.

środa, 9 października 2013

Rozdział X


Hej!!! Witam i przedstawiam już kolejny rozdział :D jeśli wszystko pójdzie dobrze to dopiero 1/6 całego opowiadania. Uprzedzam z góry, rozdział jest bez bety!


Rozdział X



  Te kilka dni, które pozostały Hermionie do piątku, zleciały jej bardzo szybko. Wydaje się, że aż za szybko. Wrzesień był nad wyraz piękny w tym roku i aż dodawał jej zapału do nauki, choć Hermionie tego to akurat chyba nigdy nie brakowało.
                 Oczywiście już zebrała dużo dobrych ocen i pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru. Dodatkową motywacją do nauki był wyjazd do Grecji dla najlepszych uczniów. Nie zniosłaby, gdyby nie zakalikowała się tam, a przyjęliby takiego Malfoya na przykład!
                 Było słoneczne popołudnie, ale uczniowie spędzali je w szkole, bowiem na dworze, mimo słońca padał deszcz. Jednak temperatura wciąż była wysoko i nic nie zapowiadało, by w najbliższym czasie nastąpiło jakiekolwiek ochłodzenie.
                 Hermiona siedziała na parapecie okna swojego, Ginny, Lavender, Parvati i Thalii dormitorium. Oprócz niej, w pokoju nie było nikogo, dlatego wreszcie miała szansę rozkoszować się samotnością i ciszą, przerywaną tylko kapaniem kropli deszczu, spływających po szybie. Dziewczyna siedziała zamyślona, co jakiś czas spoglądając na zegarek. Nie chciała się spóźnić, w końcu była w grupie z Malfoyem i Zabinim, a ktoś musiał tam być odpowiedzialnym człowiekiem. A cóż, Malfoy i Blaise nie kwalifikowali się do grupy osób poważnych, czy też odpowiedzialnych…
 
                McGonagall zwołała zebranie samorządu prefektów o godzinie 17:00, wtedy wszystkie lekcje były skończone, pod Wielką Salą.
               Powoli dochodziła godzina 17:00.  Hermiona drgnęła i spojrzała na zegarek. Wskazywał godzinę 16:50. Szybko zeskoczyła z okna i na ciemną koszulką narzuciła czarny sweterek. Włosy kilkoma sprawnymi ruchami zebrała w warkoczyka i uznawszy, że prezentuje się luźno, ale schludnie ruszyła do drzwi. W pokoju wspólnym zastała Ginny rozmawiającą wesoło z Deanem. Uwadze panny Granger nie umknął fakt, że ostatnio Dean zaczął częściej zwracać uwagę na młodą Ginevrę. I mimo, że z całego serca życzyła Ginny szczęścia z jakimś bombowym chłopakiem, to jednak skrycie marzyła, by to nie do Deana należało serce Rudej, lecz do… No w każdym razie do kogoś innego. Do kogoś, kto byłby pokrewną duszą Gin, kogoś kto patrzył na nią jak na ósmy cud świata. Do tego, który byłby gotów na wszystko, byleby wywołać uśmiech na jej twarzy.
     -- Herm, poczekaj na mnie! – z romantycznych rozmyślań wyrwał kasztanowłosą Gryfonkę wesoły głos Ginny. – Pójdziemy razem pod Salę. – powiedziała zrównując swój krok z krokiem Hermiony.
     -- Co ty ostatnio tak dużo czasu z Deanem spędzasz? – Hermiona nie mogąc poskromić swej ciekawości. – Myślałam, że dwa lata temu to ostatecznie ze sobą zerwaliście?
     -- Bo tak było. Tylko wiesz, jak Ron nie wrócił do Hogwartu, to Harry zakumplował się z Seamusem i Deanem. A Dean powiedział mi, że zależy mu na tym byśmy odnowili naszą przyjaźń i żebyśmy spróbowali jeszcze raz… - szepnęła Ginny. Widać było, że toczy jakąś wewnętrzną walkę.
     -- I co mu odpowiedziałaś? – dociekała delikatnie Hermiona.
     -- No… Powiedziałam, że możemy spróbować znowu się przyjaźnić. I, że nie jestem jeszcze gotowa na nowy związek. – powiedziała spuszczając oczy. Ginny obarczona była małym pechem co do wyboru facetów. Przynajmniej jak dotąd. Jej związek z Deanem był niewypałem, a z Harrym to jedna wielka pomyłka. A te późniejsze… szkoda gadać. A ostatni, ten z Timothym… niewypał, przez duże „N”.
     -- Dean nie wydaje się być dla ciebie… - powiedziała prosto z mostu Hermiona. Dziewczyny znalazły się już w korytarzu głównym, prowadzącym prosto do Wielkiej Sali.
     -- Wiem. – przyznała lekko Ruda – Doskonale pamiętam te wszystkie kłótnie o błahostki , gdy jeszcze byliśmy razem. Więc nie martw się, Herm, tak łatwo to ja do niego nie wrócę. – roześmiała się Ginny.
               Gdy dotarły pod Wielką Salę prawie wszyscy prefekci już tam byli.
     -- Przepraszam pani profesor, nie wiedziałyśmy, że już większość będzie tu zebrana – powiedziała automatycznie Hermiona stając razem z Ginny obok wyraźnie zniecierpliwionej McGonagall.
     -- Nie ma sprawy, panno Granger. I tak jeszcze brakuje pana Straussa i… - zaczęła McGonagall nieco zrzędliwym tonem.
     -- Proszę pani jeśli chodzi o czekanie na Malfoya, to szkoda czasu. On i tak się spóźni… – powiedziała kpiąco Hermiona wywracając brązowymi oczami. Mało nie opluła się, gdy usłyszała z najdalszego, ocienionego kąta korytarza zirytowany głos… Malfoya!
     -- Granger, jeśli chcesz wiedzieć to tym razem przyszedłem punktualnie! Nawet szybciej od ciebie! – warknął z wyrzutem zakładając ręce na piersi. Blaise poklepał przyjaciela uspokajająco po ramieniu
     -- Spokojnie, Smoku. Po co te nerwy? – szepnął cicho – No, ale widzisz Herm, nawet JA przyszedłem punktualnie! – Zabini wypiął dumnie piersi oczekując pochwał.
     -- I co, czekasz na nagrodę? – zakpiła Ginny uśmiechając się krzywo, ale patrząc na Blaisa z wesołym błyskiem w oku.
     -- Oczywiście, mój rudzielcze, buziak też jest na mej liście życzeń. – uśmiechnął się szeroko czarnowłosy Ślizgon, nadstawiając usta do pocałunku i zamykając szmaragdowe oczy. Ginny tylko wywróciła młynka oczami i zamiast pocałunku, pacnęła lekko Blaisa ręką w usta.
     -- Chyba sobie kpisz… - zawołała uśmiechając się krzywo i patrząc na Zabiniego z rozbawieniem, jak zresztą większość, włączając McGonagall osób zebranych w tej części zamku. Blaise jednak nie zdążył jej odpowiedzieć, bo wreszcie w oddali zamigotała wysoka, postawna sylwetka Kaspera Straussa. Wysokiego, bardzo przystojnego, ciemnowłosego i ciemnookiego bruneta z Ravenclawu. A parę minut później pojawiła się Pansy Parkinson. Dziewczyna ani nie była prefektem, ani nie zgłosiła się do pomocy jak Ginny więc najprawdopodobniej już w pierwszych dniach szkoły czarnowłosa panna Parkinson zarobiła szlaban… Oczywiście Harry’emu Potterowi również ten fakt nie umknął…
     -- I co, Parkinson? Już szlaban? – szydził
     -- A co cię to obchodzi, bliznowaty? – odpłaciła pięknym za nadobne waleczna Ślizgonka.
     -- Bo niestety muszę pracować z czymś takim jak ty! – odparował z wydętymi ustami i zmrużonymi, jadeitowymi oczami Harry. Bruneta wystawiła Wybrańcowi język i już miała mu odpyskować, ale niestety McGonagall musiała się wtrącić…
     -- Panie Potter! Panno Parkinson! – zawołała oburzona, poprawiając srogo okulary. – Cóż to za zachowanie?! Proszę się natychmiast uspokoić! – powiedziała. Harry i Pansy mruknęli coś w stylu „postaram się”. Minerwa odchrząknęła znacząco i spojrzała na twarze wszystkich zebranych uczniów – Tak czy inaczej, bierzcie się powoli do pracy. Pan Potter, panno Lovegood, panie Toronto i panno Parkinson, proszę pójść do starego magazynku profesora Snape’a. W czasie wojny wiele fiolek się wymieszało z innymi. Wy je posegregujecie. Pan Longbotto, pan Strauss, panna Brown i panna Weasley pójdą do czytelni, do tej części odrestaurowanej po wojnie i napiszecie krótką historią naszej szkoły. Ma to być napisane ładnie i zwięźle. Oczywiście mówiąc „krótko” miałam na myśli jakieś 5 rolek pergaminu… - dodała. Ginny, Neville, Kasper i Sara Brown jednogłośnie jęknęli. W przeciwieństwie do Hermiony nienawidzili pisemnych prac. A esej o Hogwarcie bynajmniej nie był łatwym tematem. – A panna Granger, pan Malfoy, pan Zabini i pan Finch- Flethely pójdą do biblioteki i posegregują stare woluminy. Wiele ksiąg jest zniszczonych i waszym zadaniem będzie ich odrestaurowanie lub doprowadzenie do stanu użytku. – poinstruowała McGonagall. Wszyscy przez chwilę jeszcze stali w milczeniu, ale ostry ton profesorki przywołał ich do porządku – No, na co czekacie? – zapytała ze zmarszczonymi brwiami. Hermiona bez słowa podeszła do Blaisa i Draco, po czym, już niestety nie w milczeniu poszli do biblioteki, a Hermiona co chwila wybuchała śmiechem, rozbawiona komentarzami Zabiniego.
              Harry Potter i Pansy Parkinson, nie zwracając absolutnie żadnej uwagi na pozostałych członków swojej grupy poszli krok w krok, ramię w ramie razem, sprzeczając się o przeróżne błahostki, począwszy od pogody, przez ulubione kolory, a skończywszy a tym, jaki Filch ma kolor włosów… Luna i Borys wywrócili oczami, ale podczas gdy Borys zrobił to odrobinę niecierpliwie i pogardzająco, oczy Luny wyrażały jedynie szczęrą sympatie i ewidentne rozbawienie.
               Natomiast grupa Neville niechętnie powlokła się do czytelni. Uważali się za naprawdę pokrzywdzonych przez los, w końcu oni musieli pisać esej! ESEJ, podczas gdy inni mieli coś ustawiać albo porządkować.

                                                          ***
      -- Niesamowite! – mówiła, nie wiadomo już po raz który Hermiona. Razem z Malfoyem i Zabinim wykonywali właśnie zadaną im pracę w bibliotece. Zachodnie skrzydło biblioteki w czasie wojny zostało najbardziej zniszczone. Wszędzie leżało poustawiane w chybotliwe stosy stare księgi, a na półkach które przetrwały wszystkie zapiski i dokumenty się pomieszały.
               Swoją pracę zaczęli od prostego zaklęcia porządkującego. Nie minęły pięć minut, a wszystkie półki zostały naprawione, a większość stron odrestaurowana i tak naprawiona za pomocą czarów, że po przedarciach i plamach na stronicach nie było już śladu.
 Teraz Hermiona stała na wysokiej, pięciometrowej drabinie, na samiutkim jej wierzchu.
                Odkąd pamiętała w rodzinnym domku pod Londynem, otoczonym sadem, a od północnej strony z wielkim, ciemnym, gęstym lasem, często skakała po drzewach jak wiewiórka. Nie bała się wysokości. Ostatnimi laty mniej wspinała się po różnych drzewach i na początku miała pewne obawy, w związku z wejściem na taką wysokość, ale ciekawość bezcennych, zapomnianych ksiąg była silniejsza od strachu. A zresztą, jako Gryfonka przywykła do walki ze swoimi lękami.
                Teraz, podczas gdy Malfoy i Zabini dość nieporadnie próbowali poukładać w jakimś porządku księgi historyczne. Oczywiście większą część tej roboty odwalał Draco, bo Blaise średnio co pięć minut latał do czytelni, do pewnej rudej kokoty… A jak można się spodziewać Malfoy, nienawidzący jakiejkolwiek pracy, która jego zdaniem, uwłaszczała by mu godności, był bardzo niezadowolony ze spacerów przyjaciela.
               A w tym czasie panna Granger studiowała zawzięcie stare rękopisy.
     -- Niesamowite! – wykrzyknęła po raz chyba setny. Draco wzniósł oczy do nieba, prosząc Salazara o cierpliwość. A Blaise zmarszczywszy ciemny, idealnie wyprofilowane przez naturę brwi powiedział cicho do Draco
     -- Rany, Smoku, ona bardziej cieszy się z tych staroci niż ja z chipsów… mruknął z niedowierzaniem. Hermiona faktycznie, była bardzo pobudzona i rozweselona. Nigdy nie była taka uśmiechnięta w ICH obecności. A szczelnie w obecności Malfoya.
     -- Salazarze… - westchnął Malfoy, przejeżdżając sobie otwartą dłonią po twarzy – Co jej wali? – zapytał sam siebie. – Granger, może byś tak pomogła?! – zawołał zniecierpliwiony, gdy Blaise po raz kolejny wymknął się do czytelni.
     -- Tak, tak, zaraz… - Gryfonka nie słuchała jego uwag. Była zbyt pochłonięta była teraz oryginalnym rękopisem Godryka Gryffindora. Draco wciągnął ze świstem powietrze i powoli je wypuścił. Irytowało go to. Granger zdawała się w ogóle nie zwracać na niego uwagi. A to był błąd. Na niego każdy musiał zwracać uwagę.
     -- Granger, na miłość Boską! – warknął, czy raczej krzyknął głośno. Hermiona aż podskoczyła na drabinie co okazało się poważnym błędem. Straciła równowagę. A i drabina przechyliła się niepokojąco w prawą stronę. Gryfonka uświadomiła sobie ze zgrozą, że zaraz spadnie. Spadnie w  wysokości ponad pięciu metrów. Spadnie prosto na zimną i twardą posadzkę.
     -- Aaaaaaaaaahhh – krzyknęła, gdy drabina znów się przechyliła. Draco obrócił się w jej stronę w mgnieniu oka, a chwilę później w kilku szybkich susach znalazł się tuż przy drabinie, na której stała Gryfonka, a która kołysała się to w prawo, to w lewo.
               I teraz, dla tych, którzy liczyli na to, że Hermiona spadnie z drabiny prosto w objęcia ratującego ją mężnie Dracona, to niestety… się rozczarują.
               Bowiem Draco, jak zwykle trzeźwo myślący, jednym, zdecydowanym ruchem mocno złapał chwiejącą się drabinę i mocno nią szarpnął sprowadzając ją do bezpiecznego pionu.
               Dziewczyna krzyknęła, ale odzyskała równowagę. Malfoy, gdy już zażegnał kryzys uśmiechnął się z triumfem unosząc twarz do góry i spojrzał na siedzącą niczym mysz pod miotłą (tyle, że na pięciometrowej drabinie) Hermionę, patrzącą w dół z wytrzeszczonymi oczami.
        --A gdzie magiczne słowo, Granger? – zakpił. Hermiona nie była w nastroju do żartów, więc odburknęła tylko
        -- Jak ci zaraz strzelę magicznym słowem, Malfoy – zaczęła groźnie – to ci te tlenione kudły wylecą! – Malfoy uniósł brwi i lekko, prawie nie zauważalnie drgnął mu kącik ust.
        -- Grozisz mi, Granger? – zapytał wydymając kpiąco usta i patrząc z założonymi rękami na siedzącą ostrożnie i trochę roztrzęsioną Gryfonkę.
        -- A żebyś wiedział, że tak, Malfoy! – odparowała – Bo o ile pamiętam to w czwartej klasie niezła była z ciebie fretka! – zaśmiała się szyderczo. Wiedziała, że trafiła w czuły punkt.    
                                           
                Draco nijak nie mógł odsunąć od siebie porównań z fretką od czasów, gdy profesor Moody przetransmitował go w to urocze stworzonko. Teraz również jego mina wskazywało na to, że pannie Granger udało się przekroczyć granicę. Jego policzki delikatnie zaróżowiały, a oczy rzucały zimne błyski.
       -- Nie pozwalaj sobie, Granger! – rzucił ostrzegawczo. Nie zamierzał dłużej ciągnąć tej dyskusji więc powiedział beztrosko – A teraz, Granger złaź stamtąd i pomóż mi – zadecydował. Gdy już znalazł się przy księgach, które próbował uporządkować dobiegł go łagodny i  niezwykle cichy głos Hermiony.
       -- Nie mogę – powiedziała cicho, spuszczając oczy. Draco się zirytował. Nie lubił marnować czasu, a teraz stanowczo to robił…
       -- Niby czemu nie możesz, Granger? Natychmiast stąd zejdź i nie marnuj mojego czasu! – uniósł się. Justin, pracujący do tej pory w milczeniu wywrócił brązowymi oczami. W jego mniemaniu zachowanie Ślizgona było conajmniej głupie i nie warte komentowania.
       -- No ja bym chciała zejść… tylko – jąkała się dziewczyna patrząc niepewnie w dół i przełykając nerwowo ślinę.
       -- Tylko co? – ciągnął chłopak patrząc krzywo na Gryfonkę. Zaraz jednak na jego wargi wpłynął szeroki, ślizgoński uśmiech. – Czyżbyś się bała, Granger? – zapytał z błyskiem w oku. Hermiona uniosła hardo głowę i wyciągnęła podbródek.
      -- A wcale, bo nie, Malfoy! – zawołała oburzona, ale drganie jej podbródka zdradziło, że jednak Ślizgon miał trochę racji…
     -- Granger – westchnął zniecierpliwiony – Jesteś czarownicą, czy nie, do cholery? – zapytał ostro. – Gdzie twoja różdżka?
     -- No bo… - zarumieniła się ze wstydu panna Granger – ja ją zostawiłam na stoliku. – powiedziała. – Możesz mi ją rzucić? – zapytała z nadzieją. Liczyła, że choć ten jeden raz Draco okaże miłosierdzie i poda jej tą nieszczęsną zgubę. Ale oczywiście się przeliczyła…
     -- Nie. – odparł po prostu Malfoy, wracając jak gdyby nigdy nic do segregowania starych woluminów. Hermiona wytrzeszczyła na niego oczy
     -- Co? Dlaczego? – zapytała prawie żałośnie. Ale gdy Draco uśmiechnął się szyderczo od razu straciła całą cierpliwość. I zamiast cichych próśb od razu przeszłą do rozkazów – Malfoy! – krzyknęła rozjuszona, czerwieniąc się ogniście – Natychmiast podaj mi moją różdżkę! – zawołała. Draco specjalnie podniósł jej różdżkę ze stolika i zamachał nią szyderczo.
     -- Zejdź sama, bez żadnej pomocy Granger! – rozkazał. Hermiona ze świstem wypuściła z płuc powietrze
     -- Ale jak ta drabina się przechyli? – zawołała. Draco wzruszył niedbale ramionami
     -- Naucz się radzić sobie w takich sytuacjach bez pomocy magii! – oparł szczerząc się kpiąco do Gryfonki, świadomie ją cytując
     -- Zejdę, jak przytrzymasz drabinę! – odkrzyknęła Hermiona, patrząc niepewnie na dół.
     -- Nic z tego, Granger! – uśmiechnął się dziedzic Malfoyów – Podobno Gryfoni są tacy odważni! – kpił dalej.
     -- Natychmiast się odwal i trzymaj tą drabinę! – zawołała urażona Hermiona. Draco jednak pokręcił przecząco głową. – MALFOY! – krzyknęła wściekła. Jednak arystokrata nie przejął się zbytnio jej groźnym tonem i wciąż miał nastrój do kpin;
     -- GRANGER! – zawołał wywracając oczami. Hermiona zamknęła oczy, prawdopodobnie ze zniecierpliwienia. Ale w tym właśnie momencie jakiś wesoły głos zawołał
     -- ZABINI! – właścicielem owego głosu był oczywiście Blaise. Hermiona i Draco zgodnie spojrzeli na niego jak na największego idiotę. Ale Zabini, niczym nie zrażony kontynuował – No skoro się wszyscy ponownie sobie przedstawiliśmy to może zaczniemy ostrzej pracować? Bo została nam tylko godzina? – zakomunikował beztrosko.
      -- No, ale on nie chce mi pomóc zejść! – poskarżyła się dumnie Hermiona wskazując ręką na stojącego z założonymi rękami Dracona. Blasie westchnął, jakby to on był tym, który sprawia najmniej kłopotów.
     -- Smoku, pomóż Hermionie zejść. – powiedział Blaise ustawiając kolejne księgi na półkach. Draco wydął pogardliwie wargi i wyprostował się.
     -- Nie… – odparł opierając się dumnie o stolik. Diabeł się zirytował trochę. Czy jego kumpel musiał być aż taki uparty?
     -- Smoku, proszę, pomóż Hermionie zejść – powtórzył uparcie Zabini – Zachowaj się jak dżentelmen! – syknął zmrużywszy szmaragdowe oczęta i patrząc na Malfoya z oczekiwaniem. A, cóż, oczekiwanie we wzroku Zabiniego obudziło z blondynie tę mało atrakcyjną cząstkę, która kazała mu złośliwie odmówić przyjacielowi. Bo w końcu Granger groziła, że przetransmituje go w fretkę, więc niech teraz cierpi.
      -- Przykro mi, Zabb, ale nie. – odparł, uśmiechając się w sposób, sugerujący, że aż tak przykro jednak mu nie jest. – Wiedźma mi groziła, to niech teraz sobie sama radzi! – zawołał zadowolony w stronę oburzonej Hermiony. Blaise wywrócił oczami i przybrał poważną minę, co odrobinę zdekoncentrowało Draco. Bo w końcu Blaise poważny? To zbyt często się nie zdarzało…
      -- Draco, bądź tak miły i pomóż Hermionie zejść. – powtórzył z naciskiem Blaise sztyletując Dracona wzrokiem – I radzę ci jako przyjaciel; zrób to pókim jeszcze dobry – syknął cicho, tak by tylko Draco go usłyszał. Malfoy przewrócił oczami. Skoro Blaise praktycznie kazał mu pomóc tej… Granger, to on tym bardziej miał ochotę zostawić ją na tej nieszczęsnej drabinie.
     -- Ale… - zaczął protestować, ale Diabeł spojrzał na niego spojrzeniem, które bez trudu mogłoby zamrozić piekło…
     -- NATYCHMIAST, SMOKU! – warknął.
Mimo, że Blaise na zewnątrz wyglądał na zbulwersowanego, to jednak w duchu toczył zażartą walkę, by się nie roześmiać widząc oburzoną minę Draco i triumfujący uśmiech na twarzy Hermiony.
     -- Dobra, dobra . – burknął obrażony Draco podchodząc niechętnie do drabiny. – Przytrzymam tą drabiną, Granger, a ty schodź – krzyknął w jej stronę łapiąc mocno za nogi drabiny. Hermiona zsunęła się lekko siadając na pierwszym szczeblu. Zawahała się
     -- Skąd mam wiedzieć, że mogę ci ufać? – zapytała podejrzliwie mrużąc oczy – Możesz specjalnie wywalić tą drabinę… - snuła przypuszczenia. Słysząc jej podejrzenia Draco parsknął nieco pobłażliwym śmiechem, ale wciąż szyderczym i pełnym gniewu i… obrzydzenia?
     -- No, Granger, czy te oczy mogą kłamać? – zapytał podnosząc na Gryfonkę spojrzenie swoich błękitnych oczu i robiąc minkę pod tytułem „no paczaj no jaki jestem słodki” . Zarówno Hemriona, jak i Zabini spojrzeli na blondyna z nutą pobłażliwości i unieśli brew.
     -- Oczywiście, że mogą kłamać! – odparli chórem. Nawet Justin, który jak dotąd przyglądał się dwóm Ślizgonom w milczeniu i skrupulatnie wykonywał swoją pracę przytaknął
     -- A bo wy się znacie! – oburzył się błękitnooki Ślizgon – No weź, Granger! Rusz tyłek i schodź! – warknął. Hermiona wystawiła mu język, ale posłusznie zsunęła się na kolejny szczebel drabiny. Widząc, w jakim tempie dziewczyna się zsuwa z drabiny, Draco wzniósł oczy ku niebu i jęknął – No, Granger, jak zejdziesz stamtąd przed świętami, to będzie sukces… – Hermiona zarumieniła się lekko i zsunęła się na kolejny szczebel
      -- Zamknij się, Malfoy! – warknęła urażona – I nie trzęś tą drabiną! – minęły kolejny minuty. Draconowi dłużyły się one niesamowicie, co wyrażał prychnięciami i krótkimi komentarzami. W końcu Hermiona dotarła aż na środkowy szczebel drabiny. Widząc to Draco nie byłby sobą, gdyby nic nie namieszał. Zauważył, że Hermiona była zbyt zaabsorbowana powolnym schodzeniem, nie zauważyłaby nawet gdyby właśnie zatańczył przed nią Wizard Style i, no cóż… Pokusa była zbyt silna, z cwanym uśmieszkiem na wargach mocniej zacisnął balde dłonie na drabinie i… zatrząsł nią z całej siły. Hermiona pisnęła głośno i zamknęła oczy. Blaise rzucił w ich stronę przerażone spojrzenie, a sam Malfoy parsknął niepohamowanym śmiechem.
      -- MALFOY! – krzyknęła nieco drżącym głosem kasztanowłosa dziewczyna – Ja cię kiedyś ZABIJE! – zawołała wzburzona, ale Ślizgon wciąż aż kulił się ze śmiechu. Widząc to Blaise pokręcił głową i podszedł do drabiny, na której wciąż uwięziona była Hermiona.
     -- Dobra, dobra. – wywrócił oczami – Ja się tym zajmę stary, bo tobie coś to nie wychodzi – pokręcił z lekkim uśmiechem głową odpychając lekko Malfoya od drabiny i samemu mocno chwytając „urządzenie”. Słysząc i widząc to Malfoy wydął wargi i zaperzył się obrażony.
     -- Zostaw to Diable, ja sobie sam doskonale poradzę! – zawołał odsuwając przyjaciela od drabiny i rzucając mu wyzywające spojrzenie chwycił za drewniane nogi drabiny i przytrzymał je mocno. Hermiona zawołała do nich z góry
     -- Wiesz, Malfoy, ja bym jednak wolała, żeby to Blaise trzymał tą drabinę… Albo – zaczęła uśmiechając się do Justina, chłopak odwzajemnił uśmiech, a Gryfonka miała już coś powiedzieć, ale Malfoy zmroził ją spojrzeniem
     -- A właśnie, że nie chciałabyś, Granger! – zaakcentował – Ja sobie poradzę! A ty nie gadaj, tylko schodź! – powiedział trzymając mocno chłodne szczeble. Blaise widząc to uśmiechnął się lekko pod nosem, a Hermiona rada, czy nie rada, zeszła powoli z drabiny.

                                                         ***
      -- Została ostatnia fiolka – odparł ponuro Harry. Już od jakiś trzech godzin porządkowali stary kantorek Snape’a. Mimo napiętych stosunków między profesorem, a Wybrańcem Harry ze smutkiem uświadomił sobie, jak bardzo Hogwart bez Snape’a będzie inny. I mimo, że z Ronem co roku mieli nadzieje, że może jednak Snape zrezygnuje z pracy, albo go wywalą, to teraz bardzo ciężko było mu się przyzwyczaić do lekcji ze Slughornem, mimo, że bardzo go lubił i lekcje z nim były łatwiejsze.
Została im ostatnia fiolka do usunięcia. Na początku Pansy, Luna i Borys rozejrzeli się zdziwieni po całym pomieszczeniu, bo fiolki nigdzie nie było widać…
     -- Niby gdzie, masz tą twoją fiolkę? – zaśmiała się Parkinson, kładąc drobniutkie, blade ręce na biodrach, osłoniętych czarną bluzką. Mimo całej swojej niechęci do pyskatej Ślizgonki, Harry musiał przyznać, że do twarzy jej w ciemnych kolorach. Wtedy jej cera nabierała prawie srebrzystego połysku, a ciemne oczy były idealnie podkreślone, tak samo jak jej ciemne, jedwabiste włosy i wysokie, arystokratyczne kości policzkowe.
     -- Spójrz do góry, Parkinson – odparł cierpliwie, patrząc na najwyższą półkę. Była to mała, drewniana i chybotliwa, górująca nad innymi, zwykła półka. Ale jak można ją ściągnąć? Pansy, jakby odgadując jego nieme pytanie odpowiedziała beztrosko
      -- No to już skończyliśmy! – zawołała wesoło, wyciągając zza paska różdżkę – Accio, fiolka z najwyższej półki! – krzyknęła pewnym głosem. Ale fiolka tylko lekko drgnęła, po czym znowu upadła na półkę. Harry spojrzał kpiąco na brunetkę i powiedział znawczym tonem
      -- Widać Snape musiał rzucić na swoje eliksiry jakieś zaklęcie, aby nikt poza nim nie mógł ich zdjąć za pomocą czarów. Dlatego pozostałe fiolki zdjęliśmy bez problemu, bo nie używaliśmy do ich ściągania czarów… - zaczął, a Luna dokończyła rozpoczęty przez niego wątek 
      -- A gdy Pansy użyła czaru, to fiolka po prostu nie może zareagować na jej zaklęcie! Więc… - powiedziała, nie kończąc zdania.
razem z Borysem przytaszczyli z korytarza wysoką, chybotliwą i drewnianą drabinę.  Borys przeklął pod nosem i burknął
     -- Nosz cholera! Malfoy zabrał lepszą drabinę, a nam zostawił to !
     -- Ktoś będzie musiał wejść po tą fiolkę – powiedziała poważnie Luna.
     -- Ktoś drobny i lekki – kontynuował Potter
     -- Ktoś zwinny i mały – powiedział poważnie Borys. No cóż, Borys mierzył jakieś 172 cm, Harry 180 cm, Luna chlubne 171, a Pansy… Cóż Pansy miała w zaokrągleniu… 160 cm… W zasadzie to 158… Więc chyba było wiadomo, na którym z nich wszyscy,  z wyjątkiem samej Pansy, skupili wzrok… Widząc to dziewczyna wytrzeszczyła na nich swoje ciemne oczy i wyjąkała powoli
     -- Ej! Wy chyba nie myślicie, że ja! – zaczęła cofając się. Harry bez żadnego słowa ustawił odpowiednio drabinę i zwrócił się uśmiechnięty do milczącej wyjątkowo Pansy.
     -- No co, Parkinson? Chyba nie tchórzysz? Przecież to tylko drabina! - szydził – Chociaż, jesteś Ślizgonką, wy chyba trochę macie cykora w takich sytuacjach… - przeciągnął strunę, bowiem Pansy wyprostowała się gwałtownie i, gdyby wzrok mógł zabijać, Harry leżałby właśnie bez życia u jej stóp. Pewnym krokiem podeszła do chybotliwej i przeżartej przez termity drabiny i weszła na pierwszy stopień. Odwróciła się do Pottera
      -- Ja nie tchórzę, Wybrańcze!
      -- No to brawo, Mopsico. Widać, masz w sobie pewne cechy Gryfona – powiedział z pewnym… uznaniem?
      -- To komplement? – zawołała z lekkim uśmiechem na wargach. Harry wzruszył ramionami
      -- Może… - odparł zagadkowo. Tymczasem  Pansy wspinała się na kolejne szczeble drabiny. Parę razy drabina zatrzeszczała niepokojąco i lekko zadygotała, a Harry podszedł do drabiny i zawołał do panny Parkinson
      -- Dobra, Parkinson, lepiej schodź, bo się jeszcze połamiesz! Ja tam lepiej wejdę! – w odpowiedzi Pansy tylko prychnęła
      -- Od razu, Potter! Ja zawsze kończę, to co zaczęłam! Poza tym ja jestem szczuplejsza, a pod tobą ta drabina by się załamała – sprostowała. Harry uniósł ciemną brew
      -- Uważasz, że jestem gruby?! – nie doczekał się odpowiedzi, bo Pansy wreszcie sięgnęła ostatniej, kłopotliwej fiolki.
      -- Udało się! – zawołała z tryumfem. Harry uśmiechnął się lekko, słysząc wielką radość w jej głosie. Ale kilka sekund potem, szczebel, na którym stała dziewczyna złamał się z głuchym trzaskiem, a Pansy obijając się boleśnie spadła w dół. Gdyby nie doskonały refleks szukającego Gryffindoru, to niewiadomo było, jakby z tego wyszła panna Parkinson. Bowiem Harry w kilku susach pobiegł do miejsca, gdzie według jego obliczeń miała upaść Pansy.
              Luna i Borys oglądali tę scenę z zapartym tchem, niezdolni nawet się ruszyć. W ostatniej chwili wyciągnął ręce by złapać Pansy. Po chwili dziewczyn była już w jego silnych ramionach, niezdolna się choćby poruszyć. Minęły kolejne sekundy , a Wybraniec wciąż trzymał na rękach leciutką niczym piórko dziewczynę, patrząc jej głęboko w oczy, niezdolny odwrócić wzroku. Pansy również czuła się podobnie, nie była w stanie wykrztusić choćby słowa, patrzyła w milczeniu i z rozchylonymi minimalnie ustami prosto w jadeitowe oczy Pottera.
      -- Ekhm… - odchrząknął Borys. Harry natychmiast, lekko zaczerwieniony na twarzy odstawił delikatnie Pansy na ziemię. Pansy również była zarumieniona.
Nie mogę tego czuć. Nie względem jej! – myślał gorączkowo Harry, a i sama Pansy miała podobne myśli. Jednak było jej dobrze w jego ramionach, a i on czuł się szczęśliwy mogąc bezkarnie ją tulić i trzymać…
      -- Dlaczego im przerwałeś! – szepnęła zirytowana Luna do Borysa, tak by Harry i Pansy jej nie usłyszeli – To było takie romantyczne! – dodała rozmarzonym tonem.

                                                         ***
              Trevor La Ruse stał w milczeniu na balkonie swego pokoju. Patrzył z bólem na skąpane w świetle księżyca jezioro. Tyle mu przypominało.
              I znów nie pozwoliła mu wytłumaczyć. To bolało. Bardzo.
              Jego ręka odruchowo powędrowała do zawieszonego na szyi złotego medalionu. Otworzył go i spojrzał z rozczuleniem na zdjęcie pięknej kobiety o rudobrązowych włosach i dużych, zaskakująco poważnych oczach. (zdjęcie)
     -- Kocham cię, bébé*… Nawet jeśli ty mnie nienawidzisz…. – szepnął pocałowawszy zamknięte w medalionie zdjęcie.










Bébé – po francusku oznacza „kochanie” , „kochana” .

15 komentarzy:

  1. Śliczny rozdział naprawdę pięknie ci wyszedł :)
    Charlotte Petrova
    ps.
    Przepraszam że tak krótko mam ograniczony czas :)

    OdpowiedzUsuń
  2. <33333 like it xd
    Rozdział dłuuugi i fajny :)
    Chyba sama muszę się posoli ogarniać i kończyć notkę na moim blogu :P
    Pozdrawiam, Ludum :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :). Rozdział bardzo fajny. Bez BETY też nie jest tak źle ;).
    Zauważyłam, że często koło parringu Hermiony i Malfoya, pojawia się Harry i Parkinson. Ciekawe czemu? :)
    Ta scena "balkonowa" xD.... Niezła, niezła :). Mam nadzieję, że Minerwa da sobie wytłumaczyć tą sytuację sprzed lat, bo bardzo mnie ona ciekawi... :D

    Życzę weny i zapraszam do mnie ;*.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam, że nieźle się uśmiałam z sytuacji w bibliotece :D Fajnie opisane.
    Rozdział dość długi i ciekawy :)
    Czekam na dalszą część i zapraszam do siebie :)
    Pozdrawiam,
    DiaMent.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział genialny.:P
    Świetnie ci wyszedł.
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. No i pięknie, ja już nie mogłam się doczekać ^^
    No to ja się nie rozpisuję, żebys Ty mogła szybciej napisać rozdzialik
    Prawda?
    Pozdrawiam cieplutko, Rouse ! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam takie rozdziały jak ten! :) Długi i pięknie wszystko opisujesz:)

    ----
    clover.
    http://hgranger-dmalfoy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Opisy ponad wszystko :)
    Pozdrawiam,
    Lúthien ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Miło mi poinformować, iż zostałaś nominowana przeze mnie do Lebster Awards. ;3
    Więcej informacji na http://milosc-silniejsza-od-magii.blogspot.co.uk/p/liebster-awards.html
    Pozdrawiam ♥
    ~Lumos Maxima

    OdpowiedzUsuń
  10. rozdział genialny,jak zawsze :) kiedy nowy?

    OdpowiedzUsuń
  11. Zakochalam sie w tym opowiadaniu! Pisz szybko, koniecznie! :))
    "No paczaj no jaki jestem słodki" - padłam :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. To jest genialne... Czekam na ciąg dalszy. Naprawdę masz talent. Będę tu wpadać.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Pięknie piszesz, może zajrzyj do mnie, moze mi coś doradzisz... ? http://dwa-swiaty-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń