.

niedziela, 12 czerwca 2016

Rozdział XVI



Draco Malfoy miał ochotę sam zapisać się do Św. Munga. Nie potrafił ukryć, nawet nie potrafił udawać, a już tym bardziej nie potrafił wyrzucić z głowy irytującej, mugolskiej piosenki Imagine. Usłyszał ją zaledwie godzinę wcześniej w dormitorium Hermiony Granger, z którą musiał przebywać przez wzgląd na wybryk, a właściwie klątwę najlepszego przyjaciela Blaisa Zabiniego, praktycznie cały dzień. Teraz zbliżała się pora kolacji, a działanie bransoletek Blaisa się osłabiło. Razem z Granger specjalnie udali się na kolację do Wielkiej Sali później niż pozostali uczniowie, nie chcąc jeszcze bardziej zwiększyć liczby plotek na swój temat. Mijał dopiero drugi dzień działania zaklęcia, którego autorką była sama Rovena Ravenclaw, a oni już prawie kilka razy rzucili się sobie do gardeł.
Młody arystokrata wszedł pewnym, charakterystycznym tylko dla niego krokiem do Sali. Zacisnął szczęki, gdy uświadomił sobie, że wzrok niemal wszystkich utkwiony jest z nim. To wszystko przez to, że już drugi dzień widziano go z Granger. Niebezpiecznie blisko… Odszukał wzrokiem stół Gryfonów, a potem wertował go szukając burzy kasztanowych loków. I owszem, znalazł ją. Był pewien, że Hermiona Granger przybędzie na salę możliwie jak najszybciej, prawie od razu po tym jak bransoletki osłabiły swą moc. Cieszył się, że wreszcie trochę od niej odpocznie. Azkaban i Dementorzy wydawali się pryszczem przy przemądrzałej, doprowadzającej go do szewskiej pasji, Gryfonce.
Skierował się do stołu Slytherinu, starał się udawać, że nie dostrzega obserwujących go z rezerwą Ślizgonów. Jak gdyby nigdy nic usiadł obok Theo Notta i sięgnął po półmisek z sałatką. Jednak wszystkie oczy wychowanków domu węża były wciąż skupione na nim. Nikt mimo wszystko nie raczył się do niego odezwać, być może to dzięki jego pochmurnej minie, która odstraszyłaby od niego nawet zbiega z Azkabanu, a może jeszcze nie wszyscy przetrawili to, że ich guru, najbardziej złośliwy ze złośliwych nie odstępuję na krok doskonałej Granger.
Był pewien, że nawet wuj La Ruse obserwuje go z uwagą. Już nie mógł się wprost doczekać sowy od ojca.
                                                                                   ***
Hermiona Granger ciężko upadła na miękką poduszkę. Czuła się niczym trędowata. Ani Thalia, ani Parvati, czy choćby Lavender nie odezwała się do niej. Wszystkie tylko szeptały coś między sobą w ich dormitorium, obserwując ją, jakby Hermiona była jakimś rzadkim zwierzęciem w ZOO. Co gorsza Ginny była z Blaisem w Szkocji… Ona potrafiłaby ją pocieszyć. A zaraz potem zamordować Zabiniego za koszmar, jaki jej urządził.
A wszystkie negatywne uczucia potęgowały się jeszcze, gdy tylko jej myśli wędrowały do pewnego aroganckiego arystokraty z przerostem ego. Wszystkie wspomnienia były tak świeże… Jego irytujący głos i głupie odzywki, egoizm doprowadzający ją na skraj załamania nerwowego. A gdy uświadomiła sobie, że to dopiero początek jej męczarni miała ochotę gorzko zapłakać z bezsilności. Widziała zdziwienie Harry’ego, Freda, Georga i połowy szkoły. I zranione spojrzenia Seamusa Finnigana, którego całkiem polubiła.
Otarła lekko wilgotne oczy i wstała z łóżka. Ignorując paplające cicho współlokatorki sięgnęła po pergamin i pióro. Miała zamiar napisać do jedynej znanej jej obiektywnej osoby. Do Rona, który rozpoczął pracę jako Auror. Nie szczędząc goryczy, wyżaliła się mu ze wszystkiego, co przeżywała i co ważniejsze, jemu pierwszemu wytłumaczyła to, co zrobił jej i Malfoyowi Zabini. Była pewna, że Ron ją zrozumie i pewnie pocieszy. W takich chwilach brakowało jej jego poczucia humoru i dobrotliwego uśmiechu. Ron był dla niej jak brat. On ją na pewno zrozumie.
Skończywszy pisać list zapieczętowała go i postanowiła niezwłocznie wysłać. Do ciszy nocnej zostało jej ponad półgodziny, uznała więc, że zdąży udać się szybko do sowiarni. Wiedziała, że swoim nocnym wyjściem wzbudzi jeszcze więcej plotek, ale gorzej już być nie mogło.
Wyszła z pokoju wspólnego. Przechodząc przez zamkowe korytarze miała wrażenie, że nawet portrety ją obgadują. Przyspieszyła kroku, odpędzając od siebie te paranoiczne wizje, nie zauważyła nawet, że prawie stratowała idącą naprzeciw niej wysoką postać.
Tylko tego brakowało…
- Co ty tu robisz? – spytała głucho, patrząc prosto w bystre, szare oczy.
- Wracam z sowiarni, a ty? – odparł pewny siebie, aczkolwiek przyjemny, męski głos.
- Ja się tam właśnie wybieram. – wybąkała. Przez chwilę między nimi zapanowała niezręczna cisza. W końcu szarooki chłopak położył ostrożnie swoją dłoń na jej ramieniu.
- Powiedz mi, co się stało… - poprosił patrząc jej prosto w oczy. Musiała mu powiedzieć. Zasługiwał na wyjaśnienie…
- Rozumiem, że chodzi ci o tą sprawę z Malfoyem? – spytała retorycznie, ale chłopak przytaknął potwierdzająco – Nie wiem, czy mi uwierzysz Seamus, ale oboje wraz z Malfoyem tego nie chcemy… To znaczy… My po prostu musimy. To oczywiście tylko czasowe, ale to wszystko przez Zabiniego… - wyjaśniła płaczliwie, szukając w bystrych oczach Gryfona zrozumienia. Z ulgą stwierdziła, że je znalazła.
- To jakiś zakład? – spytał Seamus. Hermiona westchnęła smutno.
-Można tak to określić. W zasadzie wszystko było dobrze, ale Blaise musiał namieszać i potem zwiać. To dopiero drugi dzień trwania tego zakładu, a pozostało jeszcze osiem. Ja już mam dość, Malfoy tak samo… Dziś prawie skoczyliśmy sobie do gardeł. Jeszcze się kontrolujemy, ale nie wiem na jak długo. A wcale nie pomaga mi to, że każdy się patrzy na nas, jak gdyby spodziewali się końca świata, czy czegoś w tym stylu…
- Ale musisz przyznać, Hermiono, że tak to właśnie wygląda. Zdajesz sobie sprawę, że bez ostrzeżenia zburzyliście światopogląd wielu osób? – powiedział łagodnie Seamus. Gryfonka poczuła się nieco lepiej. Tego właśnie jej brakowało. Musiała się komuś wygadać…
- Pewnie masz racje. – przyznała z lekkim uśmiechem, przypominając sobie minę klanu ślizgonek, patrzących na nią z chęcią mordu w oczach. – Muszę chyba wynająć ochronę, Astoria Greengrass, Dianne Yaxley i inne Ślizgonki chyba nie są zachwycone tym, że taka mugolaczka spędza tyle czasu z obiektem ich westchnień. – zaśmiała się – Ale i wy nie pomagacie… Kiedy jestem obok Malfoya nikt z was do mnie nie podchodzi i ze mną nie rozmawia. Czuję się opuszczona… Jakbym była trędowata…
- Nie chodzi o to, Herm… To przez Malfoya, albo nikt nie ma zamiaru wcinać się z nim w kłótnie, albo posyła takie mordercze spojrzenia, gdy jest z tobą, że każdy boi się o własne życie. Ale obiecuję ci, nie zostawię cię z nim już na tyle samą. – obiecał pocieszająco.
- Dzięki… - szepnęła panna Granger – Muszę iść wysłać ten list do Rona zanim zacznie się cisza nocna – powiedziała przepraszająco i ruszyła przed siebie. Z ulgą zobaczyła, że Seamus Finnigan ruszył za nią.
                                                                  ***
Następny dzień zaczął się wyjątkowo ładnie. Mimo zbliżającej się jesieni do zamku wpadały ciepłe, złote promienie zachodzącego słońca. Hermiona Granger miała o niebo lepszy nastrój niż wczoraj, wyżaliła się listownie najlepszemu przyjacielowi, a dodatku miała wsparcie w dobrym koledze, Seamusie Finniganie. Naprawdę go lubiła, być może za lojalność i wyrozumiłaść, którą jej wczoraj okazał, i przysięgła sobie, że jeśli jeszcze raz Malfoy nazwie Seamusa Piromanem, będzie miał z nią do czynienia, choćby miała nawet przegrać zakład.
Dziś czekała ją i Malfoya pierwsza lekcja mugoloznawstwa, z nowym nauczycielem tego przedmiotu, Trevorem La Rusem. Hermiona wychowywała się w świecie nie-magicznym i te lekcje stanowiły dla niej swego rodzaju sentymentalną wycieczkę we wspomnienia. Bała się tylko, że Malfoy, znany ze swej, łagodnie mówiąc, niechęci do mugoli, wszystko zepsuje. Jednak, gdy przypomniała sobie wczorajszy wieczór, kiedy to odrabiała lekcje w swoim dormitorium, a Draco dorwał się do mugolskiego radia i muzyki, musiała przyznać, że być może nie będzie tak źle. Wciąż pamiętała zaciekawienie Dracona, które to próbował ukryć pod codzienną maską arogancji, gdy ten ujrzał mugolskie urządzenie. A jeszcze milej wspominała to, że ulubioną piosenką Ślizgona zostało Imagine – Johna Lennona, bardzo – jej zdaniem – wartościowa piosenka, mówiąca o wzajemnej tolerancji i świecie bez wojen i agresji. Cóż, może Malfoy i Imagine było groteskowym połączeniem, ale cieszyło ją, że rasista Malfoy docenił coś mugolskiego. W tamtej chwili ujrzała go zupełnie w nowym świetle… Trochę lepszym niż zazwyczaj.
                                                                       ***
Była godzina 7:00 i Draco Malfoy po wczesnym śniadaniu, gdy Wielka Sala była jeszcze pusta, wyszedł i postanowił poczekać na Hermionę ukryty za jedną z kolumn, dokładnie tam, gdzie zaskoczyła go dwa dni wcześniej ona.
Był zły i zmęczony całą to sytuacją. Miał tylko nadzieję, że może wkurzanie psiapsiółki Pottera i Wybawicielki Świata może mu go poprawi. A wcale nie pomagał mu fakt, że pierwsze dwie dzisiejsze lekcje miał prowadzić jego złośliwy wujaszek – Trevor La Ruse, który zobaczy go pałętającego się obok szlamy – Granger.
Stojąc za kolumną w końcu ją wypatrzył, szła tym swoim lekko podrygującym krokiem, na jej lekko opalonej twarzy błąkał się prawie niewidoczny uśmiech, a orzechowe oczy błyszczały dziwną radością. Był tak zdziwiony nagłą poprawą nastroju Gryfonki, która przecież jeszcze wczoraj pałała złością i bezradnością, że pozwolił by ta udała się do Wielkiej Sali zjeść pryz stole Gryfonów… Trudno, poczeka jeszcze chwile z nastraszeniem jej…
Gdy Hermiona wyszła wreszcie z Wielkiej Sali była już godzina 7:15… Zaraz do Sali zaczną się schodzić pozostali uczniowie. Jej torba jak zawsze była wypchana niemożliwą ilością książek i zwojów pergaminu, a ona sama wyglądała jak zwykle… Wróć! – zawołał w myślach Draco. Coś tu się nie zgadza… Szata w porządku, torba wciąż ta sama, oczy ciągle w kolorze orzechów… wszystko się zgadzało za wyjątkiem włosów. Zwykle rozpuszczone loki Granger latały na wszystkie strony i zajmowały pół korytarza, a dziś… Dziś spięła je luźno z tyłu głowy spinką, co stanowiło ciekawą kombinacje. Wyglądała… cóż, całkiem znośnie, jak na nią oczywiście.
Draco postanowił przestać kontemplować jej niecodzienny wygląd i czekając aż dziewczyna będzie mijać kolumnę, za która się skrył, postanowił trochę ją przestraszyć… Gdy Gryfonka mijała marmurową kolumnę bezszelestnie postąpił krok na przód i złapał ją mocno za szczupłe, osłonięte szeroką, czarną szatą ramię. Dziewczyna pisnęła głośno i poleciała prosto na niego, odbijając się od niego jak piłka. Draco nie powstrzymał śmiechu, widząc skonfundowaną minę brązowowłosej.
- I z czego się tak cieszysz, Malfoy?! – warknęła ostro Hermiona, poprawiając ciężką torbę na ramieniu. Draco zaczął się zastanawiać ile może ważyć…
- Z ciebie i twojej głupiej miny. – zarechotał złośliwie, jak na prawdziwego Ślizgona przystało. Hermiona wywróciła brązowymi oczami, a wesoły uśmiech zniknął jej z twarzy.
- Idźmy już lepiej pod salę mugoloznawstwa… - mruknęła i popatrzyła na niego wyczekująco. Draco nie chciał się z nią zgadzać, ale mimo, że to był jej pomysł, był całkiem dobry. Schody na górę pokonali w milczeniu. Hermiona myślała o nadchodzących lekcjach, a Malfoy o tym, jak odbudować walącą się reputacje. Wreszcie dotarli do celu, klasa mugoloznawstwa mieściła się na najwyższym i najbardziej zacisznym (oczywiście do czasu przybycia pozostałych uczniów) miejscu w Hogwarcie. Draco bez słowa skierował się na lekko oświetlony porannym słońcem parapet, a Gryfonka, rada, czy nie rada, poszła tuż za nim, nie chcąc wywołać kolejnej kłótni.
- Gapili się na ciebie… - bardziej stwierdził, niż zapytał Malfoy, nawet na nią nie patrząc. Hermiona westchnęła, sadowiąc się na parapecie obok niego. Była tak zrezygnowana i zdołowana perspektywą konieczności spędzenia tak pięknego dnia u boku najbardziej złośliwej osoby na świecie, że nawet nie przeszkadzało jej to, że siedzi tuż obok niego.
- Tak… Harry patrzy na mnie, jakbym zwariowała, podobnie Fred i George. Ogółem cały Gryffindor, z moimi współlokatorkami na czele, wziął nas na języki. – powiedziała kwaśno, ale ku zdziwieniu Malfoya wydawała się z tym jakby pogodzona. – A jak u ciebie? – spytała lekko. Zdziwiła go łatwość, z jaką go o coś pytała, tak… po prostu. Bez zbędnych uwag, jakby robiła to cały czas…
- To samo, z tym że ja budzę respekt, Granger – uśmiechnął się w ten dobrze jej znany, Malfoyowski sposób – więc w mojej obecności nikt jeszcze mnie nie obmawia. Ale pewnie długo tak nie wytrzymają…
- Też tak myślę… W tym momencie nawet mogłabym spędzić resztę życia w Azkabanie, byle dorwać w swoje łapy Zabinego – powiedziała rozeźlona Gryfonka.
- Weasley by cię tam nie wsadził… - mruknął, ale w tym momencie usłyszeli coś na kształt trzepotania skrzydeł. Chwilę później na parapecie, obok Hermiony przycupnęła jasnobrązowa płomykówka, do nóżki miała przywiązany list. Brązowowłosa od razu domyśliła się od kogo był ten list więc szybko rozwinęła papier, chciwie pochłaniając wzrokiem nabazgrane nieco niechlujnie słowa

Droga Hermiono!
Nie martw się, mała… Nie mogę wysilić się na coś lepszego, wybacz… Rozumiem twoje rozgoryczenie i jednocześnie podziwiam twoją wytrwałość. Znając mnie, już dawno przekląłbym czymś Malfoya. Postaraj się to przetrzymać, w końcu osiem dni spędzania razem czasu nie jest jeszcze końcem świata. Harry pewnie nie ma ci tego za złe, po prostu jest szczerze zdziwiony. Bo nie oszukujmy się, kto by nie był? Wiem, że jest strasznie i wiem, że czujesz się samotna i zmęczona jego obecnością. W końcu to Malfoy, mam nadzieje, że jego durnowate teksty i idiotyczne miny nie doprowadzą cię na skraj załamania nerwowego… Blaise zachował się głupio rzucając na was ten urok, w końcu oboje jesteście dorośli, ale wasza cierpliwość może się szybko skończyć. Muszę chyba z nim pogada… Wytrzymaj to Hermi, wytrzymałaś o wiele cięższe rzeczy, wytrzymasz i towarzystwo tego nadętego, rozpieszczonego maminsynka.
Twój najlepszy kumpel, Ron

Te kilka słów napisanych przez Rona niezwykle podniosło ją na duchu, czuła się bezpieczniej, wiedząc, że Ron ją rozumie. Z tego wszystkiego nie zauważyła nawet, że Malfoy zagląda jej przez ramię i czyta list skierowany do niej. Zorientowała się gdy niemo fuknął ze złości. Gdy na niego spojrzała jego blada twarz przybrała różowy odcień. To oznaczało, że Dracon Malfoy wpada we wściekłość…
- Poskarżyłaś się Weasleyowi?!! – wybuchnął, a jego kobaltowe oczy patrzyły na nią oskarżycielsko. Uniosła butnie podbródek
- Tak i nic ci do tego Malfoy! – warknęła, czym prędzej chowając list do kieszeni. Nie zdało się to na nic, bowiem Ślizgon zdążył już go przeczytać w całości.
- Nic mi to tego?! On mnie tam jawnie obrażał! Ten idiota i bezmózg śmiał mnie nazwać rozpieszczonym maminsynkiem! – pieklił się blondyn.
- Ty też go obrażasz, Malfoy – wytknęła mu Hermiona – a musiałam komuś się zwierzyć, bo doprowadzałeś mnie do szaleństwa…
- Szalejesz za mną Szl… Granger? – zapytał sarkastycznie. Hermiona wywróciła oczami i westchnęła, prosząc Godryka o cierpliwość.
- Dobrze wiesz, że nie chodzi mi o takie szaleństwo, Malfoy…
- Fakt, przecież ty już jesteś szalona…
- Zamknij się!
- To ty się zamknij. I nie skarż na mnie temu Wieprzlejowi, jeszcze mnie do Azkabanu wtrąci.
- Ron jest lepszym człowiekiem od ciebie i chociaż szczerze cię nie znosi, nigdy, przenigdy nie wykorzysta swojego stanowiska aby cię pogrążyć. Co zapewne ty byś zrobił nam bez mrugnięcia okiem. – warknęła, a Draco uśmiechnął się z wymuszoną słodyczą. Właściwe wyglądał tak, jak gdyby rozbolał go ząb.
- Masz racje, Granger… Nawet nie będę udawać, że jest inaczej. – wycedził powoli. Po tym żadne z nich się nie odezwało. Gryfonka wygrzebała z torby jakiś podręcznik i zaczęła go studiować, a Draco nie chciał się przyznać, że się nudzi. Więc zaczął pogwizdywać. Stracił tak rachubę czasu, ale w kocu poczuł na sobie czyjeś irytujące spojrzenie.
- Musisz się tak na mnie gapić? – sarknął, automatycznie poprawiając sobie włosy – Wiem, że jestem przystojny i do tego szlachetnie urodzony, ale nie ożenię się z tobą, na miłość boską! – Hermiona jednak nie straciła rezonu, a on z irytacją stwierdził, że na jej owalnej twarzy błąka się głupkowaty uśmiech. – No co? – nie wytrzymał w końcu i popatrzył na nią żądając wyjaśnień.
- Nie sądziłam, ze aż tak spodoba ci się ta piosenka, że będziesz ją sobie nucił! – zaśmiała się dźwięcznie. Draco przez moment zastanawiał się o co jej chodzi, ale szybko to do niego dotarło… Ta piosenka.
- Chyba wyjaśniliśmy sobie już wczoraj, że mi się spodobała, nie sądziłem, że aż tyle czasu zajmie ci przetworzenie takiej prostej informacji. – powiedział zgryźliwie, ale musiał przyznać jedno. Głos Johna Lennona rozbrzmiewał mu wciąż w głowie. Razem ze słowami tego artysty o świecie bez żadnych uprzedzeń i wojen….
- Bardzo się cieszę, że ci się podoba. To również i jedna z moich ulubionych piosenek. A cieszę się, że ci się podoba, bo to oznacza, że jeszcze nie jesteś do końca zepsuty Malfoy. To piosenka o miłości i o czynieniu świata lepszym…
- Nie myśl sobie, że jestem dobry… - syknął ponuro – Po prostu ta melodia wpada w ucho… - nie musiał na szczęście dłużej kontynuować tej dyskusji, bowiem Hermionę zaabsorbowały osoby powoli przychodzące pod klasę mugoloznawstwa. Draco rozpoznał m.in. Freda i George, którzy chyba szykowali się do zrobienia kawału Dianne Yaxley, Harry’ego Pottera, czerwoniutkiego z wściekłości i warczącego na uśmiechającą się wrednie Parkinson. Jego przystojna twarz skrzywiła się, gdy w oddali dojrzał roztrzepaną czuprynę Piromana. Ku jego zdumieniu zobaczył, że zarówno porąbany Finnigan,  jak i Weasleyowie i Potter ostrożnie zmierzają w ich stronę. Granger była chyba wniebowzięta, gdy ujrzała przyjaciół, którzy przemogli strach przed Malfoyem.
- Eeee… - wydukał Harry patrząc to na nią, to na Ślizgona – nie wiem co ci zrobiliśmy, ale usiądź z nami, nie musisz męczyć się z Malfoyem. – powiedział „miło” Potter.
- Dzięki Harry – uśmiechnęła się Hermiona – mogę z wami usiąść ale pod warunkiem… - zaznaczyła, a chłopcy spojrzeli po sobie dziwnie. Jedynie Finnigan nie był zdziwiony, w końcu tuż przed ciszą nocną Hermiona wszystko mu wytłumaczyła
- Jaki to warunek, Miona? – spytał zdziwiony George… Draco uśmiechnął się wrednie i postanowił wkroczyć do akcji.
- A taki, że usiądź z wami, jeżeli ja usiądę obok niej! – powiedział, prężąc się z wyższością przed Seamusem, który po usłyszeniu tych słów wyglądał jak spetryfikowany, co Draco zauważył z pewną dozą satysfakcji. Po drażnieniu naczelnej kujonicy Hogwartu, jego ulubionym zajęciem było dręczenie Finnigana. Tak po prostu.
- Co to ma znaczyć, Malfoy? – warknął Finnigan, ale Potter zgromił go wzrokiem i chociaż Pansy wystarczająco nadwerężyła tego ranka jego cierpliwość, to jednak odezwał się całkiem neutralnym tonem.
- Spokojnie, Seamus… D-Draco… Wyjaśnij, proszę o co ci chodzi.
- O to co powiedziałem. – wzruszył ramionami blondwłosy arystokrata. Żyłka na czole Seamusa zaczęła niebezpiecznie pulsować…
- Miona ty wyjaśnij… - powiedział szybko Fred, widząc, że zarówno Harry, jak i Seamus są na granicy cierpliwości. Hermiona westchnęła ciężko i zeskoczyła z parapetu, ku irytacji wszystkich obecnych Draco Malfoy ze złośliwym uśmiechem, którego Hermiona nie mogła zobaczyć, zrobił to samo co ona.
- Założyliśmy się z Malfoyem, że nie będziemy się obrażać, ale wyniknęło z tego niezłe szambo, głównie przez Blaisa, to długa historia, ale kończy się tym, że musimy spędzać ze sobą całkiem sporo czasu. Bo jak nie… No cóż, konsekwencje są średnio przyjemne, uwierzcie mi. Wiem, bo poczułam je na własnej skórze.
- To jakieś zaklęcie? – zapytali się równocześnie Fred i George. Uznali ten pomysł za hm.. bardzo użyteczny w przyszłości.
- Można tak to nazwać, a skoncentrowane jest w bransoletkach, których nie możemy zdjąć. To praktycznie rzecz biorąc klątwa. Jestem pewna, że po tym wszystkim osiwieję! – zawołała z rozpaczą. Chłopcy pokiwali ze zrozumieniem głowami i popatrzyli ze współczuciem na biedną dziewczynę.
- Ty, Granger? – irytujący głos Malfoya-włączony – Tobie już nic nie zaszkodzi, za to moja reputacja już sięgnęła dna. Nie dość, że siedzę z tobą, to jeszcze przebywam z szalonymi Weasleyami, Potterem i psychicznym piromanem! – Gryfoni zagotowali się z wściekłości, ale wszyscy ucichli widząc wysokiego mężczyznę, o jasnych włosach, małych, bystrych oczach i cienkich, diabelskich wąsach, który zmierzał dostojnym krokiem do klasy mugoloznawstwa. Było w nim coś takiego, co sprawiło, że nagle wszelkie głosy ucichły, Ślizgoni obserwujący dotąd, w jakim towarzystwie obraca się ich książę, Gryfoni obmawiający nagły związek ich ulubionej prefekt z największym gadem tej szkoły – wszyscy zamilkli. A mężczyzna zdawał się ignorować ich obecność, ubrany był w czarny płaszcz i garnitur, w dłoni dzierżył czarną laskę ze srebrną głowicą. Uczniowie obserwowali go jak zaczarowani. Tylko pewien blond-arystokrata pogardliwie prychnął i założył ręce na piersi.
- Że też on zawsze musi się tak popisywać… - mruknął głównie do siebie, ale jego słowa nie uszły uwadze bystrej Gryfonki. Skupiła na nim swoje czujne spojrzenie i spytała
- To ty go znasz, Malfoy? – nie wierzyła własnym uszom. Draco nawet nie miał siły wymyśleć jakiejś ciętej przygany dla dziewczyny więc odparł tylko zrezygnowany
- Niestety tak, Granger… To mój wujek. – westchnął obserwując, jak La Ruse jednym ruchem otwiera drzwi do klasy, a uczniowie zaintrygowani postacią nowego profesora, ochoczo poszli za nim do klasy. Hermiona zirytowała się widząc, jak Draco się ociąga. Pewnie najlepsze ławki będą już zajęte…
- Rusz się… - warknęła, a Draco ostentacyjnie wystawił jej język – Ale dlaczego nie mówiłeś, że Trevor La Ruse jest twoim wujkiem?! – powiedziała z wyraźnym wyrzutem dziewczyna.
- Bo nie przepadam za nim? I nie uznaję go za ciekawy temat do rozmów! – oświecił ją łaskawie Malfoy
- Oh, nieważne… - wycedziła Hermiona i ustawiła się wraz z Draco w kolejce do klasy. – Ale wiesz… Dziś możesz usiąść ze mną… - powiedziała niezwykle miłym tonem, a Draco roześmiał się w głos.
- Jakbym chciał z tobą siedzieć, sz.. Granger! Jesteś pewna, że nie masz w sobie cech Ślizgonki? Proponujesz mi to po tym, jak dowiedziałaś się, że mój wuj jest nauczycielem… Nieładnie, panno Granger! – wytknął jej, ale ostatecznie stanęło na tym, że wszystkie pozostałe miejsca były zajęte, więc i tak musieli usiąść razem w drugiej ławce w środkowym rzędzie, na co oboje ostentacyjnie się skrzywili.. i skupili wzrok na dwóch różnych końcach Sali.
***
Trevor La Ruse usiadł wyprostowany przed biurkiem i dłonią gładził swoje wypieszczone wąsy, a jego cwane oczka obserwowały wszystkich na Sali. Czekał tylko aż zakończy się zamieszanie i wszyscy zajmą miejsca. Jego bystre, jasno niebieskie oczy leniwie studiowały twarze uczniów. Oczywiście rozpoznał Pottera – kto by go nie znał po ostatnich wydarzeniach? A jego wzrok rozpoznał charakterystyczne dla Malfoyów platynowe włosy i butne, kobaltowe spojrzenie. Przystrojony srebrzysto-zielonym krawatem siedział jego bratanek, Draco. Trevor całkiem lubił chłopaka, choć zupełnie nie zgadzał się z metodami wychowawczymi Lucjusza… Lubił jego zadziorność i przekorny charakterek, ale młody Malfoy miał sporo wad, w tym nietolerancje i razizm… Dlatego Trevor zdziwił się zdrowo widząc, że obok Dracona siedzi drobna, kasztanowłosa postać z zadartym noskiem i bystrymi, brązowymi oczami, przystrojona w złotoczerwony krawat.
- Dzień dobry, drodzy uczniowie… powiedział silnym, pewnym siebie głosem. Zawód ten nie był może szczytem jego ambicji, ale był szczytem jego marzeń. Jakkolwiek dziwnie to brzmiało.
- Dzień dobry panie profesorze! – odparli chórem uczniowie z domu lwa i domu węża. Trevor uśmiechnął się pod nosem. Choć od czasów, gdy on był w ich wieku minęło jakieś 45 lat, to jednak niektóre wspomnienia pozostawały wciąż żywe.
- Jestem nowym profesorem mugoloznawstwa, nazywam się Trevor La Ruse. Wielu z was – tu jego wzrok skupił się głównie na Ślizgonach – pewnie uważa ten przedmiot za mało ważny i ma zamiar go lekceważyć… Cóż, osobiście to odradzam, moi drodzy. Ostrzegam… - zastrzegł, a w uczniowie nie spuszczali z niego wzroku – Nim zacznę was uczyć, to na tej lekcji jednak chciałbym was bardziej poznać. Każde z was będzie opowiadać kilka słów o swoim towarzyszu z ławki, po kolei. Jednak i ja chciałbym się przedstawić, bo widzimy się pierwszy raz. A więc, jak już mówiłem nazywam się Trevor La Ruse, jestem starym kawalerem – odparł lekko – i byłym Ślizgonem. Wiele lat spędziłem podróżując po świecie, głównie mugolskim. Interesuję się sztuką i z powodzeniem się realizuję w tym kierunku właśnie wśród mugoli. Nigdy nie byłem nauczycielem, ale przez te 40 lat nauczyłem się wiele o mugolach i bardzo szanuję ich świat i ich osiągnięcia, czego i was nauczę. To by było na tyle, teraz proszę, panienka w pierwszej ławce pod oknem, z brązowymi włosami. – wskazał końcem swej czarnej laski na Daphne Greengrass – przedstaw mi swoją koleżankę z ławki.
- Cóż, to jest Pansy Parkinson… - wydukała lekko zestresowana Daphne – ma osiemnaście lat, jest śliczną brunetką o ciemnych oczach należy do Slytherinu. Jest bardzo pewna siebie i charyzmatyczna. Najczęściej kłóci się z Potterem albo coś knuje  z Zabinim… - Pansy zgromiła wzrokiem koleżankę ale wstała i postanowiła odpłacić się pięknej Daphne…
- A to jest Daphne Greengrass, jest szatynką o maślanym spojrzeniu brązowych oczu. Lubi książki i Quiddyth… I co jeszcze? Ah tak… chajtnie się z Ronem Weasleyem! – zawołała tonem odkrywcy. Hermiona skrzywiła się… Ale w sumie Daphne nie była taka zła, chociaż związek Rona z Greengrassówną był dziełem głównie ich rodzin zarówno Ron, jak i Daphne wydawali się uszczęśliwieni. Kolejka szła szybko, ani się obejrzała a już Harry miał przedstawiać Seamusa Finnigana.
- Mój kolega to Seamus Finnigan, znamy się od pierwszej klasy. To super kumpel, tylko ma pewne problemy z ogniem… Wszystko mu wybucha… Trochę ciamajdowaty, ale w sumie nienajgorszy ścigający z niego…
- Harry Potter… Chłopiec który przeżył… Wybraniec – zaczął z uśmiechem Seamus – chyba wszyscy dobrze go znamy, za sprawą tego, że jako mały gówniarz pokonał najpotężniejszego czarnoksiężnika naszych czasów. Rok temu pokonał go jeszcze raz, tym razem na dobre… Cóż, to dziecko szczęścia, zdolny szukający i dobry kumpel… Przyszły auror – powiedział zgrabnie Finnigan, ale Draco prychnął tylko pogardliwie dając mu dobitnie do zrozumienia, co sądzi o poziomie jego wypowiedzi. Ale teraz była kolej jego partnerki… z ławki oczywiście. Hermiona wstała z gracją i nie patrząc wcale na Malfoya powiedziała
- Mój drogi kolega – jej głos wprost ociekał słodyczą, która była tak prawdziwa, jak opowieści Lockharta – to Dracon Malfoy. Znany bardziej jako Malfoy. Lub Gad, Smok, wstrętny wąż itd. Ma on platynowe włosy i błękitne oczy, co jest u nich rodzinne. Nie potrafię zrozumieć, jak to się stało, że został prefektem… No ale wracając do tematu naszego Dracona… W czwartej klasie miał mało przyjemny epizod i został fretką, jak również jest nazywany, ale wtedy, gdy tego nie słyszy. Jest arogancki i egoistyczny, aczkolwiek ma trochę pozytywnych cech. Na przykład nie jest aż taki głupi, na jakiego wygląda. Jest ścigającym od drugiej klasy, co zawdzięcza swojemu niebywałemu talentowi i tatusiowi. Jest jednak bardzo wrażliwy na muzykę, co jest raczej pozytywną cechą. Jego ulubiony przedmiot to chyba eliksiry. Jest stereotypowym Ślizgonem. I cóż mogę więcej powiedzieć, nie znoszę go! – powiedziała z ubolewaniem Hermiona siadając z powrotem na swoje miejsce i krzyżując ręce na piersi. Klasa zachichotała, a Gryfoni w myślach gratulowali pannie Granger. Draco, trzęsący się niemalże  z wściekłości wstał szybko i zaczął mówić
- To Hermiona Granger, Prefekt Naczelna Hogwartu, podobno jakaś tam bohaterka, a poza tym najbardziej przemądrzała kujonka jaką znam. Jej hobby to oczywiście zakuwanie i pożeranie książek oraz doprowadzanie do wściekłości mojej osoby. Ma irytujący lęk wysokości. Rozbiła obozowisko w bibliotece i żyje jak jakiś leśny gnom. Znana z romansu z kaczką-Krumem. Założycielka i aktywna działaczka WESZY – wszyscy prychnęli, próbując ukryć rozbawienie. Ale Hermiona z ulgą przyjęła to, że Malfoy poprawnie wymówił nazwę Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych… - Mugolaczka i obrończyni ciemiężonych. Beztalencie w Quiddythu i podobno objawienie we wszystkich innych dziedzinach. Ulubienica McGonagall – na te słowa z kolei słuchający go z rozbawieniem Trevor wytrzeszczył oczy – psiapsiółka Pottera i Weasleya. I chyba jest masochistką bo utrzymuje kontakty z siedzącym za mną Piromanem z Gryffindoru. Ma szopę zamiast włosów i kota, którego pokrzywdziła imieniem Krzywołap. Doprowadza mnie na skraj załamania nerwowego. I chciałbym dodać, że jej szczerze nie lubię! – fuknął na koniec i opadł zmęczony na krzesło. Wydął obrażalsko usta i spojrzał wyzywająco na Gryfonkę.
- Cóż, jak na osoby, które się nie znoszą wiecie o sobie zaskakująco dużo… - zaśmiał się z pobłażaniem Trevor przyglądając się z zainteresowaniem Hermionie Granger. Nie mógł uwierzyć, ze historia aż tak zatoczyła koło. Wszyscy wciągnęli ze świstem powietrze, czekając jak zareagują na to sami zainteresowani, ale oni zacisnęli tylko mocniej szczęki i znów skupili wzrok na przeciwległych krańcach klasy.  – Proszę, teraz następna osoba!
                                                                         ***
- Nienawidzę cię, Malfoy! – syknęła Hermiona, zmęczona po całym dniu zajęć, z czego każde okazało się katorgą, gdy trzeba je przeżyć z Malfoyem.
- Ja ciebie bardziej, musiałaś się tak wiercić na historii magii? Chciałem sobie pospać…
- Nie będziesz spać na żadnej lekcji przez następnych osiem dni! – ostrzegła go Hermiona. Nie zdołała dodać nic więcej, bo przed nimi pojawiła się sowa z kopertą przywiązaną do nóżki. Draco ostrożnie odwinął list.


Droga Panno Granger, Szanowny Panie Malfoy!
Dziś termin waszego szlabanu – posprzątacie szopę przy Zakazanym Lesie. Wszystkie liście wokół niej mają być zagrabione, a wszelkie przedmioty poukładane. Bądźcie tamo godzinie 16:00, Profesor Rubeus Hagrid zostawi tam dla was wszelkie potrzebne przedmioty. I radzę przyjść bez różdżek. Raczej nie będą wam potrzebna
M. McGonagall


- No cudownie… - powiedziała Hermiona smutno… Jednak nie zdąży przygotować eseju zadanego na przyszły tydzień dla profesor Bielikow… Draco również wydawał się niepocieszony

, miał nadzieje, że uda mu się dorwać znowu do tego śmiesznego radia…
- Pięknie… Jest 15:40… - spojrzał na srebrny zegarek na swoim bladym nadgarstku. Powinniśmy się zbierać. – mruknął, wciąż nie wierząc, że o sobie i Granger mówi „my”.
- Ale ja się muszę przebrać! – pisnęła Gryfonka, patrząc na swój mundurek. Draco przewrócił oczami.
- Oczywiście, że musisz się przebrać. Nie byłabyś sobą, gdybyś nie zrobiła jakiegoś problemu! – wytknął jej ostro. Hermiona spojrzała na niego jak na wariata
- A ty zamierzasz sprzątać szopę w szkolnej szacie? – nie dowierzała. Draoc nie zamierzał jej odpowiadać.
- Po prostu chodźmy do twojego dormitorium – zasugerował jej słodko. Błeh, jak to brzmiało…
- Chyba ogłupiałeś, Malfoy… Nie pójdę z tobą się przebierać! – założyła ręce na piersi. Draco tym razem już zupełnie poczuł się skonfundowany. Bardziej niż wtedy, gdy ujrzał mugolskie radio.
- No to jak chcesz się przebrać? Bransoletki, Granger… bransoletki… - przypomniał jej jak dziecku. Hermiona pacnęła się w czoło. Jak mogła o tym zapomnieć.
- No tak… Cóż, nie mamy wyboru. Rusz się, Malfoy – rzuciła i kilka minut później byli już pod portretem Grubej Damy. Hermiona szybko użyła zaklęcia kameleona na Draconie i szybkim, nienaturalnym dla niej krokiem udała się do pokoju wspólnego. Magicznym sposobem przedmioty, które mijała zaczęły zlatywać z mebli… - Uspokój się – syknęła w powietrze, nie wiedząc, gdzie może być Malfoy. Wparowała do dormitorium, w którym siedziała tylko Thalia Roberts, która miała na szczęście słuchawki na uszach i zapamiętaniem używała MP3. Hermiona otworzyła szafę, w której, jak można się domyślić, wszystko było idealnie poskładanie i rozejrzała się bezradnie po pokoju. Jak miała się przebrać, gdy w pobliżu kręcił się niewidzialny Malfoy. Udała się do łazienki i sprawdziła, czy nie ma w niej złośliwego Ślizgona zaklęciem radaru. Na szczęście został w jej pokoju, a przez klątwę Blaisa stał tuż za drzwiami, przez co czuła się jeszcze bardziej niezręcznie i poczuła jak mimowolnie czerwienią jej się policzki. Wskoczyła w wygodne, czarne dresowe spodnie i luźną bluzę. Gdy miała już wychodzić usłyszała szczęk zamykanych drzwi. Szybko nacisnęła klamkę i wybiegła z łazienki. Drzwi jednak natrafiły na jakiś opór…
- Ałć! - ryknął Draco, zdejmując z siebie zaklęcie i masując tył głowy - To tylko ta Roberts wyszła, Granger! Przez ciebie będę miał guza... Zatęskniłaś za trzecią klasą?

– spytał z wyrzutem w błękitnych oczach.
- I tak ci się należało. – skwitowała niewzruszona Gryfonka. – Zamierzasz iść tak na ten szlaban? – spytała lustrując ubranie wciąż trzymającego się za tył głowy Ślizgona. Ten tylko bez słowa zdjął z siebie długą szatę, rzucił ją na jej łóżko i odziany w elegancki mundurek szkolny dał znak, ż ejest gotowy do wyjścia. – Jak tam sobie chcesz, Malfoy, ale nie sądzę, że to dobry pomysł…
                                                                         ***
- Mógłbyś mi łaskawie pomóc, Malfoy? – zawołała ostro Hermiona. Sprzątali już teren wokół szopy godzinę. Liście Malfoy łaskawie raczył pomóc jej zagrabić, ale teraz, gdy ona próbowała na marne coś ustawiać w zakurzonej szopie on opierał się o zewnętrzną ścianę budynku i przyglądał się jej z rozbawieniem. – Malfoy! – warknęła jeszcze raz.
- Granger! – odpłacił się jej pięknym, za nadobne – Nie chce mi się tam grzebać…
- Musisz to zrobić, ty wstrętny… - zaczęła, ale Draco uniósł palec i powiedział bezgłośnie „zakład”.
- Ale nie chce się pobrudzić… Ty już i tak wyglądasz jak skrzat, ja się do tego nie zniżę… - wtrącił obrażony, ale gdy Gryfonka zagroziła, że o wszystkim dowie się Mcgonagall skrzywił się i sięgnął po jedną ze skrzyń, usiłując ją ustawić w bardziej porządnym miejscu. Wbrew pozorom stara zakurzona skrzynia była ciężka, a on ledwie ją przeniósł na drugi koniec małej, ciasnej szopy. Gdy wrócił na to miejsce latały wokoło drobinki kurzu, które wzbudził, ściągając stojąca tam od wielu lat skrzynkę. Gdy kurz nieco opadł jego oczom ukazał się intrygujący widok.
- Granger, chodź tutaj! – zawołał, utkwiwszy wzrok w drewnianej ścianie. Hermiona, zajęta segregacją narzędzi ogrodowych prychnęła z irytacją.
- Nie mam czasu, Malfoy! Jakbyś nie zauważył, jestem trochę zajęta! – ofuknęła go, nie dorywając się od swojej roboty.
- No weź chodź, nie pożałujesz… - zachęcał ją Malfoy. Hermiona westchnęła głośno, ale podeszła do Ślizgona, złorzecząc pod nosem
- Oby to było coś ważnego, Malfoy…
- Patrz… - powiedział krótko Draco. Na drewnianej ścianie wiekowego budynku widniał wyryty napis:

T.LR   i  M.M
Slyth.    Gryf.
13 wrzesień 1955 rok, siódmy rok nauki
 
- Te napisy mają już jakieś 45 lat, Malfoy… - powiedziała Hermiona zaskoczona. To nie było tak dużo w porównaniu z tym, ile lat miał Hogwart, ale mimo wszystko…
- Pewnie ktoś miał tu też szlaban, prawie równo 45 lat temu… - powiedział zamyślony Draco. Przyglądał się z uwagą wyrytym inicjałom. Pierwszy  z nich był mu dobrze znany.
- Granger… - wydukał – mój wuj! – Hermiona spojrzała na niego jak na idiotę, ale on kontynuował. T. LR – Trevor La Ruse! – wykrzyknął tonem odkrywcy. Hermiona uniosła brew w zadumie, ale zaraz odparła sceptycznie.
- Malfoy, to pewnie tylko zbieżność nazwisk. Przez Hogart przewinęło się wielu uczniów, to może być każdy…
- Masz racje. Ale La Ruse był w Slytherinie, a tu pod tymi inicjałami pisze jak byk „Slyth”! Poza tym stryj dokładnie 45 lat temu kończył Hogwart… - dodał znacząco. – Ciekawe czyje są te drugie inicjały…
- Nie mam pojęcia, Malfoy. Zajmijmy się robotą, ale jak ci tak zależy, możemy spróbować się dowiedzieć o kogo chodzi… W końcu mamy czas.. - dorzuciła cynicznie -  Tylko nie wiem jak można zacząć. – powiedziała Hermiona wracając do pracy. Blondyn jeszcze przez chwilę wpatrywał się w inicjały, ale potem również postanowił pomóc opryskliwej Gryfonce.
***
- I oni tak po prostu wzięli i założyli te bransoletki od ciebie? – Ginevra Weasley nie dowierzała własnym uszom. Mogłaby uwierzyć w taką głupotę Malfoya, ale nie swojej najlepszej przyjaciółki.
- Tak było, Wiewiórko… - zapewniał ją Blaise z szerokim uśmiechem, wtajemniczając  Weasleyównę w wykonanie kawału swojego życia.
- Wiesz, że oni cię zabiją? – zapytała ze śmiechem rudowłosa dziewczyna. Blaise przytaknął i wrócił do zbierania ziół dla profesor Sprout. Pomyśli o tym jutro... 




Rozdział dla tych którzy na niego czytali. Zarzuciłam to, bo wydawało mi się bez celowe, ale widząc, że niektórzy ludzie po 2 latach czekają na ciąg dalszy, naskrobałam coś. Ciekawe, czy ktoś jeszcze to przeczyta :)

7 komentarzy:

  1. Nie wiem, co sobie pomyślisz, noale... Zacznę tak: nie przeczyałam twojego bloga. Powiem szczerze, dopiero zamierzam. Poleciał do zakładek i już się nie mogę doczekać kiedy przeczytam to co napisałaś. Jednakże, szukam informacji. Długo nie było mnie w blogosferze. Część czytanych kiedyś przeze mnie Dramione znalazłam, ale najbardziej nurtuje mnie, dlaczego Poem usunęła swojego bloga poemsfanfictions? Z tego co pamiętam cieszył się dosyć dużym zainteresowaniem.
    Piszę tu, bo zauważyłam, że zaczęłaś pisać dosyć dawno temu, więc może kojarzysz tego bloga...
    Nawet jeśli nie, to życzę dużo weny, nowych czytelników, i wg wszystkiego, bo mam dobry humorek, to mogę życzyć :)
    Pozdrawiam, Vera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam bloga Poem, pamiętam mniej więcej kiedy zamknęła go, ale to było dawno. Mam jakieś przebłyski dotyczące powodów, ale nie jestem w stanie tego jasno przedstawić :(

      Usuń
  2. Dobrze, że wróciłaś! Odzywaj się częściej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. NAWET NIE WIESZ JAK BARDZO SIĘ CIESZĘ, ŻE WRÓCIŁAŚ! Po ponad roku nieobecności.
    Jestem tutaj i będę czytać, dzięki temu, że powróciłaś przeczytałam wszystko on nowa, po raz kolejny wczuwając się w historie 8)))))
    Życzę weny i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest mega! Poprostu cudowny blog! Lasia czekam na następny rozdział! Życzę weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że będziesz dalej pisać :) Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się że wróciłaś! :)

    OdpowiedzUsuń