.

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział IV

Przepraszam, że tak długo to zeszło, bo zapowiadałam, że rozdziały będą co 2-3 dni. Ale udało się, a miniaturki spodziewajcie się jutro wieczorem ;)
Betowała dla was Pearl z   Dramione Jar of Hearts

Zapraszam na miniaturkę





Rozdział IV




Obudził ją tępy ból głowy. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy to fakt, że nie spała we własnym łóżku, a na sofie w salonie Weasleyów. Co dziwniejsze nie spała na niej sama. Leżała po prawej stronie kanapy, wciśnięta w jej róg. W lewym rogu spała zwinięta w kłębek Ruda, a na środku rozwalony na prawie całej powierzchni kanapy chrapał Zabini. Jedną rękę miał pod głową Hermiony, drugą obejmował Ginny w pasie, a jego nogi powykręcane były w różnych kierunkach.

Podniosła się na łokciach, a kończyny miała całe zdrętwiałe, zapewne z powodu spania w tak nie wygodnej pozycji.  Ostrożnie stanęła na ziemi i półprzytomnie rozejrzała się po pokoju. Okazało się, że na podłodze jak gdyby nigdy nic spał sobie Fred, a na fotelu rozwalony był George. Harry’ego i Rona znalazła w kuchni; rudzielec spał na stole, z butelką whisky w ręku, a okularnik pół siedział, pół leżał na podłodze.

No to zabalowali…

Co dziwne, z owej imprezy najlepiej pamiętała początek. Później uległa namowom Diabła i skusiła się na odrobinę ognistej. Następnie ta odrobina przerodziła się w pół butelki, a Hermiona jak i większość, po wypiciu takiej ilości alkoholu była po prostu pijana.

Przez mgłę przypomniała sobie… że śpiewała w duecie z Zabinim jakąś piosenkę. PUBLICZNIE

Pokręciła głową, nigdy nie śpiewała przy kimś, a tu co? Kilka szklanek alkoholu i już śpiewa z Diabłem na imprezie. Miała nadzieje, że nikt nie będzie o tym pamiętać.

Ale coś wciąż nie dawało jej spokoju. Myślała nad tym pracowicie, gdy w końcu:

-- Państwo Weasleyowie! - krzyknęła wszystko sobie przypominając. Przecież pan Arthur, pani Weasley, Fleur, Bill i Charlie aportowali się do domu Andromedy Tonks by pomóc jej opiekować się chorym Teddym. A skoro jeszcze nie wrócili to znaczy, że to coś poważnego i najpewniej będą lada moment by powiedzieć o tym innym… A przecież tutaj wszędzie walały się butelki po alkoholu i kremowym piwie! Mogła postawić sto galonów, na to, że pani Weasley nie byłaby zachwycona widokiem skacowanych dzieci i takiego bałaganu.

Nikt nie zrobił sobie nic z wrzasku Gryfonki i wszyscy dalej spali. Dziewczyna rzuciła na siebie zaklęcie nagłaśniające po czym krzyknęła:

-- Natychmiast wstawajcie! Zaraz zjawią się tu państwo Weasley, a wy jesteście pijani! – wszyscy zerwali się jak oparzeni z łóżek słysząc tak głośny głos. Fred i George jeszcze chwiali się na nogach, a Blaise, mimo, że słaniający się na nogach ze zmęczenia (spędził większość czasu z bliźniakami) z uśmiechem patrzył na Ginny, która przecierała zaspane oczy i jeszcze do niej nie dotarło w jakiej pozycji i co ważniejsze obok kogo spała. Harry i Ron wyszli chwiejnym krokiem z kuchni i półprzytomnie spojrzeli na pozostałych.

-- Ehh – westchnął Blaise – jak Gryfoni wytrzymują imprezy – pokręcił głową, ignorując krzyk Ginevry, gdy ta zobaczyła w jakiej pozycji spała ze swoim, bądź co bądź, byłym wrogiem – u nas zawsze dają eliksir na kaca, nawet mam chyba ze sobą parę buteleczek – mrugnął do nich grzebiąc w kieszeniach i po chwili po niemałych trudach wyciągnął 4 buteleczki jakiegoś niebiesko złotego eliksiru – wiem, że mam tylko tyle, a nas jest sześcioro, ale Malfoy zawsze robi ten eliksir bardzo mocny, więc wystarczy kilka kropel tego cudeńka i będziecie się czuć lepiej niż normalnie – zapewniał ich Diabeł. Fred, George, Ron, Harry i Ginny razem z Blaisem już sięgali po buteleczki, najwyraźniej zbyt nieprzytomni, by zrozumieć sens słów zielonookiego. Hermiona powoli przeanalizowała wypowiedź Ślizgona i o mało nie zadławiła się własną śliną

-- Co? Jak to Malfoy zawsze robi ten eliksir?! Nie wezmę do ust niczego od Malfoya – zawołała rozeźlona Gryfonka tupiąc nogą niczym małe dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki.

-- Nie bój się, Miona – uspokajał dziewczynę brunet – Malfoy miał W z eliksirów, jak ty, a eliksir na kaca robi pierwszorzędnie!- zawołał, najwyraźniej pozostałym to zapewnienie wystarczyło, bo równocześnie sięgnęli po buteleczki i wypili mały łyk eliksiru.

-- Czy wyście powariowali? Nie pamiętacie co Moody zawsze mówił? – gderała dziewczyna, na rezultat eliksiru nie trzeba było dużo czekać, już po kilkunastu sekundach ból głowy im minął i szybciej mogli się skoncentrować. Po nawet tak małej dawce już w ogóle nie czuli zmęczenia.

Widząc efekty eliksiru Malfoya, Hermiona z wahaniem wyciągnęła rękę po butelkę Ginny i nie ufnie napiła się eliksiru. No cóż, musiała stwierdzić, że trucizna to nie była – no dobrze, a teraz musimy tu trochę ogarnąć przed przyjazdem państwa Weasley – oznajmiła rzeczowym tonem, ja i Ginny posprzątamy jedzenie i zaczarujemy naczynia, by same się zmywały. Fred, George i Zabini, wy naprawicie wszystkie szkody i posprzątacie resztki drewna, a Harry i Ron ogarną trochę w domu – zdecydowała – a i jeszcze jedno, lepiej będzie jeśli użyjecie różdżek.



-- A teraz mi powiesz, co się zdarzyło wczoraj z Zabinim?- zapytała Hermiona, gdy już zostały przy drewnianym stole same.

-- Zaczęliśmy gadać i on próbował mnie pocałować!- szepnęła oburzona Ginny, Hermiona widząc jej minę ledwie stłumiła parsknięcie śmiechem – a najgorsze jest to, że prawie mu się udało. Ja… ja nawet chciałam żeby on mnie pocałował. Dopiero potem oprzytomniałam i gdy już dzieliło nas dosłownie kilka centymetrów, chwyciłam jakąś starą książkę, która leżała obok i osłoniłam nią twarz. Zabini niczego nie widział i ją pocałował – opowiadała Ruda. Słysząc to ostatnie Hermiona już się nie mogła powstrzymać tylko wybuchnęła głośnym śmiechem – taa, śmiej się – fuknęła obrażona Wiewiórka – mnie tam do śmiechu nie było…



                                                                    ***

Rezydencja Malfoyów

Była już prawie 12:00, w Malfoy Palaces wszyscy byli już na nogach. No, prawie wszyscy…

Na drugim piętrze, w dużej, utrzymanej w barwach zieleni i srebra sypialni, na wielkim, czarnym, mahoniowym łóżku, na całej jego szerokości leżał rozwalony Draco Malfoy. W pokoju panował wyjątkowy, jak na niego bałagan. Na podłodze przy łóżku leżało 5 pustych butelek po Ognistej Whisky.

Dziedzic Malfoyów powoli otworzył oczy, starając się walczyć z migreną. Jak tylko opuścił krainę Morfeusza do jego głowy wróciły wspomnienia wczorajszego wieczoru…

W jego myślach wciąż rozbrzmiewało słowo, które było winne jego dzisiejszemu stanowi; wydziedziczymy

Nie chciał się żenić, bo po co to komu? Jeszcze z jakąś normalną, to owszem, ale żeby z Astorią Greengrass?! Nie znosił farbowanych blondynek, a już szczególnie dziewczyn, które robiły z siebie dziwki. Astoria nie wątpliwie należała i do tych pierwszych i do tych drugich. Owszem, zabawić się z nimi było można, ale na pewno nie na dłuższą metę… Do tej pory był pewien, że rodzice tak samo jak on nie znoszą najmłodszej Greengrassówny. Jeszcze Dafne by zniósł, przynajmniej zachowała swój naturalny kolor włosów i była bardziej naturalna, chociaż też całkiem mocno umalowana. Ale żeby Astorię? Nie, na to on się nie zgodzi. Choćby miał zostać wydziedziczony i bez grosza. Jeszcze choć tyle szczęścia, że Vivien Rookwood była jego całkiem bliską kuzynką. Bo gdyby było inaczej jak nic kazaliby mu się żenić pewnie z tą różowowłosą idiotką…

Jednak był jeden plus powrotu do Hogwartu…

W głowie blondyna pojawiła się myśl. KASA. Na wszelki wypadek musi mieć ze sobą wszystkie oszczędności, bo gdy powie rodzicom o swoich zamiarach, pewnie zostanie bez niczego. Pożyczał dużo forsy swoim „znajomym”. Sam Borgin i Burke byli mu winni jakieś 800 galeonów, a w Czarnym Kruku winni mu byli 2 500. Teraz czas się upomnieć o dług – uśmiechał się przebiegle w myślach.

Jako ukochany, najmłodszy dziedzic Malfoyów w spadkach dostawał sporo kasy, teraz miał status milionera i to już w tak młodym wieku. 

Ubrał się w czarną koszulę i tego samego koloru dżinsy, a jasne włosy ułożył tak by opadały mu nonszalancko na czoło.

Już miał sięgać po różdżkę, by teleportować się do Borgina i Burke’a, ale usłyszał na korytarzu znajomy łomot, a po chwili w drzwiach stanął Zabini.

-- To znowu ja, Smokusiu – zawołał przesiąkniętym ironią głosem, a Draco skrzywił się z niesmakiem.

-- Daruj sobie Diable, chcesz żebym na cukrzycę przez ciebie zginął – warknął zły, ale po chwili jednak się ucieszył. Z Diabłem będzie zabawniej odbierać od tych szumowin kasę. Tym bardziej, że Blaise, ze swoją oliwkową skórą, zielonymi oczami, czarnymi włosami i mrocznym wyglądzie mógł napędzić tym imitacjom czarodziei niezłego stracha. Nawet był ubrany idealnie do tej akcji – czarne dżinsy ze srebrnym paskiem, czarna koszulka z nadrukiem Avada Kedavra. – szykuj się Blaise, lecimy na pokątną po moją kasę – rzucił z uśmiechem, a Zabini natychmiast się ożywił i zapytał ze wzrokiem kota ze Shreka:

-- A mogę wziąć okularki a’la Mafiozo? - Draco westchnął wywracając oczami.

 – Niech ci będzie, Diable, ale tylko dlatego, że wyglądam w nich przezajebiście – powiedział skromnie, a po chwili Blaise trzymał w dłoni dwie pary okularów przeciwsłonecznych (http://www.eokulary.com.pl/foto/asm_33_g_33-g-360.jpg)

Draco założył sobie jedną parę, a po chwili to samo zrobił Zabini uśmiechając się zawadiacko.

-- Żałuj, że nie było cię u Weasleyów – powiedział w końcu, gdy Draco szukał swojej różdżki. Słysząc to wyznanie blondyn momentalnie zesztywniał.

-- Diable, chyba poziom twojego skretynienia gwałtownie wzrósł przez przebywanie z idiotami-biedakami Weasleyami, Wybrańcem-pojebańcem i tą wredną Granger – syknął Draco.

-- Ej, wcale nie są tacy źli – zaprotestował brunet, a odpowiedziało mu miażdżące spojrzenie blondyna.

-- Są! To zdrajcy krwi, a Granger jest zwykłą… szlamą – wysyczał wściekły arystokrata.

-- Po pierwsze – westchnął Blaise – nie są zdrajcami krwi, to oni stali po właściwej stronie – a Hermiona jest czarownicą i sprawa jej pochodzenia nie ma tu nic do rzeczy – tłumaczył zielonooki łagodnie.

-- Dobra skończ z tym – przerwał mu Malfoy wyraźnie zły.

-- Dobra Smoku – poddał się Zabini – najlepiej skończmy ten temat – zdecydował ugodowo – a tak na marginesie, skończył mi się zapas eliksiru na kaca – blondyn spojrzał na niego zdziwiony – przecież parę dni temu dałem ci z pięć buteleczek – Blaise zaczął się tłumaczyć.

--Bo wiesz, było nas sześcioro i rodzice Weasleyów pojechali do twojej ciotki Andromedy, bo ten jej wnuk zachorował czy coś w tym stylu i bliźniacy przynieśli Ognistą i trochę się upiliśmy – przyznał Blaise, a Draco spojrzał na niego z wysoko uniesioną brwią.

--Mam nadzieje, że ich otrułeś – mruknął arystokrata, Diabeł pokręcił przecząco głową – no stary, miałeś okazje by zabić Wieprzleya, Wybrańca i innych debili i jej nie wykorzystałeś?! – Draco był wyraźnie wstrząśnięty, a Diabeł widowiskowo wywrócił oczami jakby kpiąc z głupoty blondyna. Widząc jego minę uśmiechnął się po Malfoyowsku i powiedział z ironią – a no tak, racja. Przyszli teściowie raczej nie byliby z tego zadowoleni – zaśmiał się, a Blaise zmierzył go spojrzeniem, którego nie powstydził by się bazyliszek, w latach swojej świetności - nawet Granger się…? – zapytał się po chwili milczenia, nie potrafił sobie wyobrazić naczelnej kujonicy Hogwartu.

-- A żebyś wiedział. Chociaż ona oczywiście najmniej z nas wszystkich, ale była na tyle hmm… zrelaksowana, że śpiewała ze mną w duecie – pochwalił się Zabini, Draco w duchu się zdziwił – i powiem ci, że dziewczyna ma ładny głos – dodał Diabeł, ale blondyn szybko mu przerwał.

-- Dobra, znaj moją dobroć. Kilka fiolek eliksiru jest w jednym z kufrów, poszukaj go tam, a ja zaraz wracam – powiedział. Gdy wyszedł brunet podszedł do jednego z małych, czarnych kufrów przyozdobionych herbami rodowymi Malfoyów. Gdy tylko otworzył pierwszy z nich doskonale widział, że szukanego eliksiru tam nie znajdzie, ale coś przykuło jego uwagę. Nigdy nie przypuszczał, że jego przyjaciel będzie miał zdjęcia z balu Bożonarodzeniowego w IV klasie. Nie było ich co prawda wiele, ale ważne, że były. Blaise nie byłby sobą, gdyby nie zaczął ich przeglądać. Na jednym z nich razem z Draco tańczył walca (głupi zakład z Pansy) na innym zwiewał przed Astorią. Na kolejnym była cała paczka Ślizgonów, inne przedstawiało samego Dracona, na kolejnym była… Hermiona Granger. Zabini przetarł zielone oczy, wciąż nie wierząc co widzi. Przejrzał kolejne zdjęcia, większość była ze Ślizgonami, ale znalazł też parę zdjęcia kolegów z innych domów. Ale, co, do Salazara, robiło wśród nich zdjęcie Hermiony?

Nie zdążył jednak znaleźć odpowiedzi na to pytanie, bo na korytarzu usłyszał charakterystyczne kroki blondyna. Szybko zamknął kuferek i otworzył drugi wyciągając szybko eliksir na kaca. Wolał nie myśleć, co by się stało, gdyby Draco odkrył co znalazł. Na pewno nie wyszedł by z tego cało..

-- Dość tego gadania, Diable. Deportuj się do Śmiertelnego Nokturnu – zdecydował władczo blondyn. Obaj w tym samym momencie machnęli różdżkami i po chwili już byli w mrocznej uliczce.

-- Najpier do Borgina i Burke’a. Wiszą mi 800 galeonów. A potem lecimy do Monsieura Blacka, pożyczyłem mu rok temu 4 000 galeonów i do tej pory nic mi nie oddał. Lepiej miej różdżkę w gotowości – powiedział blondyn i razem pewnym krokiem zniknęli w mrocznym zaułku.







1 września, Nora, godzina 9:45



Do małego pokoju na trzecim piętrze leniwie zaczęły się wkradać promienie coraz to mocniejszego słońca. Sen nie zamierzał jak na razie opuścić domowników, jakby złośliwie wiedząc, że za godzinę muszą już być na peronie.

Molly Weasley, tęga, rudowłosa kobieta powoli otworzyła brązowe oczy i zaspana spojrzała na magiczny zegar stojący na stoliku nocnym przy łóżku. Wskazówki pokazywały godzinę 9:45. Molly ponownie zamknęła oczy, ale po chwili wszystko do niej dotarło wyskoczyła z łóżka w pospiechu z głośnym ‘’ZASPALIŚMY”. Krzyk pani Weasley wyrwał ze snu Arthura, który spoglądając na zegarek odkrył powód zdenerwowania żony.

Po minucie wszyscy już byli na nogach i zaczęła się nerwowa krzątanina z pytaniami w stylu ‘’widział ktoś moją różdżkę?!’’ „Ron, gdzie posiałeś moją odznakę prefekta!” i okrzykami „pospieszcie się bo się spóźnimy”.

Na szczęście, z niewielką pomocą magii wyrobili się na 10:30. Było tak późno, że Molly zdecydowała, że dotrą tam siecią Fiuu. Wypowiedzą adres jednego z czarodziejskich barów przy Dworcu King’s Cross, tam będą mieli zdecydowanie bliżej.

-- Tylko pamiętajcie, musicie wyraźnie wypowiedzieć ulicę, bo inaczej, możecie wylądować o jeden ruszt dalej. Niestety aportować się nie możemy, na Dworcu jest zbyt dużo mugoli. Pałętają się wszędzie i jest to zabronione – pouczała ich pani Weasley. Hermiona poczuła nerwowy skurcz w żołądku; nigdy nie podróżowała za pomocą proszku Fiuu, a podczas pierwszej podróży Harry’ego chłopak wylądował na Śmiertelnym Nokturnie. Bała się, że podzieli jego błąd.

-- To może Hermiona pierwsza – zawołała z uśmiechem Molly, nie widząc błysku strachu w oczach dziewczyny.

-- Masz powiedzieć „Dowrzec King’s Cross bar Kruk” – pouczył ją pan Weasley wręczając pudełko z zielonym proszkiem. Panna Granger drżącą ręką chwyciła garść proszku i weszła do kominka. Ginny zobaczyła minę przyjaciółki i powiedziała zdecydowanym tonem:

-- Mamo, ale Hermiona jeszcze nie podróżowała siecią Fiuu! – nikt jednak nie zdążył odpowiednio zareagować, bowiem dziewczyna już wrzuciła proszek drżącym głosem mówiąc:

-- Dworzec Kruk Cross – po czym zniknęła w kłębach zielonego dymu.

                                                                ***

Draco Malfoy miał dzisiaj wyśmienity humor. Co z tego, że znowu wraca do TEJ szkoły, skoro wczoraj udało mu się odzyskać prawie całą kasę, jaką mu wisieli ci nieudacznicy. No prawie całą, jeszcze tylko ci od Mrocznego Jeźdźca mieli mu oddać 20 000 galeonów. Ale to zrobi za chwilę, bo był on tuż przy King’s Cross. Pełno tam było czarno magicznych przedmiotów, więcej nawet niż u Borgina i Burke’a, ale nie wiedzieć czemu ten sklep nie odniósł takiej sławy, jak ten na Nokturnie.

Kierował się właśnie do Magicznego Jeźdźca, szedł wąską uliczką, gdzie pełno było żebraków i nędzarzy. Nie robili na nim żadnego wrażenia. Szedł dalej nonszalanckim krokiem, nie zważając na nędzę tego miejsca. Mijał grupki czarodziejów i różnych mrocznych typków i właśnie miał zakręcić w kolejną uliczkę, gdy koło siebie usłyszał donośny huk. Ku jego zdziwieniu ze starego kominka wypadł nie kto inny, jak idealna przyjaciółka Pottera i Weasleya, Hermiona Granger.

Dziewczyna zakasłała i starała się wywabić z oczu sadz. Gdy wreszcie mogła otworzyć oczy ujrzała tak dobrze znane jej aroganckie oczy Draco Malfoya.

-- Proszę, proszę Granger – zawołał z ironicznym uśmiechem na ustach – czyżby ruszty ci się pomyliły? – odgadł od razu blondyn. Hermiona uniosła dumnie podbródek i odparła:

--A nawet jeśli, to nie twoja sprawa, Malfoy – arystokrata wywrócił oczami po czym warknął:

-- Owszem, nie moja, ale ty chyba nie zdajesz sobie sprawę gdzie jesteś, głupia dziewczyno – Hermiona zmrużyła oczy.

-- Nie uwłaszczaj mojej inteligencji, ty wredny… - zaczęła, ale blondyn jej przerwał mówiąc chłodnym i dość przerażającym tonem:

-- Słuchaj, jesteś właśnie w uliczce czarnoksiężników. Granger, tu są wszyscy ci, którzy parają się czarną magią, a tacy najczęściej nienawidzą szlam! – syknął, Hermiona nie dawała za wygraną.

-- Czyli tak jak ty,  Malfoy – sarknęła, ale blondyn zmiażdżył ją spojrzeniem szaroniebieskich tęczówek.

-- Ale ja, Granger, jeszcze cię nie zabiłem – powiedział, a Hermionie momentalnie zrobiło się zimno, od tonu jego głosu – a ci tutaj najpewniej cię znają. Bohaterka narodowa Hermiona Granger – zakpił z niej – kto by cię nie znał po ostatnich wydarzeniach… Tak więc oni chętnie potorturują dziewczynę, która przeszkodziła w dojściu do władzy Voldemortowi. A, że jesteś jeszcze szlamą, to możesz być pewna, że będziesz umierać w męczarniach. Nie żeby mnie to interesowało – dodał szybko – ale lepiej się stąd szybko wynoś – burknął zimno, widząc niezdecydowanie na twarzy dziewczyny dodał – widzisz tych facetów – wskazał ruchem głowy na grupkę pijanych mężczyzn stojących przy równoległej ścianie i z uwagą obserwujących brązowowłosą. Gryfonka kiwnęła wskazując Ślizgonowi, że widzi, o których mu chodzi – oni nie zawahają się przed niczym, najpierw cię okradną, a potem każdy po kolei cię zgwałci – dodał jadowitym tonem, a Hermiona zbladła, po czym z lekkim strachem spojrzała na blondyna – więc lepiej zmiataj stąd, Granger i to najkrótszą drogą. Szlamy takie jak ty nie są tu mile widziane – powiedział z kpiącym uśmieszkiem – tędy – wskazał na wąskie przejście między budynkami – najszybciej i zapewne najbezpieczniej dotrzesz na King’s Cross… No idź, na co czekasz!? Czy nie wyraziłem się zbyt jasno? – syknął patrząc na nią groźnie.

-- Nie rozkazuj mi, Malfoy – powiedziała hardo Hermiona, ale udała się wyznaczoną przez blondyna trasą. Chłopak stał jeszcze chwilę w miejscu, obserwując czy ta durna Granger się go posłucha. Gdy dziewczyna poszła wskazanym przez niego skrótem chłopak odwrócił się i chwycił za klamkę drzwi Mrocznego Jeźdźca, ale w tej samej chwili szatynka odwróciła się i zapytała:

-- A ty? – blondyn uniósł kpiąco brwi.

-- Ja sobie Granger poradzę, nie bój się. Po pierwsze jestem świetny w różnych klątwach – stwierdził skromnie – a po drugie nie sądzę, by ktokolwiek z tych… ludzi – stwierdził z niesmakiem – odważył się mnie atakować lub w ogóle do mnie podchodzić – uśmiechnął się wrednie – a ty już spadaj – burknął, ale wzrok Hermiony spoczywał na szyldzie sklepu „Mroczny Jeździec – czarno magiczne przedmioty w każdej cenie”. Spojrzała na Dracona pytająco, a on wywrócił oczami, wiedząc, że dziewczyna nie odejdzie, dopóki nie uzyska odpowiedzi – spokojnie, Granger. Nic tu nie kupuję, ani nie sprzedaje – wywrócił oczami, a Hermiona zmarszczyła brwi.

-- To po co… - zaczęła, ale przerwał jej wściekły Slizgon.

-- Na Salazara, Granger! Nie dość, że marnujesz mój cenny czas, to jeszcze musisz być taka wścibska! - warknął wyraźnie zły – po prostu chce odzyskać moją kasę! A teraz już się ode mnie odczep, mam tylko 15 minut, bo spóźnię się na pociąg! – powiedział, po czym zniknął w Mrocznym Jeźdźcu, a Hermiona biegiem ruszyła wskazanym przez blondyna skrótem.



                                                                       ***

-- Hermiona! Na szczęście! – zawołała z wyraźną ulga pani Weasley - mieliśmy nadzieje, że polecisz tylko o jeden ruszt dalej.

-- Nic mi nie jest -  powiedziała dziewczyna, a Fred i George od razu oblegli ją pytaniami.

-- A gdzie wylądowałaś?

-- W jakiejś strasznej uliczce, zapamiętałam tylko jeden sklep, obok którego się znalazłam, był to chyba „Mroczny Jeździec” – powiedziała powoli, a Molly prawie dostała ataku serca.

-- Mroczny Jeździec?! Na Godryka, dziewczyno, jak udało ci się stamtąd wyjść? – dziwiła się przerażona przygodą Hermiony pani Weasley.

-- Spotkałam Malfoya – powiedziała cicho, a wszyscy ze świstem wciągnęli powietrze. Widząc ich reakcje Hermiona szybko dodała – trochę się posprzeczaliśmy, wiecie jaki on jest, ale wskazał mi skrót, którym tu przyszłam – wyjaśniła obierając od Pana Weasleya swoje bagaże. Wszyscy odetchnęli z wyraźną ulgą, ale Harry się zamyślił.

-- Ale zaraz, zaraz. Co Malfoy robił przy TYM sklepie? - zapytał podejrzliwie, Ron wzruszył ramionami.

-- To Malfoy, znacie jego rodzinę – oznajmił, jakby to była najzwyklejsze na świecie – pewnie chciał coś opchnąć, coś czarno magicznego.

-- Nie prawda – wypaliła Hermiona – on poszedł po swoje pieniądze – wszyscy spojrzeli na nią, niczym na dwugłowego smoka zdziwieni i przerażeni faktem, że tłumaczy swojego wroga – zresztą nie ważne, zaraz spóźnimy się na pociąg – oznajmiła i wszyscy przeszli przez barierkę, między peronem 9 a 10 i znaleźli się w tak dobrze znanym im już miejscu, na czarodziejskim peronie 9 i ¾. Dochodziła już godzina 10:50, za 10 minut pociąg odjedzie wioząc ich do Hogwartu…



                                                                      ***

Ginny i Hermiona stały w kolejce przy wózku ze słodyczami, kiedy poczuła jak coś, a raczej ktoś obejmuje je ramionami

-- Hej Miona! – zawołał Zabini wesoło puszczając Gryfonki – witaj Rudzielcze! – zasalutował Ginevrze.

-- Hej Diable! - zawołała  ze śmiechem szatynka uśmiechając się do bruneta, który wprost promieniał radością i humorem.

-- Witaj, ty niedorobiony patafianie – mruknęła Ginny.

-- Co powiedziałaś, Wiewióreczko? Witaj mój słodki kompanie? – zapytał z wielkim uśmiechem na ustach, ale nim Ginny zdążyła cokolwiek zrobić Blaise odwrócił się do blondwłosej postaci stojącej za nim.

-- A ty Smoku, to co, nie przywitasz się? – zapytał z wyczekiwaniem, a Draco mruknął:

-- Diable, sto razy ci powtarzałem, że nie będę witał, ani rozmawiał z twoimi wymyślonymi przyjaciółmi – odparował ignorując obecność Gryfonów i kupując jakieś słodycze.

-- Wybaczcie mu – szepnął Zabini – te jego humory… - uśmiechnął się konspiracyjnie, ale chwilę potem został pociągnięty do przedziału przez blondyna.

-- Idziemy ty szympansie, zanim sobie gorszego obciachu nie zrobisz – syknął, a Ginny i Hermiona wywróciły oczami, zapłaciły za słodycze i zniknęły w przedziale.


15 komentarzy:

  1. jupila!rozdzial!

    ciekawe,co ty wymyslisz z prefektami ;]
    kiedy dodasz nastepny ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ze mnie niecierpliwy czlowiek.. zagladam tu rano,popoludniu i wieczotem , zeby sprawdzic , czy jest nowy rozdzial xd

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Miło mi to słyszeć, ale dodałam miniaturkę, może trcohę złagodzi niecierpliwość :) :D

      Usuń
  2. Pijana Granger? Nonono! Nieładnie :D Zapowiada się ciekawie, będę wpadała częściej ;) Ach, uwielbiam bliźniaków i cieszę się, że ich nie zabiłaś :D
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  3. Hermiona pijana? xD

    Zapraszam na dramione :)
    http://umysl-czystszy-niz-lza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Dałaś linka w komentarzu, więc jestem ;)
    Powiem co mnie zraziło, kolorystyka bloga, ale to chyba tylko ja mam takie zdanie ; )
    Wiadomo 4 rozdziały to nie jest wiele, wszystko się rozkręca, ale styl fajny :)
    Dodaję do obserwowanych,
    Pozdrawiam,
    ichhassedich ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam właśnie wszytskie rozdziały :)
    Świetne jest to opowiadanie, jest w nim coś oryginalnego. Podoba mi się. Postać Narcyzy jest bardzo fajnie opisana, tak jak sobie zawsze ją wyobrażam :P
    Fakt, że Draco zrozumiał, że chcą go ożenić z Astorią jest troszkę naciągany, ale nawet lepiej... Trochę pożyje w strachu ;D
    Życzę weny i pozdrawiam!
    Odiumortis (swag).

    OdpowiedzUsuń
  6. No i pojawił się nasz arogancki arystokrata. Za miło to on nie był, ale jestem pewna, że gdyby ktoś chciał zrobić krzywdę Hermionie dostałby od niego w mordę :>
    Fajnie, że Diabeł zaaklimatyzował się z naszymi Gryfonami.
    I fajnie, że nie zrobiłaś tutaj z Hermiony takiej świętej. Popiła sobie i prawidłowo ^^
    zapraszam do siebie na 1 rozdział -> http://dramione-always-and-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Nooo to ze zdjęciem intrygujące. Ciekawe jakie będzie wyjaśnienie tego! Nie mogę się doczekać! Pozdrawiam...
    Venetiia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmmmmmm...
    Całkiem, całkiem.
    Prawda miejscami wydawało mi się trochę naciągnane, ale w sumie jest ok :D
    Podoba mi się jak przedstawiłaś postać Diabła - wesoły, towarzyski...
    Pozdrawiam Ludum/Skrzat (zmieniłam nazwę)

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozpisalabym sie, ale niestety nie mam czasu :c za to wiedz, że fajny rozdział :D
    ~ Mrs.Malfoy

    OdpowiedzUsuń