Rozdział III
Ginevra Weasley stała w altance,
opierając skroń o framugę drzwi. Był wieczór, zbliżała się godzina 19, ale mimo
to temperatura wciąż nie spadała poniżej 30 stopni Celsjusza. Było gorąco, według
dziewczyny stanowczo za gorąco na rozpalanie ogniska. Bo kto normalny w tak
upalny dzień robi ognisko?
Przymknęła powieki. Minęły już
jakieś dwa miesiące odkąd rozeszła się z Harrym. W sumie, to chłopak
zainicjował rozstanie, a ona się zgodziła, ale do teraz czuła dziwny
dyskomfort, gdy przebywała w jego towarzystwie. Potter do tej pory nie znalazł
sobie żadnej dziewczyny, podczas gdy ona miała już wielu chłopaków. Myślała, że
może tym wzbudzi jego zazdrość, może jeszcze do siebie wrócą?
Jednak wiedziała, że to raczej
niemożliwe. Była dla niego tylko przyjaciółką, dość bliską ale tylko
przyjaciółką. Nikim więcej niż przyszywaną siostrą.
A ona go nadal kochała. Nadal gotowa
była do niego wrócić, mimo, że wiedziała, że gdy próbowali być razem prawie
cały czas się kłócili, a ponadto dusili się w tym związku. Był toksyczny dla
obojga. Ginny była zazdrosna o każdą dziewczynę, która ośmieliła się choćby
spojrzeć uwodzicielsko na Wybrańca, a Harry z kolei wściekał się na każdego
chłopaka patrzącego się na dziewczynę. Oboje wiedzieli, że to nie ma sensu, ale
żadne z nich nie chciało tego przerwać.
To Harry pierwszy rzucił hasło rozstanie, a ona się zgodziła. Widać było,
że żadne z nich, nie czuje tego do
drugiego, ale mimo różnic charakteru Ginny naprawdę go kochała. Ale czy to była
prawdziwa miłość, czy to uczucie którym darzyła każdego ze swoich braci? Tego zrozumieć
nie umiała.
Otworzyła lekko zaszklone oczy i
spojrzała na oblewających się niczym małe dzieci Freda, Georga, Charliego,
Hermionę i Harrego. A z nimi był Tim.
Wiedziała, że nie układa jej się
z Timothym, ale nie przypuszczała, że chłopak będzie startował do Thalii. Mimo,
że sama chciała rozstać się z Krukonem, to jednak świadomość, że rzucił ją dla
dziewczyny, z którą toczyła niemą rywalizację bolała. Bardzo. Została rzucona.
Znowu.
Tymczasem zauważyła dwie
idące mroku postacie. W ciemnych
sylwetkach rozpoznała Billa i jego żonę, którzy pomachali wesoło do toczących
wodną bitwę dzieciaków. Fleur, której figura nie była tak idealna jak kiedyś -
co zauważyła Ginevra z dużą satysfakcją, bo mimo, że przekonała się do bratowej
i nie okazywała jej już niechęci to, chyba jak każdy, z niejaką ulgą przyjęła
fakt, że idealna wila nie była taka perfekcyjna jak mówiono. Fleur zniknęła w
kuchni, aby porozmawiać z panią Weasley, a Bill z dzikim wrzaskiem dołączył do pozostałych,
wpychając zaskoczonych bliźniaków do jeziora, którzy pociągnęli za sobą niczego
nie spodziewającą się Hermionę. Ginny uśmiechnęła się pod nosem. W innych
okolicznościach pewnie sama wiodła by prym w tej bitwie, ale nie dzisiaj. Usiadła
w fotelu i zamknęła oczy. Musiała uporządkować myśli.
Nawet nie zauważyła kiedy
zasnęła. Po prostu w pewnym momencie nie miała już siły myśleć, ani o Timothym, ani o Harrym, ani o niczym innym
i nawet nie zdając sobie sprawy usnęła w ramionach Morfeusza, okazującego w
snach wszystkie jej marzenia.
Obudziły ją radosne okrzyki. Półprzytomna otworzyła oczy i spojrzała na
podwórko. Było już całkowicie ciemno,
ale wyraźnie widziała swoich braci, Harrego i Hermione, którzy właśnie witali
dobrze znaną rudowłosej postać. Tak, wysoki brunet o błyszczących zielonych
oczach, ładniejszych nawet od oczu Harrego - rozmarzyła się lekko,
przypominając sobie, błyszczące i radosne oczy Zabiniego.
Wyszła szybkim krokiem z altanki
i po chwili już była przy przyjaciołach.
W pierwszym odruchu chciała
podejść do Derrenca, ale w porę przypomniała sobie wszystko i zdecydowanie podeszła do Ślizgona.
-- Hej - uśmiechnęła się
najbardziej słodkim ze swoich uśmiechów - jednak przyszedłeś - Blaise patrzył
na poczynania Rudej lekko zdziwiony tym powitaniem. Zwykle Ginny albo na niego
warczała, albo ignorowała, a najczęściej wrzeszczała. Jej bracia również byli
zdziwieni jej zachowaniem, ale szybko zmyli wyraz dziwienia z twarzy i
grzecznie przywitali Blaisa.
Szczerze powiedziawszy nie spodziewał się, że tak po prostu go przyjmą. I
to wszyscy! Co prawda, po wojnie przeprosił większość osób, którym tak dał się
we znaki. Otwarcie pogodził się z Potterem, który okazał się całkiem w porządku,
przeprosił również rudzielca Rona i jego braci. Ale nie sądził, że tak po
prostu wszyscy go przyjmą z aprobatą. Szczególnie, że przez takich jak on śmierć
dosłownie o cal minęła Freda, a wojna w ogóle miała miejsce i poniosła za sobą
tyle ofiar.
Ale zaraz, zaraz, ci rudzielcy to
na stówę bracia Ginny, chociaż tego jednego, barczystego nie znał. Pottera też
rozpoznawał, Hermionę i Ginny oczywiście też, rudego wiewióra nie było, ale kim
do Diabła był ten blondyn z gejowskim uśmieszkiem?
Ginny widząc na kogo patrzy
Blaise, z tak nie przychylnym wyrazem twarzy tylko się uśmiechnęła pod nosem i
powiedziała:
-- Oh, zapomniałam! Blaise, to
Timothy Derrence - mój hm… przyjaciel - zaczęła, ale blondyn jej przerwał.
-- Chłopak - powiedział ściskając
trochę za mocno dłoń Ślizgona. Ginny uśmiechnęła się z satysfakcją w myślach,
ale wycedziła:
-- Były chłopak - zaakcentowała
mocno pierwsze słowo patrząc z niechęcią na czarnookiego. Na te słowa Blaise
jakby się ożywił.
-- Były? No, to nawet ułatwia
sprawę - mruknął do siebie obejmując Ginny na wysokości talii, w ogóle nie
zważając na jej mordercze spojrzenia. Za to mina tego całego Derrenca była
warta zagrożenia utraty życia przez Rudą. A więc Ginny zerwała i z tym
kolesiem? A może na odwrót? Tak, raczej ten drugi wariant, dlatego jest taka
przygaszona i pewnie usiłuje wzbudzić zazdrość w tym idiocie… Po co tyle
zachodu? Ale najwyraźniej doskonale się jej udawało, bo ten blondyn -
idiota (oczywiście nie żeby miał
cokolwiek do blondynów - w końcu jego najlepszy przyjaciel był najbardziej
blondynowym osobnikiem, jakiego widział świat) patrzył na niego wzrokiem
seryjnego mordercy, a jego szczeka z głuchym łoskotem rąbnęła na podłogę .-
chodź, Ginny. Musimy coś obgadać - Ruda spojrzała na Hermionę, bezgłośnie
prosząc o ratunek, ale szatynka tylko uśmiechnęła się pod nosem i powiedziała:
-- No, Gin idźcie obgadać, to co
macie do obgadania, a my tymczasem rozpalimy ogień - powiedziała brązowowłosa
swym wszystko wiedzącym i władczym tonem. Słysząc to chłopaki jęknęli. Fred
jako pierwszy wyraził swój sprzeciw:
-- Znając ciebie, to my oznacza to, że to my będziemy układać
drewno i rozpalać ogień, a ty będziesz gadać - zaczął, a przerwał mu George.
-- I na pewno powiesz jeszcze chłopaki, dajcie spokój, nie trzeba
wszystkiego załatwiać magią! Zostawcie różdżki i zobaczcie jak radzą sobie z
tym mugole - przedrzeźniał ją drugi z bliźniaków. Hermiona udała oburzoną
ich stwierdzeniem, ale nie zdołała przerwać tej dyskusji, bo pierwszy odezwał
się Harry:
-- Widzisz, Herm? Nie tylko ja twierdzę,
że masz czasami niepokojące zapędy dyktatorskie - okularnik wyszczerzył się
bezczelnie, ignorując rumieńce gniewu na twarzy przyjaciółki.
-- Tylko dlaczego musi je
trenować na nas? - mruknął z miną męczennika Charlie, na co reszta zawtórowała głośnym
śmiechem, a Hermiona musiała naprawdę się postarać by do nich nie dołączyć,
tylko nadal stwarzać pozory wściekłości.
-- Dość tego gadania! -
powiedziała – musimy jakoś to zorganizować. Charlie, Bill wy ustawicie drewno,
a Fred i George rozniecą ogień i ustawią ławki. Ty, Harry przyniesiesz z
Timothym stoliki, a ja wezmę kubki i jedzenie - Bill i Charlie bez szemrania
poszli ustawić wcześniej przygotowane przez Freda i Georga kawałki drewna, a
bliźniacy odwrócili się powoli i ruszyli z starszymi braćmi. Gdy oddalili się
na bezpieczną odległość od Hermiony, George powiedział z kocim uśmiechem:
-- Nie powiedziała, że nie możemy
używać magii.
Fred lekko zaoponował:
-- Stary, wiesz, że nie będzie
zadowolona, gdy się o tym dowie? - zaczął, ale bliźniak chytrze się uśmiechnął:
-- Poprawka. Jeśli się o tym
dowie - na te słowa na twarzy Freda zagościł wielki uśmiech
-- Jeśli… To dobre słowo - powiedział wciąż się uśmiechając i
obracając, by sprawdzić, czy Hermiona już się na nich nie patrzy.
***
-- Możesz mi powiedzieć o co ci
chodziło - zawołała wzburzona Ginny gdy już znalazła się z Blaisem w kuchni
Weasleyów.
-- To ty mi to wytłumacz,
Wiewióreczko - powiedział wciąż się uśmiechając Zabini - widzę, że niedawno
zerwałaś z tym debilem Derrencem. Ale pamiętaj Wiewiórko, ja nie jestem
narzędziem, którym możesz wzbudzić czyjąś zazdrość - wyszeptał zbliżając swoją
twarz niebezpiecznie blisko jej. Ginny poczuła jak traci z wrażenia oddech.
Teraz ich twarze dzieliło może 10 centymetrów, a jego jadeitowo zielone oczy ją
hipnotyzowały.
Chłopak nieznacznie przybliżył
swoje usta do jej warg. Teraz dzieliła ich jeszcze mniejsza odległość. Wystarczyło
by, żeby Zabini przysunął się lekko w jej stronę, a ich usta połączyłyby się w
pocałunku.
- STOP - krzyknęła podświadomość Ginny, to Zabini! Z.A.B.I.N.I! Ten
nadęty pajac, którego zawsze nie znosiłaś, nie możesz! Nie teraz!
Czarnowłosy przeniósł wzrok z jej
oczu na jej usta, Ginny przymknęła powieki, czekając na to co miało się
wydarzyć za chwilę. A wtedy…
- STOP! DZIEWCZYNO TO JEST ŚLIZGON- rozległ się alarm w jej głowie, a
chłopak niczego nie zauważył, tylko zamknął oczy i zaczął powoli przybliżać
swoje wargi do jej ust. A wtedy trzask!
Ginevra błyskawicznie wzięła do
ręki, leżącą na blacie nieopodal księgę kucharską i ułożyła między ich ustami.
Chłopak, nie zorientowany w sytuacji, myślał, że całuje Ginny, a tymczasem zamiast
na malinowych wargach rudowłosej, jego usta wylądowały na starej książce.
Zaskoczony otworzył oczy i
spojrzał na oprawioną w skórę książkę, od której czym prędzej się odsunął
patrząc gniewnie na uśmiechniętą pannę Weasley.
-- Blaise, mieliśmy przynieść
szklanki i napoje - powiedziała jak gdyby nigdy nic Ginny.
Chłopak przeklął się w myślach,
jak mógł pozwolić sobie na tę chwilę słabości? Mała Weasley podobała mu się od
5 klasy, ale starał się tego aż tak nie okazywać. W 6 klasie, miałaby
przechlapane, on był prawie śmierciożercą, zobowiązanym służyć Voldemortowi, bo
w innym wypadku zginęłaby jego matka - jedyna rodzina. A ona była niewinną
uczennicą, rok młodszą od niego, urocza i wojowniczą, o sercu czystym jak łza.
Gdyby któryś ze Ślizgonów wtedy choćby dowiedział się, że Blaise żywi do zdrajczyni krwi jakieś głębsze uczucia
jak nic zniszczyliby jej życie, a gdyby jeszcze śmierciożercy się o tym
dowiedzieli, jak nic zabiliby biedną Ginevrę, a jego najprawdopodobniej razem z
nią.
Ale teraz, po pokonaniu
Voldemorta miał szansę. Ruda mu wybaczyła te lata docinków, a on parę dni po oficjalnej
zgodzie, próbuje ją pocałować! Idiota
- myślał obserwując dziewczynę.
Nie licząc ognistych rumieńców na
jej policzkach i dziwnie błyszczącego spojrzenia, wyglądała całkiem zwyczajnie,
chociaż jak ognia unikała jego wzroku. Wyciągnęła teraz z szafki jakieś 20
szklanek i mruknęła cicho Vingardium
Lewiosa i naczynia, po kolei wyleciały przez otwarte okno. Następnie
schyliła się, sięgając do dolnej szafki. Blaise, chcąc nie chcąc podziwiał jej
kształtne biodra w czarnych, króciutkich spodenkach.
-- Łap, Zabini! - zawołała
znienacka rzucając w chłopaka butelką soku. Czarnoskóry musiał oderwać wzrok od
tego niezwykle atrakcyjnego widoku i w ostatniej chwili złapał przedmiot, nim
ten uderzył go w twarz.
-- No, no Wiewiórko, nie robi się
tak z zaskoczenia - powiedział patrząc jej sugestywnie w oczy, nawiązując i do
tego rzutu, i do numeru Gin z książką. Słysząc jego słowa dziewczyna spłonęła wielkim
rumieńcem, który mógł bez przeszkód konkurować z kolorem jej ognistych włosów.
Nim Blaise zdążył coś jeszcze powiedzieć odwróciła się biorąc w ręce dwie
butelki i prawie pobiegła do Hermiony układającej na drewnianym stole jedzenie.
-- O Boże, Herm - szepnęła
przerażona Ginny oglądając się na Blaisa, w przeciwieństwie do niej, chłopak
nie gonił szaleńczym pędem, więc był jeszcze daleko w tyle – Błagam, nie pozwól
by ten gad mnie złapał - prosiła Weasley chowając się za plecami Gryfonki.
-- Gin, co się stało? - zapytała
się Hermiona, ale Ginny już jej nie odpowiedziała tylko skuliła się za plecami
brązowowłosej.
-- Heej, Wiewiórko – zawołał podchodząc
do Hermiony - gdzie jesteś? – wołał udając, że nie widzi małej, rudowłosej
postaci wystającej zza pleców najmądrzejszej gryfonki. – no wyjdź Ginny,
przecież ja nie gryzę - zaśmiał się. Dobiegł go stłumiony chichot.
-- Jesteś pewien, Zabini? - Ruda
wyjrzała zza pleców Miony i uśmiechała się łobuzersko do Zabiniego
-- Szczerze? Nie - zawołał
uśmiechnięty Blaise udając, że obnaża kły. Hermiona i Ginny serdecznie się
zaśmiały po czym Hermiona, na pozór niewinnie zapytała:
-- Blaise, jak wy rozmawialiście,
skoro Ginny przybiegła do mnie taka przerażona? - na te słowa dziewczyna mało
się nie przewróciła, a Ślizgon resztkami sił powstrzymał niekontrolowany wybuch
śmiechu.
-- O niczym takim - powiedział w
końcu Blaise z wielkim uśmiechem skierowanym do Ginevry - twoja przyjaciółka
pokazała mi bardzo kreatywną metodę obrony. Zapewne ty ją tego nauczyłaś. Obrona
książką… Interesujące - policzki Ginny nabrały jeszcze bardziej czerwonej
barwy, a ich właścicielka patrzyła na pewnego czarnowłosego Ślizgona z chęcią
mordu w oczach.
-- Obrona książką? - Hermiona nie
ukrywała zdziwienia - nie Blaise, to nie ja.
-- No pewnie, że nie ty, Herm -
Ginny wybuchła posyłając Zabiniemu spojrzenie godne bazyliszka - to był impuls,
musiałam się jakoś bronić przed… przed nim - wzburzona Ginevra wskazała palcem
zielonookiego akcentując mocno ostatnie słowa. Hermiona słysząc ich wymianę
zdań wybuchnęła szczerym śmiechem, a wrzaski Weasleyówny usłyszeli wszyscy
obecni przy palącym się już lekko ognisku. Każdy patrzył na nich z wyraźnym
zainteresowaniem, więc Blaise złapał Ginevrę wpół i nie zważając na jej
protesty i usiłowanie pobicia podszedł z nią do jeziorka Weasleyów. Tam wrzucił
wierzgającą Rudą wprost do zimnej wody. Na rezultaty nie trzeba było długo
czekać. Po kilku sekundach Ginny wyskoczyła stamtąd jak oparzona z dzikim
krzykiem, goniąc Blaisa po całej posiadłości. Nim się obejrzeli rozpętała się
III Wojna Wodna, tym razem drużynowa.
-- Na miłość boską! Co wy
robicie! - denerwowała się pulchna, rudowłosa kobieta idąca na czele czwórki czarodziejów, wychodzących szybkim
krokiem do ogrodu - jak dzieci, jak dzieci! - mamrotała do siebie łapiąc się za
głowę. Ale przerwał jej młody, rudowłosy czarodziej o wyniosłym wyrazie twarzy.
-- Zabini? - powiedział z
nieukrywaną wrogością patrząc na ciemnowłosego chłopaka stojącego
niebezpiecznie blisko jego siostry.
-- Aaa - Blaise też widocznie nie
przepadał za Percym Weasleyem - Percy, czyż nie?- wycedził chłodno unosząc dumnie
podbródek i posyłając najbardziej kujonowatemu z Weasleyów mrożące krew w
żyłach spojrzenie.
-- Tak - odparł hardo Percy - a
co ty tu robisz, Zabini? - zapytał się bez ogródek rudzielec, ale przerwała mu
oburzona pani Weasley.
-- Percy! Jak ty się zwracasz do
gościa! Doprawdy, zero kultury – narzekała - Blaise jest gościem Ginny. I nie
zachowuj się tak wobec młodych, kulturalnych czarodziejów – chłopak uśmiechnął
się z przymusem i powiedział jadowitym tonem:
-- Tak, Blaise, czytałem doprawdy
interesujące rzeczy na twój temat w ministerstwie - Zabini skrzywił się mimo
woli; był notowany jako śmierciożerca. Tylko jak Weasley doszperał się tych
informacji?
Widząc wrogie napięcie między
chłopakami Hermiona jęknęła - to nie
miało się tak skończyć, mieli się wszyscy bawić przed rozpoczęciem roku
szkolnego. Na szczęście do akcji wkroczyła srebrnowłosa piękność - Fleur.
-- Bill wam już powiedzieli? -
zapytała się ich próbując ukryć swoją radość i podniecenie.
-- Ale co miał nam powiedzieć? -
nikt nie wiedział o co Francuzce mogło chodzić. Fleur wytrzeszczyła swoje
wielkie, niebieskie oczy w wyrazie kompletnego zdumienia.
-- Bill, ty im nie powiedział? -
zapytała się przenosząc wzrok na swojego męża. Najstarszy z braci podrapał się
w zakłopotaniu po głowie.
-- No, tak jakoś zapomniałem,
skarbie- wymamrotał spuszczając wzrok na swoje buty.
-- Ale, jak ty mogłeś zapomnieć o
tym! - zawołała dziewczyna patrząc z wyrzutem na Billa.
-- Może nam wreszcie powiecie, o
co chodzi!? - wykrzyknęli wszyscy lekko podenerwowani i zniecierpliwieni. Bill objął
żonę ramieniem i powiedział z uśmiechem:
-- Fleur jest w ciąży - wiwatom i
gratulacjom nie było końca. Każdy uściskał serdecznie przyszłą matkę, nawet
Zabini nie szczędził gratulacji i uścisków, mimo, że znał Fleur od kilku minut.
Pani Weasley się rozpłakała, a Hermiona i Ginny mocno wyściskały uradowaną
blondynkę.
-- Mówię wam, to będzie chłopiec!
- zawołał w końcu Zabini - nazwiecie go Victor!- mówiąc to jeszcze raz
wyściskał przyszłą matkę.
-- Nie, nie Blaiz - zawołała - na
pewno nie będzie to syn! To będzie córka - sprzeczała się żartobliwie gładząc
swój lekko wystający brzuch.
-- No cóż, teraz nie mamy czasu
by się o to spierać - zdecydowała pani Weasley - Arthur, Fleur, Bill, Charlie i
ja musimy jechać do Andromedy. Teddy chyba zachorował i Andie nie umie sobie
sama poradzić, a w dodatku te jego
metamorfozy. A, że biedaczek ma w sobie krew wilkołaka to dużo bardziej cierpi
na takich drobnych schorzeniach niż inni - powiedziała ze smutkiem pani Weasley.
-- Poradzicie sobie sami, prawda
dzieciaki? - zapytał się dziarskim krokiem pan Weasley, na co dzieciaki odpowiedziały mu zgodnym tak.
Gdy tylko Arthur, Molly, Fleur,
Bill i Charlie teleportowali się do Andromedy. Fred i George pędem pobiegli do
Nory, by wrócić po kilku minutach z pięcioma butelkami ognistej whisky.
-- Nie ma rodziców, więc droga
młodzieży, zaczynamy prawdziwe ognisko - zawołali zgodnie bliźniacy.
-- Zapomnijcie. Nie będę pił w
takim towarzystwie - powiedział Percy patrząc z odrazą na Blaisa i nim ktokolwiek
zdążył zareagować już zniknął w drzwiach domu.
Nikt nie spodziewał się, że tak
będą się bawić razem.
***
Tymczasem w Malfoy Palces
-- Więc, Cyziu pozostaje nam
panna Joannah Wood, Stacy Greg, Amanda Goyle, Astoria Greengrass, Tatiana Nott
i Matilda Spenser - westchnął jasnowłosy mężczyzna wystawiając głowę znad
starego kawałka pergaminu.
-- Ale one są okropne! Mój syn
nie będzie mężem jakiejś szkarady, ani tym bardziej sztucznej wywłoki bez gustu
- zaprotestowała smukła blondynka pochylająca się nad stosem papierów z
genealogią czarodziejskich rodów czystej krwi - więc wracamy do mojego
wariantu. Draco sam wybierze sobie żonę, niekoniecznie czystej krwi - zawołała
z triumfem. Cieszyła się, że jej syn nie będzie zmuszony do tego, co ona i
Lucjusz przed laty. Chociaż oni jako nieliczni trafili dobrze - pomyślała
patrząc czule na swojego męża.
-- Dobrze - powiedział ugodowo
Malfoy senior - przecież go nie wydziedziczymy – uśmiechnął się do żony i
pocałował ją lekko w czoło.