.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział I

Wybaczcie, rozdział nie jest za bardzo ciekawy, bo naprawdę, uwierzcie , bardzo trudno zacząć, musi się wszystko rozkręcić. Nie zniechęcajcie się, bo sama wiem, że nie wyszedł rewelacyjnie, ale akcja rozwinie się już wkrótce, a ten nudny rozdział jest naprawdę konieczny do wprowadzenia
Lumos Maxima

aktualizacja 18.08.2014

Betowała Alicja


Rozdział I





W kuchni Weasley’ów siedzieli już prawie wszyscy członkowie tej nieco zwariowanej rodzinki. Fred i George zabawiali wszystkich swoimi nowymi dowcipami, a ponieważ postanowili wrócić do Hogwartu, by tam zorganizować nowe pokolenie hogwardzkich żartownisiów, zawiesili na rok działalność swojego sklepu. Pani Weasley krzątała się przy blatach, robiąc jajecznicę, a Ginny, Ron i Harry zaśmiewali się z wybryków bliźniaków. Hermiona powoli zeszła ze schodów, wciąż nie mogąc ochłonąć po tym dziwnym śnie o swym dawnym wrogiem.

– Witaj, Hermiono – zawołała uśmiechnięta pani Weasley, nim Hermiona zdążyła do końca zejść ze schodów.

– Dzień dobry – odpowiedziała dziewczyna i usiadła obok Ginny, która gdy tylko ją zobaczyła, zawołała z uśmiechem:

– I jak się spało Hermi? – Słysząc to szatynka spłonęła wściekle czerwonym rumieńcem, ale nie odpowiedziała Ginny, tylko całą swoją uwagę skupiła na przygotowanym przez panią Weasley talerzu jajecznicy. Starała się ignorować wybuchy ze strony stołu, przy którym siedział Fred i George krzyki pani Weasley strofującej bliźniaków

***

Około godziny 9:00 Ginny i Hermiona były już na Pokątnej. Harry i bliźniacy obiecali dołączyć do nich potem, a Ron był już w Kwaterze Głównej Aurorów , gdzie przechodził testy sprawnościowe , jakie musiał zdać by otrzymać tę pracę.

Jak zwykle na ulicy było tłoczno i gwarno, a gdzie by nie spojrzeć, tam tłumy czarodziejów oglądających wystawy sklepowe i robiących zakupy nieco odmienne od zakupów mugoli. Hermiona i Ginny z trudem posuwały się na przód – do księgarni – ponieważ na ulicach było tak wiele osób. Prawie wszędzie biegały dzieci, mające pierwszy raz iść do Hogwartu, oglądając miotły lub inne magiczne atrakcje.

– Jak tak dalej pójdzie, to do wieczora się nie wyrobimy – mruczała niezadowolona Ginny, a ponieważ była niskiego wzrostu (owa rudowłosa osóbka mierzyła zaledwie 160 cm wzrostu) bez przerwy była potrącana przez przechodniów, a dodatkowo niewiele mogła zobaczyć, nawet jeśli stanęła na palcach, bowiem większość osób była od niej sporo wyższa. Hermiona – mierząca prawie 170 cm – niewiele lepiej widziała, tak więc aby poznać, gdzie się znajdują, musiały spojrzeć na sklepowe szyldy. Wreszcie w oddali udało im się dostrzec księgarnię „Esy i Floresy”. Mimo wojennych wydarzeń, które przecież miały miejsce nie tak dawno, miejsce to prawie nic się nie zmieniło…

Gdy tylko drzwi się otworzyły, rozległ się dzwonek informujący o przybyciu nowych klientów i nie minęła minuta, a za ladą pojawiła się starsza kobieta, pomagająca od niedawna w prowadzeniu księgarni. Hermiona podała jej kartki z książkami dla niej i dla Ginny, która teraz była z nią w ostatniej  klasie. Tak samo jak niektórzy uczniowie, którym nie dane było zakończyć edukacji, Hermiona powróciła, by zakończyć swą edukacje. – Ach – westchnęła kobieta, przyglądając się im z zainteresowaniem – siódmy rok, kochane… Tak, będziecie miały trochę tych książek… naprawdę dużo w porównaniu z wcześniejszymi rocznikami. Numerologia Victorii Skyblood, tak bardzo interesująca i doskonale napisana– mówiła kobieta podchodząc do odpowiedniej półki i wyciągając z niej dwa egzemplarze podręcznika. – I jeszcze teraz w programie musicie zrealizować zeszyt ćwiczeń do eliksirów, doprawdy, jakby same eseje nie wystarczały – mruczała do siebie i nie wyglądało na to, by to fakt, iż Hermiona i Ginny jej nie odpowiadają, w jakiś sposób zniechęciło ją do dalszego mówienia – ale w tym roku dali wam podręcznik Jonesa do Obrony Przed Czarną Magią. To bardzo dobrze, zna się na rzeczy i z takim podręcznikiem łatwiej zrealizujecie materiał – mówiła, co chwila podchodząc do nowych regałów i wyciągając kolejne egzemplarze, a samopiszące pióro wykreślało coraz to kolejne pozycje z listy.

***

Minerwa McGonagall przechadzała się w zamyśleniu po swoim gabinecie. Tematem jej myśli był Dumbledore… a raczej jego zapiski.

Wszystko zaczęło się prawie tydzień temu, kiedy to przez przypadek otworzyła ukrytą szufladę w biurku – wcześniej należącym do Dumbledora – a w niej kopertę zaadresowaną do niej. Znajdował się tam list, w którym Dumbledore wyraził swe ostatnie życzenie. A mianowicie pragnął, by Minerwa choć odrobinę postarała się zmniejszyć nienawiść między hogwardzkimi domami.Ale nie to było najdziwniejsze, na końcu listu widniał dopisek

„Minerwo, w wyniku moich obserwacji uznałem, że Twoja rola w tym małym pogodzeniu się uczniów będzie doprawdy niewielka, musisz im tylko w tym pomóc. Trzeba być, że tak to określę ślepym, by nie zauważyć, że starsza panna Greengrass od trzeciej klasy wpatruje się w Ronalda Weasleya albo, że pan Potter i panna Parkinson bez tych swoich kłótni świata nie widzą, ani nie zauważyć spojrzeń młodego Malfoy’a w kierunku panny Granger, chociaż dobrze ukrytych pod maską pogardy i ignorancji, to jednak nie niewidzialnych. Proszę, przemyśl to, co tu napisałem i zobacz czy też nie mam racji.”

Albus Dumbledore

– Co za niedorzeczności… – prychnęła na głos, siadając przy swym biurku i nerwowo splatając ręce na blacie. Po raz pierwszy miała objąć stanowisko dyrektora, jednak Dumbledore –zapewne przewidując, że to ona, po śmierci jego i Snape’a, przejmie tę posadę – zostawił dla niej listowne wskazówki… Dzięki nim chłodna sześćdziesięciotrzylatka czuła się mniej zagubiona

Teraz pozostawało jej pytanie, co ma zrobić z owym ostatnim życzeniem Dumbledora. Czy ma robić wszystko, by nauczyć integracji uczniów i tym samym sprawić, że ich relacje choć trochę się ocieplą czy zignorować to wszystko i prowadzić szkołę tak jak zamierzała… Bo te całe obserwacje Dumbledora… większej głupoty jeszcze w życiu nie czytała, a przecież miała kiedyś wątpliwą przyjemność zapoznać się z jedną książką Lockharta…

***

– Co to takiego? – zapytała Hermiona podchodząc do szklanej gablotki stojącej na ladzie pani McGrover. Owa gadatliwa kobieta pracująca w księgarni, widząc czym zainteresowała się jej klientka, tylko się uśmiechnęła i wyjęła zza dekoltu malutki kluczyk.

– To, moja droga, są ogólnie mówiąc cytaty. To wynalazek mojej prababci, ona nazywała je Słowami Duszy. Na tych malutkich karteczkach znajdują się różne cytaty, w tym miesiącu umieściłam tu słowa tylko o miłości. Każdy jest niepowtarzalny, a co najbardziej interesujące, to sam cytat wybiera osobę, jeśli podejdziesz wystarczająco blisko jedna z tych karteczek pofrunie ci do ręki, ale tylko ta, która będzie do ciebie pasować. To będzie głos twego serca… Chcesz spróbować? – zapytała radośnie kobieta. Hermiona odwróciła głowę, by zobaczyć co robi Ginny, ale ruda, jak gdyby nigdy nic, oglądała sobie książki o Quidditchu przy jednej z dalszych półek, a wydawała się tym tak zaabsorbowana, że Hermiona nie miała serca jej przerywać. Kiwnęła głową w stronę sprzedawczyni , która otworzyła gablotkę. Szatynka powoli wsunęła dłoń w stronę ułożonych nierówno, pożółkłych skrawków pergaminu. Nie minęły dwie sekundy, a jej palce ściskały najmniejszą z tych karteczek. Otworzyła ją. Karteczka była lekko pożółkła i sprawiała wrażenie naprawdę starej, na środku ciemnozłotym atramentem starannie napisane były słowa

„W dzisiejszych czasach granica pomiędzy miłością a nienawiścią całkowicie się zatarła...”

Była rozczarowana, liczyła że ten cytat podpowie jej, kim jest wybranek jej serca, czy też gdzie ma go szukać, a nie poda jakąś ludową mądrość. By nie sprawić przykrości kobiecie wsunęła karteczkę do kieszeni i wzięła na ręce stos książek, który był tak wielki, że trzymając go na wysokości piersi przewyższał ją o jakieś 10 centymetrów. Chwilę później dołączyła do niej Ginny, a ponieważ Ginevra była niższa od Hermiony o kilka centymetrów, podręczniki jeszcze bardziej zakrywały jej głowę, gdy niosła je na wysokości klatki piersiowej.

Niestety, przez tę godzinę ruch na Pokątnej wcale się nie zmniejszył, a wręcz przeciwnie, z każdą minutą coraz więcej czarodziejów spacerowało zatłoczonymi ulicami, więc dziewczyny musiały naprawdę się wysilić by na nikogo nie wpaść. Szczególnie, że każda z nich dźwigała wielki stos ksiąg, który skutecznie zasłaniał im pole widzenia. Hermiona przeklinała się w myślach za to, że nie zaczarowała podręczników i nie zmniejszyła ich rozmiarów. Na Godryka, przecież jest czarownicą! Jednakże teraz, gdy już niosła ciężkie podręczniki i trzymała je obiema rękami, to niewygodne i niemal niemożliwe do wykonania było sięgnięcie po różdżkę. Ginny chyba również pomyślała dopiero teraz o zmniejszeniu stosu podręczników, bo po chwili swoje książki trzymała już tylko jedną ręką, drugą nieporadnie starając się wyciągnąć z kieszeni różdżkę. Niestety ani Hermiona, zaabsorbowana tym, co robi jej przyjaciółka, ani Ginny, która całą swą uwagę skupiła na wyciąganej przez siebie różdżce i przypominaniu sobie formułki właściwego zaklęcia, nie zauważyły nadchodzącego z naprzeciwka przechodnia, który obrócił się, by pożegnać znajomego. Ani Gryfonki, ani nadchodzący chłopak nie przewidzieli tego, co miało zdarzyć się za chwilę…

Bach! Doszło do zderzenia, które zgodnie z trzecią zasadą dynamiki Newtona pociągnęło za sobą ciąg skutków. Po pierwsze zarówno podręczniki Hermiony, jak i Ginny wylądowały na ziemi, a dziewczyny straciły równowagę i wylądowały z łoskotem na ziemi boleśnie tłukąc sobie pośladki. Po drugie ów nieznajomy w wyniku zderzenia tylko lekko się zachwiał tracąc na chwilę równowagę, ale ponieważ był w porównaniu do Gryfonek raczej masywnej budowy, dla niego zderzenie nie było tak fatalny w skutkach, jak dla dziewczyn.

Widząc co się stało, chłopak szybko doskoczył do Hermiony i pomógł jej wstać, a następnie podszedł do Ginny, która starała się wstać o własnych siłach, jednak szło jej to dosyć nieudolnie.

– O matko, bardzo przepraszam! – zaczął przepraszać Gryfonki i kilkoma szybkimi ruchami pozbierał leżące na ziemi podręczniki. Hermiona patrzyła na chłopaka ze zdziwieniem, on i takie zachowanie!? Co jeszcze Godrykowi wpadnie do głowy? Zdążyła tylko wyjąkać:

– Nie ma sprawy Zabini, to nasza wina, powinnam zaczarować te książki i zmniejszyć ich rozmiary, ale jestem jakaś rozkojarzona… – zaczęła z prędkością złotego znicza, ale przerwała jej uśmiechnięta szeroko Ginevra:

– Tak, od samego rana Miona jest jakaś rozkojarzona i nieobecna – uśmiechnęła się sugestywnie, dając lekko zdenerwowanej szatynce do zrozumienia, że mówi o jej niecodziennym śnie. A Miona, mimo swojego rozkojarzenia potraktowała Weasleyównę spojrzeniem wygłodniałego bazyliszka, z tym, że Ginny nie zamilkła spetryfikowana.

– Mniejsza o to –Hermiona przerwała jej szybko, nie chcąc, by Ginny zaczęła temat Malfoy’a przy Zabinim, który bądź co bądź był jego najlepszym kumplem. A znając Ginevrę za chwilę wyskoczyłaby z czymś w stylu „a co tam u twojego tlenionego kumpla, Zabini, tak się z Mionką zastanawiałyśmy, jak wam leci…” – to nasza wina, bo nie patrzyłyśmy na drogę i szłyśmy dalej, więc to my powinnyśmy cię przeprosić – powiedziała Miona

– Ależ nie ma sprawy – zapewniał je Zabini, wręczając Ginny ostatni podręcznik, ruda była z tego powodu trochę naburmuszona, bo o ile Hermiona była raczej feministką, to Ginny pod tym w względem ją znacznie przewyższała (raz nawet potraktowała upiorogackiem faceta, który chciał jej podać w sklepie magazyn Wizzard, który był na najwyższej półce, a panna Weasley, odebrała to jako szowinistyczne zachowanie mające na celu pokazać jej, że jest stanowczo za niska) – tak naprawdę, to się nawet cieszę, że was spotkałem, bo już od dawna zastanawiałem się czy wrócicie na siódmy rok. O ile mi wiadomo, miałyście szanse na posadki aurorów – Hermiona była w szoku. Gawędziła ze Ślizgonem i w dodatku, była to całkiem miła pogawędka.

– Tak, większość wraca do Hogwartu – zapewniła go wyciągając różdżkę i zmniejszając rozmiary książek na tak małe, że z łatwością mogła zmieścić je do kieszeni – tylko Ron skorzystał z szansy stania się aurorem teraz. Nawet Harry uznał, że chce ukończyć ostatnią klasę i dopiero później pracować w Kwaterze Głównej Aurorów. – zauważyła po chwili, że z Zabinim naprawdę dało się porozmawiać. Ale jedna myśl nie dawała jej spokoju. Zabini zawsze był kompanem Malfoy’a, może i nie wyzywał jej od szlam, ale nierzadko się z niej wyśmiewał. Z wahaniem spojrzała w oczy chłopaka – jej babcia mawiała, że oczy są oknami duszy i ona sama nauczyła się odgadywać cechy charakteru ludzi na podstawie ich oczu. Na przykład oczy Ginny były duże i brązu, bardzo żywe i wesołe, a po głębszym przypatrywaniu się można było dostrzec przebłyski ciemnej zieleni. Doskonale oddawały żywy charakter dziewczyny i jej radość życia, a duża ilość kolorów jakby pokazywała, że ta oto ruda i niewielka dziewczyna jest właścicielką jednego z najbardziej oryginalnych charakterów w tej galaktyce.

Natomiast oczy Blaise’a były zielone, ale złożone z różnych odcieni tego koloru. Chłopak miał chyba nawet bardziej zielone oczy niż Harry, jak mogła wcześniej tego nie zauważyć? Ich kolor bardzo rzucał się w oczy, a odcienie zieleni dodawały mu tylko uroku . Gdy się uśmiechał w jego oczach błyszczały wesołe ogniki, jakby krzyczące, że ich właściciel posiada największe poczucie humoru po tej stronie globu.

– To świetnie – Hermiona myślała, że się przesłyszała. Zabini, ich dotychczasowy wróg nr 2, cieszył się, że ona i jej przyjaciele wracają do Hogwartu. – A może ty, Wiewiórko, odpowiesz na nurtujące mnie od jakiegoś tygodnia pytanie – Ginny spiorunowała go wzrokiem, niewątpliwie za nazwanie jej Wiewiórką.

– To zależy od pytania, Zabini – odpowiedziała, chcąc spojrzeć na niego z góry, co raczej nie było łatwe biorąc pod uwagę, to że była o jakieś 30 centymetrów niższa od Ślizgona

– Na pewno znasz odpowiedź. Chodzi mi sklep twoich braci. Dlaczego zawiesili działalność, przecież mieli świetne dochody? Idę sobie w tamtym tygodniu do ich sklepu, patrzę na wystawę, a tam pustka. Podchodzę do drzwi, a tam jest napisane, że zawiesili działalność! A ja chciałem kupić kilkadziesiąt łajno bomb, trzeba jakoś przywitać Filcha, no nie? – zapytał się ich z łobuzerskim uśmieszkiem mrugając zabawnie. Widząc to Gryfonki parsknęły śmiechem, a po chwili Ginny odparła.

– No to cię rozczaruję, Zabini, ale w bieżącym roku nic już u nich nie kupisz – Blaise wyglądał jakby właśnie sprzątnięto mu ukochaną zabawkę sprzed nosa – bo… Fred i George postanowili wrócić do Hogwartu! – zawołała wesoło.

– Serio? – Zabini wyglądał na naprawdę zadowolonego, a smutek, widoczny na jego twarzy jeszcze przed chwilą zniknął tak nagle, jak się pojawił – to świetnie, oni i ja w jednej szkole. Ta buda długo jeszcze nie postoi – zachwalał się Blaise, prężąc niczym dumny kogut. – A tak w ogóle, to gdzie miałyście teraz iść? – Hermiona zerknęła na zegarek, dochodziła już 11:00. Czy to możliwe, że aż tyle czasu spędziły z Zabinim? A przecież o 11:00 miały się spotkać z bliźniakami i Harrym w lodziarni.

– Teraz musimy iść do lodziarni starego Fortesque, umówiłyśmy się tam z Fredem, Georgem i Harrym. A ty?

– Ja miałem się spotkać w barze z Draco, tak parę minut po 11:00 – Hermiona skrzywiła się, skoro Malfoy był na Pokątnej, to najpewniej też wraca na ostatni rok.

– To leć, bo się spóźnisz – uśmiechnęła się Ginny, ale Blaise tylko machnął ręką.

– A co mi tam. Smok nie zając, nie ucieknie – zaśmiał się, na co Hermiona ze zjadliwym uśmiechem powiedziała.

– Może nie zając, ale na pewno niesamowicie skoczna fretka!

***

Draco Malfoy wzburzony szedł wyjątkowo zatłoczoną dzisiaj drogą na Pokątnej. Nie dość, że musiał spędzić sobotni poranek (tak, dla niego godzina 10:30 to ranek) na Pokątnej z tą całą hołotą przepychającą się do sklepów, to jeszcze za trzy krótkie dni ponownie zawita w Hogwarcie. Jakby skończony zaocznie siódmy rok nauki nie wystarczał!

Ale nie! „Skończ szkołę, synu”, „musisz mieć dobre wykształcenie, synu”, „to będzie dobrze wyglądało, synu”, „przecież my tylko chcemy dla ciebie jak najlepiej, synu” – przedrzeźniał w myślach swoich rodziców.

Tak? Jak chcecie, do jasnej cholery, żebym ja się czuł dobrze, to mnie zostawcie już w spokoju – pieklił się Draco, raz po raz potrącając jakąś osobę na ulicy i niespecjalnie się tym przejmując.

I w dodatku będzie musiał nie wiadomo ile czasu stracić u Ollivandera! Że też Blaise musiał mu usiąść na różdżce… A potem do księgarni po podręczniki, których w tym roku było nadzwyczajnie dużo, a potem tylko z Blaisem pójść do Madame Malkin i znowu stracić swój cenny czas na przymiarki.

Życie jest głupie

Tym razem osoba którą potrącił Draco się przewróciła. Była to na oko dwunstoletnia dziewczynka, boleśnie stłukła sobie kolano, ale po co się przejmować? Więc najpierw do Ollivandera…

Wszedł szybkim krokiem do środka, chcąc stracić jak najmniej czasu. Gdy przekroczył próg pomieszczenia, rozległa się grana na pianinie melodia, mająca na celu poinformowanie starego Ollivandera, że przybył nowy klient. Po chwili za ladą stanął sam sławny różdżkarz. Po wojnie wyglądał na jeszcze starszego, a jego włosy jak zwykle można było określić trzema słowami; podpięte do prądu!

– Ach, pan Malfoy – powiedział Ollivander, chyląc lekko głowę na znak szacunku do młodego arystokraty – dawno się nie widzieliśmy – mruknął. Nie wspominał pobytu w Malfoy Manor zbyt miło, ale zdawał sobie sprawę, że na jego traktowanie chłopak nie miał wpływu. – Cóż pana do mnie sprowadza?

– To chyba jasne, nie? – burknął niezbyt uprzejmie arystokrata podchodząc do lady – Zabini złamał mi różdżkę.

– Ach, tak. Pan Zabini, świerk 14 cali, Szpon hipogryfa. – mruknął, na co Draco wywrócił oczami. Czy on zawsze musiał rozpoznawać w zaułkach swej pamięci ludzi właśnie po różdżkach, jakie im sprzedał? – Na początek proszę wypróbować tę – powiedział podając mu różdżkę – wiąz, 13 cali, włos z ogona jednorożca– Draco machnął różdżką i wypowiedział Szpetem zaklęcie, ale nic się nie wydarzyło, widząc to starzec wyciągnął inne pudełko i podał je blondynowi – pamiętam różdżkę pana ojca. Tak, 18 cali, wiąz, włókno ze smoczego serca. Jedna z największych jakie sprzedałem, nawet Rubeus Hagrid miał o dwa cale mniejszą – mówił, ale natychmiast przerwał, bowiem różdżka, którą trzymał w dłoniach Draco właśnie sprawiła, że popękały szyby w oknach. – Nie, cis nie pasuje. Więc może lipa? Zastanowił się, wręczając arystokracie kolejną różdżkę, ale znowu nic się nie wydarzyło. Trwało to jeszcze jakieś 10 minut i wciąż nie natrafili na żadną różdżkę odpowiadającą młodemu Malfoy’owi. W końcu podał mu różdżkę z czarnego orzechu, gdy tylko Draco dotknął jej opuszkami palców, wszystkie szyby wyleciały z ram, a lada zajęła się ogniem. Ollivander machnął tylko ręką i wszystko powróciło na miejsce, a płomienie zniknęły. – No cóż, kogoś pan tu oszukuje, panie Malfoy, a sądząc po płomieniach to najpewniej samego siebie* – mruknął cicho, ale wystarczająco głośno, by Ślizgon to usłyszał.

Co ten staruch próbuje mi wmówić – Draco zdenerwował się mocniej, zaciskając szczęki, ale nie zdążył nic odpowiedzieć, ponieważ niespodziewanie jedno z pudełek samo z siebie wyleciało z półki i wylądowało przed Ślizgonem lekko wibrując.

– Proszę, proszę – powiedział zdumiony Ollivander – jakaś różdżka właśnie pana wybrała – powiedział i wyciągnął ją z pudełka. – Ach, tak olcha, 15 cali, włókno ze smoczego serca, wystarczająco giętka idealnie nadaje się do magii niewerbalnej, duża moc – powiedział mężczyzna, wręczając ją arystokracie. Gdy tylko palce blondyna zacisnęły się na różdżce Draco poczuł swego rodzaju siłę, która go przeszywała. Garric również to zauważył.

Malfoy ucieszył się, że wreszcie może stąd iść, zapłacił i mówiąc szybko ciche „dziękuje” wyszedł i sprężystym krokiem skierował się do księgarni.

***

Podczas gdy kobieta pracująca w księgarni, szykowała dla niego podręczniki, młody arystokrata stał wygodnie przy ladzie opierając się nonszalancko o blat. Po chwili jego spojrzenie powędrowało do pozłacanej gablotki stojącej nieopodal. Była otwarta, zauważył tam wiele leżących w nieładzie malutkich kawałków pergaminu. Przysunął lekko dłoń do otwartych drzwiczek – nie byłby Malfoyem, gdyby tego nie zrobił – i wtedy… jedna z tych małych karteczek do niego przyfrunął. Zawołał zdziwiony:

– Czy może mi pani wytłumaczyć co TO jest? – Kobieta podeszła ze stosem przygotowanych dla niego ksiąg do lady, postawiła je, po czym sprawdziła o czym jej klient mówi. Szybko spojrzała  na otwarte drzwiczki gablotki, zapomniała je zamknąć po wizycie tej uroczej brązowowłosej dziewczyny! Po chwili zobaczyła, że obok ręki Ślizgona wznosi się jeden z owych kawałków pergaminu z cytatami, jakby domagając się, bo ten otworzył rękę i pozwolił mu przyfrunąć. No cóż, ciekawość to jeszcze nie grzech, a jak widać jeden z jej cytatów wybrał tego oto młodzieńca.

– To są cytaty. Stara magia, coś w stylu wróżbiarstwa. W tej gablotce jest wiele cytatów, ale każdy jest inny i każdy pasuje do innej osoby. W tym miesiącu umieściłam cytaty o miłości. Jeden z nich cię wybrał, mój drogi. To głos twojej duszy – zagruchała wesoło kobieta wyciągając kluczyk i zamykając gablotkę. Draco lekko wzdrygnął się na słowa o głosie duszy… Niespecjalnie zależało mu, na dopuszczeniu wewnętrznego głosu do siebie…

Spojrzał jednak ciekawsko na złożony kawałek papieru, po chwili zdecydował się go rozwinąć;

„Narastające uczucie, które rośnie na potęgę. Nie do ogarnięcia i nie do okiełznania, to miłość albo nienawiść. – czasem możesz już nie wiedzieć o które właśnie chodzi.”
Przyglądał się w zamyśleniu srebrzystemu cytatowi, poczuł jak ogarnia go wściekłość, ale ku swojemu zdziwieniu zamiast zmiąć pergamin, lub go wyrzucić, wsunął go do kieszeni, po czym zmniejszył rozmiar książek i umieścił je w kieszeni obok swojego cytatu po czym bez słowa wyszedł z księgarni.





* różdżka z czarnego orzechu  nie należy do łatwych do opanowania. Dramatycznie traci moc, jeśli jej właściciel dopuści się jakiejkolwiek formy samooszukiwania. Jeśli czarownica bądź czarodziej nie chce lub nie jest w stanie być uczciwy wobec siebie i innych, różdżka nie działa prawidłowo.

12 komentarzy:

  1. Podoba mi się :) No i Zabini <3

    http://dramione-jar-of-hearts.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, nie mogę się już doczekać 28 lipca i premiery Twoejgo drugiego rozdziału :)

      Usuń
  2. Jest fajnie, podoba mi się;) najbardziej podobał mi się fragment z cytatami ;d
    Pozdrawiam, Bllof

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Pomysł z cytatami - bardzo ciekawy :) Od początku wygląda to na bardzo interesującą opowieść, więc koniecznie szybciutko pisz co dalej, bo bardzo jestem ciekawa jak masz to zamiar poprowadzić! Pozdrawiam serdecznie!
    Venetiia

    OdpowiedzUsuń
  4. Wczorajszej nocy wpadłam tu do ciebie i wszystko przeczytałam. Napisałam też dłuuugi komentarz,ale niestety straciłam sygnał wi-fi i się nie opublikował. Muszę zacząć jeszcze raz.
    Prolog bardziej przypominał mi rozdział niż wstęp do opowiadania. Twój styl pisania jest dość lekki i miło się to czyta. Znalazłam trochę literówek i powtórzeń. Radzę przed opublikowaniem rozdziału raz jeszcze dokładnie go przeczytać. Można dzięki temu wyłapać jakieś błędy. Wracając do samej historii,w prologu zaciekawił mnie sen Miony. Poza tym wiele historii zaczyna się podobnie. Hermiona w Norze,wspomnienia wojny,powrót do szkoły,praca jako auror. Przeczytałam pierwszy rozdział,czekając na coś oryginalnego. Napotkałam fajny,nieco zabawny styl pisania. Trochę trafnych porównań itd. Spodobał mi się pomysł z cytatami. Lubię takie rzeczy. Rozdział wiele nie wniósł,ale czytało się przyjemnie. Opis oczu Zabiniego idealnie odzwierciedlił jego charakter. Cieszę się też,że wskrzesiłaś Freda i Georgea. W Hogwarcie będzie z nimi ciekawiej. Mam nadzieję,że twoja historia będzie czymś nowym. Nie bój się wymyślać i nigdy nie idź na łatwiznę. Piszę już drugą historię Dramione i wiem,że wykorzystywanie wyobraźni się opłaca. Jeśli twój blog będzie ciekawy i oryginalny,to czytelnicy znajdą się sami ;)
    Jednym słowem,jest dobrze. Powiadom mnie o rozdziale drugim na moim blogu. Chętnie przeczytam.

    Pozdrawiam
    Edge

    P.S. Przepraszam za ewentualne błędy w komentarzu. Piszę z telefonu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju jak zobaczyłam, że napisałaś u mnie komentarz i to jeszcze o tym, że obrałaś sobie za cel, żeby mnie zaskoczyć to roześmiałam się. Oczywiście nie z Ciebie, tylko tak po prostu, że jednak obchodzi Cię moja opinia coć trochę. Od razu cieplej na serduch, no ale nie o tym tutaj.
    To tak moją jedyną uwagą jest to, żebyś zwracała uwagę na przecinki. Jest u Ciebie jedno zdanie, gdzie są cztery czasowniki i jeden przecinek. Oczywiście nie przeszkadza to w czytaniu, ale jednak lepiej jak są. Ogólnie długość mi bardzo odpowiada, więc oby tak dalej. Rzeczywiście Twój rozdział różni się od innych blogów pod 3 względami.
    1. Fred i George wracają do Hogwartu.
    2. Te cytaty.
    3. Na pokątnej Hermiona nie spotkała Dracona. A tak zwykle się dzieje.
    W takim razie czekam na następny i liczęże mnie jeszcze zaskoczysz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie mnie denerwuje to, że w większości jest tak, że Draco i Hermiona spotykają się i nagle niby oboje się zakochują. Ja tak u siebie nie chce. To byłoby trochę nie realistyczne, bo przecież przez 6 lat nienawiści nie wystarczy jeden gest, aby się zakochać. To po prostu nie prawdziwe, albo, że Draco to od razu taki aniołek, który chce po pierwszym spotkaniu chodzić z Hermioną... Co to, to nie.

      Usuń
  6. hej, fajnie, naprawde mi się podoba, opisy i wszystko ładnie ze sobą współgra lece czytac dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie piszesz :) rozdział ciekawy... Miły Blaise :3 lecę czytać kolejne :3
    ~ Mrs.Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny rozdział :) Czekam na kolejne i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ładne cytaty... :p Wiadomo o kogo k'man :p :D Idę dalej :)
    ~Mudblood

    OdpowiedzUsuń