Przepraszam za tak długą nieobecność, ale pisanie na raz drugiej części miniaturki i rozdziału mnie wykończyło. Dodatkowo wena poszła sobie w las zostawiając mnie samą. Accio wena! No cóż, mam nadzieje, że pomoże. Ewentualnie rzućcie we mnie Cruciatusem, jak to nie pomoże, to przejdę do stanowczych środków.
Nie jestem zadowolona z rozdziału. Wyszedł okropnie, ale mam nadzieje, że następny wyjdzie lepiej.
Nie zniechęcajcie się :) znajdę wenę i przykuję ją, żeby nie robiła więcej takich numerów. Szczególnie, że nie ma jej od jakiś 3 dni, wyobrażacie sobie? :o
PS Rozdział bez bety, więc możecie znaleźć błędy.
PS2 Uczę się rosyjskiego, ale wypowiedzi w tym języku mogą zawierać błędy, choć raczej w to wątpię, bo starałam się przetłumaczyć bezbłędnie.
Rozdział VII
--Nienawidzę cię! Wynoś się z tego pomieszczenia! Natychmiast! – krzyczała czerwona ze złości kobieta o brązowych włosach upiętych w eleganckiego koka.
-- Ależ spokojnie, Min – powiedział z emanującym pewnością siebie głosem wysoki mężczyzna, o przerzedzonych już blond włosach i małych błękitno szarych oczach. Jego ostre wąsy uniosły się lekko pod wpływem jego uśmiechu, co dało mu iście diabelski wygląd.
-- Nie mów do mnie Min, Trevorze! – syknęła wzburzona Minerwa McGonagall
-- Daj spokój, Min – uśmiechnął się w ten swój drażniący ją sposób mężczyzna.
-- Mówię ci coś, ty wstrętny… - zaczęła, mrużąc swoje szare oczy kobieta.
-- No to nie do pomyślenia – zawołał udając oburzenie – najpierw błagasz mnie bym zaczął nauczać Mugoloznawstwa, zatrudniasz mnie, a teraz mnie obrażasz i na mnie się drzesz… - pokręcił głową doprowadzając profesorkę do dzikiej furii.
-- Nikt cię nie błagał, La Ruse! – roześmiała mu się w twarz McGonagall – Sam się zgłosiłeś na ochotnika, stary durniu! – wytknęła mu z wywyższającym uśmiechem. – Gdyby nie fakt, że byłeś jedynym ochotnikiem, to nigdy twoja noga by tu nie postała!
-- No może masz trochę racji, co do twojej wersji wydarzeń – mruknął niechętnie, poprawiając czarny garnitur.
-- Oczywiście, że mam. Ja zawsze mam racje, zapomniałeś już? - sarknęła mrużąc pogardliwie oczy – Ale zaraz, zaraz, La Ruse – wykrzyknęła dyrektorka Hogwartu – czy ty nie powinieneś być teraz na lekcji!? – przypomniała sobie i mu. Ale La Ruse’a już obok nie było, stał przy drzwiach
-- Oczywiście, Minerwo, doskonale pamiętam. – zapewnił ją nieco zbyt gorliwie, by mogła uznać to za prawdę. Zaraz jednak dodał chytrzejszym tonem – Ale w sumie, uczniowie nie zając, nie uciekną… – zaczął ale przerwał mu wściekły wrzask Minerwy. Nie znosiła Trevora, był po prostu bezczelny, zresztą jak zawsze, odkąd pamiętała.
-- Do klasy Mugoloznawstwa, La Ruse! Natychmiast! – wrzasnęła dyrektorka, a nauczyciel mugoloznawstwa czym prędzej się ulotnił. Minerwa wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy. Nie wiedziała jak przeżyje w jednej szkole z La Ruse’em.
***
--Witajtie drodzy studjenti – zawołała z rosyjskim akcentem profesor Swietłana Bielikow – Mjenja zawód Swietlana Bielikow. Ja budu was ucius Transmutacji – powiedziała. Większość uczniów spojrzała po sobie nie pewnie, nie znali rosyjskiego, dlatego wypowiedzi nauczycielki nie były dla nich zbyt zrozumiałe. Swietłana to pojęła, dlatego zapytała się – Czy ktoś iz was umiejut rosyjski jazyk? – rozejrzała się po klasie. Tylko jeden uczeń uniósł rękę wysoko. – Ну, как тебя зовут ?[dobrze, jak masz na imię?]
-- Меня зовут Драко Малфой [Nazywam się Draco Malfoy]. – oparł z nienagannym akcentem jasnowłosy chłopak patrząc z chłodnym opanowaniem na nauczycielkę.
-- Oчень хорошо [Bardzo dobrze] .– powiedziała z lekkim uśmiechem na wąskich wargach. – Можете ли вы говорить на русском языке? [Umiesz mówić po rosyjsku?]– zapytała sprawdzając umiejętności ucznia profesor Bielikow. Pochodziła z Rosji, urodziła się w Moskwie. Dysponowała typową rosyjską urodą; jasną karnacją, prostymi, jasnymi włosami, ciemnoniebieskimi oczami, wysokimi kośćmi policzkowymi i surowym, zimnym wyglądzie. Ku jej zdziwieniu, ów Draco Malfoy bez zająknięcia odpowiedział
-- Конечно, я знаю, что многие иностранные языки [Oczywiście, znam wiele języków obcych] – reszta klasy, łącznie z pewną śliczną, brązowowłosą gryfonką wpatrywała się w Malfoya z wielkim zdziwieniem
- Так хорошо, Драко Малфой, ты будешь моим переводчиком, пока я не научиться основам английского языка, вы понимаете? [A więc dobrze, Draco Malfoyu, będziesz moim tłumaczem, dopóki nie opanuje podstaw języka angielskiego, rozumiesz?]– zapytała się. Draco skinął sztywno głową. Nie uśmiechało mu się rola tłumacza tej tępej nauczycielki. Po co McGonagall zatrudniała kobietę, która sama nie potrafi sklecić porządnego zdania po angielsku. Powinna się cieszyć, że umiał biegle się posługiwać językiem ojczystym belferki. Ojciec wymagał od niego różnych umiejętności, a posługiwanie się wieloma językami było podstawą. Potrafił rozmawiać po rosyjsku, ojciec nalegał na ten język, by jego syn mógł bez przeszkód konwersować we wschodniej Europie, znał również i hiszpański, a także francuski, który był ukochanym językiem jego matki. Umiał biegle porozumiewać się po niemiecku, a także znał podstawy polskiego, hebrajskiego i japońskiego. Pełny asortyment, chociaż te dwa ostatnie szły mu zdecydowanie najgorzej. Ale Draco Malfoy nie będzie niczego robił za darmo.
-- Но то, что я получу от этого? [A co ja będę z tego miał?] – zapytał się z chytrym uśmiechem.
-- Ничего! [Nic!]– powiedziała zimno mrużąc oczy. Bezczelny chłopak… Ale taka jest dzisiejsza młodzież; nic nie robią za darmo – Ты садишься на месте [Siadaj na miejsce] - Draco prychnął pod nosem, a więc nici z zysków. Z ociąganiem usiadł w ławce.
-- A więc, studjenti. Na dzisiejszom urokje paćwiczymy transmutacje przedmiotów w rastjenje, w tym przipadku w rozę – powiedziała, uczniowie spojrzeli na Dracona, który powiedział obojętnie
-- Powiedziała, że na dzisiejszej lekcji poćwiczymy transmutacje przedmiotów w rośliny, w róże - mruknął. Wszyscy w zrozumieniu pokiwali głowami. Hermiona dosyć markotnie, irytowała ją biegła znajomość języków obcych Malfoya. Lubiła być najlepszą uczennicą w klasie, nie żeby miała na tym punkcie jakąś obsesje, ale po prostu bardzo jej zależało na wynikach w nauce. A ten idiota Malfoy zna rosyjski? No kto by pomyślał.
Prawie nikomu nie udało się przetransmitować ołówków w róże. Udało się to tylko Hermionie, Dafne Greengrass, której udało się to za trzecim razem, Theodorowi Nottowi i Ginny Weasley, której pomogła Hermiona, bo Ginny była za bardzo rozproszona Blaisem, który ponownie, wraz z Malfoyem siedział obok nich. Specjalnie zajęły drugą ławkę od nauczyciela, ani za blisko biurka profesorki, ani na samym tyle, gdzie siedziały same lenie i nieuki.
A tu, ku ich irytacji i zdziwieniu idzie sobie taki Blaise przybijając po kolei piątki osobom mijanych ławek i zajmuje pierwszą ławkę. A chwilę później obok niego usiadł pewien blond włosy, tak dobrze znany i szczerze znienawidzony przez Hermionę osobnik. I parę sekund później obaj, równocześnie, obrócili się racząc obie gryfonki uśmiechami. Blaise radosnym i pogodnym, najpierw skupiającym się na Hermionie, a następnie na Ginny, do której uśmiechał się zdecydowanie dłużej i z tajemniczym błyskiem w oku. Draco natomiast zniesmaczonym i pogardliwym, którym uraczył głównie brązowowłosą prefekt naczelną, która mrużąc oczy przyjęła hardo jego spojrzenie.
Co te dwa nieroby robiły w pierwszej ławce?
Na szczęście ich potyczka wzrokowa nie trwała długo, bo profesor Bielikow szybkim krokiem znalazła się za katedrą, tuż naprzeciwko nich i dwójka ślizgonów zmuszona była odwrócić się przodem do nauczycielki.
Która, jak się okazało ma spore trudności z językiem angielskim, pod tym względem przypominała odrobinę Felur.
-- No, no ocień plocho – powiedziała z naganą Rosjanka
-- Mówi, że kiepsko – powiedział Malfoy niechętnie. Jemu samemu nie udało się nawet odrobinkę przetransmutować tego cholernego ołówka w tą durną róże. A ku jego irytacji udało się to Nottowi, starszej Greengrass, Weasley i, czego można by się od razu spodziewać, oczywiście Granger. Dafne przetransmutowała swój ołówek w różową róże, ehh nie ważne czy to plastikowa Astoria, czy lekko nieśmiała Dafne, Greengrass to Greengrass (czytaj; Greengrass to róż), natomiast Theo udało się przetransmutować (z wielkim trudem, ale się udało) ołówek w zwykłą, czerwoną róże. Weasley przetransmutowała swój ołówek w róże herbacianą, prawie tak samo rudą jak ona sama. A Granger… Proszę, proszę – uśmiechnął się kpiąco Draco, przyglądając się niewątpliwie najpiękniejszej róży na Sali – Granger przetransmutowała to cholerstwo w niebieską róże – pomyślał lekko naburmuszony tym, że jakaś pospolita szlama jest lepsza od niego, przyglądając się jak Hermiona z uśmiechem dotyka opuszkami palców delikatnych płatków kwiatu.
-- Ej, ziemia do Smoka – zawołał z uśmiechem Blaise machając ręką przed błękitnymi oczami Dracona. Podobnie jak jego blonwłosemu koledze, brunetowi nie udało się przetransmitować ołówka w różę. Z tą różnicą, że efektem rzucanych przez Malfoya zaklęć były tylko dwa kolce na ołówku, a u Blaisa pojawiły się i kolce i dwa malutkie listki w kolorze ołówka. – Przestań się tak tam gapić! – szepnął z uśmiechem. Draco oderwał wzrok od tej durnej Granger.
-- Nigdzie się nie gapię! – syknął mrużąc wściekle niebieskie oczy. Już otworzył usta by rzucić w Zabiniego jakąś typowo Malfoyowską, kąśliwą uwagą, ale w tym momencie bez szelestnie stanęła przy ich ławce platynowowłosa nauczycielka patrząc na nich z naganą.
-- Chłopcy, niciewo nie przetransmitowaliście i gawaritje na ljecji! Nie budu etowo tolerować! – powiedziała surowo – Żeby mi to było astatni raz! Ja nie budu tego tolerować! – zagrzmiała surowo, a w Sali zapadła niespotykana cisza. Profesor Bielikow, podobnie jak McGonagall za swoich lat nauczania potrafiła panować nad klasą nie podnosząc głosu. – wy chyba jesteście prefektami? – zapytała się chłodno, a Blaise i Draco pokiwali głowami – No to wy musitje choroszo przykładać się do nauki! – powiedziała na odchodnym stając na powrót przed katedrą. – Cóż, ja siżu, że wam ocień plocho idzie, dlatego na następnej lekcji powtórzymy najważniejszy materialy z paprzednich ljat – powiedziała surowo. Draco widząc, że nie wszyscy z tych ciołków zrozumieli profesorkę przetłumaczył im to, zniecierpliwiony. Z tyłu, dokładnie tuż za ich ławką dobiegło go kpiące prychnięcie. Uśmiechnął się lekko i odwrócił w stroną naburmuszonej Hermiony
-- Granger, czyżbyś miała początki kataru? – zapytał kpiąco dziewczynę. Ku jego zdziwieniu dziewczyna tylko słodko się uśmiechnęła i powiedziała za bardzo przesłodzonym tonem
-- Nie, Malfoy, dziękuje za troskę, - arystokrata słysząc słowo ‘’troska’’ prychnął, ale Hermiona niczym nie zrażona ciągnęła dalej – to tylko alergia, na obrzydliwe tchórzofretki z przerostem ego – odpowiedziała beztrosko się uśmiechając. Draco Malfoy poczuł jak wzbierają się w nim fale nieokiełznanej wściekłości. Z jego oczu kipiała wściekłość. Jak ona śmiała go nazywać W TEN SPOSÓB ?
Wszyscy w klasie przyglądali się poczynaniom Malfoya z przerażeniem. Nie od dziś było wiadomo, że dziedzic Maloyów znany jest ze swojego wybuchowego i nieprzewidywalnego charakteru. Ale, ku ich zaskoczeniu blondyn tylko zmrużył oczy i odwrócił w stronę nauczycielki z lekkim rumieńcem wściekłości na nieskazitelnie bladej twarzy. Wszyscy powrócili lekko zdziwieni do nieudolnych prób przetransmitowania ołówka w róże.
W końcu zadzwonił dzwonek ogłaszający przerwę.
Draco Malfoy tylko na to czekał.
Poczekał aż wszyscy się spakują i wyjdą. On sam celowo pakował podręczniki w zadziwiająco wolnym tempie, jak na niego . W końcu Blaise zapytał się czy błękitnooki długo ma jeszcze zamiar tu siedzieć. Gdy usłyszał ‘’idź, później do ciebie dołączę Zabb, muszę coś uzgodnić z psorką’’ rzucając przyjacielowi badawcze spojrzenie zielonych oczu wyszedł z Sali oglądając się parę razy na blondyna. W końcu z Sali wyszedł ten palant Finnigan, ruda Weasley, która spakowała się szybciej od Hermiony i z tego co usłyszał przypadkiem, biegła prosto do najbliższej toalety. Granger również się już spakowała zupełnie ignorując obecność Ślizgona. Gdy już chwyciła torbę i kierowała się do wyjścia, Draco machnął różdżką, szepcząc odpowiednie zaklęcie i książki Hermiony wyleciały z torby i rozsypały się po podłodze. Dziewczyna nie sądziła, że mogły wylecieć z torby przez zaklęcie, myślała, że Malfoy poszedł uzgodnić coś z profesorką. Nie przyszło jej do głowy, jaka to myśl zrodziła się w umyśle aroganckiego arystokraty. Kucnęła by pozbierać książki i wpakować nieszczęsne podręczniki z powrotem do torby. Jakież było jej zdziwienie, gdy obróciła się do tyłu, by sięgnąć po jeszcze jeden podręcznik i zobaczyła kucającego obok niej Dracona Malfoya, który trzymał w ręce ostatnią książkę, tą po którą się odwróciła.
Ale nie to sprawiło, że dosłownie odebrało jej mowę. Tylko mina i spojrzenie Malfoya. Jego oczy, zwykle chłodne, wyrażały teraz wściekłość, jaką przez te wszystkie lata widziała u niego może raz, czy dwa. Odruchowo cofnęła się, nie czuła się zbyt pewnie w tak bliskiej odległości od niego. Cofając się straciła równowagę i poleciała prosto na ostry róg ławki. Zamknęła oczy szykując się na bolesny upadek i rozciętą o kant ławki skroń. Ale… nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast tego poczuła jak jakaś silna ręka (należąca niewątpliwie) złapała ją w okolicach talii i pomogła złapać równowagę. Gdy już wróciła do poprzedniej, bezpiecznej pozycji otworzyła bursztynowo brązowe oczy i zamrugała kilkakrotnie ze zdziwienia. Czy jej mózg właśnie płata jej jakieś figle, czy Draco Malfoy właśnie uratował ją przed upadkiem z własnej, nie przymuszonej woli przytrzymując ją, a co z tym idzie bez oporów ją dotykając?
To nie mogło być jednak złudzenie, bo wciąż czuła jego chłodną rękę na swojej talii, a blondyn nie zmniejszał uścisku.
Spojrzała zdziwiona w jego oczy, na chwilę wyraz wściekłości ustąpił osłupieniu i zaskoczeniu. Ale tylko na chwilę. Po kilku sekundach znów był sobą
-- Granger, ty sieroto, nawet odsunąć się nie możesz nie wywracając się po drodze? – zakpił, a jego oczy znowu wypełniły się tą wściekłością i furią, jakiej dziewczyna się przestraszyła. Mimo tego Ślizgon wciąż jej nie puszczał, dla postronnego obserwatora wyglądałoby to tak, jakby ślizgon lekko przytula Gryfonkę, podając jej książkę i szepcząc coś do niej. Hermiona zrozumiała, że chłopak robi to na wypadek, gdyby ktoś, np. profesor Bielikow weszła do klasy. Gdyby znała prawdziwe intencje ucznia odebrała by punkty i dała mu szlaban za nękanie i pewnego rodzaju grożenie koleżance. A tego raczej chciał uniknąć. Po chwili wciąż patrząc z wściekłością w kryształowo niebieskich oczach syknął – A teraz powiem ci to, co zamierzałem Granger i radze ci dobrze, słuchaj uważnie… Jak śmiałaś tak do mnie mówić!? Najpierw akcja w powozach, potem przez ciebie wyszedłem na idiotę na korytarzu, a teraz otwarcie sobie kpisz ze mnie przy całej klasie! Zrozum ty wredna dziewucho, żadna przemądrzała kujonica nie będzie mnie obrażać! – szepnął złowrogo patrząc w jej oczy. – Rozumiesz ty… - zaczął lekko zarumieniony ze złości chłopak. Już miał zakończyć swoją wypowiedź słowami ‘’ty wredna szlamo!’’ ale w ostatniej chwili spojrzał na jej twarz i oprzytomniał. Stała odchylona do tyłu z lekko rozchylonymi ze zdziwienia i przerażenia wargami, a jej oczy przypominały dwa srebrne sykle, tak były szeroko otworzone i wpatrywały się prosto w niego ze zdziwieniem i nie pewnością tego, co za chwilę może zrobić.
Ochłonął.
Granger może i była brudno krwistą szlamą, ale bądź co bądź była przedstawicielką płci pięknej, to co, że szlamowatą, a matka zawsze uczyła go szacunku i odpowiedniego zachowania w stosunku do kobiet, jak by zareagowała, gdyby zobaczyła do jakiego stanu doprowadził tą dziewczynę? Nawet jeśli Granger jest tylko szlamą…
Wtem do Sali wpadł Seamus. Zatrzymał się zszokowany, widząc Malfoya i Hermioną, kucających o bok siebie, dość blisko i rękę chłopaka na smukłej talii dziewczyny dosłownie wmurowało go w ziemie. Dwójka wrogów widząc stojącego w drzwiach chłopaka czym prędzej odskoczyła od siebie jak oparzona. Hermiona nie chciała, by Seamus pomyślał, że cokolwiek jest między nią, a Ślizgonem, bo niestety sytuacja wskazywała na to, że jednak coś było. Rzuciła w stronę Dracona ostanie zdezorientowane agresywnym zachowaniem chłopaka. Po czym podeszła do Seamusa, który spojrzał na Draco wściekłym wzrokiem, na co Malfoy zareagował cwanym, Malfoyowskim uśmieszkiem, na który Gryfon nie zareagował, bo chciał wyjść z Sali razem z Hermioną, która szybkim krokiem kierowała się do wyjścia.
Gdy tylko za tą dwójką zamknęły się drzwi Draco westchnął i przejechał sobie po twarzy otwartą dłonią, po czym kilkoma szybkimi krokami wyszedł z klasy trzaskając głośno drzwiami.
Perspektywa Hermiony
[…]– to tylko alergia, na obrzydliwe tchórzofretki z przerostem ego – powiedziałam pewnym głosem, w który wlałam tyle fałszywej słodyczy, na ile tylko było mnie stać. Chciałam dopiec Malfoyowi. Bo kto by nie chciał no moim miejscu? Cierpiałam. Bardzo cierpiałam przez te wszystkie lata, kiedy wyśmiewał się z mojej rodziny, z mojego pochodzenia i wyzywał mnie i na każdym kroku dawał mi do zrozumienia, jak bardzo go obrzydzam. A wszystko pogorszyło się w drugiej klasie, kiedy zasugerowałam, że wkupił się do drużyny. To nie tak, że sądziłam, iż nie ma talentu do gry. Przecież widziałam jego popisy na miotle częściej niż bym sobie tego życzyła, był naprawdę dobry, radził sobie świetnie jak na tak młodego ucznia. Po prostu według mnie przyjęli go do drużyny tylko z pazerności na najnowsze modele mioteł. A wtedy, tuż po moich stronach on nazwał mnie w ten sposób. Doskonale to pamiętam. Jego zimny wzrok w którym kipiała wielka uraza i ostre słowa ‘’Nikt cię nie pytał o zdanie, wstrętna szlamo!’’
To wtedy pierwszy raz mnie tak nazwał. To wtedy pierwszy raz przepłakałam przez niego całą noc.
Potem było tylko coraz gorzej. Malfoy w najlepsze sobie ze mnie szydził, a w trzeciej klasie, gdy już przelał czarę przywaliłam mu z pięści w nos. Tak, potem lekko się uspokoił. Już nie wyzywał mnie, nie rzucał mi spojrzeń okazujących zgorszenie i obrzydzenie tylko wciąż taksował mnie chłodnym wzrokiem.
Potem czwarta klasa, dawny, arogancki, wyzywający mnie Malfoy powrócił, ale nie wyżywał się na mnie za często, bo był Turniej Trójmagiczny, a on był zbyt zajęty łaszeniem się do Kruma. Którego traktował z dziwną niechęcią zaraz po tym jak pojawił się ze mną na balu. Pewnie był zły, że Wiktor poszedł tam ze szlamą…
Piąta klasa, Brygada Inkwizycyjna, Umbridge i Gwardia Dumbledore’a. Malfoy zaczepiający mnie w nocy na korytarzu i usiłujący coś ode mnie wyciągnąć o GD, mówiąc jaka kara ich czeka za kontynuowanie spotkań. Nie uwierzyłam mu, gdy powiedział o tych krwawych piórach tylko wyśmiałam, na co on ją wyzywał od idiotek. Dopiero potem, gdy zostaliśmy przyłapani odkryłam, że mówił prawdę, gdy wyszliśmy z Sali z krwawiącymi ranami na dłoniach.
Następnie klasa szósta. Dziwne zachowanie Malfoya, uspokoił się, nie wyzywał już mnie, tylko siedział zwykle w milczeniu walcząc z własnymi myślami. Podejrzenia Harry’ego, co do tego, że Malfoy jest śmierciożercą, w które nie chciałam wierzyć, a które okazały się prawdziwe.
A potem bolesny czas wojny…
Więc chyba nikt by się nie dziwił, że chciałam choć raz (no może z wyjątkiem epickiego ciosu w nos w trzeciej klasie) dopiec temu aroganckiemu ulizańcowi. I chyba mi się to udało, bo wyglądał na naprawdę wyprowadzonego z równowagi, już myślałam, że się jakoś odgryzie, ale ku mojemu zdziwieniu tylko zmroził mnie spojrzeniem i się odwrócił. Po lekcji, zanim wpakowałam do torby wszystkie książki minęło trochę czasu, nim wszystkie z jej wielu podręczników znalazły się w szkolnej torbie. Prawie wszyscy już wyszli z klasy, a Ginny, która pilnie musiała do toalety pobiegła ile sił w krótkich nóżkach do najbliższej toalety. Potem wyszedł Harry, nawet nie chciałam go wołać, by na mnie poczekał, bo słuchanie jego kłótni z Parkinson nie należy do najprzyjemniejszych czynności. W końcu udało mi się dopiąć torbę, ale nie zrobiłam nawet dwóch kroków, gdy wszystkie z głuchym łoskotem wysypały się na kamienną posadzkę. Westchnęłam i kucnęłam by je pozbierać i z powrotem ułożyć w torbie. Gdy prawie wszystkie były już w szkolnej torbie, policzyłam je i okazało się, że brakuje podręcznika do OPCM., musiał być więc gdzieś z tyłu. Odwróciłam się i mało nie padłam na zawał! Za mną jakieś półmetka ode mnie kucał Draco Malfoy trzymający w bladej dłoni mój podręcznik. Chyba pierwszy raz mogłam spojrzeć w jego oczy z tak bliska, gdyby nie złość jaką w nich ujrzałam zapewne przyglądałabym się z lekkim… hmm podziwem w te oczy, szczególnie w ich niespotykaną barwę. Wydawały się błękitne, ale z bliska można było dostrzec szare przebłyski. Nie przypominałam sobie, by ktokolwiek w szkole miał oczy o tak krystaliczno niebieskiej barwie…
Ale widząc Dracona Malfoya w tak bliskiej odległości ode mnie, w dodatku z tak wielką złością w tęczówkach odruchowo cofnęłam się o krok, przez co straciłam równowagę i poleciałam prosto na ostry kant ławki, jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast uderzyć o nią poczułam tylko czyjś chłodny dotyk w talii. Zamrugałam zdziwiona, tym, że Draco Malfoy, mój wróg uratował mnie przed bolesnym spotkaniem trzeciego stopnia z kantem ławki. Co jeszcze dziwniejsze, wciąż trzymał rękę na mojej talii. W jego oczach błysnęło na chwilę zdziwienie i szok, ale tylko na chwilę. Bowiem już parę sekund później wrócił do nich wyraz wściekłości i furii, jakiej o niego chyba widziałam może raz, ewentualnie dwa.
-- Granger, ty sieroto, nawet odsunąć się nie możesz nie wywracając się po drodze? – zakpił ze mnie, a ja odrobinę przestraszyłam się i zaniemówiłam ; byliśmy sami w pustej klasie, a Draco Malfoy był na mnie wściekły jak nigdy. - – A teraz powiem ci to, co zamierzałem Granger i radze ci dobrze, słuchaj uważnie… Jak śmiałaś tak do mnie mówić!? Najpierw akcja w powozach, potem przez ciebie wyszedłem na idiotę na korytarzu, a teraz otwarcie sobie kpisz ze mnie przy całej klasie! Zrozum ty wredna dziewucho, żadna przemądrzała kujonica nie będzie mnie obrażać! – szepnął złowrogo patrząc w moje pewnie rozszerzone z przerażenia oczy. – Rozumiesz ty… - zaczął lekko zarumieniony ze złości chłopak. W tamtej chwili naprawdę się go przestraszyłam. Chociaż to raczej za mocne słowo. Nie bałam się Malfoya, bo nie sądziłam, że może mi coś zrobić. Mimo wszystkich jego wad, których ma więcej niż gwiazd na niebie, to na pewno nie byłby zdolny pobić jakąś, w porównaniu do niego bezbronną, kobietę. Nie, ja byłam po prostu pełna niepewności i zaskoczenia. Nie wiedziałam jak się zachować i jak on się zachowa. Na szczęście po chwili ochłonął. Jednak wciąż trzymał dłoń na mojej talii, na sto procent po to, aby, gdyby weszła tu nauczycielka nie wyglądało na to, że mi poniekąd grozi. Ten tchórz nie chciał zarobić szlabanu i stracić punkty. Wtem do klasy wszedł, czy raczej wparował Seamus. No tak, ostatnio prawie na krok mnie nie odstępował. Spojrzał na nas jakoś dziwnie i dosłownie wmurowało go w ziemie. Zrozumiałam o co mu chodziło. Dla postronnego obserwatora wyglądało to tak, jakby Malfoy mnie przytulał, podawał książkę i coś szeptał! Natychmiast się od niego odsunęłam cała czerwona na twarzy. Malfoy również wydawał się zaskoczony obecnością Seamusa, ale w przeciwieństwie do mnie nie spuścił wzroku, tylko uśmiechnął się w ten durny, Malfoyowski sposób do wściekłego Seamusa. Przez chwilę obaj mierzyli się nie przyjaznymi spojrzeniami, obaj szczerze się nie znosili. Nie czekając na Seamusa prawie biegiem ruszyłam do wyjścia, musiałam trochę ochłonąć, chciałam zdenerwować Malfoya, ale nie spodziewałam się, że uda mi się to w takim stopniu. W głowie kołatała mi jedna myśl; jeszcze odegram się na Malfoyu, jeszcze się odegram…
Perspektywa Draco
[…]– to tylko alergia, na obrzydliwe tchórzofretki z przerostem ego – powiedziała pewnym głosem, w który wlała tyle fałszywej słodyczy, na ile tylko było ją stać. Blaise parsknął śmiechem, tak samo jak Pansy, Theo, Potter i bliźniacy Weasley. Cała klasa na pewno była rozbawiona. Natychmiast zmroziłem Granger spojrzeniem, co ona sobie wyobrażała? Już chciałem się jej odgryźć, jakąś sto razy gorszą uwagą, ale chwileczkę, po co ma robić z tych kłótni kabaret? Już wystarczy, że takowy tworzą Pansy i Potter… Miałem ciut inny pomysł. Jak gdyby nigdy nic odwróciłem się, mrożąc spojrzeniem Zabiniego. Lekcja przebiegła całkiem normalnie.
Specjalnie zwlekałem jak najdłużej z pakowaniem książek do plecaka, wiedziałem, że Granger przez nawał podręczników zwykle wychodzi z klasy ostatnia, więc postanowiłem trochę z nią hmm, porozmawiać. Ruda psiapsiółka Granger na początku czekała na nią przy jej ławce i poganiała, bo, o czym swoim narzekaniem poinformowała chyba całą klasę, musi pilnie do toalety. W końcu wybiegła szybko z Sali, za nią Thomas, potem Potter i Parkinson, którzy kłócili się zajadle jak dwa wściekłe psy, o to, że Potter (który siedzi przez Pansy) zasłania jej widok na tablicę, na co Wybraniec odpowiadał, że to nie jego wina, że jest taka niska, czym doprowadzał czarnowłosą do białej gorączki. Potem wyszedł Blasie, czujnie mnie obserwując, chyba się domyślał, że rozmowa z psorką nie jest celem pozostania w klasie. Następnie wyszedł ten palant Finnigan, śliniący się do Granger. Co on w niej widział…? Był czarodziejem czystej krwi i marnował czas na szlamy? Żałosne…
W końcu klasa prawie opustoszała, zostałem tylko ja i Granger, której wreszcie udało się wcisnąć wszystkie książki do torby. Gdy była już niedaleko drzwi machnąłem różdżką mówiąc odpowiednie zaklęcie. I wszystkie jej podręczniki z powrotem wylądowały na podłodze. Jęknęła cicho i kucnęła aby je pozbierać. Wtedy do akcji wkroczyłem ja. Bezszelestnie podszedłem do niej i kucnąłem obok. Jedna z jej książek leżała obok mnie, więc ją podniosłem. Wtedy ona się odwróciła, po ten podręcznik i chyba serio się przestraszyła, bo mało co się nie przewróciła i nie zabiła o ostry kant drewnianej ławki. No i niech zna mą dobroć… Dzięki memu dobremu sercu, które podpowiedziało mi, że raczej byłoby dziwne, gdybyśmy wyszli z Sali, a ona byłaby z krwawiącą głową, więc na obronę własną przytrzymałem ją, by nie wywaliła się na tą nieszczęsną ławkę. Spojrzała na mnie zdziwiona, a ja wciąż jej nie puściłem; dlatego, że gdyby np. ktoś wszedł do klasy dajmy na to profesor Bielikow, wyglądałoby to tak, jakbym przytulał Granger i podawał jej książkę, a nie ją nastraszył. Gdy już odzyskała równowagę postanowiłem sobie trochę z niej pokpić, zanim dojdę do sedna rozmowy - -- Granger, ty sieroto, nawet odsunąć się nie możesz nie wywracając się po drodze? – zakpiłem, znowu poczułem tą wściekłość. Dzisiaj pierwsza mnie rozwścieczyła Astoria, namawiając do szybkiego numerku w schowku na miotły i nie przyjmowała odmowy, więc musiałem wołać Zabiniego, który ją skutecznie odciągnął grożąc jakimś filmikiem, potem napalona Tracy usiłująca mnie pocałować PUBLICZNIE. Ale tej na szczęście nie trzeba było siłą odciągać, bo rzuciła się na nią Jose i no cóź… kiedyś myślałem, że kobiety porządnie walczyć nie umieją.. Zmieniłem Zdanie! Takiej nawalanki to dawno nie wdziałem. A poza tym byłem wściekły na Granger, za to, że jest taka przemądrzała, że zawsze musiała być lepsza ode mnie, chociaż była szlamą, za to, że zrobiła ze mnie idiotkę, wtedy na korytarzu, za to, że jej ustąpiłem na lekcji, za to,że … ogólnie za wszystko! A czarę jeszcze przelał Finnigan, bo… po prostu go nie lubię! Po chwili wciąż patrząc na nią z wściekłością syknąłem – A teraz powiem ci to, co zamierzałem Granger i radze ci dobrze, słuchaj uważnie… Jak śmiałaś tak do mnie mówić!? Najpierw akcja w powozach, potem przez ciebie wyszedłem na idiotę na korytarzu, a teraz otwarcie sobie kpisz ze mnie przy całej klasie! Zrozum ty wredna dziewucho, żadna przemądrzała kujonica nie będzie mnie obrażać! – szepnąłem złowrogo patrząc w jej oczy. – Rozumiesz ty… - zacząłem lekko zarumieniony ze złości. Już miałem zakończyć swoją wypowiedź słowami ‘’ty wredna szlamo!’’ ale w ostatniej chwili spojrzałem na jej twarz i oprzytomniałem. Była ewidentnie przestraszona. Miała wytrzeszczone szeroko oczy i rozchylone ze zdziwienia usta.
Ochłonąłem.
Być może Granger była zwykłą szlamą. Ale była też kobietą. Nie powinienem tak wybuchać.
Wtedy do klasy wpadł ten piroman Finnigan. Co ten idiota tu robił? Gdy jego wzrok spoczął na mnie i na Granger wmurowało go w podłogę. Aż się uśmiechnąłem. Z jego perspektywy wyglądało to, jakbym obejmował Granger i podając jej książkę coś jej szeptał. Nic dziwnego, że stał jak spetryfikowany. Uśmiechnąłem się cwanie, a do Granger też chyba dotarło, jak musiał to odebrać ten idiota Finnigan, bo odskoczyła ode mnie szybciej niż złoty znicz. I rzucając mi ostatnie zdziwione i lekko zdębiałe spojrzenie szybkim krokiem wyszła z Sali nie czekając na tego nieudacznika. Przez chwilę mierzyliśmy się, czy raczej sztyletowaliśmy spojrzeniem, ale nie trwało to długo, bo piroman wybiegł za zarumienioną lekko naczelną kujonicą Hogwartu.
A ja jeszcze chwilę stałem w miejscu i mimo wielu myśli kotłujących się w mojej głowie, ta jedna była najsilniejsza; muszę się odkazić po dotyku szlamy…