Betowała dla was Pearl z Dramione Jar of Hearts
Zapraszam na miniaturkę
Rozdział IV
Obudził ją tępy ból głowy. Pierwsze, co rzuciło jej się w
oczy to fakt, że nie spała we własnym łóżku, a na sofie w salonie Weasleyów. Co
dziwniejsze nie spała na niej sama. Leżała po prawej stronie kanapy, wciśnięta
w jej róg. W lewym rogu spała zwinięta w kłębek Ruda, a na środku rozwalony na
prawie całej powierzchni kanapy chrapał Zabini. Jedną rękę miał pod głową
Hermiony, drugą obejmował Ginny w pasie, a jego nogi powykręcane były w różnych
kierunkach.
Podniosła się na łokciach, a kończyny miała całe zdrętwiałe,
zapewne z powodu spania w tak nie wygodnej pozycji. Ostrożnie stanęła na ziemi i półprzytomnie
rozejrzała się po pokoju. Okazało się, że na podłodze jak gdyby nigdy nic spał
sobie Fred, a na fotelu rozwalony był George. Harry’ego i Rona znalazła w
kuchni; rudzielec spał na stole, z butelką whisky w ręku, a okularnik pół
siedział, pół leżał na podłodze.
No to zabalowali…
Co dziwne, z owej imprezy najlepiej pamiętała początek.
Później uległa namowom Diabła i skusiła się na odrobinę ognistej. Następnie ta
odrobina przerodziła się w pół butelki, a Hermiona jak i większość, po wypiciu
takiej ilości alkoholu była po prostu pijana.
Przez mgłę przypomniała sobie… że śpiewała w duecie z
Zabinim jakąś piosenkę. PUBLICZNIE
Pokręciła głową, nigdy nie śpiewała przy kimś, a tu co?
Kilka szklanek alkoholu i już śpiewa z Diabłem na imprezie. Miała nadzieje, że
nikt nie będzie o tym pamiętać.
Ale coś wciąż nie dawało jej spokoju. Myślała nad tym
pracowicie, gdy w końcu:
-- Państwo Weasleyowie! - krzyknęła wszystko sobie
przypominając. Przecież pan Arthur, pani Weasley, Fleur, Bill i Charlie
aportowali się do domu Andromedy Tonks by pomóc jej opiekować się chorym
Teddym. A skoro jeszcze nie wrócili to znaczy, że to coś poważnego i najpewniej
będą lada moment by powiedzieć o tym innym… A przecież tutaj wszędzie walały
się butelki po alkoholu i kremowym piwie! Mogła postawić sto galonów, na to, że
pani Weasley nie byłaby zachwycona widokiem skacowanych dzieci i takiego
bałaganu.
Nikt nie zrobił sobie nic z wrzasku Gryfonki i wszyscy dalej
spali. Dziewczyna rzuciła na siebie zaklęcie nagłaśniające po czym krzyknęła:
-- Natychmiast wstawajcie! Zaraz zjawią się tu państwo
Weasley, a wy jesteście pijani! – wszyscy zerwali się jak oparzeni z łóżek
słysząc tak głośny głos. Fred i George jeszcze chwiali się na nogach, a Blaise,
mimo, że słaniający się na nogach ze zmęczenia (spędził większość czasu z
bliźniakami) z uśmiechem patrzył na Ginny, która przecierała zaspane oczy i
jeszcze do niej nie dotarło w jakiej pozycji i co ważniejsze obok kogo spała.
Harry i Ron wyszli chwiejnym krokiem z kuchni i półprzytomnie spojrzeli na
pozostałych.
-- Ehh – westchnął Blaise – jak Gryfoni wytrzymują imprezy –
pokręcił głową, ignorując krzyk Ginevry, gdy ta zobaczyła w jakiej pozycji
spała ze swoim, bądź co bądź, byłym wrogiem – u nas zawsze dają eliksir na
kaca, nawet mam chyba ze sobą parę buteleczek – mrugnął do nich grzebiąc w
kieszeniach i po chwili po niemałych trudach wyciągnął 4 buteleczki jakiegoś
niebiesko złotego eliksiru – wiem, że mam tylko tyle, a nas jest sześcioro, ale
Malfoy zawsze robi ten eliksir bardzo mocny, więc wystarczy kilka kropel tego
cudeńka i będziecie się czuć lepiej niż normalnie – zapewniał ich Diabeł. Fred,
George, Ron, Harry i Ginny razem z Blaisem już sięgali po buteleczki,
najwyraźniej zbyt nieprzytomni, by zrozumieć sens słów zielonookiego. Hermiona
powoli przeanalizowała wypowiedź Ślizgona i o mało nie zadławiła się własną
śliną
-- Co? Jak to Malfoy zawsze robi ten eliksir?! Nie wezmę do
ust niczego od Malfoya – zawołała rozeźlona Gryfonka tupiąc nogą niczym małe
dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki.
-- Nie bój się, Miona – uspokajał dziewczynę brunet – Malfoy
miał W z eliksirów, jak ty, a eliksir na kaca robi pierwszorzędnie!- zawołał,
najwyraźniej pozostałym to zapewnienie wystarczyło, bo równocześnie sięgnęli po
buteleczki i wypili mały łyk eliksiru.
-- Czy wyście powariowali? Nie pamiętacie co Moody zawsze
mówił? – gderała dziewczyna, na rezultat eliksiru nie trzeba było dużo czekać,
już po kilkunastu sekundach ból głowy im minął i szybciej mogli się
skoncentrować. Po nawet tak małej dawce już w ogóle nie czuli zmęczenia.
Widząc efekty eliksiru Malfoya, Hermiona z wahaniem
wyciągnęła rękę po butelkę Ginny i nie ufnie napiła się eliksiru. No cóż,
musiała stwierdzić, że trucizna to nie była – no dobrze, a teraz musimy tu
trochę ogarnąć przed przyjazdem państwa Weasley – oznajmiła rzeczowym tonem, ja
i Ginny posprzątamy jedzenie i zaczarujemy naczynia, by same się zmywały. Fred,
George i Zabini, wy naprawicie wszystkie szkody i posprzątacie resztki drewna,
a Harry i Ron ogarną trochę w domu – zdecydowała – a i jeszcze jedno, lepiej
będzie jeśli użyjecie różdżek.
-- A teraz mi powiesz, co się zdarzyło wczoraj z Zabinim?-
zapytała Hermiona, gdy już zostały przy drewnianym stole same.
-- Zaczęliśmy gadać i on próbował mnie pocałować!- szepnęła
oburzona Ginny, Hermiona widząc jej minę ledwie stłumiła parsknięcie śmiechem –
a najgorsze jest to, że prawie mu się udało. Ja… ja nawet chciałam żeby on mnie
pocałował. Dopiero potem oprzytomniałam i gdy już dzieliło nas dosłownie kilka
centymetrów, chwyciłam jakąś starą książkę, która leżała obok i osłoniłam nią
twarz. Zabini niczego nie widział i ją pocałował – opowiadała Ruda. Słysząc to
ostatnie Hermiona już się nie mogła powstrzymać tylko wybuchnęła głośnym
śmiechem – taa, śmiej się – fuknęła obrażona Wiewiórka – mnie tam do śmiechu
nie było…
***
Rezydencja Malfoyów
Była już prawie 12:00, w Malfoy Palaces wszyscy byli już na
nogach. No, prawie wszyscy…
Na drugim piętrze, w dużej, utrzymanej w barwach zieleni i
srebra sypialni, na wielkim, czarnym, mahoniowym łóżku, na całej jego
szerokości leżał rozwalony Draco Malfoy. W pokoju panował wyjątkowy, jak na
niego bałagan. Na podłodze przy łóżku leżało 5 pustych butelek po Ognistej
Whisky.
Dziedzic Malfoyów powoli otworzył oczy, starając się walczyć
z migreną. Jak tylko opuścił krainę Morfeusza do jego głowy wróciły wspomnienia
wczorajszego wieczoru…
W jego myślach wciąż rozbrzmiewało słowo, które było winne
jego dzisiejszemu stanowi; wydziedziczymy
Nie chciał się żenić, bo po co to komu? Jeszcze z jakąś
normalną, to owszem, ale żeby z Astorią Greengrass?! Nie znosił farbowanych
blondynek, a już szczególnie dziewczyn, które robiły z siebie dziwki. Astoria
nie wątpliwie należała i do tych pierwszych i do tych drugich. Owszem, zabawić
się z nimi było można, ale na pewno nie na dłuższą metę… Do tej pory był
pewien, że rodzice tak samo jak on nie znoszą najmłodszej Greengrassówny. Jeszcze
Dafne by zniósł, przynajmniej zachowała swój naturalny kolor włosów i była
bardziej naturalna, chociaż też całkiem mocno umalowana. Ale żeby Astorię? Nie,
na to on się nie zgodzi. Choćby miał zostać wydziedziczony i bez grosza.
Jeszcze choć tyle szczęścia, że Vivien Rookwood była jego całkiem bliską
kuzynką. Bo gdyby było inaczej jak nic kazaliby mu się żenić pewnie z tą
różowowłosą idiotką…
Jednak był jeden plus powrotu do Hogwartu…
W głowie blondyna pojawiła się myśl. KASA. Na wszelki wypadek musi mieć ze sobą wszystkie oszczędności,
bo gdy powie rodzicom o swoich zamiarach, pewnie zostanie bez niczego. Pożyczał
dużo forsy swoim „znajomym”. Sam Borgin i Burke byli mu winni jakieś 800
galeonów, a w Czarnym Kruku winni mu byli 2 500. Teraz czas się upomnieć o dług – uśmiechał się przebiegle w
myślach.
Jako ukochany, najmłodszy dziedzic Malfoyów w spadkach
dostawał sporo kasy, teraz miał status milionera i to już w tak młodym
wieku.
Ubrał się w czarną koszulę i tego samego koloru dżinsy, a
jasne włosy ułożył tak by opadały mu nonszalancko na czoło.
Już miał sięgać po różdżkę, by teleportować się do Borgina i
Burke’a, ale usłyszał na korytarzu znajomy łomot, a po chwili w drzwiach stanął
Zabini.
-- To znowu ja, Smokusiu – zawołał przesiąkniętym ironią
głosem, a Draco skrzywił się z niesmakiem.
-- Daruj sobie Diable, chcesz żebym na cukrzycę przez ciebie
zginął – warknął zły, ale po chwili jednak się ucieszył. Z Diabłem będzie
zabawniej odbierać od tych szumowin kasę. Tym bardziej, że Blaise, ze swoją
oliwkową skórą, zielonymi oczami, czarnymi włosami i mrocznym wyglądzie mógł
napędzić tym imitacjom czarodziei niezłego stracha. Nawet był ubrany idealnie
do tej akcji – czarne dżinsy ze srebrnym paskiem, czarna koszulka z nadrukiem
Avada Kedavra. – szykuj się Blaise, lecimy na pokątną po moją kasę – rzucił z
uśmiechem, a Zabini natychmiast się ożywił i zapytał ze wzrokiem kota ze
Shreka:
-- A mogę wziąć okularki a’la Mafiozo? - Draco westchnął
wywracając oczami.
– Niech ci będzie,
Diable, ale tylko dlatego, że wyglądam w nich przezajebiście – powiedział
skromnie, a po chwili Blaise trzymał w dłoni dwie pary okularów
przeciwsłonecznych (http://www.eokulary.com.pl/foto/asm_33_g_33-g-360.jpg)
Draco założył sobie jedną parę, a po chwili to samo zrobił
Zabini uśmiechając się zawadiacko.
-- Żałuj, że nie było cię u Weasleyów – powiedział w końcu,
gdy Draco szukał swojej różdżki. Słysząc to wyznanie blondyn momentalnie
zesztywniał.
-- Diable, chyba poziom twojego skretynienia gwałtownie
wzrósł przez przebywanie z idiotami-biedakami Weasleyami, Wybrańcem-pojebańcem
i tą wredną Granger – syknął Draco.
-- Ej, wcale nie są tacy źli – zaprotestował brunet, a
odpowiedziało mu miażdżące spojrzenie blondyna.
-- Są! To zdrajcy krwi, a Granger jest zwykłą… szlamą –
wysyczał wściekły arystokrata.
-- Po pierwsze – westchnął Blaise – nie są zdrajcami krwi,
to oni stali po właściwej stronie – a Hermiona jest czarownicą i sprawa jej
pochodzenia nie ma tu nic do rzeczy – tłumaczył zielonooki łagodnie.
-- Dobra skończ z tym – przerwał mu Malfoy wyraźnie zły.
-- Dobra Smoku – poddał się Zabini – najlepiej skończmy ten
temat – zdecydował ugodowo – a tak na marginesie, skończył mi się zapas
eliksiru na kaca – blondyn spojrzał na niego zdziwiony – przecież parę dni temu
dałem ci z pięć buteleczek – Blaise zaczął się tłumaczyć.
--Bo wiesz, było nas sześcioro i rodzice Weasleyów pojechali
do twojej ciotki Andromedy, bo ten jej wnuk zachorował czy coś w tym stylu i
bliźniacy przynieśli Ognistą i trochę się upiliśmy – przyznał Blaise, a Draco
spojrzał na niego z wysoko uniesioną brwią.
--Mam nadzieje, że ich otrułeś – mruknął arystokrata, Diabeł
pokręcił przecząco głową – no stary, miałeś okazje by zabić Wieprzleya,
Wybrańca i innych debili i jej nie wykorzystałeś?! – Draco był wyraźnie
wstrząśnięty, a Diabeł widowiskowo wywrócił oczami jakby kpiąc z głupoty
blondyna. Widząc jego minę uśmiechnął się po Malfoyowsku i powiedział z ironią
– a no tak, racja. Przyszli teściowie raczej nie byliby z tego zadowoleni –
zaśmiał się, a Blaise zmierzył go spojrzeniem, którego nie powstydził by się
bazyliszek, w latach swojej świetności - nawet Granger się…? – zapytał się po
chwili milczenia, nie potrafił sobie wyobrazić naczelnej kujonicy Hogwartu.
-- A żebyś wiedział. Chociaż ona oczywiście najmniej z nas
wszystkich, ale była na tyle hmm… zrelaksowana, że śpiewała ze mną w duecie –
pochwalił się Zabini, Draco w duchu się zdziwił – i powiem ci, że dziewczyna ma
ładny głos – dodał Diabeł, ale blondyn szybko mu przerwał.
-- Dobra, znaj moją dobroć. Kilka fiolek eliksiru jest w
jednym z kufrów, poszukaj go tam, a ja zaraz wracam – powiedział. Gdy wyszedł
brunet podszedł do jednego z małych, czarnych kufrów przyozdobionych herbami
rodowymi Malfoyów. Gdy tylko otworzył pierwszy z nich doskonale widział, że
szukanego eliksiru tam nie znajdzie, ale coś przykuło jego uwagę. Nigdy nie
przypuszczał, że jego przyjaciel będzie miał zdjęcia z balu Bożonarodzeniowego
w IV klasie. Nie było ich co prawda wiele, ale ważne, że były. Blaise nie byłby
sobą, gdyby nie zaczął ich przeglądać. Na jednym z nich razem z Draco tańczył
walca (głupi zakład z Pansy) na innym zwiewał przed Astorią. Na kolejnym była
cała paczka Ślizgonów, inne przedstawiało samego Dracona, na kolejnym była…
Hermiona Granger. Zabini przetarł zielone oczy, wciąż nie wierząc co widzi.
Przejrzał kolejne zdjęcia, większość była ze Ślizgonami, ale znalazł też parę
zdjęcia kolegów z innych domów. Ale, co, do Salazara, robiło wśród nich zdjęcie
Hermiony?
Nie zdążył jednak znaleźć odpowiedzi na to pytanie, bo na
korytarzu usłyszał charakterystyczne kroki blondyna. Szybko zamknął kuferek i
otworzył drugi wyciągając szybko eliksir na kaca. Wolał nie myśleć, co by się
stało, gdyby Draco odkrył co znalazł. Na pewno nie wyszedł by z tego cało..
-- Dość tego gadania, Diable. Deportuj się do Śmiertelnego
Nokturnu – zdecydował władczo blondyn. Obaj w tym samym momencie machnęli
różdżkami i po chwili już byli w mrocznej uliczce.
-- Najpier do Borgina i Burke’a. Wiszą mi 800 galeonów. A
potem lecimy do Monsieura Blacka, pożyczyłem mu rok temu 4 000 galeonów i do
tej pory nic mi nie oddał. Lepiej miej różdżkę w gotowości – powiedział blondyn
i razem pewnym krokiem zniknęli w mrocznym zaułku.
1 września, Nora,
godzina 9:45
Do małego pokoju na trzecim piętrze leniwie zaczęły się
wkradać promienie coraz to mocniejszego słońca. Sen nie zamierzał jak na razie
opuścić domowników, jakby złośliwie wiedząc, że za godzinę muszą już być na
peronie.
Molly Weasley, tęga, rudowłosa kobieta powoli otworzyła
brązowe oczy i zaspana spojrzała na magiczny zegar stojący na stoliku nocnym
przy łóżku. Wskazówki pokazywały godzinę 9:45. Molly ponownie zamknęła oczy,
ale po chwili wszystko do niej dotarło wyskoczyła z łóżka w pospiechu z głośnym
‘’ZASPALIŚMY”. Krzyk pani Weasley wyrwał ze snu Arthura, który spoglądając na
zegarek odkrył powód zdenerwowania żony.
Po minucie wszyscy już byli na nogach i zaczęła się nerwowa
krzątanina z pytaniami w stylu ‘’widział ktoś moją różdżkę?!’’ „Ron, gdzie
posiałeś moją odznakę prefekta!” i okrzykami „pospieszcie się bo się spóźnimy”.
Na szczęście, z niewielką pomocą magii wyrobili się na
10:30. Było tak późno, że Molly zdecydowała, że dotrą tam siecią Fiuu.
Wypowiedzą adres jednego z czarodziejskich barów przy Dworcu King’s Cross, tam
będą mieli zdecydowanie bliżej.
-- Tylko pamiętajcie, musicie wyraźnie wypowiedzieć ulicę,
bo inaczej, możecie wylądować o jeden ruszt dalej. Niestety aportować się nie
możemy, na Dworcu jest zbyt dużo mugoli. Pałętają się wszędzie i jest to
zabronione – pouczała ich pani Weasley. Hermiona poczuła nerwowy skurcz w
żołądku; nigdy nie podróżowała za pomocą proszku Fiuu, a podczas pierwszej
podróży Harry’ego chłopak wylądował na Śmiertelnym Nokturnie. Bała się, że
podzieli jego błąd.
-- To może Hermiona pierwsza – zawołała z uśmiechem Molly,
nie widząc błysku strachu w oczach dziewczyny.
-- Masz powiedzieć „Dowrzec King’s Cross bar Kruk” – pouczył
ją pan Weasley wręczając pudełko z zielonym proszkiem. Panna Granger drżącą
ręką chwyciła garść proszku i weszła do kominka. Ginny zobaczyła minę
przyjaciółki i powiedziała zdecydowanym tonem:
-- Mamo, ale Hermiona jeszcze nie podróżowała siecią Fiuu! –
nikt jednak nie zdążył odpowiednio zareagować, bowiem dziewczyna już wrzuciła
proszek drżącym głosem mówiąc:
-- Dworzec Kruk Cross – po czym zniknęła w kłębach zielonego
dymu.
***
Draco Malfoy miał dzisiaj wyśmienity humor. Co z tego, że
znowu wraca do TEJ szkoły, skoro wczoraj udało mu się odzyskać prawie całą
kasę, jaką mu wisieli ci nieudacznicy. No prawie całą, jeszcze tylko ci od
Mrocznego Jeźdźca mieli mu oddać 20 000 galeonów. Ale to zrobi za chwilę, bo
był on tuż przy King’s Cross. Pełno tam było czarno magicznych przedmiotów,
więcej nawet niż u Borgina i Burke’a, ale nie wiedzieć czemu ten sklep nie
odniósł takiej sławy, jak ten na Nokturnie.
Kierował się właśnie do Magicznego Jeźdźca, szedł wąską
uliczką, gdzie pełno było żebraków i nędzarzy. Nie robili na nim żadnego
wrażenia. Szedł dalej nonszalanckim krokiem, nie zważając na nędzę tego
miejsca. Mijał grupki czarodziejów i różnych mrocznych typków i właśnie miał
zakręcić w kolejną uliczkę, gdy koło siebie usłyszał donośny huk. Ku jego
zdziwieniu ze starego kominka wypadł nie kto inny, jak idealna przyjaciółka
Pottera i Weasleya, Hermiona Granger.
Dziewczyna zakasłała i starała się wywabić z oczu sadz. Gdy
wreszcie mogła otworzyć oczy ujrzała tak dobrze znane jej aroganckie oczy Draco
Malfoya.
-- Proszę, proszę Granger – zawołał z ironicznym uśmiechem
na ustach – czyżby ruszty ci się pomyliły? – odgadł od razu blondyn. Hermiona
uniosła dumnie podbródek i odparła:
--A nawet jeśli, to nie twoja sprawa, Malfoy – arystokrata wywrócił
oczami po czym warknął:
-- Owszem, nie moja, ale ty chyba nie zdajesz sobie sprawę
gdzie jesteś, głupia dziewczyno – Hermiona zmrużyła oczy.
-- Nie uwłaszczaj mojej inteligencji, ty wredny… - zaczęła,
ale blondyn jej przerwał mówiąc chłodnym i dość przerażającym tonem:
-- Słuchaj, jesteś właśnie w uliczce czarnoksiężników. Granger, tu są wszyscy ci, którzy parają się
czarną magią, a tacy najczęściej nienawidzą szlam! – syknął, Hermiona nie
dawała za wygraną.
-- Czyli tak jak ty, Malfoy
– sarknęła, ale blondyn zmiażdżył ją spojrzeniem szaroniebieskich tęczówek.
-- Ale ja, Granger, jeszcze cię nie zabiłem – powiedział, a
Hermionie momentalnie zrobiło się zimno, od tonu jego głosu – a ci tutaj
najpewniej cię znają. Bohaterka narodowa Hermiona Granger – zakpił z niej – kto
by cię nie znał po ostatnich wydarzeniach… Tak więc oni chętnie potorturują dziewczynę,
która przeszkodziła w dojściu do władzy Voldemortowi. A, że jesteś jeszcze
szlamą, to możesz być pewna, że będziesz umierać w męczarniach. Nie żeby mnie
to interesowało – dodał szybko – ale lepiej się stąd szybko wynoś – burknął
zimno, widząc niezdecydowanie na twarzy dziewczyny dodał – widzisz tych facetów
– wskazał ruchem głowy na grupkę pijanych mężczyzn stojących przy równoległej
ścianie i z uwagą obserwujących brązowowłosą. Gryfonka kiwnęła wskazując Ślizgonowi,
że widzi, o których mu chodzi – oni nie zawahają się przed niczym, najpierw cię
okradną, a potem każdy po kolei cię zgwałci – dodał jadowitym tonem, a Hermiona
zbladła, po czym z lekkim strachem spojrzała na blondyna – więc lepiej zmiataj
stąd, Granger i to najkrótszą drogą. Szlamy takie jak ty nie są tu mile
widziane – powiedział z kpiącym uśmieszkiem – tędy – wskazał na wąskie
przejście między budynkami – najszybciej i zapewne najbezpieczniej dotrzesz na
King’s Cross… No idź, na co czekasz!? Czy nie wyraziłem się zbyt jasno? –
syknął patrząc na nią groźnie.
-- Nie rozkazuj mi, Malfoy – powiedziała hardo Hermiona, ale
udała się wyznaczoną przez blondyna trasą. Chłopak stał jeszcze chwilę w
miejscu, obserwując czy ta durna Granger się go posłucha. Gdy dziewczyna poszła
wskazanym przez niego skrótem chłopak odwrócił się i chwycił za klamkę drzwi
Mrocznego Jeźdźca, ale w tej samej chwili szatynka odwróciła się i zapytała:
-- A ty? – blondyn uniósł kpiąco brwi.
-- Ja sobie Granger poradzę, nie bój się. Po pierwsze jestem
świetny w różnych klątwach – stwierdził skromnie – a po drugie nie sądzę, by
ktokolwiek z tych… ludzi – stwierdził z niesmakiem – odważył się mnie atakować
lub w ogóle do mnie podchodzić – uśmiechnął się wrednie – a ty już spadaj –
burknął, ale wzrok Hermiony spoczywał na szyldzie sklepu „Mroczny Jeździec –
czarno magiczne przedmioty w każdej cenie”. Spojrzała na Dracona pytająco, a on
wywrócił oczami, wiedząc, że dziewczyna nie odejdzie, dopóki nie uzyska
odpowiedzi – spokojnie, Granger. Nic tu nie kupuję, ani nie sprzedaje –
wywrócił oczami, a Hermiona zmarszczyła brwi.
-- To po co… - zaczęła, ale przerwał jej wściekły Slizgon.
-- Na Salazara, Granger! Nie dość, że marnujesz mój cenny
czas, to jeszcze musisz być taka wścibska! - warknął wyraźnie zły – po prostu
chce odzyskać moją kasę! A teraz już się ode mnie odczep, mam tylko 15 minut, bo
spóźnię się na pociąg! – powiedział, po czym zniknął w Mrocznym Jeźdźcu, a
Hermiona biegiem ruszyła wskazanym przez blondyna skrótem.
***
-- Hermiona! Na szczęście! – zawołała z wyraźną ulga pani
Weasley - mieliśmy nadzieje, że polecisz tylko o jeden ruszt dalej.
-- Nic mi nie jest -
powiedziała dziewczyna, a Fred i George od razu oblegli ją pytaniami.
-- A gdzie wylądowałaś?
-- W jakiejś strasznej uliczce, zapamiętałam tylko jeden
sklep, obok którego się znalazłam, był to chyba „Mroczny Jeździec” –
powiedziała powoli, a Molly prawie dostała ataku serca.
-- Mroczny Jeździec?! Na Godryka, dziewczyno, jak udało ci
się stamtąd wyjść? – dziwiła się przerażona przygodą Hermiony pani Weasley.
-- Spotkałam Malfoya – powiedziała cicho, a wszyscy ze
świstem wciągnęli powietrze. Widząc ich reakcje Hermiona szybko dodała – trochę
się posprzeczaliśmy, wiecie jaki on jest, ale wskazał mi skrót, którym tu
przyszłam – wyjaśniła obierając od Pana Weasleya swoje bagaże. Wszyscy
odetchnęli z wyraźną ulgą, ale Harry się zamyślił.
-- Ale zaraz, zaraz. Co Malfoy robił przy TYM sklepie? -
zapytał podejrzliwie, Ron wzruszył ramionami.
-- To Malfoy, znacie jego rodzinę – oznajmił, jakby to była
najzwyklejsze na świecie – pewnie chciał coś opchnąć, coś czarno magicznego.
-- Nie prawda – wypaliła Hermiona – on poszedł po swoje
pieniądze – wszyscy spojrzeli na nią, niczym na dwugłowego smoka zdziwieni i
przerażeni faktem, że tłumaczy swojego wroga – zresztą nie ważne, zaraz
spóźnimy się na pociąg – oznajmiła i wszyscy przeszli przez barierkę, między peronem
9 a 10 i znaleźli się w tak dobrze znanym im już miejscu, na czarodziejskim
peronie 9 i ¾. Dochodziła już godzina 10:50, za 10 minut pociąg odjedzie wioząc
ich do Hogwartu…
***
Ginny i Hermiona stały w kolejce przy wózku ze słodyczami,
kiedy poczuła jak coś, a raczej ktoś obejmuje je ramionami
-- Hej Miona! – zawołał Zabini wesoło puszczając Gryfonki –
witaj Rudzielcze! – zasalutował Ginevrze.
-- Hej Diable! - zawołała
ze śmiechem szatynka uśmiechając się do bruneta, który wprost promieniał
radością i humorem.
-- Witaj, ty niedorobiony patafianie – mruknęła Ginny.
-- Co powiedziałaś, Wiewióreczko? Witaj mój słodki kompanie? – zapytał z wielkim uśmiechem na ustach,
ale nim Ginny zdążyła cokolwiek zrobić Blaise odwrócił się do blondwłosej
postaci stojącej za nim.
-- A ty Smoku, to co, nie przywitasz się? – zapytał z
wyczekiwaniem, a Draco mruknął:
-- Diable, sto razy ci powtarzałem, że nie będę witał, ani
rozmawiał z twoimi wymyślonymi przyjaciółmi – odparował ignorując obecność
Gryfonów i kupując jakieś słodycze.
-- Wybaczcie mu – szepnął Zabini – te jego humory… -
uśmiechnął się konspiracyjnie, ale chwilę potem został pociągnięty do
przedziału przez blondyna.
-- Idziemy ty szympansie, zanim sobie gorszego obciachu nie
zrobisz – syknął, a Ginny i Hermiona wywróciły oczami, zapłaciły za słodycze i
zniknęły w przedziale.
jupila!rozdzial!
OdpowiedzUsuńciekawe,co ty wymyslisz z prefektami ;]
kiedy dodasz nastepny ?
za 2 albo 3 dni :)
UsuńAle ze mnie niecierpliwy czlowiek.. zagladam tu rano,popoludniu i wieczotem , zeby sprawdzic , czy jest nowy rozdzial xd
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMiło mi to słyszeć, ale dodałam miniaturkę, może trcohę złagodzi niecierpliwość :) :D
UsuńPijana Granger? Nonono! Nieładnie :D Zapowiada się ciekawie, będę wpadała częściej ;) Ach, uwielbiam bliźniaków i cieszę się, że ich nie zabiłaś :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Hermiona pijana? xD
OdpowiedzUsuńZapraszam na dramione :)
http://umysl-czystszy-niz-lza.blogspot.com/
Dałaś linka w komentarzu, więc jestem ;)
OdpowiedzUsuńPowiem co mnie zraziło, kolorystyka bloga, ale to chyba tylko ja mam takie zdanie ; )
Wiadomo 4 rozdziały to nie jest wiele, wszystko się rozkręca, ale styl fajny :)
Dodaję do obserwowanych,
Pozdrawiam,
ichhassedich ;*
Tak, czekam na nowy szablon :D
UsuńPrzeczytałam właśnie wszytskie rozdziały :)
OdpowiedzUsuńŚwietne jest to opowiadanie, jest w nim coś oryginalnego. Podoba mi się. Postać Narcyzy jest bardzo fajnie opisana, tak jak sobie zawsze ją wyobrażam :P
Fakt, że Draco zrozumiał, że chcą go ożenić z Astorią jest troszkę naciągany, ale nawet lepiej... Trochę pożyje w strachu ;D
Życzę weny i pozdrawiam!
Odiumortis (swag).
No i pojawił się nasz arogancki arystokrata. Za miło to on nie był, ale jestem pewna, że gdyby ktoś chciał zrobić krzywdę Hermionie dostałby od niego w mordę :>
OdpowiedzUsuńFajnie, że Diabeł zaaklimatyzował się z naszymi Gryfonami.
I fajnie, że nie zrobiłaś tutaj z Hermiony takiej świętej. Popiła sobie i prawidłowo ^^
zapraszam do siebie na 1 rozdział -> http://dramione-always-and-forever.blogspot.com/
Nooo to ze zdjęciem intrygujące. Ciekawe jakie będzie wyjaśnienie tego! Nie mogę się doczekać! Pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńVenetiia :)
Hmmmmmm...
OdpowiedzUsuńCałkiem, całkiem.
Prawda miejscami wydawało mi się trochę naciągnane, ale w sumie jest ok :D
Podoba mi się jak przedstawiłaś postać Diabła - wesoły, towarzyski...
Pozdrawiam Ludum/Skrzat (zmieniłam nazwę)
super rozdział
OdpowiedzUsuńRozpisalabym sie, ale niestety nie mam czasu :c za to wiedz, że fajny rozdział :D
OdpowiedzUsuń~ Mrs.Malfoy