Lumos Maxima
aktualizacja 18.08.2014
Betowała Alicja
Rozdział I
W kuchni Weasley’ów siedzieli już prawie wszyscy członkowie
tej nieco zwariowanej rodzinki. Fred i George zabawiali wszystkich swoimi
nowymi dowcipami, a ponieważ postanowili wrócić do Hogwartu, by tam
zorganizować nowe pokolenie hogwardzkich żartownisiów, zawiesili na rok
działalność swojego sklepu. Pani Weasley krzątała się przy blatach, robiąc
jajecznicę, a Ginny, Ron i Harry zaśmiewali się z wybryków bliźniaków. Hermiona
powoli zeszła ze schodów, wciąż nie mogąc ochłonąć po tym dziwnym śnie o swym
dawnym wrogiem.
– Witaj, Hermiono – zawołała uśmiechnięta pani Weasley, nim
Hermiona zdążyła do końca zejść ze schodów.
– Dzień dobry – odpowiedziała dziewczyna i usiadła obok
Ginny, która gdy tylko ją zobaczyła, zawołała z uśmiechem:
– I jak się spało Hermi? – Słysząc to szatynka spłonęła
wściekle czerwonym rumieńcem, ale nie odpowiedziała Ginny, tylko całą swoją
uwagę skupiła na przygotowanym przez panią Weasley talerzu jajecznicy. Starała się
ignorować wybuchy ze strony stołu, przy którym siedział Fred i George krzyki
pani Weasley strofującej bliźniaków
***
Około godziny 9:00 Ginny i Hermiona były już na Pokątnej.
Harry i bliźniacy obiecali dołączyć do nich potem, a Ron był już w Kwaterze
Głównej Aurorów , gdzie przechodził testy sprawnościowe , jakie musiał zdać by
otrzymać tę pracę.
Jak zwykle na ulicy było tłoczno i gwarno, a gdzie by nie
spojrzeć, tam tłumy czarodziejów oglądających wystawy sklepowe i robiących
zakupy nieco odmienne od zakupów mugoli. Hermiona i Ginny z trudem posuwały się
na przód – do księgarni – ponieważ na ulicach było tak wiele osób. Prawie
wszędzie biegały dzieci, mające pierwszy raz iść do Hogwartu, oglądając miotły
lub inne magiczne atrakcje.
– Jak tak dalej pójdzie, to do wieczora się nie wyrobimy –
mruczała niezadowolona Ginny, a ponieważ była niskiego wzrostu (owa rudowłosa
osóbka mierzyła zaledwie 160 cm wzrostu) bez przerwy była potrącana przez
przechodniów, a dodatkowo niewiele mogła zobaczyć, nawet jeśli stanęła na
palcach, bowiem większość osób była od niej sporo wyższa. Hermiona – mierząca
prawie 170 cm – niewiele lepiej widziała, tak więc aby poznać, gdzie się
znajdują, musiały spojrzeć na sklepowe szyldy. Wreszcie w oddali udało im się
dostrzec księgarnię „Esy i Floresy”. Mimo wojennych wydarzeń, które przecież miały
miejsce nie tak dawno, miejsce to prawie nic się nie zmieniło…
Gdy tylko drzwi się otworzyły, rozległ się dzwonek
informujący o przybyciu nowych klientów i nie minęła minuta, a za ladą pojawiła
się starsza kobieta, pomagająca od niedawna w prowadzeniu księgarni. Hermiona
podała jej kartki z książkami dla niej i dla Ginny, która teraz była z nią w
ostatniej klasie. Tak samo jak niektórzy
uczniowie, którym nie dane było zakończyć edukacji, Hermiona powróciła, by
zakończyć swą edukacje. – Ach – westchnęła kobieta, przyglądając się im z
zainteresowaniem – siódmy rok, kochane… Tak, będziecie miały trochę tych
książek… naprawdę dużo w porównaniu z wcześniejszymi rocznikami. Numerologia
Victorii Skyblood, tak bardzo interesująca i doskonale napisana– mówiła kobieta
podchodząc do odpowiedniej półki i wyciągając z niej dwa egzemplarze
podręcznika. – I jeszcze teraz w programie musicie zrealizować zeszyt ćwiczeń
do eliksirów, doprawdy, jakby same eseje nie wystarczały – mruczała do siebie i
nie wyglądało na to, by to fakt, iż Hermiona i Ginny jej nie odpowiadają, w
jakiś sposób zniechęciło ją do dalszego mówienia – ale w tym roku dali wam
podręcznik Jonesa do Obrony Przed Czarną Magią. To bardzo dobrze, zna się na
rzeczy i z takim podręcznikiem łatwiej zrealizujecie materiał – mówiła, co
chwila podchodząc do nowych regałów i wyciągając kolejne egzemplarze, a
samopiszące pióro wykreślało coraz to kolejne pozycje z listy.
***
Minerwa McGonagall przechadzała się w zamyśleniu po swoim
gabinecie. Tematem jej myśli był Dumbledore… a raczej jego zapiski.
Wszystko zaczęło się prawie tydzień temu, kiedy to przez
przypadek otworzyła ukrytą szufladę w biurku – wcześniej należącym do
Dumbledora – a w niej kopertę zaadresowaną do niej. Znajdował się tam list, w
którym Dumbledore wyraził swe ostatnie życzenie. A mianowicie pragnął, by
Minerwa choć odrobinę postarała się zmniejszyć nienawiść między hogwardzkimi domami.Ale
nie to było najdziwniejsze, na końcu listu widniał dopisek
„Minerwo, w wyniku moich obserwacji uznałem, że Twoja rola w
tym małym pogodzeniu się uczniów będzie doprawdy niewielka, musisz im tylko w
tym pomóc. Trzeba być, że tak to określę ślepym, by nie zauważyć, że starsza
panna Greengrass od trzeciej klasy wpatruje się w Ronalda Weasleya albo, że pan
Potter i panna Parkinson bez tych swoich kłótni świata nie widzą, ani nie
zauważyć spojrzeń młodego Malfoy’a w kierunku panny Granger, chociaż dobrze
ukrytych pod maską pogardy i ignorancji, to jednak nie niewidzialnych. Proszę,
przemyśl to, co tu napisałem i zobacz czy też nie mam racji.”
Albus Dumbledore
– Co za niedorzeczności… – prychnęła na głos, siadając przy
swym biurku i nerwowo splatając ręce na blacie. Po raz pierwszy miała objąć
stanowisko dyrektora, jednak Dumbledore –zapewne przewidując, że to ona, po
śmierci jego i Snape’a, przejmie tę posadę – zostawił dla niej listowne
wskazówki… Dzięki nim chłodna sześćdziesięciotrzylatka czuła się mniej
zagubiona
Teraz pozostawało jej pytanie, co ma zrobić z owym ostatnim
życzeniem Dumbledora. Czy ma robić wszystko, by nauczyć integracji uczniów i
tym samym sprawić, że ich relacje choć trochę się ocieplą czy zignorować to
wszystko i prowadzić szkołę tak jak zamierzała… Bo te całe obserwacje
Dumbledora… większej głupoty jeszcze w życiu nie czytała, a przecież miała
kiedyś wątpliwą przyjemność zapoznać się z jedną książką Lockharta…
***
– Co to takiego? – zapytała Hermiona podchodząc do szklanej
gablotki stojącej na ladzie pani McGrover. Owa gadatliwa kobieta pracująca w
księgarni, widząc czym zainteresowała się jej klientka, tylko się uśmiechnęła i
wyjęła zza dekoltu malutki kluczyk.
– To, moja droga, są ogólnie mówiąc cytaty. To wynalazek
mojej prababci, ona nazywała je Słowami Duszy. Na tych malutkich karteczkach znajdują
się różne cytaty, w tym miesiącu umieściłam tu słowa tylko o miłości. Każdy
jest niepowtarzalny, a co najbardziej interesujące, to sam cytat wybiera osobę,
jeśli podejdziesz wystarczająco blisko jedna z tych karteczek pofrunie ci do
ręki, ale tylko ta, która będzie do ciebie pasować. To będzie głos twego serca…
Chcesz spróbować? – zapytała radośnie kobieta. Hermiona odwróciła głowę, by
zobaczyć co robi Ginny, ale ruda, jak gdyby nigdy nic, oglądała sobie książki o
Quidditchu przy jednej z dalszych półek, a wydawała się tym tak zaabsorbowana,
że Hermiona nie miała serca jej przerywać. Kiwnęła głową w stronę sprzedawczyni
, która otworzyła gablotkę. Szatynka powoli wsunęła dłoń w stronę ułożonych
nierówno, pożółkłych skrawków pergaminu. Nie minęły dwie sekundy, a jej palce
ściskały najmniejszą z tych karteczek. Otworzyła ją. Karteczka była lekko pożółkła
i sprawiała wrażenie naprawdę starej, na środku ciemnozłotym atramentem
starannie napisane były słowa
„W dzisiejszych czasach granica pomiędzy miłością
a nienawiścią całkowicie się zatarła...”
Była rozczarowana, liczyła że ten cytat podpowie jej, kim
jest wybranek jej serca, czy też gdzie ma go szukać, a nie poda jakąś ludową
mądrość. By nie sprawić przykrości kobiecie wsunęła karteczkę do kieszeni i
wzięła na ręce stos książek, który był tak wielki, że trzymając go na wysokości
piersi przewyższał ją o jakieś 10 centymetrów. Chwilę później dołączyła do niej
Ginny, a ponieważ Ginevra była niższa od Hermiony o kilka centymetrów,
podręczniki jeszcze bardziej zakrywały jej głowę, gdy niosła je na wysokości
klatki piersiowej.
Niestety, przez tę godzinę ruch na Pokątnej wcale się nie
zmniejszył, a wręcz przeciwnie, z każdą minutą coraz więcej czarodziejów
spacerowało zatłoczonymi ulicami, więc dziewczyny musiały naprawdę się wysilić
by na nikogo nie wpaść. Szczególnie, że każda z nich dźwigała wielki stos
ksiąg, który skutecznie zasłaniał im pole widzenia. Hermiona przeklinała się w
myślach za to, że nie zaczarowała podręczników i nie zmniejszyła ich rozmiarów.
Na Godryka, przecież jest czarownicą! Jednakże teraz, gdy już niosła ciężkie
podręczniki i trzymała je obiema rękami, to niewygodne i niemal niemożliwe do
wykonania było sięgnięcie po różdżkę. Ginny chyba również pomyślała dopiero
teraz o zmniejszeniu stosu podręczników, bo po chwili swoje książki trzymała
już tylko jedną ręką, drugą nieporadnie starając się wyciągnąć z kieszeni
różdżkę. Niestety ani Hermiona, zaabsorbowana tym, co robi jej przyjaciółka,
ani Ginny, która całą swą uwagę skupiła na wyciąganej przez siebie różdżce i
przypominaniu sobie formułki właściwego zaklęcia, nie zauważyły nadchodzącego z
naprzeciwka przechodnia, który obrócił się, by pożegnać znajomego. Ani
Gryfonki, ani nadchodzący chłopak nie przewidzieli tego, co miało zdarzyć się
za chwilę…
Bach! Doszło do zderzenia, które zgodnie z trzecią zasadą
dynamiki Newtona pociągnęło za sobą ciąg skutków. Po pierwsze zarówno
podręczniki Hermiony, jak i Ginny wylądowały na ziemi, a dziewczyny straciły
równowagę i wylądowały z łoskotem na ziemi boleśnie tłukąc sobie pośladki. Po
drugie ów nieznajomy w wyniku zderzenia tylko lekko się zachwiał tracąc na
chwilę równowagę, ale ponieważ był w porównaniu do Gryfonek raczej masywnej
budowy, dla niego zderzenie nie było tak fatalny w skutkach, jak dla dziewczyn.
Widząc co się stało, chłopak szybko doskoczył do Hermiony i
pomógł jej wstać, a następnie podszedł do Ginny, która starała się wstać o
własnych siłach, jednak szło jej to dosyć nieudolnie.
– O matko, bardzo przepraszam! – zaczął przepraszać Gryfonki
i kilkoma szybkimi ruchami pozbierał leżące na ziemi podręczniki. Hermiona
patrzyła na chłopaka ze zdziwieniem, on i takie zachowanie!? Co jeszcze
Godrykowi wpadnie do głowy? Zdążyła tylko wyjąkać:
– Nie ma sprawy Zabini, to nasza wina, powinnam zaczarować
te książki i zmniejszyć ich rozmiary, ale jestem jakaś rozkojarzona… – zaczęła
z prędkością złotego znicza, ale przerwała jej uśmiechnięta szeroko Ginevra:
– Tak, od samego rana Miona jest jakaś rozkojarzona i
nieobecna – uśmiechnęła się sugestywnie, dając lekko zdenerwowanej szatynce do
zrozumienia, że mówi o jej niecodziennym śnie. A Miona, mimo swojego rozkojarzenia
potraktowała Weasleyównę spojrzeniem wygłodniałego bazyliszka, z tym, że Ginny
nie zamilkła spetryfikowana.
– Mniejsza o to –Hermiona przerwała jej szybko, nie chcąc,
by Ginny zaczęła temat Malfoy’a przy Zabinim, który bądź co bądź był jego
najlepszym kumplem. A znając Ginevrę za chwilę wyskoczyłaby z czymś w stylu „a
co tam u twojego tlenionego kumpla, Zabini, tak się z Mionką zastanawiałyśmy,
jak wam leci…” – to nasza wina, bo nie patrzyłyśmy na drogę i szłyśmy dalej,
więc to my powinnyśmy cię przeprosić – powiedziała Miona
– Ależ nie ma sprawy – zapewniał je Zabini, wręczając Ginny
ostatni podręcznik, ruda była z tego powodu trochę naburmuszona, bo o ile
Hermiona była raczej feministką, to Ginny pod tym w względem ją znacznie
przewyższała (raz nawet potraktowała upiorogackiem faceta, który chciał jej
podać w sklepie magazyn Wizzard, który był na najwyższej półce, a panna
Weasley, odebrała to jako szowinistyczne zachowanie mające na celu pokazać jej,
że jest stanowczo za niska) – tak naprawdę, to się nawet cieszę, że was
spotkałem, bo już od dawna zastanawiałem się czy wrócicie na siódmy rok. O ile
mi wiadomo, miałyście szanse na posadki aurorów – Hermiona była w szoku.
Gawędziła ze Ślizgonem i w dodatku, była to całkiem miła pogawędka.
– Tak, większość wraca do Hogwartu – zapewniła go wyciągając
różdżkę i zmniejszając rozmiary książek na tak małe, że z łatwością mogła
zmieścić je do kieszeni – tylko Ron skorzystał z szansy stania się aurorem
teraz. Nawet Harry uznał, że chce ukończyć ostatnią klasę i dopiero później
pracować w Kwaterze Głównej Aurorów. – zauważyła po chwili, że z Zabinim
naprawdę dało się porozmawiać. Ale jedna myśl nie dawała jej spokoju. Zabini
zawsze był kompanem Malfoy’a, może i nie wyzywał jej od szlam, ale nierzadko
się z niej wyśmiewał. Z wahaniem spojrzała w oczy chłopaka – jej babcia
mawiała, że oczy są oknami duszy i ona sama nauczyła się odgadywać cechy
charakteru ludzi na podstawie ich oczu. Na przykład oczy Ginny były duże i brązu,
bardzo żywe i wesołe, a po głębszym przypatrywaniu się można było dostrzec
przebłyski ciemnej zieleni. Doskonale oddawały żywy charakter dziewczyny i jej
radość życia, a duża ilość kolorów jakby pokazywała, że ta oto ruda i niewielka
dziewczyna jest właścicielką jednego z najbardziej oryginalnych charakterów w
tej galaktyce.
Natomiast oczy Blaise’a były zielone, ale złożone z różnych
odcieni tego koloru. Chłopak miał chyba nawet bardziej zielone oczy niż Harry,
jak mogła wcześniej tego nie zauważyć? Ich kolor bardzo rzucał się w oczy, a
odcienie zieleni dodawały mu tylko uroku . Gdy się uśmiechał w jego oczach
błyszczały wesołe ogniki, jakby krzyczące, że ich właściciel posiada największe
poczucie humoru po tej stronie globu.
– To świetnie – Hermiona myślała, że się przesłyszała.
Zabini, ich dotychczasowy wróg nr 2, cieszył się, że ona i jej przyjaciele
wracają do Hogwartu. – A może ty, Wiewiórko, odpowiesz na nurtujące mnie od
jakiegoś tygodnia pytanie – Ginny spiorunowała go wzrokiem, niewątpliwie za
nazwanie jej Wiewiórką.
– To zależy od pytania, Zabini – odpowiedziała, chcąc
spojrzeć na niego z góry, co raczej nie było łatwe biorąc pod uwagę, to że była
o jakieś 30 centymetrów niższa od Ślizgona
– Na pewno znasz odpowiedź. Chodzi mi sklep twoich braci.
Dlaczego zawiesili działalność, przecież mieli świetne dochody? Idę sobie w
tamtym tygodniu do ich sklepu, patrzę na wystawę, a tam pustka. Podchodzę do
drzwi, a tam jest napisane, że zawiesili działalność! A ja chciałem kupić
kilkadziesiąt łajno bomb, trzeba jakoś przywitać Filcha, no nie? – zapytał się
ich z łobuzerskim uśmieszkiem mrugając zabawnie. Widząc to Gryfonki parsknęły
śmiechem, a po chwili Ginny odparła.
– No to cię rozczaruję, Zabini, ale w bieżącym roku nic już
u nich nie kupisz – Blaise wyglądał jakby właśnie sprzątnięto mu ukochaną
zabawkę sprzed nosa – bo… Fred i George postanowili wrócić do Hogwartu! – zawołała
wesoło.
– Serio? – Zabini wyglądał na naprawdę zadowolonego, a
smutek, widoczny na jego twarzy jeszcze przed chwilą zniknął tak nagle, jak się
pojawił – to świetnie, oni i ja w jednej szkole. Ta buda długo jeszcze nie
postoi – zachwalał się Blaise, prężąc niczym dumny kogut. – A tak w ogóle, to
gdzie miałyście teraz iść? – Hermiona zerknęła na zegarek, dochodziła już
11:00. Czy to możliwe, że aż tyle czasu spędziły z Zabinim? A przecież o 11:00
miały się spotkać z bliźniakami i Harrym w lodziarni.
– Teraz musimy iść do lodziarni starego Fortesque,
umówiłyśmy się tam z Fredem, Georgem i Harrym. A ty?
– Ja miałem się spotkać w barze z Draco, tak parę minut po
11:00 – Hermiona skrzywiła się, skoro Malfoy był na Pokątnej, to najpewniej też
wraca na ostatni rok.
– To leć, bo się spóźnisz – uśmiechnęła się Ginny, ale
Blaise tylko machnął ręką.
– A co mi tam. Smok nie zając, nie ucieknie – zaśmiał się,
na co Hermiona ze zjadliwym uśmiechem powiedziała.
– Może nie zając, ale na pewno niesamowicie skoczna fretka!
***
Draco Malfoy wzburzony szedł wyjątkowo zatłoczoną dzisiaj
drogą na Pokątnej. Nie dość, że musiał spędzić sobotni poranek (tak, dla niego
godzina 10:30 to ranek) na Pokątnej z tą całą hołotą przepychającą się do
sklepów, to jeszcze za trzy krótkie dni ponownie zawita w Hogwarcie. Jakby
skończony zaocznie siódmy rok nauki nie wystarczał!
Ale nie! „Skończ szkołę, synu”, „musisz mieć dobre
wykształcenie, synu”, „to będzie dobrze wyglądało, synu”, „przecież my tylko
chcemy dla ciebie jak najlepiej, synu” – przedrzeźniał w myślach swoich
rodziców.
Tak? Jak chcecie, do jasnej cholery, żebym ja się czuł
dobrze, to mnie zostawcie już w spokoju – pieklił się Draco, raz po raz
potrącając jakąś osobę na ulicy i niespecjalnie się tym przejmując.
I w dodatku będzie musiał nie wiadomo ile czasu stracić u
Ollivandera! Że też Blaise musiał mu usiąść na różdżce… A potem do księgarni po
podręczniki, których w tym roku było nadzwyczajnie dużo, a potem tylko z
Blaisem pójść do Madame Malkin i znowu stracić swój cenny czas na przymiarki.
Życie jest głupie
Tym razem osoba którą potrącił Draco się przewróciła. Była
to na oko dwunstoletnia dziewczynka, boleśnie stłukła sobie kolano, ale po co
się przejmować? Więc najpierw do Ollivandera…
Wszedł szybkim krokiem do środka, chcąc stracić jak najmniej
czasu. Gdy przekroczył próg pomieszczenia, rozległa się grana na pianinie
melodia, mająca na celu poinformowanie starego Ollivandera, że przybył nowy
klient. Po chwili za ladą stanął sam sławny różdżkarz. Po wojnie wyglądał na
jeszcze starszego, a jego włosy jak zwykle można było określić trzema słowami;
podpięte do prądu!
– Ach, pan Malfoy – powiedział Ollivander, chyląc lekko
głowę na znak szacunku do młodego arystokraty – dawno się nie widzieliśmy –
mruknął. Nie wspominał pobytu w Malfoy Manor zbyt miło, ale zdawał sobie
sprawę, że na jego traktowanie chłopak nie miał wpływu. – Cóż pana do mnie
sprowadza?
– To chyba jasne, nie? – burknął niezbyt uprzejmie
arystokrata podchodząc do lady – Zabini złamał mi różdżkę.
– Ach, tak. Pan Zabini, świerk 14 cali, Szpon hipogryfa. –
mruknął, na co Draco wywrócił oczami. Czy on zawsze musiał rozpoznawać w
zaułkach swej pamięci ludzi właśnie po różdżkach, jakie im sprzedał? – Na
początek proszę wypróbować tę – powiedział podając mu różdżkę – wiąz, 13 cali,
włos z ogona jednorożca– Draco machnął różdżką i wypowiedział Szpetem zaklęcie,
ale nic się nie wydarzyło, widząc to starzec wyciągnął inne pudełko i podał je
blondynowi – pamiętam różdżkę pana ojca. Tak, 18 cali, wiąz, włókno ze smoczego
serca. Jedna z największych jakie sprzedałem, nawet Rubeus Hagrid miał o dwa
cale mniejszą – mówił, ale natychmiast przerwał, bowiem różdżka, którą trzymał
w dłoniach Draco właśnie sprawiła, że popękały szyby w oknach. – Nie, cis nie
pasuje. Więc może lipa? Zastanowił się, wręczając arystokracie kolejną różdżkę,
ale znowu nic się nie wydarzyło. Trwało to jeszcze jakieś 10 minut i wciąż nie
natrafili na żadną różdżkę odpowiadającą młodemu Malfoy’owi. W końcu podał mu
różdżkę z czarnego orzechu, gdy tylko Draco dotknął jej opuszkami palców,
wszystkie szyby wyleciały z ram, a lada zajęła się ogniem. Ollivander machnął
tylko ręką i wszystko powróciło na miejsce, a płomienie zniknęły. – No cóż,
kogoś pan tu oszukuje, panie Malfoy, a sądząc po płomieniach to najpewniej
samego siebie* – mruknął cicho, ale wystarczająco głośno, by Ślizgon to
usłyszał.
Co ten staruch próbuje mi wmówić – Draco zdenerwował się
mocniej, zaciskając szczęki, ale nie zdążył nic odpowiedzieć, ponieważ
niespodziewanie jedno z pudełek samo z siebie wyleciało z półki i wylądowało
przed Ślizgonem lekko wibrując.
– Proszę, proszę – powiedział zdumiony Ollivander – jakaś
różdżka właśnie pana wybrała – powiedział i wyciągnął ją z pudełka. – Ach, tak
olcha, 15 cali, włókno ze smoczego serca, wystarczająco giętka idealnie nadaje
się do magii niewerbalnej, duża moc – powiedział mężczyzna, wręczając ją
arystokracie. Gdy tylko palce blondyna zacisnęły się na różdżce Draco poczuł
swego rodzaju siłę, która go przeszywała. Garric również to zauważył.
Malfoy ucieszył się, że wreszcie może stąd iść, zapłacił i
mówiąc szybko ciche „dziękuje” wyszedł i sprężystym krokiem skierował się do
księgarni.
***
Podczas gdy kobieta pracująca w księgarni, szykowała dla
niego podręczniki, młody arystokrata stał wygodnie przy ladzie opierając się
nonszalancko o blat. Po chwili jego spojrzenie powędrowało do pozłacanej gablotki
stojącej nieopodal. Była otwarta, zauważył tam wiele leżących w nieładzie
malutkich kawałków pergaminu. Przysunął lekko dłoń do otwartych drzwiczek – nie
byłby Malfoyem, gdyby tego nie zrobił – i wtedy… jedna z tych małych karteczek
do niego przyfrunął. Zawołał zdziwiony:
– Czy może mi pani wytłumaczyć co TO jest? – Kobieta
podeszła ze stosem przygotowanych dla niego ksiąg do lady, postawiła je, po
czym sprawdziła o czym jej klient mówi. Szybko spojrzała na otwarte drzwiczki gablotki, zapomniała je
zamknąć po wizycie tej uroczej brązowowłosej dziewczyny! Po chwili zobaczyła,
że obok ręki Ślizgona wznosi się jeden z owych kawałków pergaminu z cytatami,
jakby domagając się, bo ten otworzył rękę i pozwolił mu przyfrunąć. No cóż,
ciekawość to jeszcze nie grzech, a jak widać jeden z jej cytatów wybrał tego
oto młodzieńca.
– To są cytaty. Stara magia, coś w stylu wróżbiarstwa. W tej
gablotce jest wiele cytatów, ale każdy jest inny i każdy pasuje do innej osoby.
W tym miesiącu umieściłam cytaty o miłości. Jeden z nich cię wybrał, mój drogi.
To głos twojej duszy – zagruchała wesoło kobieta wyciągając kluczyk i zamykając
gablotkę. Draco lekko wzdrygnął się na słowa o głosie duszy… Niespecjalnie
zależało mu, na dopuszczeniu wewnętrznego głosu do siebie…
Spojrzał jednak ciekawsko na złożony kawałek papieru, po
chwili zdecydował się go rozwinąć;
„Narastające uczucie, które rośnie na potęgę. Nie
do ogarnięcia i nie do okiełznania, to miłość albo nienawiść. – czasem możesz
już nie wiedzieć o które właśnie chodzi.”
Przyglądał się w zamyśleniu srebrzystemu cytatowi, poczuł
jak ogarnia go wściekłość, ale ku swojemu zdziwieniu zamiast zmiąć pergamin,
lub go wyrzucić, wsunął go do kieszeni, po czym zmniejszył rozmiar książek i
umieścił je w kieszeni obok swojego cytatu po czym bez słowa wyszedł z
księgarni.
* różdżka z czarnego orzechu nie należy do łatwych do opanowania. Dramatycznie traci moc, jeśli jej właściciel dopuści się jakiejkolwiek formy samooszukiwania. Jeśli czarownica bądź czarodziej nie chce lub nie jest w stanie być uczciwy wobec siebie i innych, różdżka nie działa prawidłowo.
Podoba mi się :) No i Zabini <3
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-jar-of-hearts.blogspot.com
Dziękuje, nie mogę się już doczekać 28 lipca i premiery Twoejgo drugiego rozdziału :)
UsuńJest fajnie, podoba mi się;) najbardziej podobał mi się fragment z cytatami ;d
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Bllof
Hej! Pomysł z cytatami - bardzo ciekawy :) Od początku wygląda to na bardzo interesującą opowieść, więc koniecznie szybciutko pisz co dalej, bo bardzo jestem ciekawa jak masz to zamiar poprowadzić! Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńVenetiia
Wczorajszej nocy wpadłam tu do ciebie i wszystko przeczytałam. Napisałam też dłuuugi komentarz,ale niestety straciłam sygnał wi-fi i się nie opublikował. Muszę zacząć jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńProlog bardziej przypominał mi rozdział niż wstęp do opowiadania. Twój styl pisania jest dość lekki i miło się to czyta. Znalazłam trochę literówek i powtórzeń. Radzę przed opublikowaniem rozdziału raz jeszcze dokładnie go przeczytać. Można dzięki temu wyłapać jakieś błędy. Wracając do samej historii,w prologu zaciekawił mnie sen Miony. Poza tym wiele historii zaczyna się podobnie. Hermiona w Norze,wspomnienia wojny,powrót do szkoły,praca jako auror. Przeczytałam pierwszy rozdział,czekając na coś oryginalnego. Napotkałam fajny,nieco zabawny styl pisania. Trochę trafnych porównań itd. Spodobał mi się pomysł z cytatami. Lubię takie rzeczy. Rozdział wiele nie wniósł,ale czytało się przyjemnie. Opis oczu Zabiniego idealnie odzwierciedlił jego charakter. Cieszę się też,że wskrzesiłaś Freda i Georgea. W Hogwarcie będzie z nimi ciekawiej. Mam nadzieję,że twoja historia będzie czymś nowym. Nie bój się wymyślać i nigdy nie idź na łatwiznę. Piszę już drugą historię Dramione i wiem,że wykorzystywanie wyobraźni się opłaca. Jeśli twój blog będzie ciekawy i oryginalny,to czytelnicy znajdą się sami ;)
Jednym słowem,jest dobrze. Powiadom mnie o rozdziale drugim na moim blogu. Chętnie przeczytam.
Pozdrawiam
Edge
P.S. Przepraszam za ewentualne błędy w komentarzu. Piszę z telefonu.
Jeju jak zobaczyłam, że napisałaś u mnie komentarz i to jeszcze o tym, że obrałaś sobie za cel, żeby mnie zaskoczyć to roześmiałam się. Oczywiście nie z Ciebie, tylko tak po prostu, że jednak obchodzi Cię moja opinia coć trochę. Od razu cieplej na serduch, no ale nie o tym tutaj.
OdpowiedzUsuńTo tak moją jedyną uwagą jest to, żebyś zwracała uwagę na przecinki. Jest u Ciebie jedno zdanie, gdzie są cztery czasowniki i jeden przecinek. Oczywiście nie przeszkadza to w czytaniu, ale jednak lepiej jak są. Ogólnie długość mi bardzo odpowiada, więc oby tak dalej. Rzeczywiście Twój rozdział różni się od innych blogów pod 3 względami.
1. Fred i George wracają do Hogwartu.
2. Te cytaty.
3. Na pokątnej Hermiona nie spotkała Dracona. A tak zwykle się dzieje.
W takim razie czekam na następny i liczęże mnie jeszcze zaskoczysz :)
Właśnie mnie denerwuje to, że w większości jest tak, że Draco i Hermiona spotykają się i nagle niby oboje się zakochują. Ja tak u siebie nie chce. To byłoby trochę nie realistyczne, bo przecież przez 6 lat nienawiści nie wystarczy jeden gest, aby się zakochać. To po prostu nie prawdziwe, albo, że Draco to od razu taki aniołek, który chce po pierwszym spotkaniu chodzić z Hermioną... Co to, to nie.
Usuńhej, fajnie, naprawde mi się podoba, opisy i wszystko ładnie ze sobą współgra lece czytac dalej :D
OdpowiedzUsuńsuperasny rozdział
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz :) rozdział ciekawy... Miły Blaise :3 lecę czytać kolejne :3
OdpowiedzUsuń~ Mrs.Malfoy
Cudowny rozdział :) Czekam na kolejne i życzę weny!
OdpowiedzUsuńŁadne cytaty... :p Wiadomo o kogo k'man :p :D Idę dalej :)
OdpowiedzUsuń~Mudblood