.

wtorek, 13 stycznia 2015

Rozdział XV cz.III



Przepraszam! Wiem, że nie zasługuje na wybaczenie. Zniknęłam na chyba prawie pół roku. W ramach przeprosin długaśny rozdział, ponad chyba 14 stron :). No cóż, mam małe kłopoty z fizyką, a dla moich rodziców to niedopuszczalne, to w dużej mierze wyjaśnia brak dostępu do komputera . Nie było mnie tak długo, że pewnie i tak nikt tego nie przeczyta, że pojawia się tu Trevor, dużo Dracona i Hermiony. Poza tym zrobiłam krótkie przypomnienie z najważniejszych kwestii które już tu były. Pewnie i tak wszyscy je zapomnieli :D.
Niedługo mam nadzieje nadrobię zaległości na pozostałych blogach. Mam nadzieje, że tym razem serio wróciłam.
Dziś skończyłam ten rozdział, o 20:15, nie sprawdziłam ani nic. Na pewno jest mnóstwo błędów.

W poprzednich odcinkach…
„- Nie ożeniłem się po raz drugi. Kochałem tylko Ją… <Trevor La Ruse>”

„-- Nie zostaniemy złapani, Granger. – odparł z cwanym, Malfoyowskim uśmieszkiem blond włosy arystokrata. – Bo ty pójdziesz z nami…”

„- Widzisz, Malfoy? – zawołała z entuzjazmem wskazując na niebo (…). była to spadająca gwiazda – Dawaj, Malfoy, myśl życzenie – (...)Sama swoje już przed kilkoma sekundami pomyślała…
-- Nie wierzę w takie brednie (…)
-- A ty w cokolwiek wierzysz? – (…)
-- Oczywiście, że w coś wierzę–(…)– [wierzę]W magię i w siebie…” <rozmowa Hermiony z Draco Malfoyem>

„-- No nie wiem… - zawahał się chłopak – Wyzywanie cię i doprowadzanie do wściekłości stało się moim hobby. Ale dobra, niech ci będzie, Granger. Ale może zrobimy z tego mały zakładzik, co Granger?”<Draco do Hermiony>
„ - A bo co? Boisz się, że przegrasz?”<Draco Malfoy do Hemriony Granger>
„-- Słodkich koszmarów, Granger – odparł w odwecie chłopak, pokazując Gryfonce język
-- I tak cię nienawidzę, Malfoy – szepnęła do niego na odchodnym
-- Ja ciebie też… - odszepnął Ślizgon, a Hermiona mogłaby przysiąc, że kącik jego warg drgnął w cieniu uśmiechu….”

„- Jak myślisz, Blaise, co z tego wyniknie? Co nam zrobią, gdy dowiedzą się o bransoletkach?”<Pansy Parkinson do Blaisa Zabiniego>

„ – (…) teraz mamy poważniejszy problem, Malfoy. Zostałam zmuszona przez nieokreślony czas nie odchodzić od ciebie na dłużej niż dziesięć metrów! Co ludzie pomyślą?”<Hermiona do Draco>

„ – Draco Malfoy? Hermiona Granger? (…) McGonagall prosi was do swojego gabinetu…”

„- Nie cykaj się, Granger. Będzie dobrze już ja się o to postaram… - powiedział szeptem <Draco>”

„- Dzień dobry. – odparła, mrużąc swoje kocie oczy <Minerwa> – Chyba wiecie, po co was tu wezwałam, prawda? (…) Czy wy naprawdę myśleliście, że uda wam się wyjść ze szkoły w środku nocy? I to do Zakazanego Lasu? ”

„- Czterdzieści pięć lat temu. Dokładnie wtedy wypadała ostatnia równonoc smocza…”- <Minerwa o [przyszłym] szlabanie Draco i Hermiony>

„Hermiona dałaby sobie rękę uciąć, że Dumbledore mrugnął do niej jasnym okiem z portretu…”

„ - Salazarze, Granger jesteśmy skończeni…” <Draco do Hermiony w bibliotece>

„ - Ślizgoni nie gryzą, Granger…”<Draco do Hermiony>

„- To był błąd, Granger! – powiedział cicho chłopak – Bo mnie się nie odmawia! – burknął ponuro (…)”<Draco do Hermiony>

„, wszystko zaczęło się jeszcze na wakacjach, gdy… - zaczął opowiadać przenosząc się wspomnieniami do pamiętnego dnia, tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego, gdy znalazł w kufrze Dracona Malfoya pewne niezwykle interesujące zdjęcie… (…)--Pozwól, że opowiem ci pewną zaczęła się chyba już w Hogwarcie, tak przynajmniej mi się zdaje.” <Blaise Zabini do Ginny Weasley>

„-- Robisz z Malfoya bohatera… - zauważyła kwaśno Ginny. Mimo, że słuchanie tej historii, ale z innej perspektywy było ciekawe i zajmujące, to poczuła się poniekąd zdradzona. Blaise zaczął robić z Malfoya świętoszka…
-- Skąd, Malfoy nigdy nie był i nie będzie święty! Jest kompletnym przeciwieństwem świętości i doskonale o tym wiem –(…)– Chcę tylko, żebyś zrozumiała, że moje działania są uzasadnione. I można je zrozumieć… Chcę żebyś zrozumiała, że ktoś taki jak on może zasługiwać na… szczęście i nawet na coś więcej[na miłość]” <Blaise Zabini i Ginny Weasley o Malfoyu>
„ -Jestem kapitanem i muszę być na treningu!”<Draco Malfoy do Hermiony Granger”

„-- Słuchaj, Granger. Chłopcy z mojej drużyny nic nikomu nie powiedzą. To Ślizgoni, ale potrafią trzymać język za zębami. Ale (…)Skoro nie możemy oddalać się od siebie na odległość większą niż kilka metrów, to znaczy… to znaczy, że na treningu musisz lecieć ze mną na miotle, Granger...” <Draco Malfoy do Hermiony Granger>

 od aut. Ach to powtarzające się wszędzie Malfoy i Grnager xd


Rozdział XV cz. III

Nawet gdyby Hermiona Granger miała sama opowiedzieć, w jakich dziedzinach magii jest najlepsza, wymieniłaby prawie wszystkie po kolei. Bo taka była prawda. Była dobra we wszystkim. Tylko nie w lataniu na miotle.
Momentalnie przypomniał jej się sen, który przyśnił jej się jeszcze na wakacjach w Norze. Zapomniała o nim zupełnie, teraz jednak znikąd stanął jej przed oczami; ona lecąca na miotle razem z Draco Malfoyem, a nad nimi przepaść…
Nie, za żadne skarby nie wsiądzie na jedną miotłę z Malfoyem! Chociaż przecież już jeden raz z nim leciała. To było tej nocy, gdy Blaise i Malfoy namówili ja, by poszła  z nimi na miotły po ciszy nocnej. Draco zarzucił jej, że boi się lecieć z nim na miotle, więc by udowodnić mu, że się wcale nie boi zgodziła się lecieć z nim na miotle. Ale to było w nocy, byli sami… No prawie sami. Zresztą w nocy często robimy rzeczy, których za dnia byśmy przenigdy nie zrobili. A teraz? Jak miałaby latać na jednej miotle z Malfoyem, podczas gdy inni Ślizgoni mają na to patrzeć? A jeśli ktoś z jej znajomych przypadkiem będzie obok przechodził i zobaczy ją razem z tym Ślizgonem?

-- Chyba śnisz, Malfoy! – syknęła ostro – To wygląda mi na kolejny żart twój i Zabiniego! Kto powiedział, że nie możemy się od siebie oddalić? Noce jakoś możemy spędzać oddzielnie, może to wszystko to tylko kolejny głupi żart Zabiniego! A my się mamy tak poddać? Postawmy sprawę jasno. Nie mam zamiaru latać z tobą na twoim treningu, wracam do siebie! – to rzekłszy odwróciła się na pięcie i zaczęła gwałtownie oddalać się od stojącego nieruchomo Ślizgona. Gdy tylko odeszła na kilka kroków poczuła ostre ukłucie, a nagle jej ramiona zaczęły ją piec , jakby nagle dotknęły ją płomienie ognia. Zagryzła wargi, ale postanowiła, mimo bólu postąpić jeszcze kilka kroków naprzód, tym razem nic nie poczuła, tylko jakaś niewidzialna siła pchnęła ją prosto na Malfoya.
-- Co to było, Malfoy? – spytała drżącym głosem. Ciało miała obolałe, jakby leciutko porażone prądem, a ramiona wciąż ją lekko piekły. Draco spojrzał na nią z pewną dozą satysfakcji i powiedział nie bez kpiny, która nie opuszczała prawie nigdy jego głosu…
-- Widzisz Granger, to właśnie efekt zaklęcia Blaisa… Nie możemy się od siebie oddalić, tak jak nas powiadomił. A ty, zamiast być wdzięczna, że zaklęcie na noc traci swą moc, stroisz fochy jak mała dziewczynka… - powiedział z dezaprobatą, choć Hermiona musiała się powstrzymać, by nie wywrócić oczami, w końcu to Draco bardziej przeżywał klątwę – tak się to powinno zwać, zaklęcie brzmi zbyt łagodnie jak na katastrofę na taką skalę.
-- Dobrze, Malfoy! – warknęła zrezygnowana dziewczyna, przeczesując nerwowo dłonią swoje kasztanowe loki. – Więc powiem inaczej, boję się! Boję się konsekwencji tego wszystkiego. Boję się tego, co powiedzą twoi koledzy, co powiedzą inni, jak to się skończy i panicznie boję się upadku z miotły… - jęknęła chowając twarz w dłoniach. Nie chciała okazać swej słabości przy Malfoyu, ale miała już tego wszystkiego dość. Dość tych spojrzeń pozostałych uczniów, wrogiego wzroku Ślizgonek, zdziwionych spojrzeń jej przyjaciół, gdy przez cały wczorajszy dzień chodziła z Malfoyem, lub była w jego pobliżu i miała dość zawiedzionego wzroku Seamusa Finnigana…
-- Ej, Granger! – zawołał lekko, chociaż w głębi czuł się wytrącony z równowagi. Tylko trzy razy w życiu widział Hermionę w takim stanie, raz jak płakała jeszcze na pierwszym roku przez Wieprzleja, drugi gdy płakała na balu bożonarodzeniowym w czwartej klasie, znowu przez Wieprzleja, a trzeci dopiero podczas tortur Bellatrix, ale akurat o tych łzach nie lubił sobie przypominać… - Weź się w garść… Czy ty serio myślisz, że ja mógłbym spaść z tobą z miotły? Latam niemalże od urodzenia. – opowiadał, nie chciał tego przyznać, ale nagle poczuł się bardzo niepewnie. Ta Granger… tak, ona mogła mu zniszczyć trening, to przez to czuł to dziwne… coś w żołądku. – Nie ma absolutnie żadnej szansy, żebyśmy spadli… - i zanotowawszy w pamięci, by odkazić wieczorem swe arystokratyczne i nieskalane pracą dłonie, wciąż się wahając, położył jedną rękę na szczupłym ramieniu Gryfonki. Hermiona zesztywniała, Draco również… Nigdy nikogo nie pocieszał, ale w tej chwili wydało mu się to właściwe. Nic się nie liczyło, nawet drużyna Ślizgonów, która kilkadziesiąt metrów dalej właśnie się rozgrzewała i raz po raz zerkała, chłonąc chwilę, której nie widział Hogwart od niepamiętnych czasów; gdy książę Slytherinu, chłodny niczym lód pociesza bohaterkę Gryffindoru i żadne z nich nie odtrąca drugiego…
-- No, no Malfoy… - powiedziała po kilku minutach milczenia, które dziwnym trafem nie było krępujące – Dotknąłeś z własnej woli szlamy, robisz postępy… - kącik ust Dracona prawie niezauważalnie drgnęły, jednak nie zabrał ręki z ramienia Hermiony…
-- Przypomnij mi, żebym później się odkaził… - odparł lekko. Siedzieli tak jeszcze kilkanaście minut, a Draco (zabrawszy rękę z ramienia Hermiony i starannie wytarłszy ją o spodnie) opowiadał jej spokojnym i cierpliwym tonem, że nie ma się czego bać. Następnie doszli do wniosku, że skoro są złączeni bransoletami Ravenclaw, chyba upadek byłby w zasadzie niemożliwy, skoro i tak nie mogą się od siebie oddalić, a może ta dziwna siła której już doświadczyła zresztą Gryfonka na powrót sprowadziłaby ją na miotłę, lub zawiesiłaby się w powietrzu. Draconowi przyszła na myśl jeszcze jedna możliwość, mianowicie, możliwe że magia razem z nią pociągnie z miotły jego, ale postanowił nie dzielić się z Gryfonką akurat tą myślą. Nie chciała by bardziej zraziła się do miotły… - Poza tym, Granger… Pamiętam ten cały zakład i tak dalej, ale , na rany Salazara, nie tchórz przed jakimś kijem, który lata! – parsknął, lekko pogardliwym tonem. Brązowowłosa zesztywniała, ale nadal milczała… - Granger! – warknął, czując że cierpliwość powoli mu się kończy. – Wsiadaj na tą cholerną miotłę! Ale już! Już raz lecieliśmy razem i żadna krzywda ci się nie stała ty głupia dziewucho! – wybuchnął. Tak – pomyślał przeciągle – chyba nie nadaję się na ojca… A jeśli jeszcze Bóg pokara mnie gówniarzami podobnymi do Granger, to albo popełnię samobójstwo, albo one dostaną ze mną załamania nerwowego… - poza tym żadna wizja posiadania zgrai bachorów nawet w dalekiej przyszłości mu się nie podobała. Już dawno postanowił sobie, że nie będzie miała żadnych gówniarzy, nawet jeśli to oznaczało, że ród Malfoyów się na nim zakończy…
-- Malfoy! – ostrzegawczo syknęła Miona – Nie folguj sobie, jeszcze raz mnie obrazisz, to wygrywam zakład! – zagroziła, a na jej drobną, różaną twarz wpełzł złowieszczy uśmiech, który sprawił, że nawet lodowy książę Slytherinu poczuł się trochę nieswojo – A pamiętasz, mam nadzieje, co będzie jeśli ja wygram nasz zakład? – spytała słodkim głosikiem.
-- Pamiętam, pamiętam – Draco się natychmiast uspokoił. Malfoyowie nigdy nie przegrywali, a szczególnie ze szlamami… - Ale postaraj się zrozumieć – powiedział z typowym dla siebie Ślizgońskim uśmieszkiem, wiedział że w czasie trwania ich zakładu, w którym obiecali sobie, że przez dziesięć dni żadne z nich nie obrazi drugiego… To było piekielnie trudne, a dziś był dopiero drugi dzień ich zakładu… Pozostało jeszcze osiem. Sprawę utrudniał jeszcze dodatkowo fakt, że Blaise Zabini, najlepszy przyjaciel Malfoya podstępem wcisnął im zaczarowane bransolety, które miały jakieś tysiąc lat, które wykonała sama Rowena Ravenclaw i które uniemożliwiały im odejście od siebie na odległość większą, niż kilka metrów.
Dodatkowo Blaise Zabini, przewidując fakt, że zarówno Gryfonka, jak i Ślizgon będą chcieli go zamordować z zimną krwią za jego wybryk z bransoletkami, postanowił ulotnić się na jakiś czas z Hogwartu. Obecnie przebywał w Szkocji, razem z Ginny Weasley, mieli tam zbierać rzadkie gatunki roślin dla profesor Sprout.
To był dopiero drugi dzień, który musieli spędzać razem, a nie wiedzieli na ile będą działać bransoletki. Na szczęście działanie bransoletek słabło w nocy, także oboje mogli spać w oddzielnym dormitorium. Jednakże nie osłaniało to ich przed ciekawskimi i nie zawsze przyjaznymi spojrzeniami pozostałych uczniów, przyzwyczajonych do jawnej wrogości między Hermioną Granger i Draconem Malfoyem. Dwa dni temu po raz pierwszy spędzili razem cały wieczór w bibliotece, wertując stare księgi i co chwila się kłócąc. Już samo to zdarzenie doprowadziło do przeróżnych plotek, od których następnego dnia aż huczał cały Hogwart. A wszystko wzmógł fakt, że następnego dnia przyszli wcześniej zjeść śniadanie (gdyż czas bransoletek Blaisa zaczynał się dopiero o 7:30) i potem razem udali się w stronę sal lekcyjnych. Nawet usiedli w równoległych ławkach, blisko siebie… Harry Potter i bliźniacy Weasleyów patrzyli na to wszystko oniemiali, ale Harry zaraz potem znów wdał się w kłótnie z Pansy Parkinson, Fred rozmawiał i śmiał się radośnie siedząc na parapecie z Cho Chang, a George Weasley robił kawały Ślizgon w spółce z Angeliną Johnsson. Najgorzej nagłe i bliskie przebywanie Hermiony z Malfoyem znosił Seamus Finnigan; chodził ciągle jak struty i gdy tylko widział Hermionę stojącą obok Dracona Malfoya, krzywił się ostentacyjnie i patrzył na nią zawiedzionym spojrzeniem. Ale akurat reakcja Seamusa wcale nie martwiła Draco, właściwie gdy Seamus zerkał na nich wrogim spojrzeniem, to blondyn specjalnie odpierał jego spojrzenie i wypinając dumnie swą pierś jeszcze bardziej przysuwał się do Gryfonki – choć oczywiście nie AŻ TAK bardzo – w końcu nie chciał stracić swej opinii…
Tylko teraz, gdy musiał być na treningu Quiddytha to oczywiście złośliwa Granger odmawiała współpracy!
-- Czy ty naprawdę nie rozumiesz nic, Malfoy? – burknęła, wskazując ruchem głowy – Nie radzę sobie z tym i ty też, dlatego chodzisz zły jak osa! Wiesz dobrze, że Harry nie powie tego wprost, ale jest zaniepokojony! Całe szczęście, że nie ma Rona, on bardziej otwarcie okazuje emocje, od razu by nam zrobił awanturę, i mi, i tobie! A do tego Seamus jest chyba na mnie obrażony, nie mam z kim porozmawiać, bo gdy jestem z tobą każdy boi się do mnie podejść. A niestety jestem z tobą przez calutki dzień… - wyrzuciła z siebie i od razu zrobiło jej się lżej… Za to Draco…
-- Co!? – warknął wyraźnie zły – Co cię obchodzi ten durny piroman? Jego sprawa, że chodzi obrażony jak panienka! Typowy Gryfon… - dodał z satysfakcją, widząc jak na policzki Hermiony wstępuję czerwony rumieniec wściekłości… Jednakże dziewczyna nie zamierzała dać się sprowokować do sprzeczki, zamiast tego przeszła do ofensywy.
-- Jesteś zazdrosny? – zapytała, niemal dusząc się ze śmiechu. Draco słysząc takie obraźliwe bzdury z ust Gryfonki zaperzył się i skrzyżował ręce na ramionach.
-- Chyba w twoich snach Granger! – burknął, ale Hermiona wciąż się śmiała.
-- Wybacz, ale wszystko wskazuje na to, że jesteś zazdrosny o Seamusa! – dusiła się już niemal ze śmiechu, owszem wiedziała, że Draco nie był o nią zazdrosny, ale sugerowanie tego okazało się doskonałym pretekstem do zdenerwowania Ślizgona, bez obrażania go, czego nie mogła zrobić ze względu na ich zakład.
-- Jakbym miał o co być zazdrosny… - sarknął, lustrując ją pogardliwie Hermionę od stóp do głów. To się Hermionie nie spodobało, ale postanowiła okazać wyższość i tylko prychnęła pogardliwie, dając do zrozumienia chłopakowi, jak bardzo nim gardzi… - Ale wiesz co? Mam dla ciebie propozycję; jeśli teraz zgodzisz się ze mną latać na miotle, to potem zrobimy to na co ty masz ochotę. Na przykład odrobimy lekcję, bo wiesz – powiedział głosem wprost ociekającym fałszywą słodyczą – jeśli nie będę na treningu, to nie wiem czy będzie chciało mi się odrabiać te lekcje. I wtedy tobie też raczej się to nie uda… - stwierdził, patrząc na nią z politowaniem. Hermiona zmrużyła niebezpiecznie oczy, to co powiedział jej Draco było ewidentnie groźbą, ubraną tylko w ładne słowa. To jej się nie podobało, i to bardzo.
-- Grozisz mi! – bardziej stwierdziła, niż zapytała, a Draco uśmiechnął się z wyższością.
-- Więc jak będzie, Granger? – powiedział zadowolony z siebie blondyn. Miał nadzieje, że tym razem jego słowa poskutkują i dziewczyna nie będzie już robić niepotrzebnych, w jego mniemaniu, problemów.  – Naprawdę chcesz jutro pojawić się na transmutacji, eliksirach, czy numerologii nieprzygotowana? Bo ja bym nie chciał, Granger... – Draco zaczął mówić magnetycznym, jedwabistym głosem, od najmłodszych lat wiedział, że właśnie w ten sposób najłatwiej przekonać kogoś do swoich zachcianek…
-- Jesteś wstrętny! – powiedziała, kręcąc głową, choć wiedziała, ż lepiej już się nie spierać. Czasem, podczas rozmów z Malfyoyem zaczynała wątpić w swe przekonania, ze każdy w głębi serca jest dobry… - Nie możesz mnie szantażować! – tupnęła nogą i hardo spojrzała w chłodne, błękitne oczy Malfoya. Ich barwa potrafiła zarówno hipnotyzować, jak i odpychać.
-- Chyba mogę Granger, ale naprawdę! To dla mnie ważne! Nikt się nawet nie dowie o tym, zobaczysz… - przekonywał ją na powrót słodkim głosem.
-- Już nawet nie chodzi o to, tylko o to, że boję się być z tobą na jednej miotle! Jesteś w końcu szukającym, jak będziesz robił różne zwroty, albo inne głupoty na tej szczocie do podłogi, to ja mogę spaść. Mi jeszcze życie miłe, nie wiem jak tobie. Wszystko może się zdarzyć, dobrze o tym wiesz, a ja nie chce ryzykować dla czegoś tak nieistotnego jak Quiddyth. I tym bardziej nie chce ryzykować życia z powodu ciebie i twojej głupiej zachcianki.
-- Granger, łamiesz mi serce! – zawołał efektywnie łapiąc się bladą dłonią za okolice mostka, widząc to dziewczyna po prostu nie potrafiła zachować powagi. Nikt by nie potrafił.
-- Musisz z tym jakoś żyć… - stwierdziła wzruszając przy tym ramionami i robiąc bezradną minę.
-- Kiedy nie mogę… - Draco wczuwał się w rolę – A tak serio, Szla… znaczy się Granger, jak wsiądziesz ze mną na miotłę, to przez cały dzień robimy to, co ty chcesz, pasuje?
-- Hmm… - Hermiona udała, że się zastanawia, choć tak naprawdę od razu pomyślała, że to by się jej przydało. Bo znając życie Malfoy wszystko zrobi tak, żeby robili to, na co on ma ochotę, ale jeśli jej obieca… może nie będzie tak źle? – No nie wiem – zawahała się – Calutki dzień robimy to co ja chcę? No cóż, może być… - powiedziała w końcu po chwili zastanowienia, jednak gdy zobaczyła, jak na bladą twarz Draco wstępuje powoli triumfujący uśmiech, zaakcentowała – Ale pamiętaj, Malfoy, że masz mi to obiecać! Przysięgnij! – zażądała. W końcu Dracon był Ślizgonem, nie byłby sobą, gdyby nie próbował obejść swej obietnicy.
-- Dobra, dobra – niebieskooki blondyn uniósł ręce w geście ustąpienia – Przysięgam… - mruknął, nie patrząc jej w oczy.
-- Nie próbuj mnie oszukiwać! – powiedziała wywracając oczami, nie wiedziała jakim cudem, ale potrafiła bez problemu intuicyjnie wyczuć, gdy Malfoy próbował kłamać. To była przydatna umiejętność, ponieważ Malfoy od zawsze stanowił dla wielu zagadkę, swoistą niewiadomą. – Mówię serio, Malfoy!
-- Niech ci będzie… Tylko wsiadaj na tą miotłę, bo zaraz się trening skończy… - westchnął, przywołując swoją Błyskawicę 5001, spojrzał wyczekująco na Gryfonkę. Hermiona wzięła głęboki oddech i usiadła na wskazanym przez niego miejscu, tuż przed nim. Była od niego sporo niższa i dzięki temu mógł z łatwością złapać trzon miotły tuż przed nią.
-- Gotowa, Granger? – spytał ze swoim firmowym Malfoyowskim uśmiechem. Hermiona prychnęła, czuła dziwne łoskotanie w okolicach żołądka. Może to początek choroby wysokościowej?  
-- Ani trochę! – prychnęła, ale Draco to zignorował i zanim jeszcze dziewczyna skończyła mówić, już wznosił się w powietrze. Ślizgoni, którzy między sobą dyskutowali o obecności Hermiony na ich treningu i co ważniejsze, dlaczego u licha leci na miotle z ich kapitanem… Co prawda Pansy uprzedziła ich parę dni temu, mogą być w niedalekiej przyszłości świadkami dziwnego i ciągłego spędzania czasu Dracona z Hermioną Granger. Oczywiście nie wierzyli wtedy Pansy, jednak faktycznie jej słowa się sprawdziły… Szkoda tylko, że nie mieli pojęcia jakim cudem to wszystko jej się udało…
Tymczasem, Hermiona trzymała się kurczowo miotły i usiłowała wmówić sobie, że jednak było warto… Chyba jednak nie było. Choć musiała przyznać, że krajobraz okolic Hogwartu widziany z tej perspektywy wprost zapierał dech w piersiach. Biorąc pod uwagę pozycję słońca na niebie mogła wnioskować, że już po piętnastej i zbliża się wieczór, jednakże wciąż miała niejasną obawę, ze ktoś mógłby tędy przypadkiem przechodzić,  no cóż, to co by zobaczył mówiłoby samo za siebie…
Draco zaczął zataczać kręgi wokół boiska, gdyby był sam na miotle, a nie z takim balastem (jak nazywał w myślach Hermionę) nie leciałby tak wolno i mozolnie jak w tej chwili…
-- Skup się Granger… - powiedział do niej – Będę leciał wolno i ostrożnie, jak tego chciałaś, ale nie mogę wykluczyć gwałtownych zwrotów… W końcu muszę złapać wszystkie znicze… - wyjaśnił, siląc się na nie opryskliwy ton głosu.
-- Wszystkie? – zawołała Hermiona -  To ile ich tu jest? – zapytała się z jawną trwogą w głosie.
-- Zwykle na treningi wypuszczamy dziesięć zniczów do złapania dla szukającego. Dziś pewnie też tyle jest. – chłopak beztrosko wzruszył ramionami, Hermiona nie przejawiała jednak spokoju Malfoya…
-- Ja się na tym nie znam, Malfoy, ale powiedz, ile czasu mniej więcej zajmie ci złapanie ich wszystkich? – spytała ostrożnie, tymczasem Draco pokierował miotłę jeszcze wyżej w górę. Tuż pod nimi pozostali Ślizgoni rozgrywali międzysobą mecz Quiddytha. To właśnie przez nich Hermiona czuła się tak niezręcznie; gdyby była nawet sam na sam z Malfoyem czułaby się mniej osaczona niż teraz…
-- Wiesz, Granger, gdyby nie taki balast jak ty to wszystkie bym złapał w mniej niż dziesięć minut, ale niestety tak to nie wiem… To będzie zależało od ciebie – mruknął dobitnie, w takich chwilach jak ta, Hermiona z utęsknieniem wspominała ten moment (jeden z najpiękniejszych w jej życiu), gdy w trzeciej klasie po raz pierwszy i jak na razie ostatni dała upust swym emocjom co do Malfoya i z całej siły przyłożyła mu w nos… Teraz nie zamierzała go uderzyć (mogłoby to się źle skończyć, biorąc pod uwagę, jak wysoko się znajdowali).
-- Nie drażnij mnie… - powiedziała głosem męczennicy Gryfonka, cała ta sytuacja była całkowicie pokręcona, a to spędzanie czasu z Malfoyem chyba ją w końcu zabije… - Ale wiesz… Myślę, że Harry złapałby te znicze zdecydowanie szybciej… - dodała chytrze, mając nadzieje, że ten jakże prosty chwyt psychologiczny zadziała na Malfoya. Po części jej się udało…
-- Nawet nie próbuj mną manipulować… - prychnął chłopak – Na takie amatorskie sztuczki, to nawet kilku letni Ślizgon by się nie nabrał… Ale niech ci będzie, udowodnię ci po raz kolejny, że jestem lepszy od tego całego Wybrańca! – powiedział rozeźlony arystokrata. Od pierwszej klasy, gdy tylko ktoś wspomniał Harry’ego Pottera, Draco dostawał niemalże ataku furii. Tak pozostało do dziś, choć stosunek Draco do Harry’ego raczej się polepszył.
-- No to zobaczymy, Malfoy…
Draco ustawił swoją Błyskawicę w takiej pozycji, w której najlepiej i najłatwiej było mu obserwować całe boisko. Już po kilku chwilach na drugim końcu boiska wyćwiczone w tym polu oczy Draco wychwyciły lekki ruch i błysk odbitego słońca. Wiedząc z doświadczenia, że to musi być znicz, chłopak podleciał nieco bliżej. Miał racje…
-- Słuchaj, Granger – powiedział półgłosem. – Tam jest znicz. Więc będę musiał lecieć trochę szybciej niż teraz. – ostrzegł ją. Hermiona poczuła jak nogi się pod nią uginają, ale postanowiła zachować się jak Gryfonka i nie robić scen przed Malfoyem i Ślizgonami.
-- Nie zabij nas… - mruknęła cicho, ale jej słowa i tak doszły do uszu Dracona.
-- Nie mam takiego zamiaru. – powiedział. Hermiona siedziała na miotle tuż przed nim i trzymała się kurczowo dłońmi „pojazdu”, natomiast Malfoy znacznie od niej wyższy mógł swobodnie sięgnąć trzonu miotły przed nią. Jednak teraz, chłopak znacznie przybliżył ręce do jej rąk, tak że trzymał trzon miotły niemalże tam, gdzie ona, jego ramiona obejmowały ramiona Gryfonki.
-- Malfoy, co ty robisz? – spytała złowrogo, nie bacząc na to, że Malfoy zaczął lecieć z większą szybkością i usiłując się od niego odsunąć.
-- Nie myśl sobie nic Granger! – ofuknął ją – To nie ty się będziesz musiała potem odszlamiać! Nie rozumiesz? – widząc zdziwienie i dezorientacje w szeroko otwartych oczach, westchnął niecierpliwie – A więc pozwól, że cię oświecę Granger, gdy w ten sposób trzymam miotłę, to automatycznie jesteś chroniona przed upadkiem z miotły, którego tak się boisz! Ale skoro tak, to zleć z tej miotły,  o ile przez te bransoletki to możliwe, mam nadzieje, że tak, bo to przynajmniej rozwiązałoby mój problem! – krzyknął, podnosząc wyraźnie głos, Adrian Puccey, który aktualnie leciał najbliżej nich spojrzał na nich zdziwiony, ale widząc mordercze spojrzenie kolegi udał, że nic nie słyszał i odleciał w bezpieczne miejsce, tam gdzie jego zdaniem, gniew Malfoya nie mógł go dosięgnąć.
-- I właśnie o tym mówiłam! – dziewczyna załamała ręce – Jesteś nie do wytrzymania, Malfoy! To wszystko jest jak jedna wielka opera mydlana! Dwoje wrogów, którzy muszą nagle ze sobą przebywać i nauczyć się współpracować? Jestem pewna, że ktoś kiedyś napisał o tym jakąś nędzną operę mydlaną lub… - przez gardło nie chciało jej przejść słowo romansidło. – zresztą nieważne! Po prostu, mam cię już dość!
-- Z wzajemnością, Granger! Wiesz jakim jesteś irytującym, przemądrzałym balastem? Też mam cię dość! Nawet nie wiesz, jak bardzo… - fuknął Książe Slytherinu, widocznie obrażony
-- Ruszysz się wreszcie, czy nie? Miałeś złapać te znicze w kilka minut, prawda? – dodała przesłodzonym głosem Hermiona.
-- Dobra, dobra! Chyba po raz pierwszy w życiu aż modlę się, żeby wcześniej wyjść z treningu… A tak w ogóle, Granger… Co to jest opera mydlana?
                                                      ***
-- Prawie nas zabiłeś… - wyjąkała drżącym głosem Hermiona Granger, gdy Draco Malfoy – szukający drużyny Ślizgonów wreszcie złapał wszystkie znicze i płynnym ruchem zeskoczył z miotły. Hermiona dopiero po raz trzeci w życiu leciała na miotle. Pierwszy raz był na siódmym roku, gdy Crabbe, Goyle i Malfoy podpalili Pokój Życzeń, drugi raz był dopiero w tym roku szkolnym, zaledwie dwa dni temu, gdy Malfoy podpuścił ją do lotu z nim na miotle. Tyle, że za pierwszym razem działała adrenalina. Za drugim Malfoy leciał raczej powoli i łagodnie. Za trzecim razem, nie było już tak dobrze…
-- I tak musiałem latać wolniej bo apopleksji prawie dostawałaś, jak robiłem zwroty! Poza tym, po co miałby siebie zabić? Ciebie, to… no… powiedzmy, że jeszcze ujdzie, ale dlaczego mam pozbawiać świat ósmego cudu świata?  -  powiedział dumnie wypinając pierś.
-- Ciebie? – tym razem, to Hermiona pogardliwie zlustrowała Dracona wzrokiem. Musiała przyznać, że był przystojny, ale należało w końcu dać popalić jego wielkiemu ego.
-- Ja przynajmniej jakoś wyglądam… - sarknął, odruchowo poprawiając idealnie jak zwykle ułożone blond włosy.
-- Uroda nie jest w życiu najważniejsza – pouczyła go swoim zwyczajowym tonem Hermiona . Draco wywrócił oczami i gestem powstrzymał ją od dalszego wykładu.
-- Na Salazara, dziwię się, że Potterowi i Weasleyowi całkowicie w głowie poprzewracało się od tego twojego ględzenia. Za pięćdziesiąt lat, jak będziesz już starą, pomarszczoną zgryźliwą babką mogę się założyć, że będziesz kubek, w kubek jak McGonagall.
-- Dobra, dość! – prychnęła Hermiona. Spędzanie czasu z synem Malfoyów działało widocznie na nią zgubnie. – Zgodziłam się na ten głupi trening, a ty obiecałeś w zamian dać mi spokój i, że teraz będziemy robić to co ja chce, więc drogi panie Malfoy – oświadczyła słodko Hermiona zapraszam do nauki…
-- Mogłem się tego spodziewać… - mruknął cierpiętniczym tonem Draco. Bo w końcu co innego mogła wymyślić Hemriona Granger? Przecież najbliższy synonim do jej imienia to właśnie nauka.
                                                          ***
Tymczasem w szatni Slytherinu
-- Możecie mi wyjaśnić, co ta szlama Granger robiła na naszym treningu? – zapytał ostro Febus Morgan, siedemnastoletni ślizgon o przeszywających szarych oczach. Jako pierwszy powiedział na głos to, co nurtowało wszystkich od początku meczu.
-- Już niedługo, jak nazwiesz ją szlamą pewnie oberwie ci się od Dracona… - stwierdził kwaśno Higs.
-- Chyba żartujesz, to wciąż ten sam Malfoy, chociaż nie wiem co mu się nagle odmieniło. On i Granger? Puknij się w ten kędzierzawy łeb, Higs. Nie mam pojęcia po co on ją tu przyprowadził, ale jak dla mnie żadne z nich nie było z tego szczególnie zadowolone. – powiedział arogancko Rastaban Finch, zastępca kapitana drużyny Ślizgonów.
-- Gorzej będzie tylko, jak Granger wypapla Gryfonom jakieś fragmenty z naszej strategii. To kujonica, nawet jak jej nic nie mówiliśmy to mogła sama coś skumać.
-- Granger nie zna się na Quiddithu. A zresztą Malfoy nie jest głupi. Przyprowadził ją, bo widocznie musiał i postarajmy na razie to uszanować.
-- Uszanować? Dobre sobie, wszyscy wiedzą, ż eon jej nie znosi, nazywa ją szlamą i tak dalej a tu nagle od wczoraj pokazują się cały czas razem i teraz na dodatek jak gdyby nigdy nic przychodzi z nią na nasz trening. Draco powinien uważać, jeszcze kilka takich wybryków i może stracić pozycję kapitana – stwierdził Rastaban z wrednym uśmiechem.
-- Daj spokój, Finch. Wszyscy wiemy, że od dawna czatujesz na pozycje kapitana. Ale Draco tak łatwo ci jej nie odda.  – powiedział lekceważąco ścigający Slytherinu Maxon Devon. Rywalizacja między Rastabanem i Draconem mimo, że pod przykrywką koleżeństwa była widoczna dla całej szkoły.
-- Kto wie? Skoro stanie się takim miłośnikiem szlam to może nie powinien być naszym kapitanem? Czas zresztą wszystko pokaże…
                                                      ***
To zabawne – myślał Trevor La Ruse. Siedział w wygodnym fotelu w swoim gabinecie. Jeszcze nie tak dawno uważał, że posada nauczyciela to najgorszy z możliwych zawodów. Chociaż jeszcze 40 lat temu uważał, że  jego życie będzie wyglądało kompletnie inaczej. W głębi serca widział siebie w przyszłości, jako szczęśliwego męża i ojca trójki, a może nawet czwórki dzieci. To było po prostu niesprawiedliwe, że mugole zawsze wymyślają szczęśliwe zakończenia, a nikt nie mógł wymyślić szczęśliwego zakończenia do historii jego życia.
Teraz miał niecałe sześćdziesiąt lat i, gdy myślał, że zamiast być starym kawalerem, oszustem i krętaczem ,mógł dzielić życie z tą jedyną. Ale ona od niemal 45 lat nie chciała mieć z nim do czynienia.
Zawsze niemądrze liczył, że kiedyś powtórnie się spotkają na ulicy, a pogodzą się jak we wszystkich filmach romantycznych; sławetnym pocałunkiem w deszczu. Tak się jednak nie stało. A on próbował wszystkiego. Wystawał pod jej oknem, jeździł wszędzie tam gdzie ona, wysyłał jej kwiaty i listy, namalował dla niej pod jej hotelem jej podobiznę, własnoręcznie, bez pomocy czarów – ona zawsze wspierała go w tym , by podążył za marzeniami i został artystą. Gesty, które wykonywał, aby zyskać jej przebaczenie nadawałyby się idealnie do romansów i przekonałyby do niego każdą kobietę na ziemi. Ale ona zawsze była nieugięta i inna od reszty dziewcząt. Dla niej zadra, jaką pozostawił w jej sercu była zbyt głęboka i nie do wybaczenia, nie do zapomnienia.
Często myślał, czy gdyby tamtego dnia poszedł prosto tam, gdzie miał pójść jego życie wyglądałoby inaczej. Codziennie przeklinał ten moment, w którym dał się zwieść i postanowił pójść do Nokturnu.
                                                              ***
Dormitorium Hermiony

Choć Draco Malfoy nie znosił się uczyć, dość chętnie i bez większych oporów podreptał za Hermioną do dormitorium, które dzieliła z Parvati, Lavender, Thalią i Ginny. Nie musiała się szczególnie przejmować obecnością swoich współlokatorek, Ginny wciąż przebywała w Szkocji, za to Parvati i jej siostra Padma wyjechały ze względu na sprawy rodzinne do Indii, natomiast Lavender, o ile było jej wiadomo zarobiła szlaban u profesor McGonagall i dziś do późnego wieczora miała pomóc Filchowi w czyszczeniu trofeów Hogwartu. A Thalia zapewne zajmowała się Timothym, ciemnookim krukonem, który zostawił Ginevrę Weasley właśnie dla Thalii Roberts. Dla Hermiony jednak największym problemem było przetransportowanie Dracona do dormitorium. Bransoletki Blaisa nie dawały im wyboru i do 20:30 nie mogli oddalić się od siebie na odległość większą niż kilka kroków, ale Draco był Ślizgonem, co oznaczało, że jego obecność w gryfońskiej części zamku raczej nie będzie aprobowana przez uczniów domu lwa. Hermiona postanowiła prostym zaklęciem kameleona ukryć jego obecność i zamaskowanego zaprowadzić do pokoju. Oczywiście, i to nie obyło się bez przeszkód; Draco, rozochocony tym, że jest niewidoczny dla Gryfonów, a co za tym idzie bezkarny, kilka dziewczyn pociągnął za włosy, a chłopakom sprzedał kilka solidnych kopniaków i szturchnięć. Żaden z nich nie wiedział kto był ich sprawcą i winili się wzajemnie, co powodowało niemałe zamieszanie. Oczywiście Draco był niesamowicie zadowolony, a jego pewny siebie uśmieszek  nie zszedł z jego twarzy nawet, gdy podenerwowana Hermiona ostro na niego nakrzyczała, doskonale wiedząc, że to on stoi za zamieszaniem w pokoju wspólnym. Nawet perspektywa spędzenia wieczoru z mugolaczką i psiapsiółką Pottera wydawał się mu lepsza po dosłownym skopaniu kilku Gryfonów.
Po przestąpieniu progu dormitorium Granger, Draco stanął w miejscu i rozejrzał się ciekawie. Nigdy nie wyobrażał sobie, że kiedykolwiek ot tak znajdzie się w dormitorium Hermiony Granger. Pokój wydawał się o wiele inny niż jego. Podczas gdy w jego dormitorium dominowały zielenie, czernie, szarości i inne ciemne, zimne kolory, w pokój Hermiony wydawał się być ze wszystkich stron nasłoneczniony, dominowały w nim jasne, ciepłe brązy, odcienie czerwieni i rudości, nie brakowało w nim ciepłych, drewnianych akcentów. W jego dormitorium ,dzielonym z Blaisem Zabinim i Adrianem Pucceyem nie było żadnych kolorowych akcentów, wszystko było urządzone w praktyczny, w miarę nowoczesnym stylu. Tak jakby ich pokój był tylko miejscem, gdzie wpadają na parę godzin. Za to tu Draco musiał przyznać, że dawało się wyczuć uczucia, wszechstronne ciepło i dobrą atmosferę. Chwilę rozejrzał się wokół. Postarał się w myślach znaleźć łóżko Hermiony. Nie było to trudne. Pozostałe łóżka i meble obok nich aż nazbyt dawało się zidentyfikować z jej współlokatorkami. Łóżko stojące najbliżej wejścia, przykryte misternie zdobioną fioletową narzutą, indyjskie zdobienia każdy głupi od razu przypisałby do Parvati Patil. Różnorodne kosmetyki porozrzucane na łóżku i ubrania wprost wypadające z szafy. Był pewien, że ta cześć dormitorium Gryfonek należała właśnie do Lavender Brown. Natomiast zielona pościel, na szafce ogrom zdjęć rodzinnych i kilkanaście książek o Quiddithu. To było na bank łóżko Weasleyówny. Jego wzrok przyciągnął najbardziej oddalony od niego zakątek pomieszczenia. Po prawej stronie tamtego łóżka było wielkie okno z szerokim parapetem wyłożonym miękkimi poduszkami. Oprócz tego na półce stojącej obok było mnóstwo książek, podręczników, pergaminów i mugolskich sprzętów. Draco od razu domyślił się, że to było miejsce Hermiony.  
Gryfonka zamknęła starannie drzwi i postanowiła dla dodatkowej ochrony  zabezpieczyć je zaklęciem. Tymczasem Draco powoli podszedł do jej szafki i zaczął oglądać zdjęcia oprawione w kolorowe ramki. Część z nich była ruchoma, część zwykła, mugolska. Na jednym  nich była Hermiona razem z rodzicami. Jej ojciec wydawał się wysokim mężczyzną o ciemnobrązowych, kilka ton ciemniejszych od włosów Hermiony włosach i szaroniebieskich oczach. Gdy przyjrzał się matce dziewczyny, był pewien, że to po niej jej córka odziedziczyła większość urody. Miała mocno falowane, kasztanowe włosy i brązowe oczy, a jej cera i kości policzkowe do złudzenia przypominały te Hermiony. Dziwnie się czuł patrząc na jej rodzinę. Był więcej niż pewny, że Granger kojarzyła doskonale jego rodziców, ale czuł się niepewnie, gdy patrzył na jej rodziców. W zasadzie nie widział zbyt wielu mugoli. Starał się dopatrzyć choć kilku różnic, które kontrastowały państwa Grangerów z czarodziejami. Niechętnie przyznał przed sobą, że nie dopatrzył się żadnych . Może tylko wydawali się bardziej otwarci i uśmiechnięci, niż choćby jego ojciec. Gdyby ktoś postawił przed nim to zdjęcie nie był pewny, czy od razu stwierdziłby, ze małżeństwo na zdjęciu to mugole.
-- Co cię tak zainteresowało w tych zdjęciach, Malfoy? – spytała szatynka bezszelestnie zachodząc go od tyłu. Dracon aż podskoczył z zaskoczenia i gwałtownym ruchem odłożył ramkę ze zdjęciem rodzinnym Hermiony na miejsce. Również sama dziewczyna poczuła się niezręcznie. Niekoniecznie lubiła, gdy ktoś przeglądał jej zdjęcia, a wstyd i niezręczność potęgował jeszcze bardziej fakt, że teraz tym kimś był Malfoy.
--Nic, po prostu sobie oglądam…  - burknął, odchrząkając nerwowo. Hermiona wzruszyła ramionami i usiadła po turecku na swoim łóżku. Uciekła wzrokiem w bok i sięgnęła po torbę z podręcznikami, starając się nie patrzeć na jasnowłosego arystokratę powiedziała pozornie pewnym siebie tonem.
 -- I na co tak stoisz? Siadaj, teraz zgodnie z obietnicą będziemy się uczyć. – Draco popatrzył chwilę na nią, zrobił niepewny krok do przodu, w stronę łóżka na którym siedziała Hermiona, ale szybko się cofnął i zręcznym ruchem przysunął sobie stojące przy biurku krzesło i usiadł naprzeciw sprawdzającej skrupulatnie lekcje Gryfonki.- Czym najpierw się zajmiemy? – zapytała przełamując kilkuminutową ciszę.
-- Poczekaj chwilę, Granger. – przerwał jej Draco, wyciągając z kieszeni szaty różdżkę.  - Accio podręczniki szkolne! – sekundę później pojawiły się przed nim wszystkie jego notatniki i książki. – Może od transmutacji. Chciałbym to mieć już za sobą. Zresztą z taką kujonicą jak ty przynajmniej mam pewność, że dostanę Wybitny. – dodał zgryźliwie.
-- Malfoy, ostrzegam cię, jeszcze jedna taka głupia uwaga, a powiem coś czego będę żałować! – syknęła szatynka, odruchowo poprawiając opadające na oczy loki, zawsze tak robiła, ilekroć ktoś wyprowadził ją z równowagi.
-- To wtedy przegrasz nasz zakład… - stwierdził niczym nie zrażony Ślizgon. Hermiona wzięła głęboki wdech i policzyła w myślach do dziesięciu. – Na co czekasz? Bierz książkę! I nie mam zamiaru żebyś za nic dostał dobrą ocenę, sam musisz na nią zapracować!
-- A już tak liczyłem, na kilka godzin lenistwa… No ale niech ci będzie. Ale pospiesz się, chciałbym mieć to już za sobą. Jeszcze się okażę, że wróci tu ta dziwna Brown. Odnoszę wrażenie, że ma jakąś obsesje na moim punkcie. Zresztą sama rozumiesz, Granger, nie chciałbym, żeby ktoś tu wlazł i mnie tu zobaczył… Z tobą! – dodał z nieudolnie ukrywanym wstrętem. Hermiona puściła tę uwagę mimo uszu i zabrała się za esej z transmutacji.
-- Jeśli chcesz, mogę pożyczyć ci moje notatki, ale nic poza tym, ty parszywy, rozpieszczony smarkaczu. – syknęła zimno, rzucając zaskakująco mocno notatnikiem w niczego niespodziewającego się arystokratę. Zeszyt o cal minął arystokratyczny  irytująco idealny, w mniemaniu panny Granger, nos.
-- Ej, Granger! Już raz dopuściłaś się ataku na mój nos, naprawdę chcesz to zrobić po raz drugi? – zapytał z wyrzutem i wzdrygnął się lekko przypominając sobie ten ból, kiedy drobna pięść Gryfonki z trzaskiem przestawiła mu kilka chrząstek nosowych.
-- Jak się nie zamkniesz, przejdę do znaczenie ostrzejszych działań. W przeciwieństwie do ciebie mi zależy na edukacji. Nie mam dobrze ustawionych magicznie rodziców, którzy zagwarantują mi, że po ich śmierci będę miała gdzie pracować i za co żyć.
-- Sugerujesz, wredna sz.. .znaczy się Granger, że jestem utrzymankiem swoich rodziców?! – lodowe oczy blondyna momentalnie wypełniły się ogniem.
-- Tak! – odparła butnie dziewczyna – I formalnie rzecz biorąc, jak na razie jesteś na utrzymaniu rodziców!
-- Nie wiem czy pamiętasz, Granger, ale pamiętnego dnia, kiedy pomyliłaś ruszty i ja ci pomogłem, szedłem właśnie upomnieć się o moje pieniądze. Moje, a nie moich rodziców. Dobra, zjedźmy z tego tematu, bierz się do swoich książek.
-- Dobra, to mi nie przeszkadzaj! – mruknęła i błyskawicznie rozpoczęła pisanie eseju. Dracon westchnął, ale również sięgnął po pióro. Po niecałych trzydziestu minutach esej Dracona, liczący około 2 stóp, był już skończony, a Hermiony… mimo że liczył ponad  4 stóp był dopiero w połowie. Draco powoli zaczynał się nudzić.
-- Jeszcze raz zacznij tak jęczeć, to nie wiem co ci zrobię! Możesz wreszcie się zamknąć i dać mi się skupić!
-- Ale mi się nudzi, Granger! – zawył Ślizgon  - miej litość, skończ to wreszcie pisać! – jęczał przechadzając się wokół po pokoju. Kiedy zauważył, że Hermiona w ogóle nie zwraca na niego uwagi powstrzymał palącą chęć tupnięcia nogą i skupił swoją uwagę na pewnym nie wielkim, aczkolwiek wyglądającym interesująco przedmiotowi. Był to przedmiot, czerwony i kwadratowy, no i było na nim kilka przycisków. Więc Draco zrobił to, co zrobiłby każdy na jego miejscu. Po prostu kliknął ten największy i najokrąglejszy. Ze zdumieniem zauważył, że w czymś, co wyglądało na mugolski sprzęt zaczął wytwarzać się jakiś głos. A konkretnie muzyka.
-- Co to za diabelskie urządzenie! – wykrzyknął Draco upuszczając ów przedmiot z powrotem na drewnianą półkę. Hermiona roześmiała się, podnosząc głowę znad pergaminu.
-- To radio, Malfoy. Mugolskie urządzenie umożliwiające odbiór i odsłuchiwanie audycji radiowych. Na przykład piosenkę. To radio dostałam kiedyś od ciotki i… nieco udoskonaliłam czarami. Nie odbiera już fal radiowych, ale po prostu gra piosenki. Jak tak bardzo się nudzisz możesz sobie posłuchać. Wiem, że gardzisz wszystkim co mugolskie, ale serio dobrze zrobiłaby ci klasyka z muzyki mugoli, jest lepsza od tych „Magicznych kociołków” i tych innych piosenek czarodziei. Polecam ci The Beatles.
-- Nie znoszę mugolskiej muzyki! – zaperzył się Draco, patrząc kątem oka na dziwny przedmiot, zowiący się radiem.
-- A słuchałeś kiedyś jakiejś? – zapytała z pobłażaniem dziewczyna, tym razem nie odwracając wzroku od pergaminu.
-- Nie… Ale to nie zmienia faktu, że nie jej nie znoszę.
-- Może jednak zaczniesz słuchać, co? Bo nigdy nie skończę tego eseju! I przestań się kręcić, wiesz co zaklęcie zrobi, gdy oddalisz się za daleko!
-- Nie pouczaj mnie, Granger – powiedział nonszalancko, ale sięgnął dłonią po radio. – Ale jednak chyba zajmę się riadiem, czy jak mu tam…
-- Radiem – poprawiła go automatycznie dziewczyna. Młody arystokrata nie zwrócił na nią jednak uwagi i ciągnął dalej.
-- Splamię swe szlachetne, nieskalane pracą i mugolami dłonie, mam nadzieje, że to docenić. Tylko… no… pokaż mi jak to cholerstwo włączyć! – powiedział rozdrażniony na próżno potrząsając radiem. Hermiona westchnęła i wstała z ociąganiem z łóżka.
-- Patrz, geniuszu. – powiedziała naśmiewając się z widoku czysto krwistego księcia Slytherinu siłującego się z małym, mugolskim radyjkiem i przekręciła niepozorną korbkę z napisem „on/off”.
-- Domyśliłbym się. – powiedział arogancko, po prostu te litery są zbyt małe i nie rzucają się w oczy.
-- Jasne. Popatrz, tym przyciskiem przełączasz piosenkę, jeśli ci się nie podoba, tym regulujesz głośność, a tym samym, którym włączyłam radio je wyłączasz, rozumiesz?
-- Jasne, jasne. Wydaje się proste… - powiedział Draco, jednak załamujący się ton jego głosu wskazywał na to, że wcale takie łatwe dla niego nie było.
-- No więc zajmij się tym i daj mi pracować. – powiedziała dziewczyna wciskając radio w ręce Dracona, gdy jej dłoń przypadkowo dotknęła jego chłopak się wzdrygnął i w mgnieniu oka dłoń odsunął. – Tylko, Malfoy, proszę cię, nie zepsuj tego…
-- No przecież! A ty lepiej kończ ten esej szybko! – powiedział. Hermiona wróciła do nauki, a Draco powoli włączył pierwszą piosenkę. Toto – Hold the Line. Piosenka leciała bardzo cicho, a on, przypominając sobie instrukcje Gryfonki próbował nacisnąć przycisk regulujący głośność dźwięku. Po kilku minutach nieefektownych prób uświadomił sobie, że ten przycisk tak nie działa, domyślił się, że należy go przekręcić. Jak można się spodziewać, przekręcił zbyt gwałtownie i zamiast odrobinę pogłośnić, powiększył siłę dźwięku maksymalnie. Hermiona wzdrygnęła się i niemal zrobiła wielkiego kleksa na pergaminie.
-- Z wyczuciem, Malfoy! – pouczyła go. Chłopak, opanowawszy ów magiczną korbkę ustawił niemalże idealnie dźwięk i położywszy się wygodnie na łóżku Ginevry Weasley, zamknął oczy i zaczął słuchać po kolei wszystkich piosenek. O wiele z nich przesłuchał, nim Hermiona wreszcie skończyła lekcje.
Między innymi ukochaną przez nią „Love is All around me” , „Living on a prayer”. Hermiona zauważyła, że Ślizgon kilkakrotnie wracał do piosenki Imagine Johna Lennona. Kiedy skończyła, Dracon ponownie włączył tą piosenkę.
-- Podoba ci się ta piosenka? – zdziwiła się dziewczyna podchodząc do niego.
-- Ta chyba najbardziej z tych wszystkich. Naprawdę, to radio to coś! A ta piosenka. Nigdy lepszej nie słyszałem… - zimnokrwisty Ślizgon wydał z siebie coś na kształt westchnienia.
-- To trochę… no, nieprawdopodobne, Malfoy. Przynajmniej dla mnie. Wiesz, to jest piosenka o miłości bliźnich, o zmienianiu na lepsze świata, o tolerancji…
Nie sądziłam, że takie wartości do ciebie przemawiają, Malfoy.
-- Nic o mnie nie wiesz… - powtórzył beznamiętnie słowa, które kiedyś jej powiedział. – Ta piosenka. Ona sprawia, że gdy jej słucham nie jestem ślizgonem. Nawet nie jestem czarodziejem, jestem tylko człowiekiem…


                                                    

Imagine there's no heaven.
It's easy if you try.
No hell below us,
above us only sky.
Imagine all the people,
living for today...

Imagine there's no countries.
It isn't hard to do.
Nothing to kill or die for
And no religion too.
Imagine all the people,
living life in peace.

You may say I'm a dreamer,
but I'm not the only one.
I hope some day you'll join us,
and the world will live as one.

Imagine no possesions,
I wonder if you can.
No need for greed or hunger,
a brotherhood of man.

Imagine all the people,
sharing all the world...

You may say I'm a dreamer,
but I'm not the only one.
I hope some day you'll join us,
and the world will live as one...

John Lennon - Imagine

22 komentarze:

  1. Nareszcie! Wróciłaś! Kurczę, jak dawno nic nie dodawałaś. Wpadałam tu czasem na wszelki wypadek, żeby się upewnić, czy nic mi się nie zepsuło z aktualizowaniem, ale ty po prostu nic nie dodawałaś xD Ale każdy z nas ma różne problemy przez szkołę i szlabany(zwłaszcza z nauką... mama powiedziała, że jak zobaczy mnie z którąś z tych swoich "cholernych" książek, to mi ją zabierze i spali O.o)...
    No więc powiem tak: Dobrze obmyśliłaś z tym "w poprzednich odcinkach" (xd) bo prawie nic nie pamiętałam, a już zwłaszcza tego, co było na początku. Jednak, gdy to przeczytałam, pomyślałam sobie "Kurczę, trzeba to czytać. Bo to jest, na Salazara, świetne!"
    Podoba mi się to, że Draco i Hermiona nie przekonują się do siebie tak łatwo. Jak oni się nie znoszą... Jak ja to uwielbiam! *-* Ta scena w dormitorium, jak Smok siłował się z radiem - bezcenna! xD
    No to życzę weny i czekam na więcej! ;D

    P.S. Masz u mnie jakieś tam zaległości XD
    http://araneicallidus.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S.2. Mogłabyś zmienić kolor czcionki? Bo biały na jasno-różowym mieli w oczach :/

      Usuń
    2. Postaram się skontaktować z autorką szablonu i razem coś wymyślimy :)

      Usuń
    3. Kocham twoje opowiadania czekam z niecierpliowscia na nastepna część

      Usuń
  2. Tak się cieszę że wróciłaś!
    Tyle na to czekałam, ale było warto! Wspaniały rozdział! :)
    Oby kolejny pojawił się już niedługo, czekam z niecierpliwością ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej! Kolejny rozdział! Świetny jak zwykle <3 jak ja kocham ich kłótnie <3 a akcja w dormitorium i koniec zwalił mnie z nóg <3 uhuhuhu czekamy na nexta!
    ~Enigma Nox

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebisty blog !! Zakochałam się po prostu w nim. Masz masz bardzo bujną wyobraźnię ( co sprawia że twoje notki nie są nudne tylko ciekawe i pełne niesamowitej treści ) jestem fanka Dramione i czytam wiele blogów. Twój blog tak jak i inne podbił moje serce i nie mogę się doczekać kolejnych notek ! :) napisz szybko ! Pozdrawiam Huncwotka :) :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Aww, świetnie, że wróciłaś! Już się nie mogłam doczekać. Mam nadzieję, że teraz rozdziały będą się pojawiać regularnie. Dobrze piszesz i aż chce się czytać. ;) Poza tym nie mogę się doczekać na rozwinięcie historii Hermiony i Draco o nieco romantyczne wątki. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajnie piszesz. Historia wciąga i nie można się od niej oderwać. Czekam na ciąg dalszy. Obserwuje i w wolnej chwili zapraszam do mnie - dopiero zaczynam, ale będzie u mnie bardziej pikantnie:)

    Fantazyjna
    mysli-bez-cenzury.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jest genialny!!! A blog jeden z najlepszych w moim zaiście kilkunastoletnim życiu!!! Jesteś moim bogiem!! Czekam na następny rozdział , wogóle całą historię! Dobrze że Draco i Hermiona nie wpadają sobie w ramiona już w trzecim rozdziale, tylko ich znajomość rozwija się powoli. To wzbudza ciekawość czytelnika, wież mi wiem coś o tym. Może zastanwaiałaś się nad tym z kim sparować Blaise'a? Wiem jestem ciekawską istotą ale nie mogę się doczekać, sam pomysł tych bransoletek jest genialny( znów urzyłam tego słowa ale co poradzę jeśli ty jesteś genialna i nasz wyobraźnię) Życzę ogromnej weny!!! Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham twojego bloga. A Draco i Hermiona poprostu cudo. Akcja z branzoletkami genialna. Czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham kocham kocham. Mam zrytą psychikę ale kocham❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocham kocham kocham. Mam zrytą psychikę ale kocham❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy kolejna część?!
    Czekam na nią z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  12. Dodaj chociaż znak życia:(

    OdpowiedzUsuń
  13. Jest jakaś szansa na kontynuację opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny blog ;) szkoda tylko, że nie pojawia się cd... weny

    OdpowiedzUsuń
  15. Żujesz tam jeszcze? :( Czekamy :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej ! Zacznę może od początku... SUPER blog ! Masz ciekawe pomysły. Najbardziej spodobał mi się ten z bransoletkami. KIEDY NOWY ROZDZIAŁ?! Przerwałaś w TAKIM momencie ! Czekam na nowy rozdział i czekam... i NIC !!! Mam nadzieję, że dodasz nowy zanim umrę od tego czekania...

    OdpowiedzUsuń