Witam i pozdrawiam po długiej przerwie. Rozdział miał być prawie miesiąc temu, ale weny zabrakło. Teraz jest lepiej, chociaż przez pewną sytuacje, rozdział będzie najpewniej za miesiąc.
Cieszy mnie fakt, że odsłon mojego bloga jest ponad 61 tyś. Średnio jest ok. 100 czytelników dziennie. Cieszy mni to niezmiernie, ale troszkę zasmucił mnie fakt, że pdo ostatnim rozdziałem było chyba 13 komentarzy. Spowodowane jest to pewnie tym, że w dość długich odstępach czasu dodaje notki. Jednak miło czasem dostać komentarz od czytelnika. Moje pisanie jest dosyć amatorskie, a rady czy też spostrzeżenia czytelników bardzo by mi się przydały :)
Cieszy mnie fakt, że odsłon mojego bloga jest ponad 61 tyś. Średnio jest ok. 100 czytelników dziennie. Cieszy mni to niezmiernie, ale troszkę zasmucił mnie fakt, że pdo ostatnim rozdziałem było chyba 13 komentarzy. Spowodowane jest to pewnie tym, że w dość długich odstępach czasu dodaje notki. Jednak miło czasem dostać komentarz od czytelnika. Moje pisanie jest dosyć amatorskie, a rady czy też spostrzeżenia czytelników bardzo by mi się przydały :)
Chciałabym zaprosić wszystkich na mojego nowego bloga o młodym pokoleniu Harry'ego Pottera, prowadzącym głownie wątek Albusa i Rose i Scorpiusa :) HP Nowe Pokolenie
Pojawił się dopiero prolog, ale mam nadzieje, że choć kilka osób poświeci chwilę nowej historii :)
Edit- rozdział prawie gotowy
Edit- rozdział prawie gotowy
Rozdział XV cz 2
--Pozwól, że opowiem ci pewną zaczęła się chyba już w Hogwarcie, tak przynajmniej mi się zdaje. Albo może i w przedziale Hogwart Ekspres. Bo bohater naszej opowieści, pozwól że będziemy go nazywać Duke, to od najmłodszych lat był pies na baby. Do tych najładniejszych dziewczyn zaliczały się chyba Daphne Greengrass, Cho Chang, Tracy Davis i Dianne Yaxley, więc oczywiście, póki nie zirytowały Duke’a, ten siedział z nimi w przedziale. Ale to nie mogło trwać długo, więc Duke opuścił ich przedział, przysięgając sobie, że nigdy w życiu nie chce mieć do czynienia z tymi idiotkami. W przedziale jednak tylko jedna osoba rzuciła mu się w oczy tak, że nie mógł sobie jej wybić z głowy przez najbliższy wieczór. Miała kręcone, lekko rozczochrane jasnobrązowe włosy i wielkie, mądre brązowe oczy. Tyle przynajmniej pamiętam. Więc ja – tak, ja też tu występuje - młody, niewinny, szalenie uroczy chciałem się przedstawić, ale Duke tylko złapał mnie za poły szaty i pociągnął do przedziału, obserwując wciąż tą mądralińską dziewczynkę.
W Hogwarcie, podczas ceremonii Duke został przydzielony do Slytherinu. Gdzie indziej mógłby w końcu trafić. Znałem go osobiście i wiedziałem, że mimo iż miał wówczas tylko jedenaście lat był bezwzględny, arogancki i nieco rozpieszczony. Taki po prostu był. Gdy usiadł już przy stole Ślizgonów uważnie obserwował pozostałych, którzy jeszcze nie mieli przydziału. Wśród nich była owa śliczna dziewczynka, tak wyróżniająca się od pozostałych. Wreszcie zostało wyczytane jej imię. Powiedzmy, że nazywała się… Claire… A więc Claire…
-- Czy ty mi opowiadasz bajkę? – zdumiała się Ginevra Weasley. Blaise Zabini zaśmiał się cicho i z lekkim, prawie niewidocznym rozczuleniem popatrzył na nią.
-- Siedź cicho i słuchaj! – parsknął pobłażliwie i niby od niechcenia objął Ginevrę ramieniem. Nie protestowała. – Tak więc Claire została przydzielona do Gryffindoru. Dra… znaczy Duke nie bił brawa. Czuł się zawiedziony. A dobiła go jeszcze bardziej informacja, że Claire była mugolaczką. Wstyd mu było. Bo wiesz, nie tak był wychowywany. Czarodziej zakochany w mugolaczce. Toż to wstyd. A więc, żeby nikt się niczego nie domyślił zaczął być dla niej coraz bardziej okrutny. Jeszcze bardziej irytował go fakt, że He… znaczy Claire spędzała dużo czasu z pewnym czarodziejem, który doprowadził do upadku potężnego czarnoksiężnika jako niemowlę i pewnym rudzielcem i piegusem, który nazywał się Carl…
-- Ale wiesz, że i tak domyślam się, że chodzi ci o Draco, Harry’ego, Hermionę i Rona… - powiedziała Ginny – nie musisz wymyślać innych imion…
-- Cicho, w ogóle nie dajesz mi opowiadać! – fuknął lekko zirytowany Blaise. – No więc jak wiesz zazdrość prowadzi zawsze do głupich czynów, a w przypadku Duke’a objawiała się szyderstwem z Claire i wyśmiewaniem jej pochodzenia, aby nikt nigdy nawet nie podejrzewał, że mogła mu się podobać.
W drugiej klasie szkoła i uczniowie znaleźli się w wielkim niebezpieczeństwie. A szczególnie ci mugolskiego pochodzenia, jak Claire. A Duke o tym wiedział. Próbował ją ostrzec, to on w bibliotece ukradkiem położył obok jej książek starą księgę Salazara Slytherina, dzięki której Her… Claire znaczy się, dowiedziała się o bazyliszku i to on za pośrednictwem kolejnej książki podsunął jej pomysł o noszeniu przy sobie zawsze lusterka. Wiedział, że Claire jest bystra i doceni ten pomysł i dobrze go wykorzysta. Ale to właśnie on znalazł nieruchome ciało Claire po zaatakowaniu przez bazyliszka. W dłoni ściskała lusterko więc chyba żyła, a on , choć dopiero dwunastoletni zaniósł ją do Skrzydła Szpitalnego. W trzeciej klasie Claire dopiero zaczęła zwracać na niego większą uwagę. Ale nie tak jak chciał. – roześmiał się Bleise. Chodziło mu o tą zabawną sytuację, gdy każdy podziwiał Harry’ego Pottera za to, że odważnie podszedł do hipogryfa. Draco, nie chcąc pozostać w cieniu Wybrańca również postanowił ruszyć do hipogryfa, tyle że w jego przypadku nie skończyło się to za dobrze. – Gdy owy wielki czarodziej, niech ci będzie, Harry Potter udobruchał olbrzymiego, przerażającego stwora… - ciągnął jakby opowiadając przerażającą historię Zabini
-- Mówisz o hipogryfie? – wtrąciła rozbawiona Ginny - Chodzi ci o Hardodziobka? – zaśmiewała się – Przecież on był niesamowicie łagodny! Tylko Malfoyowi tak dowalił. Należało mu się!
-- W tym przyznam ci racje, ale wróćmy do mojej opowieści… Więc gdy stwór został przez Wybrańca udobruchany, w jego stronę ruszył dumnym chodem Duke <poruszał się lepiej niż modelka na wybiegu>. Ślizgon obraził go i w następstwie potwór go zaatakował. Tak na serio nie zrobił mu zbytnio krzywdy, ale duma Duke’a została porządnie zdeptana, wiec by uratować honor udawał wielce poszkodowanego. Nie chciał w oczach pewnej dziewczyny wyjść na ofermę, ale jak już na faceta, który przez atak hipogryfa przeżywa śmiertelne męki i jakoś to znosi… Jakoś… Tak czy inaczej dzień później, gdy Claire wchodziła do Wielkiej Sali zaczął niezwykle głośno opowiadać, jak bardzo go ta rana boli, że gdyby nie jego szybka reakcja, to mógłby nie mieć ręki i tym podobne…
-- Nie wiem już, czy opowiadasz mi tragedie, czy komedie… - zaśmiewała się w najlepsze Weasleyówna, a Blaise, zachęcony jej dobrym humorem opowiadał dalej…
--Na czwartym roku ich nauki odbywał się Turniej Trójmagiczny… I jakimś cudem jednym z uczestników okazał się Wybraniec. Gdy Hermio… ekhm… Claire zawzięcie mu kibicowała, Duke był tak wściekły, że dosłownie tratował stojących za nim i obok niego młodszych uczniów…
-- A więc teraz z komedii przechodzimy do dramatu… - zachichotała Ginny, a Blasie westchnął, niczym cierpliwa matka karcąca nieposłuszne dziecko…
-- Nie uczono cię, że się nie przerywa gdy ktoś mówi? W każdym bądź razie, gdy na dodatek reporterzy uchwycili Claire i Wybrańca w dość dwuznacznym uścisku, to Duke dosłownie szalał ze złości i był wobec wszystkich jeszcze bardziej opryskliwy niż zwykle. Tylko ja, młody, przystojny, niewinny – powiedział, a Ginevra słysząc niewinny prychnęła pogardliwie, sygnalizując brunetowi, że nie zgadza się z jego zdaniem. Tymczasem słońce zdążyło już chylić się ku zachodowi… - ledwie zdołałem go uspokajać. Na piątym roku zaczęła działać Brygada Inkwizycyjna przeciw Gwardii Dumbledore’a. A Duke był członkiem Inkwizycji. W pewien sposób chronił Gwardię. Chodź oczywiście wszystko robił na złość Potterowi. Czasami celowo ignorował ich, nawet jeśli wiedział kiedy i gdzie mają spotkanie. Ale w końcu zostali schwytani. Dzięki Duke’owi. Dzięki niemu, bo Duke wiedział co ma wydarzyć się w ministerstwie i że wizja Wybrańca to ma być pułapka. Usiłował ich powstrzymać, ale mu nie wyszło.
-- Robisz z Malfoya bohatera… - zauważyła kwaśno Ginny. Mimo, że słuchanie tej historii, ale z innej perspektywy było ciekawe i zajmujące, to poczuła się poniekąd zdradzona. Blaise zaczął robić z Malfoya świętoszka…
-- Skąd, Malfoy nigdy nie był i nie będzie święty! Jest kompletnym przeciwieństwem świętości i doskonale o tym wiem – tłumaczył gorliwie Ślizgon, a kosmyki czarnych włosów opadły mu na szmaragdowe oczy. – Chcę tylko, żebyś zrozumiała, że moje działania są uzasadnione. I można je zrozumieć… Chcę żebyś zrozumiała, że kto taki jak on może zasługiwać na… szczęście i nawet na coś więcej. A więc w szóstej klasie, gdy Claire zaczęła się… powiedzmy, żywo interesować Rudzielcem, Duke chodził zły jak osa i jeszcze bardziej gnębił Ro… Carla znaczy się… Ale on, Duke też wtedy nie miał lekko. I to właśnie Claire pierwsza się tego domyśliła. Widziała, czuła, że on ma jakiś problem… Na siódmym roku, gdy ich nie było w szkole, Duke choć nigdy by tego nie przyznał skrycie kibicował Wybrańcowi i jego przyjaciołom. Chciał, by pokonali Voldemorta. Martwił się o nich. Choć nie lubił ich – to i tak delikatnie powiedziane – nie chciał by stało im się coś złego. A szczególnie jej. O nią drżał najbardziej, choć nie zdawał sobie z tego sprawy. Podczas jej nieobecności w szkole nareszcie był prymusem w nauce, ale widziałem, że go to nie cieszyło, choć jeszcze rok temu tylko do tego dążył. Sprawy się skomplikowały, gdy Wybraniec, Claire i Rudzielec zostali schwytani i osadzeni w dworze Malfoyów. Duke nie miał pojęcia, co robić. Czy zachować się tak jak oczekiwała jego rodzina, czy tak jak podpowiadało mu coś w środku. Najgorszy moment jego życia, był wtedy, gdy musiał patrzeć na tortury Claire. Słyszeć jej krzyki, jej wołanie o pomoc. Pomógłby jej. Wolałby Bellatriks rzuciła Cruciatus na niego. Zrobiłby wszystko, byle ją powstrzymać. Ale został spetryfikowany. I musiał słuchać tych wrzasków i oglądać te tortury. Tak, to na zawsze zmieniło Duke’a. A teraz, w tym roku, piękny, przebojowy, zawsze olśniewający Ja znalazłem w jego rzeczach prawdziwe dowody ba to, że miałem racje. W jego kuferku w pokoju szukałem eliksiru, to było zaraz po tym ognisku u was. Nie znalazłem eliksiru. Znalazłem coś innego. Coś znacznie bardziej interesującego. Coś znacznie bardziej szokującego. Coś znacznie bardziej ciekawego. Coś znacznie…
-- Czyli co? – przerwała Zabiniemu Gryfonka. Nie chciała tego przyznać, ale Blaise świetnie opowiadał. Był zabawny i świetnie się z nim bawiła. Czuła się jakby go znała od zawsze. Nie mogło być inaczej. Wszechświat jest wielki, ale stały, chociaż nieprzeiwdywalny, noc zawsze następuje po dniu, a dzień po nocy, a Ginny zawsze świetnie bawi się z Blaisem… To było w jej mniemaniu oczywiste i trwałe niczym skała. Przynajmniej w tej chwili.
-- Czyli znalazłem zdjęcia z balu bożonarodzeniowego…
-- A co w tym szokującego? – spytała cynicznie Ginny. Blaise złapał ją za ramiona i spojrzał jej głęboko w oczy
-- Wśród zdjęć Ślizgonów- jego przyjaciół znalazłem zdjęcie, doskonale zachowane, nie pomięte. Zdjęcie Hermiony w tej błękitnej sukience. To wtedy po raz pierwszy wyglądała tak oszałamiająco… Ale oczywiście ty wyglądałaś niczym bogini, piękna i w ogóle… - dodał szybko widząc minę Weasleyówny. Ginny jednak szybko skoncentrowała się na fakcie posiadania zdjęcia Hermiony przez Dracona Malfoya… Blaise wyraźnie tłumaczył jej, że Malfoyowi podoba się Hermiona, ale ona wciąż nie mogła w to uwierzyć. Choć wydawało jej się to niezwykle romantyczne, szczerze powiedziawszy…
-- Czyli to prawda? – spytała retorycznie. Czyż to nie o takiej miłości lubiła czytać. O tej niemożliwej, zakazanej? – To trudne do zaakceptowania… - wykrztusiła. – Ale to słodkie… I dziwne. – dodała z melancholijnym uśmiechem – Nigdy nie sądziłam, że Malfoy może kogoś kochać. Że w ogóle ma jakieś uczucie! Nadal w to trochę nie wierzę, ale z tego co mówisz Malfoy jest w tym lepszy ode mnie. On wiele lat temu obdarował dziewczynę uczuciem i chyba nadal coś do niej czuje. Przez tyle lat, a ja… wydaje mi się, że zakochuje się, a potem to pryska średnio w ciągu miesiąca… - zauważyła smutno i odruchowo oparła głowę o ramię Blaisa, który uśmiechnął się z satysfakcją. Ale tego nie było jej dane zauważyć.
-- Może po prostu tak ci się tylko wydaje? – powiedział obejmując ją śmieje ramieniem. – A tak naprawdę czekasz tylko na swego niesamowitego, olśniewającego, zabójczo przystojnego, nieziemsko zabawnego księcia z bajki? – spytał z frywolnym śmiechem, przyglądając się zamyślonej Ginevrze. W świetle zachodzącego słońca jej włosy wydawały się kraść swą barwę samym płomieniom…
-- Możliwe… - zachichotała Ginny, a dobry humor momentalnie do niej wrócił. – A teraz wyjaśnił mi, Blaise jakim cudem ty to wszystko wiesz? To o Malfoyu? Bo sam ci raczej nie powiedział… - Blaise uśmiechnął uśmiechem, który Ginny uwielbiała najbardziej, tym kocim, drapieżnym.
-- Oczywiście, że by nie powiedział! Powiedzmy, że został bym genialnym psychiatrą. – powiedział z dumą, że zna to mugolskie określenie.
-- Najpierw wylecz sam siebie – mruknęła cynicznie Ginny przytulając się leciutko do przystojnego Ślizgona – Ale chyba chodziło ci raczej o psychologa… - dodała. Pozostali jeszcze w tym miejscu aż słońce całkiem nie zaszło, a na niebie nie pojawiły się dziesiątki srebrnych gwiazd. Bycie razem -To wydawało się w tym momencie takie naturalne i właściwe, że oboje zapomnieli o swych waśniach, a Ginny zupełnie wyleciało z głowy, że przecież nie może oddać nawet malutkiego skrawka serca Blaisowi Zabiniemu…
***
W tym samym czasie Draco Malfoy transportującym na swych plecach opierającą się żywo Hermionę Granger. Jej drobna twarz była czerwona, ale ciężko było stwierdzić, czy to z powodu wściekłości, czy może wstydu, że została pokonana przez swojego wroga. Gdyby tylko Zabini nie zrobił im tego durnego dowcipu mogłaby już siedzieć w dormitorium i uczyć się na jutrzejszą lekcje i nigdy, przenigdy nie mieć do czynienia z Malfoyem. Ale nie, Blaise związał ją i Dracona zaklęciem i żadne nie mogło nigdzie pójść bez drugiego… A teraz blondwłosy Ślizgon zmusił ją, żeby udała się z nim na trening Quiddytcha…
-- Nie chce tam iść! – zawołała, godząc się powoli z tym, że była słabsza od Malfoya i za nic nie zdoła mu się wyrwać…
-- A mnie to nie obchodzi! – przedrzeźnił ją Dracon. Hermiona prychnęła z irytacją i pięścią walnęła go w plecy. Malfoy odchrząknął, ale był opanowany. – Jestem kapitanem i muszę być na treningu! Zabiję Zabiniego, Gdy tylko tu wróci! – mruknął, przeklinając pod nosem. Doszło jednak to do uszu Hermiony.
-- Akurat w tym mogę ci pomóc… - jęknęła z irytacji, ale i przez to, że ramię Malfoya zaczęło mocno gnieść ją w żebra.
Gdy wreszcie doszli do stadionu, Malfoy postawił ją na ziemi i wciąż trzymając ją za ramiona, co nie było zbyt wygodne, powiedział zniecierpliwiony.
-- Słuchaj, Granger. Chłopcy z mojej drużyny nic nikomu nie powiedzą. To Ślizgoni, ale potrafią trzymać język za zębami. Ale jest jeszcze jedna kluczowa kwestia… - zaczął lekko zawstydzony. Hermionę zamurowało. Jeszcze nigdy nie widziała Malfoya zawstydzonego… - Skoro nie możemy oddalać się od siebie na odległość większą niż kilka metrów, to znaczy… to znaczy, że na treningu musisz lecieć ze mną na miotle, Granger…
Ciąg dalszy nastąpi...
--Pozwól, że opowiem ci pewną zaczęła się chyba już w Hogwarcie, tak przynajmniej mi się zdaje. Albo może i w przedziale Hogwart Ekspres. Bo bohater naszej opowieści, pozwól że będziemy go nazywać Duke, to od najmłodszych lat był pies na baby. Do tych najładniejszych dziewczyn zaliczały się chyba Daphne Greengrass, Cho Chang, Tracy Davis i Dianne Yaxley, więc oczywiście, póki nie zirytowały Duke’a, ten siedział z nimi w przedziale. Ale to nie mogło trwać długo, więc Duke opuścił ich przedział, przysięgając sobie, że nigdy w życiu nie chce mieć do czynienia z tymi idiotkami. W przedziale jednak tylko jedna osoba rzuciła mu się w oczy tak, że nie mógł sobie jej wybić z głowy przez najbliższy wieczór. Miała kręcone, lekko rozczochrane jasnobrązowe włosy i wielkie, mądre brązowe oczy. Tyle przynajmniej pamiętam. Więc ja – tak, ja też tu występuje - młody, niewinny, szalenie uroczy chciałem się przedstawić, ale Duke tylko złapał mnie za poły szaty i pociągnął do przedziału, obserwując wciąż tą mądralińską dziewczynkę.
W Hogwarcie, podczas ceremonii Duke został przydzielony do Slytherinu. Gdzie indziej mógłby w końcu trafić. Znałem go osobiście i wiedziałem, że mimo iż miał wówczas tylko jedenaście lat był bezwzględny, arogancki i nieco rozpieszczony. Taki po prostu był. Gdy usiadł już przy stole Ślizgonów uważnie obserwował pozostałych, którzy jeszcze nie mieli przydziału. Wśród nich była owa śliczna dziewczynka, tak wyróżniająca się od pozostałych. Wreszcie zostało wyczytane jej imię. Powiedzmy, że nazywała się… Claire… A więc Claire…
-- Czy ty mi opowiadasz bajkę? – zdumiała się Ginevra Weasley. Blaise Zabini zaśmiał się cicho i z lekkim, prawie niewidocznym rozczuleniem popatrzył na nią.
-- Siedź cicho i słuchaj! – parsknął pobłażliwie i niby od niechcenia objął Ginevrę ramieniem. Nie protestowała. – Tak więc Claire została przydzielona do Gryffindoru. Dra… znaczy Duke nie bił brawa. Czuł się zawiedziony. A dobiła go jeszcze bardziej informacja, że Claire była mugolaczką. Wstyd mu było. Bo wiesz, nie tak był wychowywany. Czarodziej zakochany w mugolaczce. Toż to wstyd. A więc, żeby nikt się niczego nie domyślił zaczął być dla niej coraz bardziej okrutny. Jeszcze bardziej irytował go fakt, że He… znaczy Claire spędzała dużo czasu z pewnym czarodziejem, który doprowadził do upadku potężnego czarnoksiężnika jako niemowlę i pewnym rudzielcem i piegusem, który nazywał się Carl…
-- Ale wiesz, że i tak domyślam się, że chodzi ci o Draco, Harry’ego, Hermionę i Rona… - powiedziała Ginny – nie musisz wymyślać innych imion…
-- Cicho, w ogóle nie dajesz mi opowiadać! – fuknął lekko zirytowany Blaise. – No więc jak wiesz zazdrość prowadzi zawsze do głupich czynów, a w przypadku Duke’a objawiała się szyderstwem z Claire i wyśmiewaniem jej pochodzenia, aby nikt nigdy nawet nie podejrzewał, że mogła mu się podobać.
W drugiej klasie szkoła i uczniowie znaleźli się w wielkim niebezpieczeństwie. A szczególnie ci mugolskiego pochodzenia, jak Claire. A Duke o tym wiedział. Próbował ją ostrzec, to on w bibliotece ukradkiem położył obok jej książek starą księgę Salazara Slytherina, dzięki której Her… Claire znaczy się, dowiedziała się o bazyliszku i to on za pośrednictwem kolejnej książki podsunął jej pomysł o noszeniu przy sobie zawsze lusterka. Wiedział, że Claire jest bystra i doceni ten pomysł i dobrze go wykorzysta. Ale to właśnie on znalazł nieruchome ciało Claire po zaatakowaniu przez bazyliszka. W dłoni ściskała lusterko więc chyba żyła, a on , choć dopiero dwunastoletni zaniósł ją do Skrzydła Szpitalnego. W trzeciej klasie Claire dopiero zaczęła zwracać na niego większą uwagę. Ale nie tak jak chciał. – roześmiał się Bleise. Chodziło mu o tą zabawną sytuację, gdy każdy podziwiał Harry’ego Pottera za to, że odważnie podszedł do hipogryfa. Draco, nie chcąc pozostać w cieniu Wybrańca również postanowił ruszyć do hipogryfa, tyle że w jego przypadku nie skończyło się to za dobrze. – Gdy owy wielki czarodziej, niech ci będzie, Harry Potter udobruchał olbrzymiego, przerażającego stwora… - ciągnął jakby opowiadając przerażającą historię Zabini
-- Mówisz o hipogryfie? – wtrąciła rozbawiona Ginny - Chodzi ci o Hardodziobka? – zaśmiewała się – Przecież on był niesamowicie łagodny! Tylko Malfoyowi tak dowalił. Należało mu się!
-- W tym przyznam ci racje, ale wróćmy do mojej opowieści… Więc gdy stwór został przez Wybrańca udobruchany, w jego stronę ruszył dumnym chodem Duke <poruszał się lepiej niż modelka na wybiegu>. Ślizgon obraził go i w następstwie potwór go zaatakował. Tak na serio nie zrobił mu zbytnio krzywdy, ale duma Duke’a została porządnie zdeptana, wiec by uratować honor udawał wielce poszkodowanego. Nie chciał w oczach pewnej dziewczyny wyjść na ofermę, ale jak już na faceta, który przez atak hipogryfa przeżywa śmiertelne męki i jakoś to znosi… Jakoś… Tak czy inaczej dzień później, gdy Claire wchodziła do Wielkiej Sali zaczął niezwykle głośno opowiadać, jak bardzo go ta rana boli, że gdyby nie jego szybka reakcja, to mógłby nie mieć ręki i tym podobne…
-- Nie wiem już, czy opowiadasz mi tragedie, czy komedie… - zaśmiewała się w najlepsze Weasleyówna, a Blaise, zachęcony jej dobrym humorem opowiadał dalej…
--Na czwartym roku ich nauki odbywał się Turniej Trójmagiczny… I jakimś cudem jednym z uczestników okazał się Wybraniec. Gdy Hermio… ekhm… Claire zawzięcie mu kibicowała, Duke był tak wściekły, że dosłownie tratował stojących za nim i obok niego młodszych uczniów…
-- A więc teraz z komedii przechodzimy do dramatu… - zachichotała Ginny, a Blasie westchnął, niczym cierpliwa matka karcąca nieposłuszne dziecko…
-- Nie uczono cię, że się nie przerywa gdy ktoś mówi? W każdym bądź razie, gdy na dodatek reporterzy uchwycili Claire i Wybrańca w dość dwuznacznym uścisku, to Duke dosłownie szalał ze złości i był wobec wszystkich jeszcze bardziej opryskliwy niż zwykle. Tylko ja, młody, przystojny, niewinny – powiedział, a Ginevra słysząc niewinny prychnęła pogardliwie, sygnalizując brunetowi, że nie zgadza się z jego zdaniem. Tymczasem słońce zdążyło już chylić się ku zachodowi… - ledwie zdołałem go uspokajać. Na piątym roku zaczęła działać Brygada Inkwizycyjna przeciw Gwardii Dumbledore’a. A Duke był członkiem Inkwizycji. W pewien sposób chronił Gwardię. Chodź oczywiście wszystko robił na złość Potterowi. Czasami celowo ignorował ich, nawet jeśli wiedział kiedy i gdzie mają spotkanie. Ale w końcu zostali schwytani. Dzięki Duke’owi. Dzięki niemu, bo Duke wiedział co ma wydarzyć się w ministerstwie i że wizja Wybrańca to ma być pułapka. Usiłował ich powstrzymać, ale mu nie wyszło.
-- Robisz z Malfoya bohatera… - zauważyła kwaśno Ginny. Mimo, że słuchanie tej historii, ale z innej perspektywy było ciekawe i zajmujące, to poczuła się poniekąd zdradzona. Blaise zaczął robić z Malfoya świętoszka…
-- Skąd, Malfoy nigdy nie był i nie będzie święty! Jest kompletnym przeciwieństwem świętości i doskonale o tym wiem – tłumaczył gorliwie Ślizgon, a kosmyki czarnych włosów opadły mu na szmaragdowe oczy. – Chcę tylko, żebyś zrozumiała, że moje działania są uzasadnione. I można je zrozumieć… Chcę żebyś zrozumiała, że kto taki jak on może zasługiwać na… szczęście i nawet na coś więcej. A więc w szóstej klasie, gdy Claire zaczęła się… powiedzmy, żywo interesować Rudzielcem, Duke chodził zły jak osa i jeszcze bardziej gnębił Ro… Carla znaczy się… Ale on, Duke też wtedy nie miał lekko. I to właśnie Claire pierwsza się tego domyśliła. Widziała, czuła, że on ma jakiś problem… Na siódmym roku, gdy ich nie było w szkole, Duke choć nigdy by tego nie przyznał skrycie kibicował Wybrańcowi i jego przyjaciołom. Chciał, by pokonali Voldemorta. Martwił się o nich. Choć nie lubił ich – to i tak delikatnie powiedziane – nie chciał by stało im się coś złego. A szczególnie jej. O nią drżał najbardziej, choć nie zdawał sobie z tego sprawy. Podczas jej nieobecności w szkole nareszcie był prymusem w nauce, ale widziałem, że go to nie cieszyło, choć jeszcze rok temu tylko do tego dążył. Sprawy się skomplikowały, gdy Wybraniec, Claire i Rudzielec zostali schwytani i osadzeni w dworze Malfoyów. Duke nie miał pojęcia, co robić. Czy zachować się tak jak oczekiwała jego rodzina, czy tak jak podpowiadało mu coś w środku. Najgorszy moment jego życia, był wtedy, gdy musiał patrzeć na tortury Claire. Słyszeć jej krzyki, jej wołanie o pomoc. Pomógłby jej. Wolałby Bellatriks rzuciła Cruciatus na niego. Zrobiłby wszystko, byle ją powstrzymać. Ale został spetryfikowany. I musiał słuchać tych wrzasków i oglądać te tortury. Tak, to na zawsze zmieniło Duke’a. A teraz, w tym roku, piękny, przebojowy, zawsze olśniewający Ja znalazłem w jego rzeczach prawdziwe dowody ba to, że miałem racje. W jego kuferku w pokoju szukałem eliksiru, to było zaraz po tym ognisku u was. Nie znalazłem eliksiru. Znalazłem coś innego. Coś znacznie bardziej interesującego. Coś znacznie bardziej szokującego. Coś znacznie bardziej ciekawego. Coś znacznie…
-- Czyli co? – przerwała Zabiniemu Gryfonka. Nie chciała tego przyznać, ale Blaise świetnie opowiadał. Był zabawny i świetnie się z nim bawiła. Czuła się jakby go znała od zawsze. Nie mogło być inaczej. Wszechświat jest wielki, ale stały, chociaż nieprzeiwdywalny, noc zawsze następuje po dniu, a dzień po nocy, a Ginny zawsze świetnie bawi się z Blaisem… To było w jej mniemaniu oczywiste i trwałe niczym skała. Przynajmniej w tej chwili.
-- Czyli znalazłem zdjęcia z balu bożonarodzeniowego…
-- A co w tym szokującego? – spytała cynicznie Ginny. Blaise złapał ją za ramiona i spojrzał jej głęboko w oczy
-- Wśród zdjęć Ślizgonów- jego przyjaciół znalazłem zdjęcie, doskonale zachowane, nie pomięte. Zdjęcie Hermiony w tej błękitnej sukience. To wtedy po raz pierwszy wyglądała tak oszałamiająco… Ale oczywiście ty wyglądałaś niczym bogini, piękna i w ogóle… - dodał szybko widząc minę Weasleyówny. Ginny jednak szybko skoncentrowała się na fakcie posiadania zdjęcia Hermiony przez Dracona Malfoya… Blaise wyraźnie tłumaczył jej, że Malfoyowi podoba się Hermiona, ale ona wciąż nie mogła w to uwierzyć. Choć wydawało jej się to niezwykle romantyczne, szczerze powiedziawszy…
-- Czyli to prawda? – spytała retorycznie. Czyż to nie o takiej miłości lubiła czytać. O tej niemożliwej, zakazanej? – To trudne do zaakceptowania… - wykrztusiła. – Ale to słodkie… I dziwne. – dodała z melancholijnym uśmiechem – Nigdy nie sądziłam, że Malfoy może kogoś kochać. Że w ogóle ma jakieś uczucie! Nadal w to trochę nie wierzę, ale z tego co mówisz Malfoy jest w tym lepszy ode mnie. On wiele lat temu obdarował dziewczynę uczuciem i chyba nadal coś do niej czuje. Przez tyle lat, a ja… wydaje mi się, że zakochuje się, a potem to pryska średnio w ciągu miesiąca… - zauważyła smutno i odruchowo oparła głowę o ramię Blaisa, który uśmiechnął się z satysfakcją. Ale tego nie było jej dane zauważyć.
-- Może po prostu tak ci się tylko wydaje? – powiedział obejmując ją śmieje ramieniem. – A tak naprawdę czekasz tylko na swego niesamowitego, olśniewającego, zabójczo przystojnego, nieziemsko zabawnego księcia z bajki? – spytał z frywolnym śmiechem, przyglądając się zamyślonej Ginevrze. W świetle zachodzącego słońca jej włosy wydawały się kraść swą barwę samym płomieniom…
-- Możliwe… - zachichotała Ginny, a dobry humor momentalnie do niej wrócił. – A teraz wyjaśnił mi, Blaise jakim cudem ty to wszystko wiesz? To o Malfoyu? Bo sam ci raczej nie powiedział… - Blaise uśmiechnął uśmiechem, który Ginny uwielbiała najbardziej, tym kocim, drapieżnym.
-- Oczywiście, że by nie powiedział! Powiedzmy, że został bym genialnym psychiatrą. – powiedział z dumą, że zna to mugolskie określenie.
-- Najpierw wylecz sam siebie – mruknęła cynicznie Ginny przytulając się leciutko do przystojnego Ślizgona – Ale chyba chodziło ci raczej o psychologa… - dodała. Pozostali jeszcze w tym miejscu aż słońce całkiem nie zaszło, a na niebie nie pojawiły się dziesiątki srebrnych gwiazd. Bycie razem -To wydawało się w tym momencie takie naturalne i właściwe, że oboje zapomnieli o swych waśniach, a Ginny zupełnie wyleciało z głowy, że przecież nie może oddać nawet malutkiego skrawka serca Blaisowi Zabiniemu…
***
W tym samym czasie Draco Malfoy transportującym na swych plecach opierającą się żywo Hermionę Granger. Jej drobna twarz była czerwona, ale ciężko było stwierdzić, czy to z powodu wściekłości, czy może wstydu, że została pokonana przez swojego wroga. Gdyby tylko Zabini nie zrobił im tego durnego dowcipu mogłaby już siedzieć w dormitorium i uczyć się na jutrzejszą lekcje i nigdy, przenigdy nie mieć do czynienia z Malfoyem. Ale nie, Blaise związał ją i Dracona zaklęciem i żadne nie mogło nigdzie pójść bez drugiego… A teraz blondwłosy Ślizgon zmusił ją, żeby udała się z nim na trening Quiddytcha…
-- Nie chce tam iść! – zawołała, godząc się powoli z tym, że była słabsza od Malfoya i za nic nie zdoła mu się wyrwać…
-- A mnie to nie obchodzi! – przedrzeźnił ją Dracon. Hermiona prychnęła z irytacją i pięścią walnęła go w plecy. Malfoy odchrząknął, ale był opanowany. – Jestem kapitanem i muszę być na treningu! Zabiję Zabiniego, Gdy tylko tu wróci! – mruknął, przeklinając pod nosem. Doszło jednak to do uszu Hermiony.
-- Akurat w tym mogę ci pomóc… - jęknęła z irytacji, ale i przez to, że ramię Malfoya zaczęło mocno gnieść ją w żebra.
Gdy wreszcie doszli do stadionu, Malfoy postawił ją na ziemi i wciąż trzymając ją za ramiona, co nie było zbyt wygodne, powiedział zniecierpliwiony.
-- Słuchaj, Granger. Chłopcy z mojej drużyny nic nikomu nie powiedzą. To Ślizgoni, ale potrafią trzymać język za zębami. Ale jest jeszcze jedna kluczowa kwestia… - zaczął lekko zawstydzony. Hermionę zamurowało. Jeszcze nigdy nie widziała Malfoya zawstydzonego… - Skoro nie możemy oddalać się od siebie na odległość większą niż kilka metrów, to znaczy… to znaczy, że na treningu musisz lecieć ze mną na miotle, Granger…
Ciąg dalszy nastąpi...