.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział III

Betowała dla Was Pearl <3 dziękuje :)

Rozdział III




Ginevra Weasley stała w altance, opierając skroń o framugę drzwi. Był wieczór, zbliżała się godzina 19, ale mimo to temperatura wciąż nie spadała poniżej 30 stopni Celsjusza. Było gorąco, według dziewczyny stanowczo za gorąco na rozpalanie ogniska. Bo kto normalny w tak upalny dzień robi ognisko?

Przymknęła powieki. Minęły już jakieś dwa miesiące odkąd rozeszła się z Harrym. W sumie, to chłopak zainicjował rozstanie, a ona się zgodziła, ale do teraz czuła dziwny dyskomfort, gdy przebywała w jego towarzystwie. Potter do tej pory nie znalazł sobie żadnej dziewczyny, podczas gdy ona miała już wielu chłopaków. Myślała, że może tym wzbudzi jego zazdrość, może jeszcze do siebie wrócą?

Jednak wiedziała, że to raczej niemożliwe. Była dla niego tylko przyjaciółką, dość bliską ale tylko przyjaciółką. Nikim więcej niż przyszywaną siostrą.

A ona go nadal kochała. Nadal gotowa była do niego wrócić, mimo, że wiedziała, że gdy próbowali być razem prawie cały czas się kłócili, a ponadto dusili się w tym związku. Był toksyczny dla obojga. Ginny była zazdrosna o każdą dziewczynę, która ośmieliła się choćby spojrzeć uwodzicielsko na Wybrańca, a Harry z kolei wściekał się na każdego chłopaka patrzącego się na dziewczynę. Oboje wiedzieli, że to nie ma sensu, ale żadne z nich nie chciało tego przerwać.

To Harry pierwszy rzucił hasło rozstanie, a ona się zgodziła. Widać było, że żadne z nich, nie czuje tego do drugiego, ale mimo różnic charakteru Ginny naprawdę go kochała. Ale czy to była prawdziwa miłość, czy to uczucie którym darzyła każdego ze swoich braci? Tego zrozumieć nie umiała.

Otworzyła lekko zaszklone oczy i spojrzała na oblewających się niczym małe dzieci Freda, Georga, Charliego, Hermionę i Harrego. A z nimi był Tim.

Wiedziała, że nie układa jej się z Timothym, ale nie przypuszczała, że chłopak będzie startował do Thalii. Mimo, że sama chciała rozstać się z Krukonem, to jednak świadomość, że rzucił ją dla dziewczyny, z którą toczyła niemą rywalizację bolała. Bardzo. Została rzucona. Znowu.

Tymczasem zauważyła dwie idące  mroku postacie. W ciemnych sylwetkach rozpoznała Billa i jego żonę, którzy pomachali wesoło do toczących wodną bitwę dzieciaków. Fleur, której figura nie była tak idealna jak kiedyś - co zauważyła Ginevra z dużą satysfakcją, bo mimo, że przekonała się do bratowej i nie okazywała jej już niechęci to, chyba jak każdy, z niejaką ulgą przyjęła fakt, że idealna wila nie była taka perfekcyjna jak mówiono. Fleur zniknęła w kuchni, aby porozmawiać z panią Weasley, a Bill z dzikim wrzaskiem dołączył do pozostałych, wpychając zaskoczonych bliźniaków do jeziora, którzy pociągnęli za sobą niczego nie spodziewającą się Hermionę. Ginny uśmiechnęła się pod nosem. W innych okolicznościach pewnie sama wiodła by prym w tej bitwie, ale nie dzisiaj. Usiadła w fotelu i zamknęła oczy. Musiała uporządkować myśli.



Nawet nie zauważyła kiedy zasnęła. Po prostu w pewnym momencie nie miała już siły myśleć, ani  o Timothym, ani o Harrym, ani o niczym innym i nawet nie zdając sobie sprawy usnęła w ramionach Morfeusza, okazującego w snach wszystkie jej marzenia.



   Obudziły ją radosne okrzyki. Półprzytomna otworzyła oczy i spojrzała na podwórko.  Było już całkowicie ciemno, ale wyraźnie widziała swoich braci, Harrego i Hermione, którzy właśnie witali dobrze znaną rudowłosej postać. Tak, wysoki brunet o błyszczących zielonych oczach, ładniejszych nawet od oczu Harrego - rozmarzyła się lekko, przypominając sobie, błyszczące i radosne oczy Zabiniego.

Wyszła szybkim krokiem z altanki i po chwili już była przy przyjaciołach.

W pierwszym odruchu chciała podejść do Derrenca, ale w porę przypomniała sobie wszystko i  zdecydowanie podeszła do Ślizgona.

-- Hej - uśmiechnęła się najbardziej słodkim ze swoich uśmiechów - jednak przyszedłeś - Blaise patrzył na poczynania Rudej lekko zdziwiony tym powitaniem. Zwykle Ginny albo na niego warczała, albo ignorowała, a najczęściej wrzeszczała. Jej bracia również byli zdziwieni jej zachowaniem, ale szybko zmyli wyraz dziwienia z twarzy i grzecznie przywitali Blaisa.

  Szczerze powiedziawszy nie spodziewał się, że tak po prostu go przyjmą. I to wszyscy! Co prawda, po wojnie przeprosił większość osób, którym tak dał się we znaki. Otwarcie pogodził się z Potterem, który okazał się całkiem w porządku, przeprosił również rudzielca Rona i jego braci. Ale nie sądził, że tak po prostu wszyscy go przyjmą z aprobatą. Szczególnie, że przez takich jak on śmierć dosłownie o cal minęła Freda, a wojna w ogóle miała miejsce i poniosła za sobą tyle ofiar.

Ale zaraz, zaraz, ci rudzielcy to na stówę bracia Ginny, chociaż tego jednego, barczystego nie znał. Pottera też rozpoznawał, Hermionę i Ginny oczywiście też, rudego wiewióra nie było, ale kim do Diabła był ten blondyn z gejowskim uśmieszkiem?

Ginny widząc na kogo patrzy Blaise, z tak nie przychylnym wyrazem twarzy tylko się uśmiechnęła pod nosem i powiedziała:

-- Oh, zapomniałam! Blaise, to Timothy Derrence - mój hm… przyjaciel - zaczęła, ale blondyn jej przerwał.

-- Chłopak - powiedział ściskając trochę za mocno dłoń Ślizgona. Ginny uśmiechnęła się z satysfakcją w myślach, ale wycedziła:

-- Były chłopak - zaakcentowała mocno pierwsze słowo patrząc z niechęcią na czarnookiego. Na te słowa Blaise jakby się ożywił.

-- Były? No, to nawet ułatwia sprawę - mruknął do siebie obejmując Ginny na wysokości talii, w ogóle nie zważając na jej mordercze spojrzenia. Za to mina tego całego Derrenca była warta zagrożenia utraty życia przez Rudą. A więc Ginny zerwała i z tym kolesiem? A może na odwrót? Tak, raczej ten drugi wariant, dlatego jest taka przygaszona i pewnie usiłuje wzbudzić zazdrość w tym idiocie… Po co tyle zachodu? Ale najwyraźniej doskonale się jej udawało, bo ten blondyn - idiota  (oczywiście nie żeby miał cokolwiek do blondynów - w końcu jego najlepszy przyjaciel był najbardziej blondynowym osobnikiem, jakiego widział świat) patrzył na niego wzrokiem seryjnego mordercy, a jego szczeka z głuchym łoskotem rąbnęła na podłogę .- chodź, Ginny. Musimy coś obgadać - Ruda spojrzała na Hermionę, bezgłośnie prosząc o ratunek, ale szatynka tylko uśmiechnęła się pod nosem i powiedziała:

-- No, Gin idźcie obgadać, to co macie do obgadania, a my tymczasem rozpalimy ogień - powiedziała brązowowłosa swym wszystko wiedzącym i władczym tonem. Słysząc to chłopaki jęknęli. Fred jako pierwszy wyraził swój sprzeciw:

-- Znając ciebie, to my oznacza to, że to my będziemy układać drewno i rozpalać ogień, a ty będziesz gadać - zaczął, a przerwał mu George.

-- I na pewno powiesz jeszcze chłopaki, dajcie spokój, nie trzeba wszystkiego załatwiać magią! Zostawcie różdżki i zobaczcie jak radzą sobie z tym mugole - przedrzeźniał ją drugi z bliźniaków. Hermiona udała oburzoną ich stwierdzeniem, ale nie zdołała przerwać tej dyskusji, bo pierwszy odezwał się Harry:

-- Widzisz, Herm? Nie tylko ja twierdzę, że masz czasami niepokojące zapędy dyktatorskie - okularnik wyszczerzył się bezczelnie, ignorując rumieńce gniewu na twarzy przyjaciółki.

-- Tylko dlaczego musi je trenować na nas? - mruknął z miną męczennika Charlie, na co reszta zawtórowała głośnym śmiechem, a Hermiona musiała naprawdę się postarać by do nich nie dołączyć, tylko nadal stwarzać pozory wściekłości.

-- Dość tego gadania! - powiedziała – musimy jakoś to zorganizować. Charlie, Bill wy ustawicie drewno, a Fred i George rozniecą ogień i ustawią ławki. Ty, Harry przyniesiesz z Timothym stoliki, a ja wezmę kubki i jedzenie - Bill i Charlie bez szemrania poszli ustawić wcześniej przygotowane przez Freda i Georga kawałki drewna, a bliźniacy odwrócili się powoli i ruszyli z starszymi braćmi. Gdy oddalili się na bezpieczną odległość od Hermiony, George powiedział z kocim uśmiechem:

-- Nie powiedziała, że nie możemy używać magii.

Fred lekko zaoponował:

-- Stary, wiesz, że nie będzie zadowolona, gdy się o tym dowie? - zaczął, ale bliźniak chytrze się uśmiechnął:

-- Poprawka. Jeśli się o tym dowie - na te słowa na twarzy Freda zagościł wielki uśmiech

-- Jeśli… To dobre słowo - powiedział wciąż się uśmiechając i obracając, by sprawdzić, czy Hermiona już się na nich nie patrzy.



                                                                       ***

-- Możesz mi powiedzieć o co ci chodziło - zawołała wzburzona Ginny gdy już znalazła się z Blaisem w kuchni Weasleyów.

-- To ty mi to wytłumacz, Wiewióreczko - powiedział wciąż się uśmiechając Zabini - widzę, że niedawno zerwałaś z tym debilem Derrencem. Ale pamiętaj Wiewiórko, ja nie jestem narzędziem, którym możesz wzbudzić czyjąś zazdrość - wyszeptał zbliżając swoją twarz niebezpiecznie blisko jej. Ginny poczuła jak traci z wrażenia oddech. Teraz ich twarze dzieliło może 10 centymetrów, a jego jadeitowo zielone oczy ją hipnotyzowały.

Chłopak nieznacznie przybliżył swoje usta do jej warg. Teraz dzieliła ich jeszcze mniejsza odległość. Wystarczyło by, żeby Zabini przysunął się lekko w jej stronę, a ich usta połączyłyby się w pocałunku.

- STOP - krzyknęła podświadomość Ginny, to Zabini! Z.A.B.I.N.I! Ten nadęty pajac, którego zawsze nie znosiłaś, nie możesz! Nie teraz!

Czarnowłosy przeniósł wzrok z jej oczu na jej usta, Ginny przymknęła powieki, czekając na to co miało się wydarzyć za chwilę. A wtedy…

- STOP! DZIEWCZYNO TO JEST ŚLIZGON- rozległ się alarm w jej głowie, a chłopak niczego nie zauważył, tylko zamknął oczy i zaczął powoli przybliżać swoje wargi do jej ust. A wtedy trzask! 

Ginevra błyskawicznie wzięła do ręki, leżącą na blacie nieopodal księgę kucharską i ułożyła między ich ustami. Chłopak, nie zorientowany w sytuacji, myślał, że całuje Ginny, a tymczasem zamiast na malinowych wargach rudowłosej, jego usta wylądowały na starej książce.

Zaskoczony otworzył oczy i spojrzał na oprawioną w skórę książkę, od której czym prędzej się odsunął patrząc gniewnie na uśmiechniętą pannę Weasley.

-- Blaise, mieliśmy przynieść szklanki i napoje - powiedziała jak gdyby nigdy nic Ginny.

Chłopak przeklął się w myślach, jak mógł pozwolić sobie na tę chwilę słabości? Mała Weasley podobała mu się od 5 klasy, ale starał się tego aż tak nie okazywać. W 6 klasie, miałaby przechlapane, on był prawie śmierciożercą, zobowiązanym służyć Voldemortowi, bo w innym wypadku zginęłaby jego matka - jedyna rodzina. A ona była niewinną uczennicą, rok młodszą od niego, urocza i wojowniczą, o sercu czystym jak łza. Gdyby któryś ze Ślizgonów wtedy choćby dowiedział się, że Blaise żywi do zdrajczyni krwi jakieś głębsze uczucia jak nic zniszczyliby jej życie, a gdyby jeszcze śmierciożercy się o tym dowiedzieli, jak nic zabiliby biedną Ginevrę, a jego najprawdopodobniej razem z nią.

Ale teraz, po pokonaniu Voldemorta miał szansę. Ruda mu wybaczyła te lata docinków, a on parę dni po oficjalnej zgodzie, próbuje ją pocałować! Idiota - myślał obserwując dziewczynę.

Nie licząc ognistych rumieńców na jej policzkach i dziwnie błyszczącego spojrzenia, wyglądała całkiem zwyczajnie, chociaż jak ognia unikała jego wzroku. Wyciągnęła teraz z szafki jakieś 20 szklanek i mruknęła cicho Vingardium Lewiosa i naczynia, po kolei wyleciały przez otwarte okno. Następnie schyliła się, sięgając do dolnej szafki. Blaise, chcąc nie chcąc podziwiał jej kształtne biodra w czarnych, króciutkich spodenkach.

-- Łap, Zabini! - zawołała znienacka rzucając w chłopaka butelką soku. Czarnoskóry musiał oderwać wzrok od tego niezwykle atrakcyjnego widoku i w ostatniej chwili złapał przedmiot, nim ten uderzył go w twarz.

-- No, no Wiewiórko, nie robi się tak z zaskoczenia - powiedział patrząc jej sugestywnie w oczy, nawiązując i do tego rzutu, i do numeru Gin z książką. Słysząc jego słowa dziewczyna spłonęła wielkim rumieńcem, który mógł bez przeszkód konkurować z kolorem jej ognistych włosów. Nim Blaise zdążył coś jeszcze powiedzieć odwróciła się biorąc w ręce dwie butelki i prawie pobiegła do Hermiony układającej na drewnianym stole jedzenie.

-- O Boże, Herm - szepnęła przerażona Ginny oglądając się na Blaisa, w przeciwieństwie do niej, chłopak nie gonił szaleńczym pędem, więc był jeszcze daleko w tyle – Błagam, nie pozwól by ten gad mnie złapał - prosiła Weasley chowając się za plecami Gryfonki.

-- Gin, co się stało? - zapytała się Hermiona, ale Ginny już jej nie odpowiedziała tylko skuliła się za plecami brązowowłosej.

-- Heej, Wiewiórko – zawołał podchodząc do Hermiony - gdzie jesteś? – wołał udając, że nie widzi małej, rudowłosej postaci wystającej zza pleców najmądrzejszej gryfonki. – no wyjdź Ginny, przecież ja nie gryzę - zaśmiał się. Dobiegł go stłumiony chichot.

-- Jesteś pewien, Zabini? - Ruda wyjrzała zza pleców Miony i uśmiechała się łobuzersko do Zabiniego

-- Szczerze? Nie - zawołał uśmiechnięty Blaise udając, że obnaża kły. Hermiona i Ginny serdecznie się zaśmiały po czym Hermiona, na pozór niewinnie zapytała:

-- Blaise, jak wy rozmawialiście, skoro Ginny przybiegła do mnie taka przerażona? - na te słowa dziewczyna mało się nie przewróciła, a Ślizgon resztkami sił powstrzymał niekontrolowany wybuch śmiechu.

-- O niczym takim - powiedział w końcu Blaise z wielkim uśmiechem skierowanym do Ginevry - twoja przyjaciółka pokazała mi bardzo kreatywną metodę obrony. Zapewne ty ją tego nauczyłaś. Obrona książką… Interesujące - policzki Ginny nabrały jeszcze bardziej czerwonej barwy, a ich właścicielka patrzyła na pewnego czarnowłosego Ślizgona z chęcią mordu w oczach.

-- Obrona książką? - Hermiona nie ukrywała zdziwienia - nie Blaise, to nie ja.

-- No pewnie, że nie ty, Herm - Ginny wybuchła posyłając Zabiniemu spojrzenie godne bazyliszka - to był impuls, musiałam się jakoś bronić przed… przed nim - wzburzona Ginevra wskazała palcem zielonookiego akcentując mocno ostatnie słowa. Hermiona słysząc ich wymianę zdań wybuchnęła szczerym śmiechem, a wrzaski Weasleyówny usłyszeli wszyscy obecni przy palącym się już lekko ognisku. Każdy patrzył na nich z wyraźnym zainteresowaniem, więc Blaise złapał Ginevrę wpół i nie zważając na jej protesty i usiłowanie pobicia podszedł z nią do jeziorka Weasleyów. Tam wrzucił wierzgającą Rudą wprost do zimnej wody. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Po kilku sekundach Ginny wyskoczyła stamtąd jak oparzona z dzikim krzykiem, goniąc Blaisa po całej posiadłości. Nim się obejrzeli rozpętała się III Wojna Wodna, tym razem drużynowa.



-- Na miłość boską! Co wy robicie! - denerwowała się pulchna, rudowłosa kobieta idąca na czele  czwórki czarodziejów, wychodzących szybkim krokiem do ogrodu - jak dzieci, jak dzieci! - mamrotała do siebie łapiąc się za głowę. Ale przerwał jej młody, rudowłosy czarodziej o wyniosłym wyrazie twarzy.

-- Zabini? - powiedział z nieukrywaną wrogością patrząc na ciemnowłosego chłopaka stojącego niebezpiecznie blisko jego siostry.

-- Aaa - Blaise też widocznie nie przepadał za Percym Weasleyem - Percy, czyż nie?- wycedził chłodno unosząc dumnie podbródek i posyłając najbardziej kujonowatemu z Weasleyów mrożące krew w żyłach spojrzenie.

-- Tak - odparł hardo Percy - a co ty tu robisz, Zabini? - zapytał się bez ogródek rudzielec, ale przerwała mu oburzona pani Weasley.

-- Percy! Jak ty się zwracasz do gościa! Doprawdy, zero kultury – narzekała - Blaise jest gościem Ginny. I nie zachowuj się tak wobec młodych, kulturalnych czarodziejów – chłopak uśmiechnął się z przymusem i powiedział jadowitym tonem:

-- Tak, Blaise, czytałem doprawdy interesujące rzeczy na twój temat w ministerstwie - Zabini skrzywił się mimo woli; był notowany jako śmierciożerca. Tylko jak Weasley doszperał się tych informacji?

Widząc wrogie napięcie między chłopakami Hermiona jęknęła - to nie miało się tak skończyć, mieli się wszyscy bawić przed rozpoczęciem roku szkolnego. Na szczęście do akcji wkroczyła srebrnowłosa piękność - Fleur.

-- Bill wam już powiedzieli? - zapytała się ich próbując ukryć swoją radość i podniecenie.

-- Ale co miał nam powiedzieć? - nikt nie wiedział o co Francuzce mogło chodzić. Fleur wytrzeszczyła swoje wielkie, niebieskie oczy w wyrazie kompletnego zdumienia.

-- Bill, ty im nie powiedział? - zapytała się przenosząc wzrok na swojego męża. Najstarszy z braci podrapał się w zakłopotaniu po głowie.

-- No, tak jakoś zapomniałem, skarbie- wymamrotał spuszczając wzrok na swoje buty.

-- Ale, jak ty mogłeś zapomnieć o tym! - zawołała dziewczyna patrząc z wyrzutem na Billa.

-- Może nam wreszcie powiecie, o co chodzi!? - wykrzyknęli wszyscy lekko podenerwowani i zniecierpliwieni. Bill objął żonę ramieniem i powiedział z uśmiechem:

-- Fleur jest w ciąży - wiwatom i gratulacjom nie było końca. Każdy uściskał serdecznie przyszłą matkę, nawet Zabini nie szczędził gratulacji i uścisków, mimo, że znał Fleur od kilku minut. Pani Weasley się rozpłakała, a Hermiona i Ginny mocno wyściskały uradowaną blondynkę.

-- Mówię wam, to będzie chłopiec! - zawołał w końcu Zabini - nazwiecie go Victor!- mówiąc to jeszcze raz wyściskał przyszłą matkę.

-- Nie, nie Blaiz - zawołała - na pewno nie będzie to syn! To będzie córka - sprzeczała się żartobliwie gładząc swój lekko wystający brzuch.

-- No cóż, teraz nie mamy czasu by się o to spierać - zdecydowała pani Weasley - Arthur, Fleur, Bill, Charlie i ja musimy jechać do Andromedy. Teddy chyba zachorował i Andie nie umie sobie sama poradzić, a  w dodatku te jego metamorfozy. A, że biedaczek ma w sobie krew wilkołaka to dużo bardziej cierpi na takich drobnych schorzeniach niż inni - powiedziała ze smutkiem pani Weasley.

-- Poradzicie sobie sami, prawda dzieciaki? - zapytał się dziarskim krokiem pan Weasley, na co dzieciaki odpowiedziały mu zgodnym tak.

Gdy tylko Arthur, Molly, Fleur, Bill i Charlie teleportowali się do Andromedy. Fred i George pędem pobiegli do Nory, by wrócić po kilku minutach z pięcioma butelkami ognistej whisky.

-- Nie ma rodziców, więc droga młodzieży, zaczynamy prawdziwe ognisko - zawołali zgodnie bliźniacy.

-- Zapomnijcie. Nie będę pił w takim towarzystwie - powiedział Percy patrząc z odrazą na Blaisa i nim ktokolwiek zdążył zareagować już zniknął w drzwiach domu.

Nikt nie spodziewał się, że tak będą się bawić razem.




                                                                         ***   

Tymczasem w Malfoy Palces 



-- Więc, Cyziu pozostaje nam panna Joannah Wood, Stacy Greg, Amanda Goyle, Astoria Greengrass, Tatiana Nott i Matilda Spenser - westchnął jasnowłosy mężczyzna wystawiając głowę znad starego kawałka pergaminu.

-- Ale one są okropne! Mój syn nie będzie mężem jakiejś szkarady, ani tym bardziej sztucznej wywłoki bez gustu - zaprotestowała smukła blondynka pochylająca się nad stosem papierów z genealogią czarodziejskich rodów czystej krwi - więc wracamy do mojego wariantu. Draco sam wybierze sobie żonę, niekoniecznie czystej krwi - zawołała z triumfem. Cieszyła się, że jej syn nie będzie zmuszony do tego, co ona i Lucjusz przed laty. Chociaż oni jako nieliczni trafili dobrze - pomyślała patrząc czule na swojego męża.

-- Dobrze - powiedział ugodowo Malfoy senior - przecież go nie wydziedziczymy – uśmiechnął się do żony i pocałował ją lekko w czoło.


Nie wiedzieli, że za drzwiami stoi wysoki Ślizgon i słyszy ich rozmowę. Od czasu gdy przypadkowo dowiedział się o ślubie, nie mógł zmrużyć oka i szedł właśnie do kuchni po Ognistą Whisky, gdyż jego własne zapasy się wyczerpały. Mijał po drodze gabinet ojca i wtedy usłyszał Dobrze, Narcyzo, przecież go wydziedziczymy… a więc to go czeka, jeśli nie zwiąże się z Astorią

środa, 24 lipca 2013

Rozdział II



 Rozdział II


Witajcie, historia dopiero się zaczyna, więc spokojnie, wszystko w swoim czasie się rozkręci.
Jak na razie chcę stworzyć rozdziały z sytuacjami, w których poznacie charaktery bohaterów, zrozumiecie ich świat, problemy itp.
Rozdział dedykuje
Venetii, która zdecydowała się odpocząć od bloggera J autorki najwspanialszych opowiadań. A dzięki której założyłam ten blog.

Malfoy Palaces był wybudowaną przed rokiem nową siedzibą Malfoyów. Mimo, że Malfoy Manory nie doznał w czasie wojny większych uszczerbek, to żaden z członków tej rodziny nie miał najmniejszej ochoty tam wracać.
Nową posiadłość Malfoyów wybudowano w bardziej słonecznym i przytulnym miejscu, ale wciąż na odludziu, w otoczeni pięknych lasów. Budowla zastała utrzymana w barwach jasnych i ciepłych, co wyraźnie kontrastowało się z Malfoy Manor. Pałacyk został wybudowany na planie kwadratu, ale  przodu po obu stronach dwa skrzydła rezydencji nie stały równo z drzwiami frontowymi, tylko ciągnęły się jeszcze o jakieś dwadzieścia metrów do domu. Wokół domu rosła zielona trawa i mnóstwo kwiatów posadzonych przez skrzaty i przez Narcyzę Malfoy. (tak sobie wyobrażałam ten pałac http://www.google.pl/url?sa=i&rct=j&q=&esrc=s&source=images&cd=&cad=rja&docid=bsQ9xOkpBAW_LM&tbnid=gkzt03QdAS4brM:&ved=0CAUQjRw&url=http%3A%2F%2Fwww.genealogia.okiem.pl%2Ffoto2%2Fdisplayimage.php%3Fpid%3D20799&ei=YnrvUcjqLsn2O6irgPgL&bvm=bv.49641647,d.Yms&psig=AFQjCNE85_MG6lAHRh4Xx7srlsYTHhxQQQ&ust=1374734719029002))
Już z zewnątrz można było usłyszeć piękną melodię van Beethovena graną na pianinie. W środku w pięknym, przestronnym salonie, na perłowo białym pianinie grała piękna, jasnowłosa kobieta. Jej włosy były białe i sięgały jej za żebra, teraz były rozpuszczony i mimo, że były proste, to falowały z każdym, nawet najdrobniejszym ruchem kobiety. Jej oczy, koloru błękitu były teraz przymknięte, co pozwalało nam podziwiać jej piękne, długie i czarne rzęsy. Miała duże i pełne usta ułożone teraz w uśmiechu i pomalowane czerwona szminką. I mimo prawie 40 lat, jej uroda wciąż powalała i wciąż miała piękna sylwetkę w kształcie klepsydry. Nie dziwne, że w młodości przez jakiś czas Narcyza pracowała jako modelka. Tak, Cyzia była bez wątpienia piękną kobietą... Z charakteru  odznaczała się niezwykłą łagodnością, aż dziw było pomyśleć, że ta łagodna, delikatna i miła kobieta była siostrą samej Bellatriks… Zawsze robiła wszystko, by jej bliskim powodziło się dobrze i byli szczęśliwi. Była bardzo miłą i dobrą osobą, nie lubiła patrzeć na ludzkie cierpienie, chociaż nie oglądała go za często, Lucjusz już o to zadbał. Podczas gdy jej mąż był chłodną, arogancką i mało uczuciową osobą Narcyza nadrabiała za niego te cechy starając się dać swojemu jedynemu synowi wszystko, czego tylko zapragnął.
Pani Malfoy od zawsze interesowała się sztuką i muzyką. Potrafiła grać na dziewięciu instrumentach, a w dodatku pięknie śpiewała. Miała wysoki, ale mocny głos, a jej śpiew potrafił oczarować każdego. Nic dziwnego, że talent muzyczny odziedziczył po niej syn. Natomiast jej talent plastyczny objawiał się w każdej postaci; potrafiła doskonale rzeźbić, choć Lucjusz potępiał ją za’’ babranie się w błocie’’, umiała pięknie malować akwarele i portrety, a do tego doskonale szkicowała. Cały świat czarodziejów szanował i podziwiał Narcyzę. Jej największa wadą była jej uległość. To, że nie potrafiła odmówić niczego synowi było w miarę zrozumiałe, ale niestety Narcyza prawie nigdy nie wyrażała własnego zdania; ulegała albo siostrze, albo mężowi,  za co już nie jeden raz surowo zapłaciła. Po wojnie postanowiła wszystko zmienić, począwszy od własnego zdania. To właśnie dzięki jej ingerencji dobudowano kolejne skrzydło biblioteki w Hogwarcie i pierwszą pracownię artystyczną, dzięki niej też odbudowano wiele sklepów na Pokątnej i na mugolskich ulicach, które zostały zniszczone w  wyniku wojen czarodziejów.


Gdy palce kobiety skończyły swój taniec na klawiszach instrumentu podszedł do niej wysoki, jasnowłosy mężczyzna, o takim samym odcieniu włosów jak ona, tyle, że nieco krótszych, bo sięgały mu za ramiona. Jego oczy miały dość niespotykany odcień szarości- tak jasny, że prawie biały.
--Kochanie, znowu ‘’Dla Elizy’’?- zapytał się uśmiechając się lekko do rozpromienionej kobiety.
--Tak, zaraz zagram sonatę G-moll- powiedziała wesoło rozprostowując palce, chcąc na powrót zacząć grać, ale powstrzymała ją w tym ręka mężczyzny.
--Nie teraz, Cyziu- powiedział kładąc swoją chłodną dłoń na szczupłą ramieniu żony– mam  do ciebie pewną sprawę- ton jego głosu był nieco zirytowany i widać było, że ta sprawa nie jest dla Lucjusza najprzyjemniejsza- zastanawiałem się nas wyborem idealnej kandydatki na żonę dla naszego syna- zaczął wyjmując z teczki jakieś papiery- przejrzałem większość drzew genealogicznych czarodziejów czystej krwi i niestety, moja droga. Nie mamy zbyt dużego wyboru. Większość czysto krwistych panienek jest albo za stara dla naszego syna, albo są już zajęte lub też zginęły w bitwie o Hogwart. Jak wiesz nasza faworytką była Cydruella De  La Finez, ale umarła przez mugolską białaczkę, za późno wykryto chorobę. A z większością tych panien Draco jest spokrewniony. Dlatego proszę Cię, Cyziu, dzisiaj wieczorem w moim gabinecie przejrzymy jeszcze raz razem drzewa genealogiczne czarodziejskich rodów. Bo jeśli nie to jedyną kandydatką byłaby… Astoria Greengrass- powiedział niesmakiem- bo jej starsza siostra wedle życzenia jej rodziców zostanie wydana za najmłodszego syna Weasleyów- powiedział niezadowolony bez wątpienia z powodu, że Greengrassowie wybrali dla swej córki kogoś pokroju Weasleya. Normalnie Penelopa i Apollon nawet o tym by nie pomyśleli, ale zawsze im zależało na największych wpływach, a po wojnie syn Weasleyów był szanowaną i dość rozpoznawalną osobą o nieskazitelnej opinii kumpla Wybrańca , ale nie zdążył teatralnie się skrzywić bowiem obok niego właśnie wylądował jeden z wazonów tłukąc się na drobne kawałeczki. Spojrzał zdziwiony na żonę, której twarz była lekko zaróżowiona ze złości, a błękitne oczy mogły konkurować ze spojrzeniem bazyliszka
--Zapamiętaj to sobie, Lucjuszu!- krzyknęła rzucając kolejnym, tym razem porcelanowym wazonem, który o cal minął głowę Malfoya seniora- nie życzę sobie tej pustej, ufarbowanej blond wywłoki w moim domu, w związku z moim synem- zawołała wściekła chcąc rzucić w Lucjusza kolejnym, ale teraz krzytszłowym wazonem. Na szczęście Lucjusz zdążył na czas zabrać go wściekłej Narcyzie i odstawił bezpiecznie na półkę.
--Spokojnie, Narcyzo. Ja ci tylko mówiłem, że to propozycja, oczywiście sam bym nie chciał mieć tej dziewczyny w rodzinie- uspokajał żonę Lucjusz pomagając jej usiąść przy fortepianie i zaczynając grać jedną z jej ulubionych piosenek, co wyraźnie uspokoiło blondynkę.
--Jeszcze w całym swoim życiu nie spotkałam gorzej wychowanej dziewuchy, o tak złym guście – warknęła po chwili  zaczynając śpiewać
Oceans apart day after day


And I slowly go insane

I hear your voice on the line

But it doesn't stop the pain

Tymczasem za drzwiami stał wysoki, mierzący jakieś 195 cm blondyn o pięknych, szaroniebieskich oczach o długich rzęsach. Nie słyszał całej rozmowy, do jego uszu dotarł tylko fragment, o tym, że chcą mu znaleźć żonę. Przeklinając głośno bezszelestnie udał się do swojego pokoju…

                                                                           ***
--Witajcie dziewuszki- zawołali równocześnie bliźniacy wchodząc do pokoju dziewczyn. Ginny i Hermiona jak gdyby nigdy nic wygodnie wylegiwały się na łóżkach. Rolety w pokoju były zaciągnięte, tak więc panował półmrok
--Co chcecie- wymamrotała Ginny chowając głowę w poduszkę i delikatnie się wachlując… 38 stopni Celcjusza to stanowczo za gorąco.


--Nic takiego- zawołali znowu równocześnie, na co Hemiona nie wytrzymała
--Rany, chłopaki, czy wy musicie gadać równocześnie! To denerwujące- zawołała  włączając wentylator, który przywiozła ze sobą
--Dobra, dobra Hermiona spokojnie- powiedział George uśmiechając się
--Chcieliśmy tylko was poinformować, że robimy dzisiaj ognisko!- zawołał drugi z braci rzucając się na łóżko obok Hermiony, za co oberwał w żebro- auć, Herm- powiedział z udawanym bólem- co ja ci takiego zrobiłem, że wyładowujesz na mnie swe niekończące się pokłady agresji- jęczał między spazmami udawanego bólu.
--Chronologicznie, czy alfabetycznie, Fred- zapytała się Hermiona siadając obok Freda po turecku na łóżku.
--Stary, lepiej nie każ jej wymieniać bo do jutra stąd nie wyjdziemy- szepnął bratu drugi z bliźniaków
--Tak, czy inaczej nie idę na żadne ognisko- jęknęła Ginny podchodząc do wentylatora – jest stanowczo za gorąco, chłopaki. Nigdzie się stąd nie ruszam- zdecydowała. Po co komu siedzieć przed ogniem, gdy na dworze jest taki upał
--Na pewno nigdzie się  stąd nie ruszasz Ginny?- zapytał się jej jeden z bliźniaków z kocim uśmiechem- bo wiesz…
--W felewizorze leci ‘’Król lew’’- na te słowa Ginny zerwała się jak oparzona. Kiedy rodzice Hermiony kupili sobie nowy telewizor dziewczyna postanowiła podarować Weasleyom ten starszy, jako podziękowanie, za to, że gościli ją w swoim domu przez te wszystkie lata.
Gdy Hermiona pierwszy raz pokazała Ginny swoją ulubioną bajkę z dzieciństwa ta oglądała ją jak zaczarowana, a po niewczasie Król Lew stał się ulubioną bajką Ginny.
--Nie w felewizorze, tylko w telewizorze- poprawiła chłopaka Hermiona wywracając oczami i próbując dogonić Ginny.
Jednak nie znalazła Ginevry w altanie, przed telewizorem ale w przedpokoju. Gdzie stała i rozmawiała z Timothym Derrencem, wysokim blondynem o cudnych czarnych oczach z Ravenclawu
--Herm, idź do altanki, za chwilę do ciebie dołączę- szepnęła, po czym złapała Tima za rękę  i wyszli do ogrodu.
Hermiona zmartwiła się, wiedziała, że między Gin, a Timem nie działo się ostatnio dobrze. Gdy miesiąc po bitwie o Hogwart Ginny i Harry rozstali się, bo przekonali się, że tak naprawdę nie są dla siebie niczym więcej jak przyjaciółmi i chcą kontynuować te przyjaźń, Ginny spotykała się z wieloma chłopakami, ale z Timothym była już około dwóch miesięcy i Ruda bardzo go lubiła. Ale ostatnio Hermiona przyłapała Derrenca jak otwarcie próbował flirtować z Thalią Roberts, dziewczyną z ich dormitorium, piękną blondynką o wzroście i figurze modelki i zrobiła chłopakowi okropną awanturę, nie chciała mówić nic Ginny, bo wiedziała, że jest zbyt zauroczona Timem, by uwierzyć, że flirtował z inną, a w dodatku z Thalią. Gdy Ginny była niziutka i drobna, o płomiennych włosach i niebieskich oczach o słodkiej, elfie urodzie, to Thalia była wysoką, mierząco prawie 180cm, blondynką o uroczych szarych oczach i pięknych, rzeźbionych kościach policzkowych i o figurze modelki, którą to zresztą Thalia chciała zostać. Panna Roberts miała wszystko o czym Ginny zawsze marzyła; urodę modelki, wzrost, figurę, szanse zostania modelką. Jakby się poczuła, gdyby dowiedziała się, że jej chłopak flirtuje z Thalią? Hermiona miała nadzieje, że gdy chłopak zorientuje się, że ona wszystko widziała i ma go na oku,  to przestanie zdradzać Ginny. Ale nic na to nie wskazywało, a dzisiejsze się pojawienie Tima mówiło wręcz co innego..
Usiadła na miękkiej, zielonej trawie, i wystawiła twarz do słońca. Chciała się trochę zrelaksować, bo tego lata naprawdę niewiele odpoczęła. Po pierwsze starała się odnaleźć rodziców, co dzięki pomocy tajemniczej Pani Blamal i jej funduszom się udało. Potem zerwanie z Ronem, chłopak bardzo to przeżył, zresztą Hermiona tez ale oboje wiedzieli, że tak będzie lepiej, nie pasowali do siebie i tylko się męczyli w tym związku.
Niestety nie udało jej się choć trochę odpocząć, nie tylko ze względu na troskę o Ginny, ale przez bliźniaków, którzy nieopodal układali drzewo na ognisko, a teraz taszcząc wielkie wiadro wody w

stronę Hermiony jednym zamachem wylali cała jego zawartość na nic nie spodziewająca się szatynkę.
Krzyk, który się rozległ prawie pozbawił zmysłu słuchu bliźniaków i państwa Weasley, a już po chwili autorka tego zacnego krzyku, calutka mokra ganiała z wiaderkiem z wodą za tarzającymi się ze śmiechu bliźniakami traktując ich chłodnym strumieniem wody. Po chwili do wodnej wojny dołączył się Harry i Charlie (który spędzał u swoich rodziców wakacje), niestety Ron był w biurze aurorów, przez co ominęła go bitwa.
Hermiona, przemoczona do suchej nitki stała nad Harrym, który został powalony na ziemię jednym ruchem jej ręki i w najlepsze oblewała go lodowatą wodą. A bliźniacy zostali wrzuceni do jeziorka przy domu Weasleyów przez roześmianego Charliego.
Zaczynało się już ściemniać, a do domu Weasleyów przyjechał Bill i Fleur, która wydawała się jakby okrąglejsza na brzuchu, co Hermiona przyjęła z lekką satysfakcją, nawet Fleur lekko przytyła. Bill niczym mały chłopiec dołączył do oblewających się dzieciaków i chwycił mugolski szlauf leżący przy studni i zamaszystym ruchem włączył  strumień zimnej wody,  oblewając całą piątkę.
Hermiona nigdy się tak nie bawiła i szczerze powiedziawszy nigdy się nie brała udziału w wodnej bitwie, nawet na Śmigusa Dyngusa . Jednak natychmiast odeszła od pola bitwy, gdy zobaczyła zbliżającą się do nich Ginny, Ruda była lekko przygaszona i wyglądała na zdenerwowaną.
--Gin, co się stało- wyszeptała, ale Ginny się lekko uśmiechnęła patrząc na przemoczoną Hermionę
--To samo mogłabym powiedzieć o Tobie- zaśmiała się cicho, ale potem odszepnęła- rozstałam się z Timothym…
--O nie- szepnęła przerażona Miona, więc jednak Tim wybrał Thalię…
--Nie, nie chodzi o to. Sama chciałam już to zakończyć, Tim był zbyt… ponury i w ogóle, ale wyobraź sobie, że on powiedział mi, że zrywa ze mną, bo chce się związać z Thalią! A ona nie będzie chciała z nim nic robić, dopóki on będzie ze mną, bo bądź co bądź jestem jej koleżanką i to nie w porządku- warknęła Ginny, najbardziej bolał ją fakt, że Tim zostawił ją dla Thalii.. Właśnie dla Thalii…
--Nie przejmuj się Ginny, znasz Thalię, szybko się nim znudzi…- uspokajała przyjaciółkę Hermiona, ale Ginny spojrzała na nia jak na wariatkę i się roześmiała.
--Sama chciałam z nim zerwać, bo nie oszukujmy się, długo byśmy nie pociągnęli. Wkurza mnie tyko to, że on najpewniej flirtował z nią, kiedy był jeszcze ze mną- Hermiona kiwnęła głową i opowiedziała pannie Weasley o tym co widziała; czyli Tima trzymającego dłoń na pupie Thalii i głaskającego ją po dłoni. Ginny warknęła
--Durna imitacja mężczyzny… Ale szczerze, to mi najbardziej szkoda, że ominęłam Króla Lwa- westchnęła – a wyobrażasz sobie Herm, że jeszcze moja mama zaprosiła Tima na ognisko!
-- No nie fajnie- zgodziła się pokojowo szatynka wykręcając rąbek mokrego podkoszulka- ale wiesz, to my tez kogoś zaprośmy, np. Luną i Nevilla – najmłodsza latorośl Weasleyów szybko podchwyciła ten pomysł uśmiechając się wrednie- wiesz, a ja zaproszę Zabiniego- Hermiona wytrzeszczyła oczy, Ginny zapraszająca z własnej, nie przymuszonej woli Blaisa? Godrykowi się chyba coś pomieszało…
--Oj, nie patrz tak na mnie. Tim się zdziwi, a Blaise się dogada świetnie z bliźniakami- zawołała po czym zniknęła w drzwiach. Herm tylko pokręciła głowa z uśmiechem i niestety długo spokojnie nie postało, gdyż została ofiarą Georga, który podbiegł do niej ze szlaufem i zaczął oblewać gryfonkę wodą, Hermiona piszczała starając się uciekać, a gdy wreszcie zwiała z zasięgu Georga zawołał
--Może wygraliście bitwę, ale wojna dopiero się zaczyna!!!



                                                                        ***
Malfoy Palaces

Młody arystokrata leżał na łóżku patrząc w sufit. Przerażała go myśl o małżeństwie, nie chciał by rodzice wybierali mu żonę, a sądząc po tej rozmowie zamierzają to zrobić. A co jak każą mu się ożenić z Pansy? Owszem, lubił tę dziewczynę, była jego przyjaciółką, ale nie traktował jej jak dziewczyny.. raczej jak drugiego najlepszego kumpla. Pierwszym był oczywiście Zabini.
O wilku mowa- powiedział w myślach słysząc na korytarzu czyjś głośny bieg. Po chwili do pomieszczenia wpadł Diabeł z tym swoim firmowym uśmiechem na ustach
--Stęskniłeś się skarbie?- zawołał podbiegając do Smoka i jednym ruchem złapał za róg pościeli pociągając ją do góry, tym samym zrzucając oniemiałego Smoka z łóżka
--Nie za bardzo- wystękał z przekąsem Draco podnosząc się z zimnych płytek- Zabini, czy ciebie kompletnie pogrzało idioto! Ja tu mam problem z żoną, a ty mnie zrzucasz z łóżka- to odebrało mowę Blaisowi… Ale tylko na chwilę
--Żona, jaka żona!? Kiedy zdążyłeś wyjść za mąż!?- gorączkował się czarnowłosy
--Chyba ożenić Diable, a nie wyjść za mąż –zaśmiał się blondyn patrząc z politowaniem na kumpla, a więc, ten epizod, kiedy zrzucił mu na głowę klatkę z sową faktycznie odbił się na zdrowiu psychicznym bruneta.
--Milcz, Malfoy! Nie gadaj mi tu o takich bzdetach, skoro nie zaprosiłeś mnie na ślub- warczał Diabeł robiąc minę obrażonego dziecka
--Może dlatego, że on nigdy nie miał miejsca, patafianie? – Draco wywrócił oczami- on ma dopiero mieć miejsce, tylko, że nie wiem z kim. Z tego co usłyszałem, to matka chce, żeby z Astorią..- jęknął chłopak. Bliase zamrugał zdziwiony.
--Z Astorią!? Ale przecież twoja matka jej nie cierpi, każdy to wie…
--No to chyba polubiła burknął Draco- Blaise skrzywił się
--Mi matka odpuściła tę całą szopkę z pannami czystej krwi po wojnie. Powiedziała, że mogę ożenić się z kim chce- powiedział cicho, bardzo współczuł blondynowi, nikt nie zasługuje na to by zostać mężem Astorii- No, ale co tam ze ślubem Smoku, jak tam nowa różdżka ?- zapytał, chcąc rozweselić przyjaciela. I poniekąd dla tego, że sam zawsze interesował się różdżkarstwem.
-- Olcha, 15 cali, Włókno ze smoczego serca- mruknął blondyn
--Olcha? Hmm, to zwykle do magii niewerbalnej, i świetna do pojedynków- mówił Blaise, ale Draco burknął
--Diable, daj spokój, nie zachowuj się jak Ollivander- w tym momencie w pokoju zrobiło się strasznie jasno, a pomieszczenie wypełniła błękitna poświata. Doskonale wiedzieli co to jest; patronus. Chwilę później zmaterializował się przed nimi błękitny koń. Po chwili przemówił dobrze znanym Diabłowi głosem
--Hej Blaise, tu Ginny. Robimy ognisko za domem, fajnie by było, gdybyś wpadł. Jak chcesz możesz kogoś ze sobą zabrać. Adres chyba znasz- powiedział koń, po czym zniknął. Zszokowany Malfoy zapytał się powoli, by ukryć zdziwienie.
--Blaise, od kiedy ty się tak kumplujesz z Weasley!?
--Spotkałem Hermionę i Ginny wczoraj na Pokątnej. Też wracają do Hogwartu, a dobrze wiesz, że źle się czuje z tym jaki byłem wobec niektórych, a szczególnie wobec nich. Często się z nich wyśmiewałem, a one naprawdę są świetnymi dziewczynami. Warto się z nimi kolegować.
--Od kiedy jesteś z nimi po imieniu – zawołał Draco. Był zły. Zawsze z Blaisem wyśmiewali Weasley, a nad Granger po prostu się pastwili, a teraz Blaise się niby zrobił taki święty. Brunet jakby mu czytając w myślach odpowiedział
--Dorosłem poniekąd Smoku i dużo zrozumiałem, ty też powinieneś- widać było gołym okiem, że Zabini bardzo chce iść do Weasleyów. A Draco zachował się jak na najlepszego kumpla przystało i odpowiedział wywracając niebieskoszarymi oczami
--Dobra, Diable. Widzę jak Cię ciągnie do tej ich Nory. Leć- powiedział z uśmiechem. Blaise spojrzał na niego zdziwiony
--Serio? Nie trzeba Ci towarzystwa, bo wiesz… Sprawa twojego ślubu i…- zaczął, ale Draco zbył go machnięciem ręki.
--Idź Diable, z Ognistą Whisky tez można posiedzieć...- mruknął Draco przymykając oczy.
--A nie chcesz iść ze mną? Wiewiórka mówiła, że mogę ze sobą kogoś przyprowadzić- na te słowa Draco zareagował donośnym śmiechem.
--Serio, Diable? Wyobrażasz sobie mnie w tej ich imitacji domu?- zaśmiewał się- Nie, ja tam nie pójdę!- zawołał z lekką złością sięgając po butelką alkoholu
--Serio, ale Hermiona będzie, może być fajnie- przekonywał go zielonooki, ale blondyn wygodnie usiadł w fotelu i zawołał
--Masz dziesięć sekund, żeby stąd zniknąć Blaise, bo zaraz wstanę i cię wyprowadzę do tej całej Nory…