego (ale głównie przez Blaisa) panna Wiem- Wszystko- Najlepiej ma przechlapane u swojej idolki Mcgonagall.
-- Bo wie pani… - powiedział, drapiąc się po głowie – Bo to ja i Blaise chcieliśmy iść wtedy do lasu, a Granger spotkaliśmy przypadkowo. – wyjaśniał, starając się nie patrzeć na zaskoczoną twarz nie lubianej przez niego Gryfonki. – No i ona nam mówiła, że nie powinniśmy tam iść, a ja i Blaise – znaczy się głównie on. – skłamał gładko chłopak; owszem obaj namówili Hermionę, ale fakt, że to niby Blaise głównie maczał w tym palce był wierutnym kłamstwem blondyna. To on był głównym pomysłodawcą wypadu razem z Granger, choć prawdę mówiąc Zabini również przyczynił się do tego w dużej mierze – namówiliśmy Granger, żeby poszła razem z nami do lasu… - gdy tylko chłopak skończył mówić, zerknął przelotnie na siedzącą obok niego Gryfonkę. Wciąż była widocznie zbulwersowana sytuacją z wiążącymi bransoletkami, ale zauważył, że dziewczyna przygląda mu się tak, jakby podejrzewała, iż jest niepełny władz umysłowych. W końcu nieczęsto zdarzało się, by Draco Malfoy wstawiał się za Hermioną Granger. Właściwie, rzadkością, czy raczej niecodziennym zjawiskiem, było to, by Draco Malfoy właściwie wstawiał się za kimkolwiek. I Mcgonagall również to dostrzegła. Tyle, że w niej wywołało to sprzeczne uczucia. Z jednej strony była zaskoczona zachowaniem ucznia, a z drugiej… nie sądziła, w przeciwieństwie do Dumbledore’a, by z tego mogło wyniknąć coś dobrego…
-- Doceniam fakt, że przyznaje się pan w imieniu swoim… i w imieniu pana Zabiniego do winy. Choć wasze wersje różniły się tym, kto jest najbardziej winny, ale tego to akurat mogłam się spodziewać… - powiedziała z przekąsem dyrektorka, a Draco ostentacyjnie spojrzał w sufit.  –Przed dniem waszego szlabanu wyślę do was list kiedy i gdzie macie się stawić przy chatce Hagrida. Możecie już wrócić na lekcje…
Wychodząc, Hermiona dałaby sobie rękę uciąć, że Dumbledore mrugnął do niej jasnym okiem z portretu…

                                                       ***
-- Salazarze, Granger jesteśmy skończeni… - jęknął pewien Ślizgon, siedząc w najdalszym końcu zamkowej biblioteki. Hermiona Granger, siedząca blisko niego, przy stojącym tuż obok stoliku (bo w końcu fakt, że wiązało ich zaklęcie nie zmuszał ich jeszcze do nagłego siedzenia razem a już na pewno nie w miejscu publicznym! ) westchnęła i przewróciła oczami
-- Nie przesadzaj, na pewno w którejś z książek musi być jakaś wzmianka na temat wiążących bransoletek Ravenclaw – powiedziała, mówiąc dokładnie to samo co półgodziny temu.
-- Już nawet nie chodzi mi o to! – zniecierpliwił się chłopak, otwierając kolejną, starą książkę i wertując ją w poszukiwaniu potrzebnych im informacji – Zobacz – szepnął – jak ludzie się na nas gapią Granger! Nawet to, że siedzimy przy osobnych stolikach nic nie daje, bo wcześniej siadaliśmy po przeciwnych  stronach Sali!  Moje życie towarzyskie właśnie umiera… - burknął wyraźnie niezadowolony, nieudolnie starając się ignorować złośliwe szepty i zdziwione spojrzenia pozostałych uczniów. Hermiona uniosła spojrzenia znad księgi o najstarszych mało znanych magicznych przedmiotach, i mruknęła z przekąsem
-- Za to możesz podziękować swojemu kochanemu przyjacielowi! – syknęła – A teraz wracaj do roboty, bo mam zamiar dzisiaj coś znaleźć o mocy tych bransoletek! – poinstruowała go i sama wróciła do czytania
-- Nie będziesz mi rozkazywać, Granger! – rzucił zaczepnie mrużąc jasnoniebieskie oczy – To, że jestem zmuszony na czas nieokreślony spędzać… dużo czasu z tobą, nie oznacza jeszcze, że możesz mi rozkazywać! Nie jestem Potterem, ani Łasicem… - ostrzegł ją burkliwie, powracając do czytania opasłego tomiszcza i pożółkłymi stronami.
-- Nie bądź taki drażliwy, Malfoy! – sarknęła dziewczyna, nieco rozbawiona. – Ja też nie jestem zachwycona tym wszystkim, aż mnie brzuch boli, gdy pomyślę o tym, co będzie jutro, ale gdy znajdziemy coś o tych bransoletkach  dowiemy się ile będzie ta cała maskarada trwać i jak zdjąć to zaklęcie.
-- Nie wiem, czy do ciebie to dociera, Granger, ale moje życie towarzyskie lęgnie w gruzach! A moja reputacja? Wiesz, jak ludzie będą plotkować? – jęknął chłopak, zamykając z trzaskiem gruba księgę i uderzając nią z impetem w czoło. Hermiona, widząc jak Ślizgon bezcześci jeden z skarbów biblioteki z oburzeniem wyrwała mu z bladej dłoni bezcenny egzemplarz i z oburzeniem wysyczała w jego stronę
-- Ty… Ty!!! – zawołała, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, które wyraziły by, jak bardzo jest oburzona i zdenerwowana – Wiesz, ile ma lat ta książka? – syknęła i otworzyła ją na pierwszej stronie. Ze zdziwieniem zauważyła, że to manuskrypt, a prawdopodobna data wydania była zapisana atramentem u dołu tytułowej strony. Hermiona wykrztusiła ze zdziwieniem – Jeśli wierzyć dacie… To ona… To… To ty trzaskałeś się po łbie tysiącletnią książką! – wybuchnęła, raz po raz zerkając na datę napisania bezcennego manuskryptu. Na pożółkłej stronie widniał jeszcze jeden napis. Mianowicie własnoręczny podpis autora. Podpis Roveny Ravenclaw…
                                                          ***
-- Nie, nie i jeszcze raz nie! – krzyknęła niewysoka szatynka o długich, kręconych brązowych włosach do górującego nad nią wysokiego blondyna.
-- No weź, Granger! – odkrzyknął chłopak z wściekłością – Muszę być na tym treningu, jestem przecież kapitanem! Musimy tam iść! To, że wnioskując z tej starej książki będziemy się użerać ze sobą jeszcze niewiadomy, zależny od rzucającego zaklęcie, okres czasu, nie znaczy, że przez twoje humory musze zaniedbywać swoje obowiązki! – wybuchnął, gestykulując zaciekle
-- Podziękuj Zabiniemu! To wszystko wyłącznie jego wina! Nie wiem, co mu strzeliło do głowy, ale proszę bardzo, o to rezultaty! Nie dożyjemy jego powrotu! No przynajmniej ty nie dożyjesz… - mruknęła pod nosem, urocza Gryfonka – Poza tym, jeśli nie pamiętasz, nie mogę się od ciebie oddalać na odległość większą niż dziesięć metrów, więc nie wiem, jak wyobrażasz sobie uczestnictwo w treningu!
-- No jak to jak? – zapytał z niewinnym uśmiechem przystojny Ślizgon – Będziesz musiała latać ze mną na miotle… - powiedział napawając się wyrazem przerażenia na drobnej twarzy dziewczyny
-- Chyba sobie kpisz! – wycedziła, akcentując dokładnie każde słowo Hermiona, ale mina Malfoya wskazywała na to, że ani trochę nie żartuje. – Za nic na świecie nie wsiądę z tobą na jedną miotłę! – oświadczyła kategorycznie, krzyżując uparcie ramiona. Słysząc tak absurdalne stwierdzenie, Draco roześmiał się i spojrzał na dziewczynę z aroganckim politowaniem, którego tak nie znosiła
-- Po pierwsze, Granger, już raz leciałaś ze mną na miotle, po drugie raczej nie chce cię zabić, a po trzecie i najważniejsze; nawet jeśli nie zechcesz tam ze mną iść, to wezmę cię siłą! – odparł z przymrużonymi oczami blondyn.
-- Ale… Ale tam będą Ślizgoni! – jęknęła Hermiona, patrząc niemal błagalnie na chłopaka. To był zły pomysł i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. A nazajutrz cała szkoła, będzie plotkowała jeszcze bardziej. Wczorajszego wieczoru
-- Ślizgoni nie gryzą, Granger… - powiedział z pobłażaniem Draco. Dziewczyna zmrużyła oczy.
-- Nie byłabym tego taka pewna… - mruknęła zagryzając, jak zawsze, gdy się denerwowała, dolną wargę. Od prawie półgodziny siedzieli w jednym z bocznych korytarzy zamku, tu gdzie nie zagrażały im wścibskie spojrzenia innych uczniów i plotki na temat ich nagłego przebywania razem, i kłócili się zażarcie. Powodem był oczywiście zamiar pójścia na trening Quiddytha i kategoryczna odmowa na żądania Ślizgona Hermiony.
-- Jestem kapitanem drużyny, Granger! – krzyknął wzburzony Malfoy – Nie mam zamiaru przez twoje widzi-misie opuścić treningu! – podniósł głos, a głuche echo poniosło się po całym korytarzu.
-- I tak pewnie mam już tak samo zrujnowaną reputacje, jak w czwartej klasie, po spędzaniu czasu z Wiktorem, a ty jeszcze chcesz, żeby przychodziła z tobą na treningi? – dziewczyna nie wierzyła własnym uszom. Jeszcze wczoraj Malfoy, mimo zakładu, starał się jej dogryźć, a dziś nagle ma zamiar przyjść razem z nią na trening Ślizgonów?
-- Gwarantuje ci, że Ślizgoni potrafią być dyskretni… - przekonywał ją Draco, choć w jego oczach wyraźnie było widać, że jego cierpliwość się kończyła.
-- Tak samo dyskretni jak ty? – zakpiła Hermiona. Nie na darmo Draco Malfoy uchodził za jedną z największych plotkar w szkole.
-- Oczywiście. – odparł chłopak ignorując przytyk dziewczyny.
-- Nie, nie i jeszcze raz nie, Malfoy! – odmówiła po raz kolejny, tupiąc przy tym nieświadomie, niczym małe dziecko.
-- To był błąd, Granger! – powiedział cicho chłopak – Bo mnie się nie odmawia! – burknął ponuro , mrużąc swoje błękitne oczy. W jednej chwili podszedł do Hermiony i mocnym, prawie brutalnym gestem przerzucił sobie jej drobną sylwetkę przez ramię i zdecydowanym krokiem, jakby Hermiona zwisająca głową w dół z jego ramienia nie była dla niego żadnym ciężarem. Ignorując wrzaski Hermiony i uderzanie jej piąstek o jego plecy ruszył prosto na stadion do gry w Quiddytha.

Tymczasem, w górzystej części zielonej krainy zwanej Szkocją, ledwie kilka mil od Hogwartu porośniętymi różnymi rodzajami traw i wspaniałymi gatunkami kwiatów pagórkami spacerowała niska, drobna rudowłosa dziewczyna. W drobnej, białej dłoni trzymała mapę, a w drugiej kompas, a na jej ramieniu wisiała niewielkich rozmiarów torba w szkocką kratę. Szybko i sprawnie zorientowała mapę, aby zobaczyć, jak najszybciej dotrzeć do dwóch ostatnich roślin znajdujących się na liście napisanej przez profesor Sprout. Zniecierpliwiona dość długą nieobecnością jej pomocnika, zawołała donośnym głosem
-- Zabini! Czego się tak wleczesz?! – warknęła tak głośno, że aż po spokojnych wzgórzach poniosło się głuche echo jej głosu. Chwilę potem na szczyt wzgórza dotarł wysoki chłopak o ciemnych włosach i zielonych oczach. Był bardzo przystojny, nie psuł tego nawet fakt, że ów chłopak miał na głowie zielono czerwony beret w kratę z czerwonym pomponem na czubku głowy, a zamiast zwyczajnych spodni założył… kraciasty, szkocki kilt… Ogólnie rzecz biorąc, Blaise, korzystając z pobytu w Szwecji i nie chcąc wyróżniać się zbytnio założył tradycyjny szkocki strój ludowy. Tyle tylko, że w ten sposób jeszcze bardziej niż zwykle odstawał od reszty społeczeństwa… - I kiedy wreszcie zdejmiesz tą spódniczkę!? – zapytała, kręcąc głową z dezaprobatą rudowłosa dziewczyna. Słysząc te jakże obraźliwe słowa twarz chłopaka zaczerwieniła się ogniście. I to nie ze wstydu.
-- Ile razy mam ci powtarzać, ruda Wiewióro, to jest KILT!!! – warknął, akcentując mocno ostatnie słowo.
-- Inna nazwa, znaczenie wciąż to samo… - odpyskowała Ginny. – A zresztą, miałeś mi opowiedzieć, o tym, co zrobiłeś Draco i Hermionie? Spławiasz mnie już kolejny dzień… - wtrąciła z urazą. Zabini od dawna chełpił się tym, że zgotował Hermionie i Draco małą niespodziankę, którą od dawna planował z Parkinson.
-- Powiem, Weasley, ale powiedziałbym szybciej za małego buziaka jako zachętę. – wtrącił z łobuzerskim uśmiechem. Ginny wywróciła oczami;
-- Śnij dalej, Zabini… Ale... kiedy mi powiesz??? – męczyła go dalej.
-- Jak dostanę całusa w policzek, to teraz… - odpowiedział chytrze chłopak. Ginevra spojrzała na niego z jawną nienawiścią i szybko podeszła do niego i lekko cmoknęła szorstki policzek bruneta. Nie minęła nawet sekunda, a już stała z dala od niego, płonąc ze wstydu i wściekłości. Ale jednak ciekowość  zwyciężyła i rudowłosa była gotowa nawet na takie potwierdzenie. Za to Blaise był po prostu wniebowzięty. Uśmiechnął się chytrze, ale zgodnie z obietnicą postanowił wszystko opowiedzieć Gryfonce.
-- A więc tak, Rudzielcu mój ulubiony, wszystko zaczęło się jeszcze na wakacjach, gdy… - zaczął opowiadać przenosząc się wspomnieniami do pamiętnego dnia, tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego, gdy znalazł w kufrze Dracona Malfoya pewne niezwykle interesujące zdjęcie…




***

Łapcie cudowny zwiastun :DDD < do historii Minerwy i Trevora>

Według mnie jest idealny. A co Wy o nim sądzicie?