Trochę nagięłam tu czasoprzestrzeń (chodzi o wiek i datę urodzenia Abraxasa Malfoya - prawdopodobnie urodził się kilka lat przed 1935 rokiem, ale na potrzeby opowiadania zmieniłam ten fakt)
Tak czy inaczej, pora zacząć tą historię. Pojawiło się wiele pytań, na które trzeba odpowiedzieć. Porzućmy więc 1999 rok, w którym się znajdujemy w głównej akcji opowiadania i przenieśmy się do roku 1953.
Rozdział Dramione pojawi się niebawem (ma ponad 7 stron na razie), ale na razie zajmijmy się historią Minerwy i Trevora.
Tych, którzy nie czytali jeszcze poprzedniego rozdziału, zapraszam na niego Rozdział XVI (12 czerwca 2016)
Dla przypomnienia: (akcja główna)
Minerwa McGonagall - dyrektorka, niezwykle cięta na nowego nauczyciela mugoloznawstwa - Trevora La Ruse'a
Trevor La Ruse - stryj Dracona Malfoya, nowy nauczyciel mugoloznawstwa, chcę porozmawiać z Minerwą i odzyskać jej zaufanie
***
Działo
się to w pierwszej połowie lat 50 XX wieku. W Hogwarcie dyrektorem był sławetny
Armando Dippet , ale szacunek i coraz większy prestiż zdobywał wybitny i
nieprzeciętnie utalentowany nauczyciel, ten który pokonał samego Grindelwalda –
Albus Dumbledore.
Wśród
uczniów niepodzielny prym wiódł wówczas Abraxas Malfoy – blady, wysoki chłopak
o jasnych, praktycznie białych włosach i niebanalnych, szaro-złotych oczach.
Ślizgon – tak jak każdy Malfoy. Królową wśród dziewcząt była Demetria Lestrenge
– zdecydowanie najpiękniejsza dziewczyna w Hogwarcie, czarnowłosa dziewczyna, o
dumnym spojrzeniu ciemnych oczu i arystokratycznej twarzy. Również Ślizgonka.
Najprzystojniejszy, najbardziej złośliwy chłopak w szkole i ambitna,
dystyngowana piękność – oczywiste było to, że Abraxas Malfoy i Demetria
Lestrenge mieli się ku sobie.
Nie tak
prosta sprawa była z najbliższym krewnym Abraxasa, Trevorem La Rusem – kuzynem
od strony ojca. Również był on Ślizgonem, cwańszym, ale mniej okrutnym i
bezdusznym od Abraxasa. Miał blond włosy (jak wszyscy krewni Malfoyów) i
radosne, błękitne oczy. Był również najbliższym przyjacielem Abraxasa. Grali
razem w drużynie Quiddytha – Abraxas był szukającym, zaś Trevor ścigającym.
Poza tym obaj byli zdolnymi uczniami, chociaż Trevor był bardziej leniwy, to
jednak bardziej charyzmatyczny od kuzyna… I pod żadnym pozorem nie był
zakochany w Minerwie McGonagall…
Minerwa
była Gryfonką, miała ładne, rude, falowane włosy, żywe, niebieskie oczy i
pełne, malinowe usta. Nie była może klasyczną pięknością – nie taką jak
Demetria, ale miała w sobie „to coś”. A Trevor La Ruse od pierwszej klasy
dokuczał drażliwej Minerwie, która odpłacała mu się namiętnie pięknym za
nadobne. Lata nauki upłynęły tej dwójce na robieniu sobie wzajemnie kawałów i
obrażaniu się. Minerwa była bardziej opanowana i poważna, więc większość
głupich pomysłów wychodziło z kreatywnej głowy Ślizgona. Rudowłosa Gryfonka nie
znosiła szczerze aroganckiego i zbyt pewnego siebie Trevora. Drażniły ją jego
głupie dowcipy, rubaszne poczucie humoru, nadnaturalny – nawet jak na Ślizgona
- spryt i jego irytująco ładna buźka,
sprawiająca, że nieomal wszystkie dziewczęta szalały z wesołym, często
uśmiechniętym Trevorem, a czuły dziwny respekt i rezerwę dla znacznie
przystojniejszego Abraxasa, który jednak wyglądał po prostu niepokojąco i samym
spojrzeniem zimnych, szarych oczu budził strach i obawy.
Minerwa
była jednak Gryfonką z krwi i kości, dlatego nie interesowały ją żadne kontakty
z przedstawicielami Domu Węża. Trevor zaś, podobno z przyzwyczajenia, bardzo
lubował się w bawiących go pogadankach z ostrą i nieco bezczelną dziewczyną, co
wiązało się z brakiem aprobaty ze strony Abraxasa. Bezwzględnego króla
Hogwartu.
Ale
jednak, w tej ładnej, zadziornej dziewczynie było coś, co ciągnęło do niej
Trevora. Nie potrafił sprecyzować dokładnie co to było… Może jej bystre i duże,
niebieskie oczy, może zadarty, lekko piegowaty nos, który marszczyła zawsze,
gdy go widziała. Może jej żywe kasztanowo rude włosy, które mieniły się w
słońcu i były tak różne od platynowych, poważnych włosów jego czy Abraxasa…
Może lubił jej inteligencje i to, że była niezwykle mądrą czarownicą…
Najzdolniejszą w historii od czasów Roweny Rowenclaw. A może chodziło o jej
talent do gry w Quiddytha i ognisty temperament. Nie wiedział, co dokładnie go o niej ciągnęło,
ale często łapał się na tym, że szuka jej wzrokiem…
Spotykał
się z wieloma dziewczynami, nie bardzo interesowało go to, do jakiego domu
należą. Również nie przeszkadzało mu to, że Minerwa była uczennicą dom lwa. Nie
był taki jak Abraxas, by zwracać uwagę na jej przynależność, czy też na to, że
była czarownicą półkrwi.
Chciał
być szczęśliwy. Gdy spotykał się ze słodkimi blondynkami, drapieżnymi
brunetkami wciąż myślami uciekał do ślicznej dziewczyny o zawsze pięknie
ułożonych, rudych lokach.
***
- Dziś
przyszedł list od ojca – powiedział w końcu Abraxas Malfoy, siedzący w
dormitorium razem ze swoim kuzynem Trevorem. Zaintrygowany Trevor oderwał się
na moment od kartki, po której z zapamiętaniem śmigał ołówkiem. To go zawsze odprężało…
- I co
pisze wuj Septimus? – spytał powracając do szkicowania. Powoli na śnieżnobiałej
kartce ukazywały się zarysy twarzy dziewczyny.
- To co
zwykle, każe zdobywać dobre oceny, robić dobre wrażenie, unikać szlamu i innych
niegodnych. – parsknął krótkim śmiechem Abraxas. Jego ojciec, Septimus Dracon
Malfoy był wysokim, budzącym respekt mężczyzną po pięćdziesiątce. Miał białe
włosy i niemal przezroczyste jasnoszare oczy, które nie wyróżniały się na
bladej, szczupłej twarzy. Abraxas był do niego bardzo podobny, ale oczy
odziedziczył po swojej matce –Evangeline Malfoy – kobiecie, która w młodości
była nie lada pięknością o złotych włosach i błękitno-żółtych oczach, ale
starzała się dość brzydko, często chorowała, co dodatkowo wymizerowało jej
dawniej piękną twarz i zmarła przed dwunastymi urodzinami Abraxasa w
niewyjaśnionych okolicznościach.
- Czyli
bez zmian… - sarknął Trevor, a ołówek w jego dłoni bez przerwy śmigał po kartce
papieru.
- Pisze
także o pierwszych ustaleniach co do mojego ślubu… - dodał bez emocji. Trevor
na powrót oderwał się od rysowania i przyjrzał się uważnie swojemu kuzynowi.
Znali się od dziecka, można by powiedzieć, że od kołyski, i mimo znacznych
różnic wciąż się przyjaźnili. Septimus Malfoy – ojciec Abraxasa był człowiekiem
surowym i gwałtownym, idącym do celu po trupach, uznawał czystość krwi za
najważniejszą wartość w życiu. Gdy jego żona powiła mu tylko jednego syna, od
razu zaplanował jego całe życie. W tym małżeństwo z piękną, czystokrwistą
czarownicą Demetrią Lestrenge.
- Nie
przeciwstawisz mu się? – spytał cicho La Ruse, ale i tak wiedział, jaka będzie
odpowiedź jego kuzyna…
- Po co?
– zdziwił się Abraxas – Widziałeś ty kiedyś Demetrię? – upewnił się – Jest
Ślizgonką, ma czystą krew i jest w połowie wilą. Nie wspominając o tym, jaka
jest piękna… Tylko głupiec nie chciałby się z nią ożenić. – powiedział z mocą.
Trevor jednak nie wiedział, czy jego kuzyn był zakochany w Demetrii, czy po prostu pociągała go
możliwość wzięcia za żonę najpiękniejszej dziewczyny w całym Hogwarcie. Abraxas
wtedy zatriumfowałby ostatecznie.
- Ale
jesteś pewien, że chcesz z nią spędzić resztę życia? Wiecznie piękna nie
będzie… - wyraził swoje wątpliwości Treovor. W ich rodzinie małżeństwa
zawierano jako umowy, kandydatka na żonę musiała być czystej krwi, pochodzić z
wpływowej rodziny, a najlepiej z arystokratycznego rodu, musiała być dość
inteligentna, być uczennicą domu węża i powinna być piękna. Demetria Lestrenge była
uosobieniem tych wszystkich cech. Trevor, kobieciarz, potrafił docenić urodę
kobiet i musiał przyznać, że uroda Demetrii Lestrenge po prostu onieśmielała.
Miała dostojną twarz w kształcie serca, wysokie kości policzkowe, lekko
falowane, długie do bioder czarne włosy, alabastrową cerę, duże, brązowe oczy i
pełne, karminowe usta. Nawet on musiał przyznać, że tytuł najpiękniejszej
dziewczyny Hogwartu należy do Demetrii.
- Nie
znam dziewczyny ładniejszej od Demetrii, a poza tym to umowa Trevorze. Czysta
ekonomia i polityka. Łączę ród Malfoyów i Lestrengów. Jej rodzina zdobędzie
wpływy w Ministerstwie, a my skoligujemy się z pokaźną fortuną Lestrengów.
- Rób co
uważasz za słuszne, Abraxasie… Mam tylko nadzieje, że będziesz zadowolony ze
swych wyborów w dalekiej przyszłości… - mruknął Trevor, chcąc zakończyć
rozmowę. Dyskusja z Abraxasem Malfoyem zawsze była bezowocna, młody Malfoy
zawsze i tak wiedział wszystko najlepiej…
- I
będę, mój drogi. Ty też powinieneś zacząć się rozglądać za jakąś czarownicą
czystej krwi, najlepiej z najbogatszych rodów. Ojciec prosił, by ci to
przekazać.
-
Zapamiętam – burknął Trevor. Nie miał ojca, Fergus La Ruse – francuski czarodziej
- zmarł, gdy Trevor miał zaledwie cztery lata i wychowywała go matka, siostra
Septimusa Malfoya, Edith La Ruse. Jej brat Septimus miał syna w tym samym
wieku, właśnie Abraxasa i obaj chłopcy wychowywali się niemal jak bracia. Z
tym, że Septimus niedawno zaczął szykować syna do objęcia roli głowy rodu
Malfoyów w przyszłości, z czym wiązało się zawarcie korzystnego małżeństwa.
Trevor przeżyłby to jakoś, gdyby nie fakt, że wuj Trevor wiązał z nim te same
nadzieje. Z nim i Febą Nott, za którą Trevor łagodnie mówiąc nie przepadał.
- Nie
bocz się, bracie… - powiedział dość ciepłym głosem (jak na niego) Abraxas.
- Nie
boczę się – mruknął Trevor – Ty lepiej, Abraxasie, skończ swoje wszelkie,
rozliczne romanse, Demetrii to się może nie spodobać… - zaśmiał się, jak na
Ślizgona przystało.
-
Jeszcze nie jesteśmy małżeństwem, ale masz racje. Pora z tym powoli kończyć,
jest tak piękna, że na razie wystarczy mi tylko ona… - Trevor słysząc to,
zaczął coraz mocniej przyciskać ołówek do kartki. Lubił Demetrię. Onieśmielała
i była dość poważna i chłodna, ale jednak miała klasę i dało się ją lubić i
normalnie z nią porozmawiać.
Był tak
pochłonięty tym, by nie nawrzeszczeć na Abraxasa za niewybredne insynuacje pod
adresem Bogu ducha winnej Demetrii i swoją pracą, że nie zauważył nawet jak
jego kuzyn stanął tuż obok niego.
- Co
znowu rysujesz, Trevorze? Co to za arcydzieło? – sarknął i wyrwał zaskoczonemu
Trevorowi kartkę z rąk. W jednej chwili spojrzenie szaro-miodowych oczu
pociemniało, a bijące chłodem oczy spojrzały na Trevora z nieukrywaną złością i
jadem.
- Co.
To. Ma. Być? – zaakcentował sykiem każde słowo. Trevor wyrwał mu rysunek z
ręki. Przedstawiał on twarz dziewczyny, świeżą i bijącą radością i niespotykaną
siłą. Miała owalną twarzyczkę, pełne usta i.. rude loki. – Znowu ona, Trevorze?
Dlaczego? – spytał się z wyrzutem.
- Nie
wiem, dlaczego. Po prostu. Widziałem tą twarz wciąż w głowie i postanowiłem ją
narysować… - powiedział cicho blondyn.
- Ale…
Wciąż ona? Dlaczego? – zagrzmiał surowy bas Abraxasa – Nie jest czarodziejką
czystej krwi, jest Gryfonką, nie jest nawet jakoś szczególnie ładna… Wyróżnia
ją tylko jej przemądrzałość i ruda czupryna. Pamiętaj kim jesteś, Trevorze –
dodał surowo białowłosy Ślizgon – tobie nie wolno myśleć o tej plebejce w ten
sposób…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz