.

niedziela, 3 lipca 2016

Zapowiedź - historia Minerwy i Trevora

Trochę nagięłam tu czasoprzestrzeń (chodzi o wiek i datę urodzenia Abraxasa Malfoya - prawdopodobnie urodził się kilka lat przed 1935 rokiem, ale na potrzeby opowiadania zmieniłam ten fakt)
Tak czy inaczej, pora zacząć tą historię. Pojawiło się wiele pytań, na które trzeba odpowiedzieć. Porzućmy więc 1999 rok, w którym się znajdujemy w głównej akcji opowiadania i przenieśmy się do roku 1953. 

Rozdział Dramione pojawi się niebawem (ma ponad 7 stron na razie), ale na razie zajmijmy się historią Minerwy i Trevora. 

  Tych, którzy nie czytali jeszcze poprzedniego rozdziału, zapraszam na niego Rozdział XVI (12 czerwca 2016)

Dla przypomnienia: (akcja główna)
Minerwa McGonagall - dyrektorka, niezwykle cięta na nowego nauczyciela mugoloznawstwa - Trevora La Ruse'a

Trevor La Ruse - stryj Dracona Malfoya, nowy nauczyciel mugoloznawstwa, chcę porozmawiać z Minerwą i odzyskać jej zaufanie


***

Działo się to w pierwszej połowie lat 50 XX wieku. W Hogwarcie dyrektorem był sławetny Armando Dippet , ale szacunek i coraz większy prestiż zdobywał wybitny i nieprzeciętnie utalentowany nauczyciel, ten który pokonał samego Grindelwalda – Albus Dumbledore.

Wśród uczniów niepodzielny prym wiódł wówczas Abraxas Malfoy – blady, wysoki chłopak o jasnych, praktycznie białych włosach i niebanalnych, szaro-złotych oczach. Ślizgon – tak jak każdy Malfoy. Królową wśród dziewcząt była Demetria Lestrenge – zdecydowanie najpiękniejsza dziewczyna w Hogwarcie, czarnowłosa dziewczyna, o dumnym spojrzeniu ciemnych oczu i arystokratycznej twarzy. Również Ślizgonka. Najprzystojniejszy, najbardziej złośliwy chłopak w szkole i ambitna, dystyngowana piękność – oczywiste było to, że Abraxas Malfoy i Demetria Lestrenge mieli się ku sobie.

Nie tak prosta sprawa była z najbliższym krewnym Abraxasa, Trevorem La Rusem – kuzynem od strony ojca. Również był on Ślizgonem, cwańszym, ale mniej okrutnym i bezdusznym od Abraxasa. Miał blond włosy (jak wszyscy krewni Malfoyów) i radosne, błękitne oczy. Był również najbliższym przyjacielem Abraxasa. Grali razem w drużynie Quiddytha – Abraxas był szukającym, zaś Trevor ścigającym. Poza tym obaj byli zdolnymi uczniami, chociaż Trevor był bardziej leniwy, to jednak bardziej charyzmatyczny od kuzyna… I pod żadnym pozorem nie był zakochany w Minerwie McGonagall…
Minerwa była Gryfonką, miała ładne, rude, falowane włosy, żywe, niebieskie oczy i pełne, malinowe usta. Nie była może klasyczną pięknością – nie taką jak Demetria, ale miała w sobie „to coś”. A Trevor La Ruse od pierwszej klasy dokuczał drażliwej Minerwie, która odpłacała mu się namiętnie pięknym za nadobne. Lata nauki upłynęły tej dwójce na robieniu sobie wzajemnie kawałów i obrażaniu się. Minerwa była bardziej opanowana i poważna, więc większość głupich pomysłów wychodziło z kreatywnej głowy Ślizgona. Rudowłosa Gryfonka nie znosiła szczerze aroganckiego i zbyt pewnego siebie Trevora. Drażniły ją jego głupie dowcipy, rubaszne poczucie humoru, nadnaturalny – nawet jak na Ślizgona - spryt  i jego irytująco ładna buźka, sprawiająca, że nieomal wszystkie dziewczęta szalały z wesołym, często uśmiechniętym Trevorem, a czuły dziwny respekt i rezerwę dla znacznie przystojniejszego Abraxasa, który jednak wyglądał po prostu niepokojąco i samym spojrzeniem zimnych, szarych oczu budził strach i obawy.
Minerwa była jednak Gryfonką z krwi i kości, dlatego nie interesowały ją żadne kontakty z przedstawicielami Domu Węża. Trevor zaś, podobno z przyzwyczajenia, bardzo lubował się w bawiących go pogadankach z ostrą i nieco bezczelną dziewczyną, co wiązało się z brakiem aprobaty ze strony Abraxasa. Bezwzględnego króla Hogwartu.
Ale jednak, w tej ładnej, zadziornej dziewczynie było coś, co ciągnęło do niej Trevora. Nie potrafił sprecyzować dokładnie co to było… Może jej bystre i duże, niebieskie oczy, może zadarty, lekko piegowaty nos, który marszczyła zawsze, gdy go widziała. Może jej żywe kasztanowo rude włosy, które mieniły się w słońcu i były tak różne od platynowych, poważnych włosów jego czy Abraxasa… Może lubił jej inteligencje i to, że była niezwykle mądrą czarownicą… Najzdolniejszą w historii od czasów Roweny Rowenclaw. A może chodziło o jej talent do gry w Quiddytha i ognisty temperament.  Nie wiedział, co dokładnie go o niej ciągnęło, ale często łapał się na tym, że szuka jej wzrokiem…
Spotykał się z wieloma dziewczynami, nie bardzo interesowało go to, do jakiego domu należą. Również nie przeszkadzało mu to, że Minerwa była uczennicą dom lwa. Nie był taki jak Abraxas, by zwracać uwagę na jej przynależność, czy też na to, że była czarownicą półkrwi.
Chciał być szczęśliwy. Gdy spotykał się ze słodkimi blondynkami, drapieżnymi brunetkami wciąż myślami uciekał do ślicznej dziewczyny o zawsze pięknie ułożonych, rudych lokach.
                                                                       ***
- Dziś przyszedł list od ojca – powiedział w końcu Abraxas Malfoy, siedzący w dormitorium razem ze swoim kuzynem Trevorem. Zaintrygowany Trevor oderwał się na moment od kartki, po której z zapamiętaniem śmigał ołówkiem. To go zawsze odprężało…
- I co pisze wuj Septimus? – spytał powracając do szkicowania. Powoli na śnieżnobiałej kartce ukazywały się zarysy twarzy dziewczyny.
- To co zwykle, każe zdobywać dobre oceny, robić dobre wrażenie, unikać szlamu i innych niegodnych. – parsknął krótkim śmiechem Abraxas. Jego ojciec, Septimus Dracon Malfoy był wysokim, budzącym respekt mężczyzną po pięćdziesiątce. Miał białe włosy i niemal przezroczyste jasnoszare oczy, które nie wyróżniały się na bladej, szczupłej twarzy. Abraxas był do niego bardzo podobny, ale oczy odziedziczył po swojej matce –Evangeline Malfoy – kobiecie, która w młodości była nie lada pięknością o złotych włosach i błękitno-żółtych oczach, ale starzała się dość brzydko, często chorowała, co dodatkowo wymizerowało jej dawniej piękną twarz i zmarła przed dwunastymi urodzinami Abraxasa w niewyjaśnionych okolicznościach.
- Czyli bez zmian… - sarknął Trevor, a ołówek w jego dłoni bez przerwy śmigał po kartce papieru.
- Pisze także o pierwszych ustaleniach co do mojego ślubu… - dodał bez emocji. Trevor na powrót oderwał się od rysowania i przyjrzał się uważnie swojemu kuzynowi. Znali się od dziecka, można by powiedzieć, że od kołyski, i mimo znacznych różnic wciąż się przyjaźnili. Septimus Malfoy – ojciec Abraxasa był człowiekiem surowym i gwałtownym, idącym do celu po trupach, uznawał czystość krwi za najważniejszą wartość w życiu. Gdy jego żona powiła mu tylko jednego syna, od razu zaplanował jego całe życie. W tym małżeństwo z piękną, czystokrwistą czarownicą Demetrią Lestrenge.
- Nie przeciwstawisz mu się? – spytał cicho La Ruse, ale i tak wiedział, jaka będzie odpowiedź jego kuzyna…
- Po co? – zdziwił się Abraxas – Widziałeś ty kiedyś Demetrię? – upewnił się – Jest Ślizgonką, ma czystą krew i jest w połowie wilą. Nie wspominając o tym, jaka jest piękna… Tylko głupiec nie chciałby się z nią ożenić. – powiedział z mocą. Trevor jednak nie wiedział, czy jego kuzyn był zakochany  w Demetrii, czy po prostu pociągała go możliwość wzięcia za żonę najpiękniejszej dziewczyny w całym Hogwarcie. Abraxas wtedy zatriumfowałby ostatecznie.
- Ale jesteś pewien, że chcesz z nią spędzić resztę życia? Wiecznie piękna nie będzie… - wyraził swoje wątpliwości Treovor. W ich rodzinie małżeństwa zawierano jako umowy, kandydatka na żonę musiała być czystej krwi, pochodzić z wpływowej rodziny, a najlepiej z arystokratycznego rodu, musiała być dość inteligentna, być uczennicą domu węża i powinna być piękna. Demetria Lestrenge była uosobieniem tych wszystkich cech. Trevor, kobieciarz, potrafił docenić urodę kobiet i musiał przyznać, że uroda Demetrii Lestrenge po prostu onieśmielała. Miała dostojną twarz w kształcie serca, wysokie kości policzkowe, lekko falowane, długie do bioder czarne włosy, alabastrową cerę, duże, brązowe oczy i pełne, karminowe usta. Nawet on musiał przyznać, że tytuł najpiękniejszej dziewczyny Hogwartu należy do Demetrii.
- Nie znam dziewczyny ładniejszej od Demetrii, a poza tym to umowa Trevorze. Czysta ekonomia i polityka. Łączę ród Malfoyów i Lestrengów. Jej rodzina zdobędzie wpływy w Ministerstwie, a my skoligujemy się z pokaźną fortuną Lestrengów.
- Rób co uważasz za słuszne, Abraxasie… Mam tylko nadzieje, że będziesz zadowolony ze swych wyborów w dalekiej przyszłości… - mruknął Trevor, chcąc zakończyć rozmowę. Dyskusja z Abraxasem Malfoyem zawsze była bezowocna, młody Malfoy zawsze i tak wiedział wszystko najlepiej…
- I będę, mój drogi. Ty też powinieneś zacząć się rozglądać za jakąś czarownicą czystej krwi, najlepiej z najbogatszych rodów. Ojciec prosił, by ci to przekazać.
- Zapamiętam – burknął Trevor. Nie miał ojca, Fergus La Ruse – francuski czarodziej - zmarł, gdy Trevor miał zaledwie cztery lata i wychowywała go matka, siostra Septimusa Malfoya, Edith La Ruse. Jej brat Septimus miał syna w tym samym wieku, właśnie Abraxasa i obaj chłopcy wychowywali się niemal jak bracia. Z tym, że Septimus niedawno zaczął szykować syna do objęcia roli głowy rodu Malfoyów w przyszłości, z czym wiązało się zawarcie korzystnego małżeństwa. Trevor przeżyłby to jakoś, gdyby nie fakt, że wuj Trevor wiązał z nim te same nadzieje. Z nim i Febą Nott, za którą Trevor łagodnie mówiąc nie przepadał.
- Nie bocz się, bracie… - powiedział dość ciepłym głosem (jak na niego) Abraxas.
- Nie boczę się – mruknął Trevor – Ty lepiej, Abraxasie, skończ swoje wszelkie, rozliczne romanse, Demetrii to się może nie spodobać… - zaśmiał się, jak na Ślizgona przystało.
- Jeszcze nie jesteśmy małżeństwem, ale masz racje. Pora z tym powoli kończyć, jest tak piękna, że na razie wystarczy mi tylko ona… - Trevor słysząc to, zaczął coraz mocniej przyciskać ołówek do kartki. Lubił Demetrię. Onieśmielała i była dość poważna i chłodna, ale jednak miała klasę i dało się ją lubić i normalnie z nią porozmawiać.
Był tak pochłonięty tym, by nie nawrzeszczeć na Abraxasa za niewybredne insynuacje pod adresem Bogu ducha winnej Demetrii i swoją pracą, że nie zauważył nawet jak jego kuzyn stanął tuż obok niego.
- Co znowu rysujesz, Trevorze? Co to za arcydzieło? – sarknął i wyrwał zaskoczonemu Trevorowi kartkę z rąk. W jednej chwili spojrzenie szaro-miodowych oczu pociemniało, a bijące chłodem oczy spojrzały na Trevora z nieukrywaną złością i jadem.
- Co. To. Ma. Być? – zaakcentował sykiem każde słowo. Trevor wyrwał mu rysunek z ręki. Przedstawiał on twarz dziewczyny, świeżą i bijącą radością i niespotykaną siłą. Miała owalną twarzyczkę, pełne usta i.. rude loki. – Znowu ona, Trevorze? Dlaczego? – spytał się z wyrzutem.
- Nie wiem, dlaczego. Po prostu. Widziałem tą twarz wciąż w głowie i postanowiłem ją narysować… - powiedział cicho blondyn.
- Ale… Wciąż ona? Dlaczego? – zagrzmiał surowy bas Abraxasa – Nie jest czarodziejką czystej krwi, jest Gryfonką, nie jest nawet jakoś szczególnie ładna… Wyróżnia ją tylko jej przemądrzałość i ruda czupryna. Pamiętaj kim jesteś, Trevorze – dodał surowo białowłosy Ślizgon – tobie nie wolno myśleć o tej plebejce w ten sposób…

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz