Draco
Malfoy miał ochotę sam zapisać się do Św. Munga. Nie potrafił ukryć, nawet nie
potrafił udawać, a już tym bardziej nie potrafił wyrzucić z głowy irytującej,
mugolskiej piosenki Imagine. Usłyszał
ją zaledwie godzinę wcześniej w dormitorium Hermiony Granger, z którą musiał
przebywać przez wzgląd na wybryk, a właściwie klątwę najlepszego przyjaciela
Blaisa Zabiniego, praktycznie cały dzień. Teraz zbliżała się pora kolacji, a
działanie bransoletek Blaisa się osłabiło. Razem z Granger specjalnie udali się
na kolację do Wielkiej Sali później niż pozostali uczniowie, nie chcąc jeszcze
bardziej zwiększyć liczby plotek na swój temat. Mijał dopiero drugi dzień
działania zaklęcia, którego autorką była sama Rovena Ravenclaw, a oni już
prawie kilka razy rzucili się sobie do gardeł.
Młody
arystokrata wszedł pewnym, charakterystycznym tylko dla niego krokiem do Sali.
Zacisnął szczęki, gdy uświadomił sobie, że wzrok niemal wszystkich utkwiony
jest z nim. To wszystko przez to, że już drugi dzień widziano go z Granger.
Niebezpiecznie blisko… Odszukał wzrokiem stół Gryfonów, a potem wertował go
szukając burzy kasztanowych loków. I owszem, znalazł ją. Był pewien, że
Hermiona Granger przybędzie na salę możliwie jak najszybciej, prawie od razu po
tym jak bransoletki osłabiły swą moc. Cieszył się, że wreszcie trochę od niej
odpocznie. Azkaban i Dementorzy wydawali się pryszczem przy przemądrzałej,
doprowadzającej go do szewskiej pasji, Gryfonce.
Skierował
się do stołu Slytherinu, starał się udawać, że nie dostrzega obserwujących go z
rezerwą Ślizgonów. Jak gdyby nigdy nic usiadł obok Theo Notta i sięgnął po
półmisek z sałatką. Jednak wszystkie oczy wychowanków domu węża były wciąż
skupione na nim. Nikt mimo wszystko nie raczył się do niego odezwać, być może
to dzięki jego pochmurnej minie, która odstraszyłaby od niego nawet zbiega z
Azkabanu, a może jeszcze nie wszyscy przetrawili to, że ich guru, najbardziej
złośliwy ze złośliwych nie odstępuję na krok doskonałej Granger.
Był
pewien, że nawet wuj La Ruse obserwuje go z uwagą. Już nie mógł się wprost
doczekać sowy od ojca.
***
Hermiona
Granger ciężko upadła na miękką poduszkę. Czuła się niczym trędowata. Ani
Thalia, ani Parvati, czy choćby Lavender nie odezwała się do niej. Wszystkie
tylko szeptały coś między sobą w ich dormitorium, obserwując ją, jakby Hermiona
była jakimś rzadkim zwierzęciem w ZOO. Co gorsza Ginny była z Blaisem w
Szkocji… Ona potrafiłaby ją pocieszyć. A zaraz potem zamordować Zabiniego za
koszmar, jaki jej urządził.
A
wszystkie negatywne uczucia potęgowały się jeszcze, gdy tylko jej myśli
wędrowały do pewnego aroganckiego arystokraty z przerostem ego. Wszystkie
wspomnienia były tak świeże… Jego irytujący głos i głupie odzywki, egoizm
doprowadzający ją na skraj załamania nerwowego. A gdy uświadomiła sobie, że to
dopiero początek jej męczarni miała ochotę gorzko zapłakać z bezsilności.
Widziała zdziwienie Harry’ego, Freda, Georga i połowy szkoły. I zranione
spojrzenia Seamusa Finnigana, którego całkiem polubiła.
Otarła
lekko wilgotne oczy i wstała z łóżka. Ignorując paplające cicho współlokatorki
sięgnęła po pergamin i pióro. Miała zamiar napisać do jedynej znanej jej
obiektywnej osoby. Do Rona, który rozpoczął pracę jako Auror. Nie szczędząc
goryczy, wyżaliła się mu ze wszystkiego, co przeżywała i co ważniejsze, jemu
pierwszemu wytłumaczyła to, co zrobił jej i Malfoyowi Zabini. Była pewna, że
Ron ją zrozumie i pewnie pocieszy. W takich chwilach brakowało jej jego
poczucia humoru i dobrotliwego uśmiechu. Ron był dla niej jak brat. On ją na
pewno zrozumie.
Skończywszy
pisać list zapieczętowała go i postanowiła niezwłocznie wysłać. Do ciszy nocnej
zostało jej ponad półgodziny, uznała więc, że zdąży udać się szybko do
sowiarni. Wiedziała, że swoim nocnym wyjściem wzbudzi jeszcze więcej plotek,
ale gorzej już być nie mogło.
Wyszła
z pokoju wspólnego. Przechodząc przez zamkowe korytarze miała wrażenie, że
nawet portrety ją obgadują. Przyspieszyła kroku, odpędzając od siebie te
paranoiczne wizje, nie zauważyła nawet, że prawie stratowała idącą naprzeciw
niej wysoką postać.
Tylko
tego brakowało…
- Co ty
tu robisz? – spytała głucho, patrząc prosto w bystre, szare oczy.
- Wracam
z sowiarni, a ty? – odparł pewny siebie, aczkolwiek przyjemny, męski głos.
- Ja się
tam właśnie wybieram. – wybąkała. Przez chwilę między nimi zapanowała
niezręczna cisza. W końcu szarooki chłopak położył ostrożnie swoją dłoń na jej
ramieniu.
-
Powiedz mi, co się stało… - poprosił patrząc jej prosto w oczy. Musiała mu
powiedzieć. Zasługiwał na wyjaśnienie…
-
Rozumiem, że chodzi ci o tą sprawę z Malfoyem? – spytała retorycznie, ale
chłopak przytaknął potwierdzająco – Nie wiem, czy mi uwierzysz Seamus, ale
oboje wraz z Malfoyem tego nie chcemy… To znaczy… My po prostu musimy. To
oczywiście tylko czasowe, ale to wszystko przez Zabiniego… - wyjaśniła
płaczliwie, szukając w bystrych oczach Gryfona zrozumienia. Z ulgą stwierdziła,
że je znalazła.
- To
jakiś zakład? – spytał Seamus. Hermiona westchnęła smutno.
-Można
tak to określić. W zasadzie wszystko było dobrze, ale Blaise musiał namieszać i
potem zwiać. To dopiero drugi dzień trwania tego zakładu, a pozostało jeszcze
osiem. Ja już mam dość, Malfoy tak samo… Dziś prawie skoczyliśmy sobie do
gardeł. Jeszcze się kontrolujemy, ale nie wiem na jak długo. A wcale nie pomaga
mi to, że każdy się patrzy na nas, jak gdyby spodziewali się końca świata, czy
czegoś w tym stylu…
- Ale
musisz przyznać, Hermiono, że tak to właśnie wygląda. Zdajesz sobie sprawę, że
bez ostrzeżenia zburzyliście światopogląd wielu osób? – powiedział łagodnie
Seamus. Gryfonka poczuła się nieco lepiej. Tego właśnie jej brakowało. Musiała
się komuś wygadać…
- Pewnie
masz racje. – przyznała z lekkim uśmiechem, przypominając sobie minę klanu
ślizgonek, patrzących na nią z chęcią mordu w oczach. – Muszę chyba wynająć
ochronę, Astoria Greengrass, Dianne Yaxley i inne Ślizgonki chyba nie są
zachwycone tym, że taka mugolaczka spędza tyle czasu z obiektem ich westchnień.
– zaśmiała się – Ale i wy nie pomagacie… Kiedy jestem obok Malfoya nikt z was
do mnie nie podchodzi i ze mną nie rozmawia. Czuję się opuszczona… Jakbym była
trędowata…
- Nie
chodzi o to, Herm… To przez Malfoya, albo nikt nie ma zamiaru wcinać się z nim
w kłótnie, albo posyła takie mordercze spojrzenia, gdy jest z tobą, że każdy
boi się o własne życie. Ale obiecuję ci, nie zostawię cię z nim już na tyle
samą. – obiecał pocieszająco.
-
Dzięki… - szepnęła panna Granger – Muszę iść wysłać ten list do Rona zanim
zacznie się cisza nocna – powiedziała przepraszająco i ruszyła przed siebie. Z
ulgą zobaczyła, że Seamus Finnigan ruszył za nią.
***
Następny
dzień zaczął się wyjątkowo ładnie. Mimo zbliżającej się jesieni do zamku
wpadały ciepłe, złote promienie zachodzącego słońca. Hermiona Granger miała o
niebo lepszy nastrój niż wczoraj, wyżaliła się listownie najlepszemu
przyjacielowi, a dodatku miała wsparcie w dobrym koledze, Seamusie Finniganie.
Naprawdę go lubiła, być może za lojalność i wyrozumiłaść, którą jej wczoraj
okazał, i przysięgła sobie, że jeśli jeszcze raz Malfoy nazwie Seamusa
Piromanem, będzie miał z nią do czynienia, choćby miała nawet przegrać zakład.
Dziś
czekała ją i Malfoya pierwsza lekcja mugoloznawstwa, z nowym nauczycielem tego
przedmiotu, Trevorem La Rusem. Hermiona wychowywała się w świecie nie-magicznym
i te lekcje stanowiły dla niej swego rodzaju sentymentalną wycieczkę we
wspomnienia. Bała się tylko, że Malfoy, znany ze swej, łagodnie mówiąc,
niechęci do mugoli, wszystko zepsuje. Jednak, gdy przypomniała sobie wczorajszy
wieczór, kiedy to odrabiała lekcje w swoim dormitorium, a Draco dorwał się do
mugolskiego radia i muzyki, musiała przyznać, że być może nie będzie tak źle.
Wciąż pamiętała zaciekawienie Dracona, które to próbował ukryć pod codzienną
maską arogancji, gdy ten ujrzał mugolskie urządzenie. A jeszcze milej
wspominała to, że ulubioną piosenką Ślizgona zostało Imagine – Johna Lennona, bardzo – jej zdaniem – wartościowa
piosenka, mówiąca o wzajemnej tolerancji i świecie bez wojen i agresji. Cóż,
może Malfoy i Imagine było groteskowym połączeniem, ale cieszyło ją, że rasista
Malfoy docenił coś mugolskiego. W tamtej chwili ujrzała go zupełnie w nowym
świetle… Trochę lepszym niż zazwyczaj.
***
Była
godzina 7:00 i Draco Malfoy po wczesnym śniadaniu, gdy Wielka Sala była jeszcze
pusta, wyszedł i postanowił poczekać na Hermionę ukryty za jedną z kolumn,
dokładnie tam, gdzie zaskoczyła go dwa dni wcześniej ona.
Był
zły i zmęczony całą to sytuacją. Miał tylko nadzieję, że może wkurzanie
psiapsiółki Pottera i Wybawicielki Świata może mu go poprawi. A wcale nie
pomagał mu fakt, że pierwsze dwie dzisiejsze lekcje miał prowadzić jego
złośliwy wujaszek – Trevor La Ruse, który zobaczy go pałętającego się obok
szlamy – Granger.
Stojąc
za kolumną w końcu ją wypatrzył, szła tym swoim lekko podrygującym krokiem, na
jej lekko opalonej twarzy błąkał się prawie niewidoczny uśmiech, a orzechowe
oczy błyszczały dziwną radością. Był tak zdziwiony nagłą poprawą nastroju
Gryfonki, która przecież jeszcze wczoraj pałała złością i bezradnością, że
pozwolił by ta udała się do Wielkiej Sali zjeść pryz stole Gryfonów… Trudno,
poczeka jeszcze chwile z nastraszeniem jej…
Gdy
Hermiona wyszła wreszcie z Wielkiej Sali była już godzina 7:15… Zaraz do Sali
zaczną się schodzić pozostali uczniowie. Jej torba jak zawsze była wypchana
niemożliwą ilością książek i zwojów pergaminu, a ona sama wyglądała jak zwykle…
Wróć! – zawołał w myślach Draco. Coś tu się nie zgadza… Szata w porządku, torba
wciąż ta sama, oczy ciągle w kolorze orzechów… wszystko się zgadzało za
wyjątkiem włosów. Zwykle rozpuszczone loki Granger latały na wszystkie strony i
zajmowały pół korytarza, a dziś… Dziś spięła je luźno z tyłu głowy spinką, co
stanowiło ciekawą kombinacje. Wyglądała… cóż, całkiem znośnie, jak na nią
oczywiście.
Draco
postanowił przestać kontemplować jej niecodzienny wygląd i czekając aż
dziewczyna będzie mijać kolumnę, za która się skrył, postanowił trochę ją
przestraszyć… Gdy Gryfonka mijała marmurową kolumnę bezszelestnie postąpił krok
na przód i złapał ją mocno za szczupłe, osłonięte szeroką, czarną szatą ramię.
Dziewczyna pisnęła głośno i poleciała prosto na niego, odbijając się od niego
jak piłka. Draco nie powstrzymał śmiechu, widząc skonfundowaną minę
brązowowłosej.
- I z
czego się tak cieszysz, Malfoy?! – warknęła ostro Hermiona, poprawiając ciężką
torbę na ramieniu. Draco zaczął się zastanawiać ile może ważyć…
- Z
ciebie i twojej głupiej miny. – zarechotał złośliwie, jak na prawdziwego
Ślizgona przystało. Hermiona wywróciła brązowymi oczami, a wesoły uśmiech
zniknął jej z twarzy.
- Idźmy
już lepiej pod salę mugoloznawstwa… - mruknęła i popatrzyła na niego
wyczekująco. Draco nie chciał się z nią zgadzać, ale mimo, że to był jej
pomysł, był całkiem dobry. Schody na górę pokonali w milczeniu. Hermiona
myślała o nadchodzących lekcjach, a Malfoy o tym, jak odbudować walącą się
reputacje. Wreszcie dotarli do celu, klasa mugoloznawstwa mieściła się na
najwyższym i najbardziej zacisznym (oczywiście do czasu przybycia pozostałych
uczniów) miejscu w Hogwarcie. Draco bez słowa skierował się na lekko oświetlony
porannym słońcem parapet, a Gryfonka, rada, czy nie rada, poszła tuż za nim, nie
chcąc wywołać kolejnej kłótni.
- Gapili
się na ciebie… - bardziej stwierdził, niż zapytał Malfoy, nawet na nią nie
patrząc. Hermiona westchnęła, sadowiąc się na parapecie obok niego. Była tak
zrezygnowana i zdołowana perspektywą konieczności spędzenia tak pięknego dnia u
boku najbardziej złośliwej osoby na świecie, że nawet nie przeszkadzało jej to,
że siedzi tuż obok niego.
- Tak…
Harry patrzy na mnie, jakbym zwariowała, podobnie Fred i George. Ogółem cały
Gryffindor, z moimi współlokatorkami na czele, wziął nas na języki. –
powiedziała kwaśno, ale ku zdziwieniu Malfoya wydawała się z tym jakby
pogodzona. – A jak u ciebie? – spytała lekko. Zdziwiła go łatwość, z jaką go o
coś pytała, tak… po prostu. Bez zbędnych uwag, jakby robiła to cały czas…
- To samo,
z tym że ja budzę respekt, Granger – uśmiechnął się w ten dobrze jej znany,
Malfoyowski sposób – więc w mojej obecności nikt jeszcze mnie nie obmawia. Ale
pewnie długo tak nie wytrzymają…
- Też
tak myślę… W tym momencie nawet mogłabym spędzić resztę życia w Azkabanie, byle
dorwać w swoje łapy Zabinego – powiedziała rozeźlona Gryfonka.
-
Weasley by cię tam nie wsadził… - mruknął, ale w tym momencie usłyszeli coś na
kształt trzepotania skrzydeł. Chwilę później na parapecie, obok Hermiony
przycupnęła jasnobrązowa płomykówka, do nóżki miała przywiązany list.
Brązowowłosa od razu domyśliła się od kogo był ten list więc szybko rozwinęła
papier, chciwie pochłaniając wzrokiem nabazgrane nieco niechlujnie słowa
Droga Hermiono!
Nie martw się, mała…
Nie mogę
wysilić się na
coś
lepszego, wybacz… Rozumiem twoje rozgoryczenie i jednocześnie
podziwiam twoją
wytrwałość.
Znając
mnie, już
dawno przekląłbym czymś Malfoya. Postaraj się to
przetrzymać,
w końcu
osiem dni spędzania
razem czasu nie jest jeszcze końcem świata. Harry pewnie nie ma ci tego za złe,
po prostu jest szczerze zdziwiony. Bo nie oszukujmy się, kto
by nie był? Wiem, że jest strasznie i
wiem, że
czujesz się
samotna i zmęczona
jego obecnością. W
końcu to
Malfoy, mam nadzieje, że jego durnowate teksty i idiotyczne
miny nie doprowadzą cię na skraj załamania
nerwowego… Blaise zachował się głupio rzucając na
was ten urok, w końcu oboje jesteście
dorośli,
ale wasza cierpliwość może się szybko skończyć.
Muszę chyba z nim pogada… Wytrzymaj to Hermi, wytrzymałaś o
wiele cięższe
rzeczy, wytrzymasz i towarzystwo tego nadętego, rozpieszczonego maminsynka.
Twój najlepszy kumpel,
Ron
Te kilka
słów napisanych przez Rona niezwykle podniosło ją na duchu, czuła się
bezpieczniej, wiedząc, że Ron ją rozumie. Z tego wszystkiego nie zauważyła
nawet, że Malfoy zagląda jej przez ramię i czyta list skierowany do niej.
Zorientowała się gdy niemo fuknął ze złości. Gdy na niego spojrzała jego blada
twarz przybrała różowy odcień. To oznaczało, że Dracon Malfoy wpada we
wściekłość…
-
Poskarżyłaś się Weasleyowi?!! – wybuchnął, a jego kobaltowe oczy patrzyły na
nią oskarżycielsko. Uniosła butnie podbródek
- Tak i
nic ci do tego Malfoy! – warknęła, czym prędzej chowając list do kieszeni. Nie
zdało się to na nic, bowiem Ślizgon zdążył już go przeczytać w całości.
- Nic mi
to tego?! On mnie tam jawnie obrażał! Ten idiota i bezmózg śmiał mnie nazwać
rozpieszczonym maminsynkiem! – pieklił się blondyn.
- Ty też
go obrażasz, Malfoy – wytknęła mu Hermiona – a musiałam komuś się zwierzyć, bo
doprowadzałeś mnie do szaleństwa…
-
Szalejesz za mną Szl… Granger? – zapytał sarkastycznie. Hermiona wywróciła
oczami i westchnęła, prosząc Godryka o cierpliwość.
- Dobrze
wiesz, że nie chodzi mi o takie szaleństwo, Malfoy…
- Fakt,
przecież ty już jesteś szalona…
-
Zamknij się!
- To ty
się zamknij. I nie skarż na mnie temu Wieprzlejowi, jeszcze mnie do Azkabanu
wtrąci.
- Ron
jest lepszym człowiekiem od ciebie i chociaż szczerze cię nie znosi, nigdy,
przenigdy nie wykorzysta swojego stanowiska aby cię pogrążyć. Co zapewne ty byś
zrobił nam bez mrugnięcia okiem. – warknęła, a Draco uśmiechnął się z wymuszoną
słodyczą. Właściwe wyglądał tak, jak gdyby rozbolał go ząb.
- Masz
racje, Granger… Nawet nie będę udawać, że jest inaczej. – wycedził powoli. Po
tym żadne z nich się nie odezwało. Gryfonka wygrzebała z torby jakiś podręcznik
i zaczęła go studiować, a Draco nie chciał się przyznać, że się nudzi. Więc
zaczął pogwizdywać. Stracił tak rachubę czasu, ale w kocu poczuł na sobie
czyjeś irytujące spojrzenie.
- Musisz
się tak na mnie gapić? – sarknął, automatycznie poprawiając sobie włosy – Wiem,
że jestem przystojny i do tego szlachetnie urodzony, ale nie ożenię się z tobą,
na miłość boską! – Hermiona jednak nie straciła rezonu, a on z irytacją
stwierdził, że na jej owalnej twarzy błąka się głupkowaty uśmiech. – No co? –
nie wytrzymał w końcu i popatrzył na nią żądając wyjaśnień.
- Nie
sądziłam, ze aż tak spodoba ci się ta piosenka, że będziesz ją sobie nucił! –
zaśmiała się dźwięcznie. Draco przez moment zastanawiał się o co jej chodzi,
ale szybko to do niego dotarło… Ta piosenka.
- Chyba
wyjaśniliśmy sobie już wczoraj, że mi się spodobała, nie sądziłem, że aż tyle
czasu zajmie ci przetworzenie takiej prostej informacji. – powiedział zgryźliwie,
ale musiał przyznać jedno. Głos Johna Lennona rozbrzmiewał mu wciąż w głowie.
Razem ze słowami tego artysty o świecie bez żadnych uprzedzeń i wojen….
- Bardzo
się cieszę, że ci się podoba. To również i jedna z moich ulubionych piosenek. A
cieszę się, że ci się podoba, bo to oznacza, że jeszcze nie jesteś do końca
zepsuty Malfoy. To piosenka o miłości i o czynieniu świata lepszym…
- Nie
myśl sobie, że jestem dobry… - syknął ponuro – Po prostu ta melodia wpada w
ucho… - nie musiał na szczęście dłużej kontynuować tej dyskusji, bowiem Hermionę
zaabsorbowały osoby powoli przychodzące pod klasę mugoloznawstwa. Draco
rozpoznał m.in. Freda i George, którzy chyba szykowali się do zrobienia kawału
Dianne Yaxley, Harry’ego Pottera, czerwoniutkiego z wściekłości i warczącego na
uśmiechającą się wrednie Parkinson. Jego przystojna twarz skrzywiła się, gdy w
oddali dojrzał roztrzepaną czuprynę Piromana. Ku jego zdumieniu zobaczył, że
zarówno porąbany Finnigan, jak i
Weasleyowie i Potter ostrożnie zmierzają w ich stronę. Granger była chyba
wniebowzięta, gdy ujrzała przyjaciół, którzy przemogli strach przed Malfoyem.
- Eeee…
- wydukał Harry patrząc to na nią, to na Ślizgona – nie wiem co ci zrobiliśmy,
ale usiądź z nami, nie musisz męczyć się z Malfoyem. – powiedział „miło”
Potter.
- Dzięki
Harry – uśmiechnęła się Hermiona – mogę z wami usiąść ale pod warunkiem… -
zaznaczyła, a chłopcy spojrzeli po sobie dziwnie. Jedynie Finnigan nie był
zdziwiony, w końcu tuż przed ciszą nocną Hermiona wszystko mu wytłumaczyła
- Jaki
to warunek, Miona? – spytał zdziwiony George… Draco uśmiechnął się wrednie i
postanowił wkroczyć do akcji.
- A
taki, że usiądź z wami, jeżeli ja usiądę obok niej! – powiedział, prężąc się z
wyższością przed Seamusem, który po usłyszeniu tych słów wyglądał jak
spetryfikowany, co Draco zauważył z pewną dozą satysfakcji. Po drażnieniu
naczelnej kujonicy Hogwartu, jego ulubionym zajęciem było dręczenie Finnigana.
Tak po prostu.
- Co to
ma znaczyć, Malfoy? – warknął Finnigan, ale Potter zgromił go wzrokiem i
chociaż Pansy wystarczająco nadwerężyła tego ranka jego cierpliwość, to jednak
odezwał się całkiem neutralnym tonem.
-
Spokojnie, Seamus… D-Draco… Wyjaśnij, proszę o co ci chodzi.
- O to co
powiedziałem. – wzruszył ramionami blondwłosy arystokrata. Żyłka na czole
Seamusa zaczęła niebezpiecznie pulsować…
- Miona
ty wyjaśnij… - powiedział szybko Fred, widząc, że zarówno Harry, jak i Seamus
są na granicy cierpliwości. Hermiona westchnęła ciężko i zeskoczyła z parapetu,
ku irytacji wszystkich obecnych Draco Malfoy ze złośliwym uśmiechem, którego
Hermiona nie mogła zobaczyć, zrobił to samo co ona.
-
Założyliśmy się z Malfoyem, że nie będziemy się obrażać, ale wyniknęło z tego
niezłe szambo, głównie przez Blaisa, to długa historia, ale kończy się tym, że
musimy spędzać ze sobą całkiem sporo czasu. Bo jak nie… No cóż, konsekwencje są
średnio przyjemne, uwierzcie mi. Wiem, bo poczułam je na własnej skórze.
- To
jakieś zaklęcie? – zapytali się równocześnie Fred i George. Uznali ten pomysł
za hm.. bardzo użyteczny w przyszłości.
- Można
tak to nazwać, a skoncentrowane jest w bransoletkach, których nie możemy zdjąć.
To praktycznie rzecz biorąc klątwa. Jestem pewna, że po tym wszystkim osiwieję!
– zawołała z rozpaczą. Chłopcy pokiwali ze zrozumieniem głowami i popatrzyli ze
współczuciem na biedną dziewczynę.
- Ty,
Granger? – irytujący głos Malfoya-włączony – Tobie już nic nie zaszkodzi, za to
moja reputacja już sięgnęła dna. Nie dość, że siedzę z tobą, to jeszcze
przebywam z szalonymi Weasleyami, Potterem i psychicznym piromanem! – Gryfoni zagotowali
się z wściekłości, ale wszyscy ucichli widząc wysokiego mężczyznę, o jasnych
włosach, małych, bystrych oczach i cienkich, diabelskich wąsach, który zmierzał
dostojnym krokiem do klasy mugoloznawstwa. Było w nim coś takiego, co sprawiło,
że nagle wszelkie głosy ucichły, Ślizgoni obserwujący dotąd, w jakim
towarzystwie obraca się ich książę, Gryfoni obmawiający nagły związek ich
ulubionej prefekt z największym gadem tej szkoły – wszyscy zamilkli. A mężczyzna
zdawał się ignorować ich obecność, ubrany był w czarny płaszcz i garnitur, w
dłoni dzierżył czarną laskę ze srebrną głowicą. Uczniowie obserwowali go jak
zaczarowani. Tylko pewien blond-arystokrata pogardliwie prychnął i założył ręce
na piersi.
- Że też
on zawsze musi się tak popisywać… - mruknął głównie do siebie, ale jego słowa
nie uszły uwadze bystrej Gryfonki. Skupiła na nim swoje czujne spojrzenie i
spytała
- To ty
go znasz, Malfoy? – nie wierzyła własnym uszom. Draco nawet nie miał siły
wymyśleć jakiejś ciętej przygany dla dziewczyny więc odparł tylko zrezygnowany
-
Niestety tak, Granger… To mój wujek. – westchnął obserwując, jak La Ruse jednym
ruchem otwiera drzwi do klasy, a uczniowie zaintrygowani postacią nowego profesora,
ochoczo poszli za nim do klasy. Hermiona zirytowała się widząc, jak Draco się
ociąga. Pewnie najlepsze ławki będą już zajęte…
- Rusz
się… - warknęła, a Draco ostentacyjnie wystawił jej język – Ale dlaczego nie
mówiłeś, że Trevor La Ruse jest twoim wujkiem?! – powiedziała z wyraźnym
wyrzutem dziewczyna.
- Bo nie
przepadam za nim? I nie uznaję go za ciekawy temat do rozmów! – oświecił ją
łaskawie Malfoy
- Oh,
nieważne… - wycedziła Hermiona i ustawiła się wraz z Draco w kolejce do klasy. –
Ale wiesz… Dziś możesz usiąść ze mną… - powiedziała niezwykle miłym tonem, a
Draco roześmiał się w głos.
- Jakbym
chciał z tobą siedzieć, sz.. Granger! Jesteś pewna, że nie masz w sobie cech
Ślizgonki? Proponujesz mi to po tym, jak dowiedziałaś się, że mój wuj jest
nauczycielem… Nieładnie, panno Granger! – wytknął jej, ale ostatecznie stanęło
na tym, że wszystkie pozostałe miejsca były zajęte, więc i tak musieli usiąść
razem w drugiej ławce w środkowym rzędzie, na co oboje ostentacyjnie się
skrzywili.. i skupili wzrok na dwóch różnych końcach Sali.
***
Trevor
La Ruse usiadł wyprostowany przed biurkiem i dłonią gładził swoje wypieszczone
wąsy, a jego cwane oczka obserwowały wszystkich na Sali. Czekał tylko aż
zakończy się zamieszanie i wszyscy zajmą miejsca. Jego bystre, jasno niebieskie
oczy leniwie studiowały twarze uczniów. Oczywiście rozpoznał Pottera – kto by
go nie znał po ostatnich wydarzeniach? A jego wzrok rozpoznał charakterystyczne
dla Malfoyów platynowe włosy i butne, kobaltowe spojrzenie. Przystrojony
srebrzysto-zielonym krawatem siedział jego bratanek, Draco. Trevor całkiem
lubił chłopaka, choć zupełnie nie zgadzał się z metodami wychowawczymi Lucjusza…
Lubił jego zadziorność i przekorny charakterek, ale młody Malfoy miał sporo
wad, w tym nietolerancje i razizm… Dlatego Trevor zdziwił się zdrowo widząc, że
obok Dracona siedzi drobna, kasztanowłosa postać z zadartym noskiem i bystrymi,
brązowymi oczami, przystrojona w złotoczerwony krawat.
- Dzień
dobry, drodzy uczniowie… powiedział silnym, pewnym siebie głosem. Zawód ten nie
był może szczytem jego ambicji, ale był szczytem jego marzeń. Jakkolwiek
dziwnie to brzmiało.
- Dzień
dobry panie profesorze! – odparli chórem uczniowie z domu lwa i domu węża.
Trevor uśmiechnął się pod nosem. Choć od czasów, gdy on był w ich wieku minęło
jakieś 45 lat, to jednak niektóre wspomnienia pozostawały wciąż żywe.
- Jestem
nowym profesorem mugoloznawstwa, nazywam się Trevor La Ruse. Wielu z was – tu jego
wzrok skupił się głównie na Ślizgonach – pewnie uważa ten przedmiot za mało
ważny i ma zamiar go lekceważyć… Cóż, osobiście to odradzam, moi drodzy.
Ostrzegam… - zastrzegł, a w uczniowie nie spuszczali z niego wzroku – Nim
zacznę was uczyć, to na tej lekcji jednak chciałbym was bardziej poznać. Każde
z was będzie opowiadać kilka słów o swoim towarzyszu z ławki, po kolei. Jednak
i ja chciałbym się przedstawić, bo widzimy się pierwszy raz. A więc, jak już
mówiłem nazywam się Trevor La Ruse, jestem starym kawalerem – odparł lekko – i byłym
Ślizgonem. Wiele lat spędziłem podróżując po świecie, głównie mugolskim.
Interesuję się sztuką i z powodzeniem się realizuję w tym kierunku właśnie wśród
mugoli. Nigdy nie byłem nauczycielem, ale przez te 40 lat nauczyłem się wiele o
mugolach i bardzo szanuję ich świat i ich osiągnięcia, czego i was nauczę. To
by było na tyle, teraz proszę, panienka w pierwszej ławce pod oknem, z
brązowymi włosami. – wskazał końcem swej czarnej laski na Daphne Greengrass –
przedstaw mi swoją koleżankę z ławki.
- Cóż,
to jest Pansy Parkinson… - wydukała lekko zestresowana Daphne – ma osiemnaście
lat, jest śliczną brunetką o ciemnych oczach należy do Slytherinu. Jest bardzo
pewna siebie i charyzmatyczna. Najczęściej kłóci się z Potterem albo coś
knuje z Zabinim… - Pansy zgromiła
wzrokiem koleżankę ale wstała i postanowiła odpłacić się pięknej Daphne…
- A to jest
Daphne Greengrass, jest szatynką o maślanym spojrzeniu brązowych oczu. Lubi
książki i Quiddyth… I co jeszcze? Ah tak… chajtnie się z Ronem Weasleyem! –
zawołała tonem odkrywcy. Hermiona skrzywiła się… Ale w sumie Daphne nie była
taka zła, chociaż związek Rona z Greengrassówną był dziełem głównie ich rodzin
zarówno Ron, jak i Daphne wydawali się uszczęśliwieni. Kolejka szła szybko, ani
się obejrzała a już Harry miał przedstawiać Seamusa Finnigana.
- Mój
kolega to Seamus Finnigan, znamy się od pierwszej klasy. To super kumpel, tylko
ma pewne problemy z ogniem… Wszystko mu wybucha… Trochę ciamajdowaty, ale w
sumie nienajgorszy ścigający z niego…
- Harry Potter… Chłopiec który przeżył… Wybraniec –
zaczął z uśmiechem Seamus – chyba wszyscy dobrze go znamy, za sprawą tego, że
jako mały gówniarz pokonał najpotężniejszego czarnoksiężnika naszych czasów.
Rok temu pokonał go jeszcze raz, tym razem na dobre… Cóż, to dziecko szczęścia,
zdolny szukający i dobry kumpel… Przyszły auror – powiedział zgrabnie Finnigan,
ale Draco prychnął tylko pogardliwie dając mu dobitnie do zrozumienia, co sądzi
o poziomie jego wypowiedzi. Ale teraz była kolej jego partnerki… z ławki
oczywiście. Hermiona wstała z gracją i nie patrząc wcale na Malfoya powiedziała
- Mój drogi kolega – jej głos wprost ociekał
słodyczą, która była tak prawdziwa, jak opowieści Lockharta – to Dracon Malfoy.
Znany bardziej jako Malfoy. Lub Gad, Smok, wstrętny wąż itd. Ma on platynowe
włosy i błękitne oczy, co jest u nich rodzinne. Nie potrafię zrozumieć, jak to
się stało, że został prefektem… No ale wracając do tematu naszego Dracona… W
czwartej klasie miał mało przyjemny epizod i został fretką, jak również jest
nazywany, ale wtedy, gdy tego nie słyszy. Jest arogancki i egoistyczny,
aczkolwiek ma trochę pozytywnych cech. Na przykład nie jest aż taki głupi, na
jakiego wygląda. Jest ścigającym od drugiej klasy, co zawdzięcza swojemu
niebywałemu talentowi i tatusiowi. Jest jednak bardzo wrażliwy na muzykę, co
jest raczej pozytywną cechą. Jego ulubiony przedmiot to chyba eliksiry. Jest
stereotypowym Ślizgonem. I cóż mogę więcej powiedzieć, nie znoszę go! –
powiedziała z ubolewaniem Hermiona siadając z powrotem na swoje miejsce i
krzyżując ręce na piersi. Klasa zachichotała, a Gryfoni w myślach gratulowali
pannie Granger. Draco, trzęsący się niemalże
z wściekłości wstał szybko i zaczął mówić
- To Hermiona Granger, Prefekt Naczelna Hogwartu,
podobno jakaś tam bohaterka, a poza tym najbardziej przemądrzała kujonka jaką
znam. Jej hobby to oczywiście zakuwanie i pożeranie książek oraz doprowadzanie
do wściekłości mojej osoby. Ma irytujący lęk wysokości. Rozbiła obozowisko w
bibliotece i żyje jak jakiś leśny gnom. Znana z romansu z kaczką-Krumem. Założycielka
i aktywna działaczka WESZY – wszyscy prychnęli, próbując ukryć rozbawienie. Ale
Hermiona z ulgą przyjęła to, że Malfoy poprawnie wymówił nazwę Walki o
Emancypację Skrzatów Zniewolonych… - Mugolaczka i obrończyni ciemiężonych.
Beztalencie w Quiddythu i podobno objawienie we wszystkich innych dziedzinach.
Ulubienica McGonagall – na te słowa z kolei słuchający go z rozbawieniem Trevor
wytrzeszczył oczy – psiapsiółka Pottera i Weasleya. I chyba jest masochistką bo
utrzymuje kontakty z siedzącym za mną Piromanem z Gryffindoru. Ma szopę zamiast
włosów i kota, którego pokrzywdziła imieniem Krzywołap. Doprowadza mnie na skraj
załamania nerwowego. I chciałbym dodać, że jej szczerze nie lubię! – fuknął na
koniec i opadł zmęczony na krzesło. Wydął obrażalsko usta i spojrzał wyzywająco
na Gryfonkę.
- Cóż, jak na osoby, które się nie znoszą wiecie o
sobie zaskakująco dużo… - zaśmiał się z pobłażaniem Trevor przyglądając się z
zainteresowaniem Hermionie Granger. Nie mógł uwierzyć, ze historia aż tak
zatoczyła koło. Wszyscy wciągnęli ze świstem powietrze, czekając jak zareagują
na to sami zainteresowani, ale oni zacisnęli tylko mocniej szczęki i znów
skupili wzrok na przeciwległych krańcach klasy.
– Proszę, teraz następna osoba!
***
- Nienawidzę cię, Malfoy! – syknęła Hermiona,
zmęczona po całym dniu zajęć, z czego każde okazało się katorgą, gdy trzeba je
przeżyć z Malfoyem.
- Ja ciebie bardziej, musiałaś się tak wiercić na
historii magii? Chciałem sobie pospać…
- Nie będziesz spać na żadnej lekcji przez
następnych osiem dni! – ostrzegła go Hermiona. Nie zdołała dodać nic więcej, bo
przed nimi pojawiła się sowa z kopertą przywiązaną do nóżki. Draco ostrożnie
odwinął list.
Droga
Panno Granger, Szanowny Panie Malfoy!
Dziś
termin waszego szlabanu – posprzątacie szopę przy Zakazanym Lesie. Wszystkie
liście wokół niej mają być zagrabione, a wszelkie przedmioty poukładane. Bądźcie
tamo godzinie 16:00, Profesor Rubeus Hagrid zostawi tam dla was wszelkie
potrzebne przedmioty. I radzę przyjść bez różdżek. Raczej nie będą wam
potrzebna
M.
McGonagall
- No cudownie… - powiedziała Hermiona smutno… Jednak
nie zdąży przygotować eseju zadanego na przyszły tydzień dla profesor Bielikow…
Draco również wydawał się niepocieszony
, miał nadzieje, że uda mu się dorwać znowu do tego
śmiesznego radia…
- Pięknie… Jest 15:40… - spojrzał na srebrny zegarek
na swoim bladym nadgarstku. Powinniśmy się zbierać. – mruknął, wciąż nie
wierząc, że o sobie i Granger mówi „my”.
- Ale ja się muszę przebrać! – pisnęła Gryfonka,
patrząc na swój mundurek. Draco przewrócił oczami.
- Oczywiście, że musisz się przebrać. Nie byłabyś
sobą, gdybyś nie zrobiła jakiegoś problemu! – wytknął jej ostro. Hermiona
spojrzała na niego jak na wariata
- A ty zamierzasz sprzątać szopę w szkolnej szacie? –
nie dowierzała. Draoc nie zamierzał jej odpowiadać.
- Po prostu chodźmy do twojego dormitorium – zasugerował
jej słodko. Błeh, jak to brzmiało…
- Chyba ogłupiałeś, Malfoy… Nie pójdę z tobą się
przebierać! – założyła ręce na piersi. Draco tym razem już zupełnie poczuł się
skonfundowany. Bardziej niż wtedy, gdy ujrzał mugolskie radio.
- No to jak chcesz się przebrać? Bransoletki,
Granger… bransoletki… - przypomniał jej jak dziecku. Hermiona pacnęła się w
czoło. Jak mogła o tym zapomnieć.
- No tak… Cóż, nie mamy wyboru. Rusz się, Malfoy –
rzuciła i kilka minut później byli już pod portretem Grubej Damy. Hermiona
szybko użyła zaklęcia kameleona na Draconie i szybkim, nienaturalnym dla niej
krokiem udała się do pokoju wspólnego. Magicznym sposobem przedmioty, które
mijała zaczęły zlatywać z mebli… - Uspokój się – syknęła w powietrze, nie wiedząc,
gdzie może być Malfoy. Wparowała do dormitorium, w którym siedziała tylko
Thalia Roberts, która miała na szczęście słuchawki na uszach i zapamiętaniem
używała MP3. Hermiona otworzyła szafę, w której, jak można się domyślić,
wszystko było idealnie poskładanie i rozejrzała się bezradnie po pokoju. Jak
miała się przebrać, gdy w pobliżu kręcił się niewidzialny Malfoy. Udała się do
łazienki i sprawdziła, czy nie ma w niej złośliwego Ślizgona zaklęciem radaru.
Na szczęście został w jej pokoju, a przez klątwę Blaisa stał tuż za drzwiami,
przez co czuła się jeszcze bardziej niezręcznie i poczuła jak mimowolnie
czerwienią jej się policzki. Wskoczyła w wygodne, czarne dresowe spodnie i
luźną bluzę. Gdy miała już wychodzić usłyszała szczęk zamykanych drzwi. Szybko
nacisnęła klamkę i wybiegła z łazienki. Drzwi jednak natrafiły na jakiś opór…
- Ałć! - ryknął Draco, zdejmując z siebie zaklęcie i masując tył głowy - To tylko ta Roberts wyszła, Granger! Przez ciebie będę miał guza... Zatęskniłaś za trzecią klasą?
– spytał z wyrzutem w błękitnych oczach.
- I tak ci się należało. – skwitowała niewzruszona
Gryfonka. – Zamierzasz iść tak na ten szlaban? – spytała lustrując ubranie wciąż
trzymającego się za tył głowy Ślizgona. Ten tylko bez słowa zdjął z siebie
długą szatę, rzucił ją na jej łóżko i odziany w elegancki mundurek szkolny dał
znak, ż ejest gotowy do wyjścia. – Jak tam sobie chcesz, Malfoy, ale nie sądzę,
że to dobry pomysł…
***
- Mógłbyś mi łaskawie pomóc, Malfoy? – zawołała ostro
Hermiona. Sprzątali już teren wokół szopy godzinę. Liście Malfoy łaskawie
raczył pomóc jej zagrabić, ale teraz, gdy ona próbowała na marne coś ustawiać w
zakurzonej szopie on opierał się o zewnętrzną ścianę budynku i przyglądał się
jej z rozbawieniem. – Malfoy! – warknęła jeszcze raz.
- Granger! – odpłacił się jej pięknym, za nadobne –
Nie chce mi się tam grzebać…
- Musisz to zrobić, ty wstrętny… - zaczęła, ale
Draco uniósł palec i powiedział bezgłośnie „zakład”.
- Ale nie chce się pobrudzić… Ty już i tak wyglądasz
jak skrzat, ja się do tego nie zniżę… - wtrącił obrażony, ale gdy Gryfonka
zagroziła, że o wszystkim dowie się Mcgonagall skrzywił się i sięgnął po jedną
ze skrzyń, usiłując ją ustawić w bardziej porządnym miejscu. Wbrew pozorom
stara zakurzona skrzynia była ciężka, a on ledwie ją przeniósł na drugi koniec
małej, ciasnej szopy. Gdy wrócił na to miejsce latały wokoło drobinki kurzu,
które wzbudził, ściągając stojąca tam od wielu lat skrzynkę. Gdy kurz nieco
opadł jego oczom ukazał się intrygujący widok.
- Granger, chodź tutaj! – zawołał, utkwiwszy wzrok w
drewnianej ścianie. Hermiona, zajęta segregacją narzędzi ogrodowych prychnęła z
irytacją.
- Nie mam czasu, Malfoy! Jakbyś nie zauważył, jestem
trochę zajęta! – ofuknęła go, nie dorywając się od swojej roboty.
- No weź chodź, nie pożałujesz… - zachęcał ją
Malfoy. Hermiona westchnęła głośno, ale podeszła do Ślizgona, złorzecząc pod
nosem
- Oby to było coś ważnego, Malfoy…
- Patrz… - powiedział krótko Draco. Na drewnianej
ścianie wiekowego budynku widniał wyryty napis:
T.LR
i M.M
Slyth.
Gryf.
13
wrzesień 1955 rok, siódmy rok nauki
- Te napisy mają już jakieś 45 lat, Malfoy…
- powiedziała Hermiona zaskoczona. To nie było tak dużo w porównaniu z tym, ile
lat miał Hogwart, ale mimo wszystko…
- Pewnie ktoś miał tu też szlaban, prawie
równo 45 lat temu… - powiedział zamyślony Draco. Przyglądał się z uwagą wyrytym
inicjałom. Pierwszy z nich był mu dobrze
znany.
- Granger… - wydukał – mój wuj! – Hermiona
spojrzała na niego jak na idiotę, ale on kontynuował. T. LR – Trevor La Ruse! –
wykrzyknął tonem odkrywcy. Hermiona uniosła brew w zadumie, ale zaraz odparła
sceptycznie.
- Malfoy, to pewnie tylko zbieżność
nazwisk. Przez Hogart przewinęło się wielu uczniów, to może być każdy…
- Masz racje. Ale La Ruse był w
Slytherinie, a tu pod tymi inicjałami pisze jak byk „Slyth”! Poza tym stryj
dokładnie 45 lat temu kończył Hogwart… - dodał znacząco. – Ciekawe czyje są te
drugie inicjały…
- Nie mam pojęcia, Malfoy. Zajmijmy się
robotą, ale jak ci tak zależy, możemy spróbować się dowiedzieć o kogo chodzi… W końcu mamy czas.. - dorzuciła cynicznie -
Tylko nie wiem jak można zacząć. – powiedziała Hermiona wracając do pracy. Blondyn jeszcze
przez chwilę wpatrywał się w inicjały, ale potem również postanowił pomóc
opryskliwej Gryfonce.
***
-
I oni tak po prostu wzięli i założyli te bransoletki od ciebie? – Ginevra Weasley
nie dowierzała własnym uszom. Mogłaby uwierzyć w taką głupotę Malfoya, ale nie
swojej najlepszej przyjaciółki.
-
Tak było, Wiewiórko… - zapewniał ją Blaise z szerokim uśmiechem, wtajemniczając
Weasleyównę w wykonanie kawału swojego
życia.
-
Wiesz, że oni cię zabiją? – zapytała ze śmiechem rudowłosa dziewczyna. Blaise
przytaknął i wrócił do zbierania ziół dla profesor Sprout. Pomyśli o tym jutro...
Rozdział dla tych którzy na niego czytali. Zarzuciłam to, bo wydawało mi się bez celowe, ale widząc, że niektórzy ludzie po 2 latach czekają na ciąg dalszy, naskrobałam coś. Ciekawe, czy ktoś jeszcze to przeczyta :)